Rozdział 14

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

  Raika przypatrywała się jak Anastasia puszcza kółka z pary wodnej. Kobieta wyglądała na naprawdę rozbawioną. Możliwe, że w fajce była szczypta narkotyku, co wyjaśniałoby ten stan. Ozdobiona cienkim łańcuszkiem pierś podnosiła się w takt miarowych oddechów. Oczy kobiety były lekko przymknięte i prawie czarne od znacznie poszerzonych źrenic. Długie, ciemne włosy spływały niesfornie na obnażone ramiona, zakręcając się w delikatne zawijasy. 

— Ile będzie nas kosztować łaźnia? — zapytała Raika, opierając plecy o fotel.

  Anastasia uśmiechnęła się pobłażliwie i założyła nogę na nogę. Długa spódnica zafalowała delikatnie pod wpływem ruchu.

— Dziewczyno, nie ubliżaj mojej gościnności! Nic, potraktuj to jak część zapłaty za szukanie mojej córki. 

  Raika spojrzała na kobietę sceptycznym wzrokiem. Podparła głowę ręką spoczywającą na podłokietniku fotela. 

— Kiedy zaginęła ta dziewczyna?

— Hm, to było dwa tygodnie temu... Chyba. Raczej tak. — Anastasia zrobiła krótką przerwę, aby ponownie zaciągnąć się fajką. — Przyszło naprawdę dużo klientów. Dziewczyny miały pracy po uszy, musiały obsługiwać kilku klientów naraz. Ja sama wzięłam kilku do siebie, więc też byłam zajęta. 

— Jak się nazywa? — westchnęła Raika.

— Lila. Nasza rudowłosa nimfa. Gdybyś ty widziała te włosy... Jak ogień! No i te śliczne brązowe oczka, ciepły uśmiech... Jest prawdziwą ozdobą tego domu. 

— I nikt nie widział, jak taka piękność znika? — Raika zapytała nieco drwiącym tonem, na co Anastasia się obruszyła.

— Nikt! Wszystkie byłyśmy zajęte! Jedynie Anna powiedziała, że widziała, jak Lila przyjmuje klienta z brodą. 

— Z brodą tak... — Raika podrapała się po głowie. — Prowadzicie jakiś rejestr gości?

— O nie, nigdy w życiu! Cenimy prywatność naszych klientów. 

— Hm, a wiesz chociaż gdzie ich szukać? 

  Anastasia wydęła policzki i położyła plecy na oparciu kanapy. 

— Dam ci nazwisko jednego, ale tylko dlatego, że chodzi o Lilkę! I masz nie mówić, kto cię przysłał, najlepiej w ogóle nie mówić, o co chodzi! Po prostu wyciśnij z niego co potrzeba i zostaw.

  Raika kiwnęła głową, choć uważała, że to, co mówi Anastasia nie ma sensu. Przecież gdy zacznie pytać o tamtą noc i Lilę, to każdy domyśli się, kto ją nasłał. Nie miała jednak ani siły, ani ochoty na kłótnię z kobietą.

— Wyda mi innych?

— Jeśli go przekonasz. — Anastasia wskazała na szablę. Wymieniły z Raiką porozumiewawcze spojrzenia. 

— O której zorientowałaś się, że Lili nie ma? — powiedziała Raika, pochylając się lekko do przodu. 

— Bella przyszła następnego dnia z płaczem, że nie ma jej w ich wspólnym łóżku. Dopiero wtedy. 

— To ładnie ich pilnujesz — mruknęła.

  Anastasia podczerwieniała na twarzy ze złości.

— Już ci mówiłam: to nie burdel! Nikogo nie muszę tu pilnować, są tu z własnej woli i...

— Tak, tak! — Przerwała jej Raika. — Rozumiem.

  Kobieta fuknęła i złożyła ręce na piersi.

— Nie, nic nie rozumiesz. Ja kocham te dziewczyny, dzielę z nimi wszystko, co mam! Jeśli ktoś skrzywdził Lilkę, to chcę go widzieć martwego! Ale jednocześnie nie mogę sobie pozwolić na utratę renomy, bo wtedy reszta wyląduje na bruku. 

— Rozumiem. Naprawdę — powiedziała Raika. Jej ton był spokojny i wyważony. — Jak nazywa się ten mężczyzna?

— Aleksander. Aleksander Gorchov. Jest pracownikiem banku Hoffmana. Mieszka niedaleko ratusza, trzeci dom od prawej z numerem dwadzieścia jeden. Ma zielone okiennice, rozpoznasz na pewno. Tylko uważaj, żeby nie trafić na jego żonę. Oszczędzisz sobie użerania się z tą jędzą. — Twarz Anastasia wykrzywiła się w nieprzyjemnym grymasie. — Przychodzi zawsze w piątki z dużą grupą znajomych, bo wtedy pani Gorchov spotyka się ze swoją siostrą. Złap go, zanim tu przyjdzie.

  Raika wstała z fotela. Poprawiła płaszcz, choć przez panujacą w pomieszczeniu temperaturę było jej już w nim duszno. 

— Wyładujmy najpierw towar.

***

  Zgodnie z umową, Raika odebrała trzydzieści tysięcy wikli za towar Joanny oraz dwa tysiące zaliczki za szukanie Lili. Dziewczyna usiadła w wozie i zaczęła odliczać pieniądze. Dziesięć tysięcy z zysku należało do niej, więc oddzieliła banknoty od reszty pieniędzy i włożyła je do jednej z kieszeni płaszcza. Sprawdziła, czy na pewno jest zapięta, żeby nic z niej nie wypadło, po czym ruszyła z powrotem do domu. Nie kąpała się od kilku dni i chciała jak najszybciej zmyć z siebie zalegający brud, skoro miała taką możliwość. Żal byłoby w końcu nie skorzystać.  

  Weszła do pomieszczenia, w którym wcześniej rozmawiała z Anastasią i stanęła zaskoczona w progu. Nigdzie nie widać było kobiety, ale na kanapie siedziała Hania. Tylko że nie wyglądała jak ona. 

  Zamiast brudnej sukienki ze sztywnego, wytrzymałego materiału miała na sobie krótką, różową bluzkę zdobioną delikatnym haftem w okolicach dekoltu oraz długą spódnicę z falbanami. Rękawy kończące się tuż przy ramionach odsłaniały blade ręce, na których widać było jasne piegi. Całe multum piegów. Przypominała porcelanową lalkę, wystawioną na witrynie sklepu galanteryjnego. Nawet krótko i krzywo przycięte włosy nie odbierały jej uroku. Wręcz go dodawały.

  Dziewczyny patrzyły się na siebie nawzajem przez chwilę. Żadna z nich nie przemówiła. Ich oczy spotkały się, tworząc nić kontaktu nieprzerwanego nawet jednym mrugnięciem. W powietrzu czuć było gęstniejące napięcie.

— Na dole już czeka woda, idź, bo ostygnie — powiedziała nagle Hania i odwróciła wzrok. Nić została przerwana, co Raika poczuła w przeszywającym ją trudnym do zlokalizowania dreszczu. Szybko zeszła po schodach do łaźni. 

  „Co to miało być?” — wyrzucała sobie w myślach, zrzucając kolejne warstwy ubrań. Powoli weszła do wypełnionej ciepłą wodą wanny. Odetchnęła głęboko, rozkoszując się wyczuwalnym w powietrzu różanym zapachem. Czuła jak wszystkie mięśnie rozluźniają się pod wpływem kojącego ciepła. Kiedy ostatni raz mogła pozwolić sobie na taki luksus? Nawet nie pamiętała. Zazwyczaj musiała jej wystarczyć woda z rzeki i miska. 

  Nie mogła wyrzucić z głowy Hani. Naprawdę chciała ją przeprosić, ale nie potrafiła. Nie miała odpowiednich słów, aby to zrobić. Powoli zaczynało ją to przyprawiać o ból głowy. Co miała jej powiedzieć? Przepraszam, ale reaguję agresją kiedy ktoś przypomina mi, że mnie wysterylizowano? Nie, to było zbyt obnażające. Nie chciała zdradzać za dużo o sobie. Jej przeszłość była usiana kolcami, które wbijały się głęboko w jej duszę, gdy tylko do niej wracała. 

  Wzięła głęboki wdech i zanurzyła głowę w wodzie.

  Raz, dwa, trzy...

  Oczyściła swój umysł z wszystkich myśli. Była tylko ona i otaczające ją ciepło. Po chwili wyłoniła twarz na powierzchnię, oddychając równo. Przynajmniej na chwilę w jej sercu zapanował spokój. 

***


  Hania skubała nerwowo róg jedwabnej poduszki. W głowie miała istną burzę. Jedna myśl goniła następną, i tak bez końca. Dlaczego Raika w ten sposób na nią spojrzała? Czy był to wzrok pogardy? 

  Spojrzała na ubrania, które nosiła. Rzeczywiście, bluzka była nieco kusa. Nie zakrywała ramion, brzucha, a głęboki dekolt eksponował jej piersi. Ale czy to grzech, że je przyjęła? Nie chciała chodzić brudna, ale może rzeczywiście ten strój był zbyt wyzywający.

  Wstała i podciągnęła spódnicę tak, aby stykała się z krańcem bluzki. Teraz wygladała w miarę przyzwoicie. 

— Wstydzisz się?

  Hania wzdrygnęła się, słysząc za sobą głos Anastasii. Kobieta uśmiechnęła się i podeszła bliżej. 

— Nie ma co zgrywać tutaj świętej — kontynuowała. — W tym domu nikt nie będzie cię oceniać. 

  Hania zarumieniła się nieco. Słowa Anastasii wcale jej nie uspoiły. Wręcz utwierdziły ją w przekonaniu, że jest ubrana w coś odbiegającego od standardów skromności. 

— To nie tak. — Hania złożyła ręce na kolanach. — Po prostu nie przywykłam do takich strojów. 

  Mama Anastasia uśmiechnęła się pod nosem. Chwyciła ją lekko za rękę.

— Nie martw się. Tak jak mówiłam: w tych murach jesteś bezpieczna. Nie ma tu miejsca na nieprzychylne spojrzenia. Jeśli chcesz, możesz odwiedzić moje córki u góry. 

  Hania otworzyła szeroko oczy i oblała się jaskrawym rumieńcem. Anastasia zaśmiała się głośno.

— Spokojnie! To nie jedna z tych propozycji. Po prostu myślę, że mogłabyś spędzić z nimi przyjemnie czas. To gaduły, na pewno chętnie porozmawiają z kimś nowym. — Kobieta poklepała ją po ramieniu. 

  Hania zawahała się. To rzeczywiście brzmiało dobrze. Miło by było porozmawiać z kimś nowym. Mimo to zawładnęła nią jakaś dziwna nieśmiałość. Bała się, że nie odnajdzie się wśród obcych sobie osób i zostanie niepasującym elementem, przez który reszta będzie czuć się niezręcznie.

— No nie wiem...

— Nie bój się, nie gryzą. Zazwyczaj. — Anastasia puściła do niej oczko. Hania uśmiechnęła się delikatnie.

— No dobrze. 

  Anastasia wskazała dłonią na schody. Poinstruowała ją, do którego pokoju powinna wejść. Hania udała się do góry. Miała skręcić w lewo, do pomieszczenia zasłoniętego bordową kurtyną. Zza niej słychać było cichy szum rozmów. Wzięła głęboki wdech, chcąc dodać sobie odwagi. Delikatnie odchyliła grubą tkaninę. 

  W pokoju panował półmrok. Okna zasłonięte były prześwitującymi materiałami, co pozwalało na wpuszczenie do pomieszczenia trochę światła słonecznego. Siedzące pod nimi dziewczyny czytały i szydełkowały. Pod ścianą w rzędzie stały cztery szerokie łoża z baldachimami. Na ziemi leżały miękkie pufy i poduszki, na których śmiejąc się i plotkując, wylegiwała się reszta dziewczyn. Każda z nich nosiła strój podobny do tego, który Hania miała na sobie. Różnokolorowe bluzki i spódnice odznaczały się na tle ciemnych materiałów puf i baldachimów. Część dziewcząt miała włosy związane jedwabnymi wstążkami. W ich uszach kołysały się srebrne kolczyki, a na rękach lśniły barwne bransoletki z koralików. 

  Wszystkie oczy momentalnie zwróciły się w jej stronę. Hania chciała w tym momencie zawrócić i wybiec, spłoszona tą nagłą uwagą. Dziewczyna uśmiechały się do niej. Kilka z nich wstało z ziemi i podeszło bliżej. Otoczyły ją z każdej strony, przez co Hania speszyła się jeszcze bardziej.

— Hej, jesteś nowa?

— Kiedy przyszłaś?

— Jak się nazywasz? 

  Pytania zalały ją jak wodospad. Poczerwieniała na twarzy i zaczęła bawić się nerwowo palcami, spuszczając zbłąkany wzrok na swoje dłonie.

— Jestem Alina i na razie jestem gościem pani Anastasii — odparła cicho. Po pokoju rozległo się pociągłe „aaa” i wszystkie dziewczyny wdźwięcznie się roześmiały. 

— Chodź, chodź! Usiądź z nami. — Jedna z nich pociągnęła Hanię w stronę puf.

  Zajęła miejsce na dużej, atłasowej poduszce i uśmiechnęła się niezręcznie. „Jakie one są wszystkie piękne" — pomyślała. Dziewczyna z długimi, kręconymi włosami usiadła zaraz obok niej. 

— Jestem Rita — przedstawiła się i zaczęła wskazywać na każdą dziewczynę po kolei dłonią. — To Pawlina, Svieta, Nastia, Rosa, Tatiana, a tam pod oknem siedzą Emilia, Irina, Anna i Bella. 

  Dziewczyny pomachały jej na przywitanie. Jedynie Bella wpatrzona nadal była w dzierganą przez siebie robótkę. Wydawała się nieobecna, tak jakby była w transie. Rude włosy spływały jej na klatkę piersiową, częściowo zasłaniając skupioną twarz. Siedząca obok niej Irina klepnęła ją delikatnie w ramię.

— A, tak... — wymamrotała Bella. — Miło cię poznać. 

  Rita westchnęła i nachyliła się w stronę Hani.

— Wybacz jej — szepnęła. — Ostatnio nie jest sobą.

— Nic nie szkodzi — odpowiedziała Hania, nadal bawiąc się palcami. 

  Tatiana usiadła bliżej i uśmiechnęła się szeroko. Miała pomalowane na czerwono usta, co od razu rzucało się oczy. Idąc w parze z długimi rzęsami i włosami koloru kruczej czerni tworzyło zmysłową mieszankę, sprawiającą, że Hania zarumieniła się lekko. Była przepiękna.

— Skąd jesteś? Mówiłaś, że mama cię gości. Przyjechałaś z innego miasta? - zapytała.

— Tak, pochodzę z północy. Z Almar.

— Hm, nigdy nie słyszałam. To daleko? 

— Około tydzień drogi.

— Szczęściara — powiedziała Nastia, która wyglądała na najmłodszą z całej grupy. — Ja nigdy nie wyszłam poza mury Marvich. 

— Byłaś gdzieś jeszcze? Jak się tu dostałaś? — odezwała się Rosa.

  Hania zrelacjonowała im swoją podróż. Opowiedziała o ojcu i o tym, że teraz podróżuje z Raiką. Ominęła większość faktów, bojąc się zdradzić za dużo. Dziewczyny słuchały ją uważnie.

— Rozumiem. Ja też szybko straciłam tatę. Matki nie znałam, bo umarła po porodzie. Jak tata też odszedł, mój starszy brat wypiął się na mnie i dlatego pracuję tutaj — westchnęła Pawlina i oparła głowę na ramieniu siedzącej obok niej Tatiany. — Z zazdrości, bo to zawsze ja byłam ulubionym dzieckiem. 

— Ciebie przynajmniej twój kochał, mój ojciec sam mnie tu przyprowadził, bo już miał dość łożenia na mnie kasy — burknęła Svieta. 

— Ale zostałaś.

— Zostałam. — Svieta dumnie wypięła pierś. — I bardzo dobrze. Gdzie indziej byłoby mi tak dobrze jak tutaj? 

— Lubicie swoją pracę? — Hania zapytała nieśmiało.

  Wydawało jej się to dziwne, że ktokolwiek mógłby czerpać przyjemność ze sprzedawania własnego ciała, ale była otwarta. Chciała zrozumieć.

— I tak, i nie. — Nastia wzruszyła ramionami. — Każda z nas przypałętała się tu z innego powodu, ale nie wybrałyśmy tej pracy z powołania. Albo straciłyśmy rodziców, albo nasi bliscy nas porzucili. Chciałyśmy po prostu przeżyć. Ale nie jest źle. Mamy siebie nawzajem, Mama Anastasia o nas dba... Nikt nie trzyma nas tu siłą i choć czasem nie jest przyjemnie, to da się to przeboleć.

— Tak, przepracujemy dziesięć lat i z odłożonych pieniądzy kupimy sobie własny domek. Będziemy hodować kurki i warzywa... To dopiero będzie emerytura — Rozmarzyła się siedząca pod oknem Anna.

  Wszystkie dziewczyny zaśmiały się cicho. Hania również się uśmiechnęła. Bella nadal siadziała w ciszy, nie odzywając się ani słowem. Z upartością dziergała coś na szydełku i nie zwracała uwagi na nic wokół. Hanna zerkała w jej stronę, coraz bardziej zainteresowana. Widoczne odłączenie dziewczyny od grupy przyciągało ją do niej jak magnes. Może była to kwestia tego, że tak właśnie podświadomie postrzegała samą siebie - jako kogoś wyobcowanego, nie pasującego do całości. Nie przyznałaby się do tego, ale to właśnie z Bellą chciała w tym momencie porozmawiać najbardziej.

  Na kolejne kilka godzin cały pokój wypełnił się żywymi rozmowami. Anastasia miała rację, nazywając te dziewczyny gadułami, ich usta nawet na chwilę się nie zamykały. Śpiewały, śmiały się, dzieliły historiami. Hani szybko udzielił się ich dobry nastrój, co pozwoliło jej się zrelaksować. 

  Zastanawiała się, czy tak właśnie wygląda przyjaźń między kobietami. Czy mówią sobie o wszystkim i chichoczą razem, przytulając się nawzajem w lekkim uścisku? Czy komplementują się, poprawiają włosy i pomagają w najróżniejszych sprawach, zaczynając od doboru odpowiedniej biżuterii, na leczeniu złamanego serca kończąc? Wszystko to wydawało jej się tak wspaniałe. Chciała, aby ta chwila trwała wiecznie, aby to przelotne poczucie przynależności, którego coraz bardziej pragnęła, nigdy się nie skończyło. W jej głowie narodziła się cichutka myśl.

  Czy z Raiką mogłoby być podobnie?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro