~ Rozdział 4 ~

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ze smutkiem rozglądałam się po swoim niewielkim pokoju, w którym każdy kąt był dla mnie ważny. To moja twierdza. Mój dom, moje rzeczy i moja przeszłość... Każdy centymetr tego pomieszczenia był przesiąknięty mną. Tylko te ściany znały prawdziwą Julię, tę bez pozorów, bez masek, bez ograniczeń.

Spojrzałam na idealnie posłane łóżko i zrzuciłam z siebie nieistniejące robaki. Na samą myśl, że będę musiała dzielić łóżko z Tymonem, ogarniał mnie strach. Nigdy nie miałam chłopaka, nie całowałam się i nie chodziłam z nikim za rękę. Uczęszczałam do normalnej szkoły i udawałam zwyczajną nastolatkę. Wszyscy myśleli, że byłam po prostu taką cichą i spokojną dziwaczką, która od razu po lekcjach wraca do domu. A tak po prostu wyglądał mój świat, wielu rzeczy nie było mi wolno...

Czasem przeglądałam Facebooka i Instagrama. Widziałam znajomych ze szkoły, którzy świetnie się bawili na grillach, domówkach albo dyskotekach. Oczywiście, że podkochiwałam się w kolegach ze szkoły, muzykach i aktorach. W końcu był rok dwa tysiące piętnasty i nie przed wszystkim mogli uchronić mnie rodzice. Czasem miałam wrażenie, że nawet woleli, żebym sama nabyła wiedzę na niektóre tematy. Wiedziałam tylko teoretycznie. Praktycznie, spróbować czegokolwiek, nie wolno mi było...

A teraz, nagle, musiałam przeżyć noc poślubną bez żadnego wcześniejszego przygotowania. I bałam się tak bardzo, że aż mnie mdliło. Tymon był przystojnym mężczyzną, ale jednocześnie kompletnie obcym człowiekiem.

– Julka? – Mama nawoływała z kuchni. – Może pomożesz mi upiec ciasto?

Wyłączyłam komputer i poszłam do kuchni. Wzięłam krzesło, żeby przysiąść obok mamy. Zastanawiałam się, jak ją podejść, żeby ugodowo postawić na swoim.

– Chcesz o czymś porozmawiać? – Od razu przeszła do rzeczy.

– Mam ochotę się przejść. Wyjść z domu, przewietrzyć się. Może poszłabym do kina, żeby oczyścić myśli?

– Nie mam dzisiaj czasu – odpowiedziała, skupiając się na grzebaniu w szafkach. – Obiecałam pomóc Nowickim przy chrzcinach. Muszę jeszcze upiec tort i ciasto.

Odchrząknęłam, zbierając się w sobie, bo nie zrozumiała, o co mi chodziło.
– Mam dziewiętnaście lat, mogę sama pójść do kina. Dwunastolatki chodzą bez rodziców, a ja jestem dorosła. Jeżeli wolisz, pójdę z Hanią.

Nie spojrzała na mnie. Zapewne podobnie jak ja nie chciała się kłócić. Dość mieliśmy emocji w ostatnim czasie. Próbowałam coś ugrać tym, że wychodziłam za mąż, więc liczyłam na to, że rodzice będą dla mnie łaskawsi.

– Nie słyszałam o nikim, kto chodzi samotnie do kina. Ty słyszałaś? I nie wyskakuj z sąsiadkami albo koleżankami ze szkoły, bo doskonale wiesz, że nie ma po co się do nich porównywać. Ich świat różni się od naszego – podkreśliła surowo.

– Nie słyszałam też o zakazie chodzenia po mieście. Do szkoły i na zajęcia chodziłam sama. Czasem tata po mnie podjeżdżał, ale przecież nie zawsze. Nie rozumiem, dlaczego teraz tym bardziej mi nie wolno.

Przybrałam buntowniczą postawę, więc mama zrobiła to samo. Złapała się pod boki i zmierzyła mnie groźnym spojrzeniem.
– Julka, doskonale rozumiesz, więc przestań się wykłócać. Będziesz żoną, i to nie byle kogo, bo Kwiatkowskiego. Trzeba dmuchać na zimne i chronić cię bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Wystarczy jeden błąd i przekreślisz waszą przyszłość.

– Tym, że szłam po chodniku? Czy tym, że dorosła kobieta sama kupiła bilet i popcorn? – zakpiłam złośliwie, czym jeszcze bardziej ją zdenerwowałam.

– Tym, że ktoś cię zaczepi, a ktoś inny to zauważy i odbierze za flirt. Tym, że spotkasz przypadkowo Tymona i on zacznie cię wypytywać, co robisz sama albo tym, że natrafisz na kogoś innego ze Wspólnoty i Tymon się dowie, że spotykasz się z kimś za jego plecami. Wystarczy ci argumentów?

– Och, jak wspaniale, że on ma nieskazitelną opinię. – Zrobiłam kwaśną minę, mówiąc ironicznie. – Rozumiem, że od tej pory nie będę mogła w ogóle wychodzić bez obstawy? Nigdy więcej nie pójdę do kina?

– Pójdziesz – postawiła przede mną ostentacyjnie mąkę – z mężem. I wyrośnij w końcu z tego buntu. Mężatce nie przystoi tak się zachowywać. Nie wyskakuj Tymonowi z takimi pomysłami, bo niepotrzebnie go zdenerwujesz.

Przewróciłam oczami, wzdychając zirytowana. Myśl o pójściu gdzieś z Tymonem była przyjemna, ale nie chciałam być inwigilowana jeszcze bardziej niż dotychczas. Miałam cichą nadzieję, że przyszły mąż będzie bardziej wyluzowany i nowocześniejszy niż moi rodzice. W końcu szalał, ile dusza zapragnie. Pytanie, czy pozwoli mi na to samo, czy jednak uważał, że rozrywka należała się tylko mężczyznom.

– Och, córcia. – Nagle przybrała ciepły ton. – Nie zamartwiaj się, będzie dobrze. Pomóż mi w przygotowaniach i jeśli masz taką potrzebę, pytaj, o co zechcesz. Skup się na czekającej cię przyszłości, nie na buntowaniu się przeciw niej. – Przesunęła w moją stronę jajka i mąkę, żebym wzięła się do pracy. – Chcesz o coś zapytać?

– Wszystko jest w umowie. Czytałam ją od deski do deski.

– Chcesz coś zmienić w umowie?

– Nie. Naprawdę o mnie zadbaliście. Bardzo wam za to dziękuję. Wiele dziewczyn nie ma tego szczęścia, słyszą odczytanie umowy na spotkaniu zaręczynowym.

– To prawda, ja tak miałam. – Pokiwała głową i wypiła do końca herbatę, odkładając pusty kubek do zlewu.

– Jak można coś z tego zrozumieć? Nie masz pojęcia, na co się zgadzasz. Jesteś zestresowana, kilka osób w jednym pokoju i ktoś ze Starszyzny odczytuje byle jak warunki umowy. Ja momentami musiałam się skupić, żeby zrozumieć zapis. A siedziałam sama, w ciszy i spokoju. – Podniosłam się z krzesła, zabierając do pracy. Wsypałam mąkę do miski, po czym sięgnęłam po jajka. Mama zamyśliła się chwilę, po czym wykrzywiła usta z niesmakiem. Wiedziałam, że dla niej to wszystko też nie było łatwe i zaczynały kłuć mnie wyrzuty sumienia, że dodatkowo ją denerwowałam. Jednak nadmiar emocji i uczuć musiał gdzieś znaleźć ujście, a skoro byłam zamknięta w domu, wyżywałam się właśnie tutaj.

– Kochanie, większość nie ma wpływu na żaden zapis w umowie, więc nawet jeśli coś zrozumie... niczego nie zmieni. Widziałam naprawdę krótkie umowy. Przy twojej się wszyscy zmęczą, jak będą ją czytać.

– A co jest w takich krótkich umowach?

– Zapis, że żona przechodzi na własność męża, przysięgając Wspólnocie i jemu posłuszeństwo, wierność i oddanie. No i oczywiście kwota posagu.

– A jakieś prawa? – Uniosłam brew i przechyliłam głowę w jej stronę, czekając na odpowiedź.

– Żadnych praw.

– A jak wyglądała twoja umowa? – Zauważyłam, jak jej twarz się zmieniała.

– Właśnie tak. Żadnych praw.

Wyglądała, jakby wypowiedziane słowa sprawiały jej ból. Nigdy wcześniej nie rozmawiałam z nią na takie tematy. Obie omijałyśmy je zgrabnie, nie będąc na to gotowe. I nadal nie byłyśmy gotowe na to, co miało się wydarzyć. Może to błąd, że tak długo zwlekałyśmy, ale wcześniej nie znajdowałam wystarczająco odwagi, wolałam nie myśleć o zamążpójściu. Moi rodzice chyba też.

– Sam Pan Bóg czuwał nade mną, że trafiłam na twojego ojca.

– Tata sam cię wybrał? Czy jego rodzice?

– Sam. Wiadomo, że nie bardzo mógł, ale jakoś przekonał swoich rodziców. Za to mój ojciec wolał, żebym została na wsi z jakimś pijakiem i była pod ręką. Czyli miałam oporządzać dwa gospodarstwa i jeszcze rodzić dzieci. Mój ojciec nie był dobrym człowiekiem.

– Obym ja miała szczęście – westchnęłam ciężko, jakbym miała jednocześnie wyrzucić z siebie uwierający kamień.

– Mam nadzieję, że tak będzie. Przemyśleliśmy sobie te oświadczyny, zanim cokolwiek ci powiedzieliśmy. Tymon razem ze swoimi rodzicami spotkał się z nami kilka razy pod twoją nieobecność. Kwiatkowskich znam dość dobrze, ale zależało mi, żeby poznać jego zamiary.

– Co o nim myślisz? Ale tak naprawdę, mamo. Nie mydl mi oczu.

– Przypomina mi twojego ojca. – Uśmiechnęła się delikatnie. – Mam nadzieję, że będzie dla ciebie równie dobry, a może nawet lepszy. A co ty o nim myślisz?

– Nie wiem, nie umiem skupić na nim jak na osobie. Ciągle myślę tylko o tym, że wychodzę za mąż. I takimi kategoriami go oceniam.

– Ja też się o ciebie boję. Jesteś moją córeczką. Jedyną. Ukochaną.

***

Na idealnie czystym blacie stygł pachnący sernik. Biszkopt na tort włożyłyśmy do piekarnika. Nakrywałam z mamą do obiadu, gdy tata krzątał się w domu po pracy. W końcu zasiedliśmy do stołu, a ja czekałam na nieśmiertelne pytanie mamy do ojca: „Jak minął ci dzień?".

– Tymon do mnie dzisiaj dzwonił – zaczął, przyglądając się mi uważnie.

– Co chciał? – Mama dopytywała, bo ja milczałam, spinając się cała w oczekiwaniu.

– Chciałby się z tobą znowu zobaczyć, Julia. Co o tym myślisz?

Oboje na mnie spojrzeli. Napiłam się wody, obserwując rodziców oczekujących odpowiedzi. Czy mogłam powiedzieć „nie"? Nie powinnam się sprzeciwiać. Ale co, jeśli rodzicom coś by się stało i Starszyzna wydałaby mnie za jakiegoś brudnego, bezzębnego pijaka, a w umowie nie byłoby dla mnie żadnych praw? Żadnych! ŻADNYCH PRAW! Krzyczał mój umysł. Tymon był najlepszym, co mogło mnie spotkać i powinnam w końcu przestać się bronić.

– Dobrze. Jeśli taka jest wasza wola – odpowiedziałam w końcu.

– Zadzwonię do niego i powiem, że się zgodziłaś.

Gwałtownie podniosłam głowę, patrząc na ojca wielkimi oczami.
– Pytał, czy ja się zgadzam?

– Tak. Najpierw zapytał o zgodę mnie, a później poprosił, żebym ciebie też zapytał o zdanie.

Takimi z pozoru niewinnymi gestami zaczynał rozmiękczać moje zimne serce. Dla mnie to znaczyło bardzo wiele, że obchodziło go, co o tym myślałam. I miałam nadzieję, że nie była to tylko gra.

^^^^^

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro