Rozdział 11

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

TW: przemoc na tle religijnym (wiem, że dla niektórych temat nad wyraz nieprzyjemny, w tym dla mnie)

Raika przewracała się z boku na bok. Nie potrafiła zasnąć. Ziemia gniotła ją, mimo rozłożonego siennika. Usiadła więc i odetchnęła głęboko, przecierając oczy. Dorzuciła kilka listków czarnej szałwi do palącego się ogniska. Dym z tego zioła odstraszał zwierzęta.

W głowie dudniły jej słowa Hani:

Nie jestem jego prawdziwą córką.

Raika nigdy nie poznała swoich biologicznych rodziców. Nie wiedziała, jak się nazywali i wyglądali, ani czy jeszcze żyli. Nie próbowała nigdy ich odszukać, wiedziała, że to niemożliwe.

Jej dzieciństwo odbiegało od normy. Było w jakiś sposób szczęśliwe, ale dopiero gdy dorosła, zrozumiała, jak bardzo nietypowe było. Jak dużo jej odebrano. Mimo to nie potrafiła przestać kochać ludzi, którzy za tym stali.

Położyła się z powrotem na sienniku. Podkuliła nogi i podparła sobie głowę na zgiętym ramieniu. Tym razem udało jej się zapaść w sen.

***

Federacja Ethelu, 9 lat wcześniej, 3 tysiąclecie, rok 831

W Zakonie Sióstr Niebieskich czas zdawał się płynąć inaczej od reszty świata. Panowały tam trzy wartości: czystość, wiara i posłuszeństwo. Niebieskie Siostry kształcono na wybitne użytkowniczki energii, żyjące w ściśle zamkniętej grupie. Za wysokie mury z piaskowca wyjść mogły jedynie najbardziej uzdolnione Siostry. Ich życie opierało się głównie na stałym umacnianiu duchowym poprzez naukę poezji, śpiewu, medycyny i medytację oraz ćwiczeniu walki zarówno wręcz, jak i przy pomocy szabli i energii. Było pełne harmonii i spokoju, ale również twardej dyscypliny.

Amira pogładziła swoje czyste, codzienne szaty. Dziś miała odbyć się lekcja poezji, co było jej najmniej lubianym zajęciem. Ponadto bardzo bolał ją brzuch, dlatego chciała poprawić sobie nastrój poprzez schludny i ładny wygląd. Wiedziała, że grzeszy takimi myślami, ale przecież nikt nie musiał o tym wiedzieć.

— Uważaj, bo ci rogi urosną od tego patrzenia.

Amira uśmiechnęła się lekko.

— Przygadał kocioł garnkowi, ty to robisz codziennie!

Siedząca na zasłanym łóżku Saba zaśmiała się cicho. Rozczesywała właśnie swoje długie, ciemnobrązowe włosy. Zawsze robiła to z dużą dbałością, mimo że przecież nikt inny poza Amirą ich nie oglądał.

— I tak przykryjesz je hijabem*.

— Ty swoje też, a to najbardziej fikuśna fryzura, jaką kiedykolwiek widziałam.

Gdyby skóra Amiry była nieco jaśniejsza, jej policzki zapaliłyby się czerwonym rumieńcem. Przejechała dłonią po zaplecionej na głowie koronie.

— Dobra, wygrałaś.

— Jak zawsze! Pomożesz mi je zapleść z tyłu? Tak, żeby nic nie wystawało.

Amira usiadła na łóżku za Sabą i zaczęła wydzielać trzy sekcje brązowych, falowanych pasem.

— Wiesz już, co pierwsze zrobisz, kiedy wyjdziesz na zewnątrz? - zapytała Saba.

— A ty znowu o tym? Tak, ale ci nie powiem.

— Ej! Ja ci powiedziałam!

— To już twoja sprawa. To przynosi pecha, nie słyszałaś? Poza tym nawet nie wiemy, czy kiedykolwiek wyjdziemy na zewnątrz. Tam panuje grzech.

Saba prychnęła lekceważąco. Choć Amira nie widziała teraz jej twarzy, wiedziała, że dziewczyna się uśmiecha.

— Niech cię tylko Siostry usłyszą. Nie ma czegoś takiego jak pech, są tylko niezbadane decyzje naszego Pana Jedynego — powiedziała Saba, przedrzeźniając podniosły ton, jakim zwykły mówić do nich starsze Siostry. Obie dziewczyny zaśmiały się.

— Martw się o siebie! Za to tu dostałabyś przynajmniej dwadzieścia batów.

— Przesadzasz... Może z trzydzieści.

Dziewczyny zaśmiały się po raz kolejny. Rozległo się pukanie do drzwi, na co obie ucichły.

— Uczennice Saba Karhaan i Amira Karhaan, proszę o ciszę i pospieszne ubranie się. Przypominam, że apel zaczyna się za dwadzieścia minut — usłyszały głos Siostry Pariki.

— Tak jest Siostro — odpowiedziały obydwie i schyliły głowy w lekkim pokłonie, mimo że kobieta nie mogła ich zobaczyć. Gdy tylko usłyszały zanikający odgłos kroków, obie zaśmiały się ponownie, tym razem pilnując, aby nie być za głośno.

Kilka minut później obie wyszły z dzielonego przez nie pokoju i ruszyły w stronę placu apelowego.

— Jesteś pewna, że nic nie wystaje? — zapytała Amira, mimo że jej hijab był założony bez skaz.

— Pytasz się mnie już trzeci raz! Wszystko jest w porządku, nawet najdrobniejszego włoska nie widać.

— Bo chcę być pewna!

Na placu zebrał się już tłum uczennic. Beżowe chusty powiewały spokojnie na wietrze, mimo że nadal szczelnie zakrywały głowy swoich właścicielek. Dziewczęta rozmawiały ze sobą szeptem, jako że podnoszenie głosu bez przyczyny było w tej części zakonu zabronione.

Amira i Saba stanęły w ostatnim rzędzie. Naraziły się na kilka nieprzychylnych spojrzeń od uczennic, które dotarły na plac wcześniej.

— Idiotki...

— Saba! — szepnęła karcąco Amira. — To grzech. Nie powtarzaj słów zza muru.

— One zgrzeszyły pierwsze!

Amira westchnęła. Dobrze wiedziała, że cokolwiek powie, nie jest w stanie przekonać przyjaciółki do zmiany zachowania.

Saba od zawsze była wolnym duchem. Lądowała co prawda przez to w kozie przynajmniej raz w tygodniu, skąd wychodziła z długimi pręgami pozostawionymi przez bat na plecach, ale zdawała się sobie nic z tego nie robić. Często siadała pod zachodnią częścią muru i słuchała odgłosów miasta. Była zafascynowana światem poza zakonem. Mimo trudnego charakteru była jedną z lepszych uczennic. Potrafiła pięknie śpiewać, grać na lirze oraz recytować wiersze. Dobrze szła jej też nauka walki zarówno przy pomocy szabli jak i energii. Z medycyną również nie miała problemów.

Amira strasznie jej zazdrościła, choć wiedziała, że takie uczucia są niewłaściwe. Sama nie wyróżniała się zbytnio w tłumie. Śpiew, poezja i medycyna szły jej słabo, a w walce wręcz i przy użyciu szabli była beznadziejnie przeciętna. Jedyne, z czego mogła być dumna to jej umiejętności używania energii. Była lepsza od swoich rówieśniczek w takim stopniu, że Siostry kazały jej trenować ze starszymi uczennicami, nawet jeśli nie było ich zbyt wiele, ponieważ większość stawała się pełnoprawnymi Siostrami w wieku około trzynastu lub dwunastu lat. Ale dla jedenastolatki nawet pojedynek ze starszą o rok od siebie dziewczynką był wielkim wyróżnieniem.

Nagle rozległ się dźwięk dzwonka. Wszystkie głosy ucichły, a twarze dziewcząt zwróciły się do murowanego podwyższenia.

Najstarsza siostra w zakonie, Siostra Shiri, powitała z niego wszystkich skinięciem głowy.

— Witam was wszystkie na codziennym apelu. Widzę, że postarałyście się o schludny wygląd, jednak zanim zaczniemy lekcję, każda z was będzie dokładnie sprawdzona przez Siostrę Parikę i Siostrę Jonę — powiedziała staruszka. Wygłaszała codziennie tę samą przemowę, rzadko cokolwiek się w niej zmieniało.

Amira napotkała wzrokiem Siostrę Parikę. Kobieta uśmiechnęła się i skinęła głową, na co Amira odpowiedziała tym samym. Była opiekunką Amiry, Saby oraz dwóch innych dziewczynek - Layli i Bassy, które miały jedynie kilka lat. Nauczała śpiewu i była jedną z najłagodniejszych i cierpliwych Sióstr. Amira kochała ją i wręcz idealizowała. Uwielbiała, kiedy kobieta śpiewała dla niej i Saby kołysanki, gdy te były mniejsze. Chciała, żeby Parika była z niej dumna, więc dawała z siebie wszystko w nauce, choć z marnym skutkiem. Dlatego skupiała swoją uwagę na tym, w czym była dobra. Na byciu posłuszną, skromną, poukładaną i na używaniu energii. To miał być jej bilet do miłości starszej Siostry.

Dziewczęta ustawiły się w kolejce do bramy prowadzącej do sali służącej do nauki. Przed wejściem każda z ogromną dbałością była sprawdzana przez Siostry. Patrzono czy ich szaty są wyprasowane i czyste, hijab odpowiednio założony, a twarze dobrze umyte.

Amira stanęła za Sabą. Były prawie na końcu kolejki, ale stało za nimi jeszcze kilka dziewczyn. Czuła lekki dyskomfort, tak jakby spociła się między nogami. Słyszała szepty i ciche śmiechy za sobą. Zmarszczyła brwi i przesunęła dłonią po beżowej chuście. Czy to możliwe, że z którejś strony widoczne były jej włosy? Może miała wygniecioną szatę?

Z rosnącym zdenerwowaniem zbliżała się do bramy. Gdy nastała jej kolej na codzienną rewizję, serce biło jej tak mocno, że bała się, że zaraz wyskoczy z piersi. Najpierw Siostra Jona sprawdziła wiązanie jej hijabu. Jak zawsze nie było w nim żadnych wad, co nieco uspokoiło Amirę. Siostra Parika sprawdzała w tym samym czasie szatę. Z przodu wszystko było dobrze, ale przy oględzinach z tyłu Siostra zatrzymała się.

— Siostro Shiri — powiedziała spokojnie Parika. Starsza kobieta spojrzała w ich stronę. Siostry posłały sobie wymowne spojrzenia.

— Siostro Jono, skończ proszę przegląd uczennic sama. Ja i Siostra Parika mamy sprawę do załatwienia - powiedziała Shiri i zaczęła iść spokojnym krokiem w stronę salek starszych Sióstr oraz łaźni. Parika oparła dłoń na plecach Amiry popychając ją lekko w tym samym kierunku.

Amira poczuła, jak puls ponownie jej przyśpiesza. Przerażona złapała na moment kontakt wzrokowy ze stojącą już w bramie Sabą, która także wyglądała na zdezorientowaną.

Dziewczynka szła powoli, biorąc głębokie wdechy. Próbowała sobie przypomnieć, jak zakładała dziś szatę i czy możliwe jest, że zrobiła coś źle. Czy czeka ją teraz chłosta? Nigdy nie wylądowała w kozie. Jedyna kara, jaką dostała to dwadzieścia uderzeń pałeczką po palcach za rozmawianie z Sabą w czasie lekcji poezji.

Weszła za Siostrą Shiri do jednej z salek. Starsza kobieta usiadła na fotelu wypełnionym kaszmirowymi poduszkami. Parika stała za przestraszoną dziewczynką i trzymała jedną rękę na jej ramieniu w geście otuchy.

— Uczennico Amiro, czy wiesz, czemu cię tu wezwałyśmy?

Dziewczynka pokręciła przecząco głową. Była zbyt spięta, żeby się odezwać. Czuła, że ręce drżą jej nieznacznie.

Siostra Shiri uśmiechnęła się lekko i chwyciła ją za ręce.

— Spójrz sobie między nogi dziecko.

Amira niepewnie skierowała wzrok w dół. Pochyliła się nieco i rozstawiła delikatnie nogi. Czuła jak krew odpływa jej z twarzy. W okolicach krocza na białych spodniach widniała czerwona plama.

— Siostro Shiri...

— Ciii... Spokojnie uczennico Amiro. Siostro Pariko, proszę przenieś czyste szaty — powiedziała Shiri spokojnym głosem. Parika dygnęła i opuściła pomieszczenie.

Amira zestresowała się jeszcze bardziej. Nie chciała, żeby Siostra Parika odchodziła. Nie chciała zostawać sama. Miała ochotę zwinąć się w kłębek i płakać. Jej myśli musiały być widoczne na twarzy, bo Siostra Shiri ścisnęła ją w dodającym otuchy geście za dłonie.

— Uczennico Amiro, na pewno znasz już historię stworzenia człowieka, prawda?

Amira pokiwała głową. Pociągnęła nieco nosem, czując, że zaraz poleją się łzy.

— Dobrze. Więc wiesz, że Bóg stworzył mężczyznę. I to mężczyzna, czując się samotnym, stworzył z gliny kobietę. Bóg zdenerwował się na mężczyznę za próbę kopiowania jego dzieła i przeklął pierwszą kobiętę. "Będziecie mieć dużo potomstwa, ale twoje stworzenie będzie cierpieć ogromne bóle za każde jedno z twojej winy" powiedział do mężczyzny Bóg. Od tego czasu każdą kobietę spotyka klątwa nieczystości. Przyszła ona także do ciebie.

Oczy dziewczynki rozszerzyły się z nasilającego się strachu. Nieczystość była najgorszym z grzechów. Niebieska Siostra nie mogła być nieczysta. Co miała teraz ze sobą zrobić?

— Ale nie martw się, uczennico Amiro. Niebieskie Siostry są wybrankami Boga, pamiętasz? Jesteśmy ułaskawione, to nam jako jedynym kobietom przypada życie w czystości. I ty także będziesz czysta.

Amira pokiwała energicznie głową. Po jej policzku popłynęła ciepła łza, którą od razu starła. Najstarsza Siostra powiedziała, że będzie czysta, więc tak się stanie. Bóg się nad nią zlituje, była jedną z wybranych.

Siostra Parika zdążyła wrócić z czystymi ubraniami. Uśmiechnęła się pokrzepiająco do płaczącej dziewczynki i położyła jej dłonie na ramionach.

— Chodź teraz. Umyjesz się, a potem pomedytujesz. Następnie przyjdzie czas na rytuał. Niczego się nie bój, wszystko będzie dobrze. Ba, nawet dostaniesz kilka dni wolnego — powiedziała Parika i zaczęła prowadzić Amirę w stronę łaźni.

Amira rozebrała się i używając gorącej wody w misce, umyła się dokładnie. Siostra Parika zabroniła jej myć się w jednej z wanien, gdyż mogłaby ją zaplamić krwią. Następnie ubrała wcześniej przyszykowane szaty. Przy salce do medytacji czekały już na nią Siostry.

Weszła niepewnie do nagrzanego pomieszczenia. Na odchodne dostała od Pariki jeszcze jeden pokrzepiający uśmiech. W powietrzu unosił się dziwny zapach zupełnie dla niej nieznany. Usiadła na jednej z miękkich poduszek. Mimo tego, że dostała od Sióstr grubą chusteczkę, aby włożyła sobie między nogi, bała się, że jakimś cudem krew przebije się przez materiał i poplami wszystko wokół. Zaczęła medytację od kilku głębokich wdechów. Po chwili zauważyła, że zaczyna jej się kręcić w głowie. Próbowała z tym walczyć, ale z minuty na minutę było coraz gorzej. Chciała wstać, żeby zaalarmować Siostry, ale nie potrafiła. Upadła bezwładnie na ziemię.

Do pokoju weszły cztery kobiety. Wszystkie miały szczelnie zasłonięte twarze. Dwie z nich wyniosły ją z pokoju. Amira obserwowała półprzytomnie mijane filary krużganków. Nie do końca wiedziała, gdzie ją zabierają. W końcu weszły do jednego z pomieszczeń. Położyły ją na stole i zdjęły dolną część jej ubrania. Poczuła coś wokół swoich nadgarstków i kostek. Sznur? Nie wiedziała dokładnie. Nie miała też siły się nad tym zastanawiać.

W jednej z kobiet Amira rozpoznała Parikę. Gładziła ją po włosach i wypowiadała jakieś słowa, ale dziewczynka nie umiała ich zrozumieć. Dwie siostry położyły dłonie na jej podbrzuszu. Energia z ich palców zawrzała.

Amirze momentalnie zabrakło tchu. Potężny ból przeszył jej ciało. Otwarła szeroko oczy i usta. Z każdą minutą było coraz gorzej. Zaczęła krzyczeć i miotać się, ale jej ruchy były mocno ograniczone przez spętane kończyny. Czuła, jakby ktoś rozrywał ją od środka. Gdy ból osiągnął swoje apogeum, dotarła do skraju swojej wytrzymałości. Zemdlała.

Śniła bardzo długi sen. Słyszała w nim różne głosy zlewające się ze sobą w kakofonię dźwięków. Ktoś wydawał jakieś polecenia, ktoś inny przytakiwał. Gdy zaczęła się powoli wybudzać, nie potrafiła się ruszyć. Widziany przez nią obraz był zamazany, jakby składał się z samych plam. Słyszała głos Siostry Pariki. Wszystko to powoli wracało do normy. Całe ciało bolało ją, ale najbardziej okolice podbrzusza i krocza. Chciała się podnieść nieco na łokciach, ale ból spowodował, że opadła z powrotem na poduszkę. Z jej oczu pociekły łzy.

— Amiro, leż spokojnie...

— Co się stało Siostro? Czemu tak...

— Ciii... Wszystko jest dobrze.

Nie rozumiała tego, co się wokół niej teraz działo. Kręciło jej się w głowie i chciała tylko ponownie zasnąć. Przejechała palcem po bolącym podbrzuszu.

— Siostro Pariko...

— Rytuał oczyszczanie został dokonany. Czy wiesz, co to oznacza?

Dziewczynka pokręciła przecząco głową.

— Od teraz jesteś Niebieską Siostrą — powiedziała z uśmiechem Parika. — A każda siostra musi mieć odpowiednie imię. Witaj w zakonie, Siostro Raiko.

Amira, a raczej już Raika, nic na to nie odpowiedziała. Została Niebieską Siostrą. To coś, na co zawsze czekała. Całe jej życie opierało się na dążeniu do tej chwili. Została w końcu wybranką Boga, a to najwyższe wyróżnienie. Ale jeśli to było tak wspaniałe, to czemu wcale nie potrafiła się tym cieszyć?

Patrzyła na Siostrę Parikę, która spokojnie parzyła herbatę, nucąc jakąś melodię pod nosem. Po jej policzkach pociekło kilka następnych łez. Choć nie umiała jeszcze nazwać swoich emocji, czuła, że w jakiś sposób została zdradzona.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro