Rozdział 26

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Kuba

Bolał mnie każdy mięsień, miałem wrażenie, że brzydki zapach dostał się pod skórę razem z wielobarwną sierścią. Gdy wsiadłem do samochodu ojca, nawet on zmarszczył nos.

– Pojąłeś lekcję?

– Tato... Nie ja zaatakowałem Lanę.

– Ale zadajesz się z ludźmi, którzy byli do tego zdolni. Uważasz takie odpadki społeczne za swoich przyjaciół. Widziałeś te wszystkie bezdomne zwierzęta? Patrzyłeś im w oczy?

– Sprzątałem im boksy. – Skrzywiłem się. – I kuwety w kociarni.

– Dobrze. Tak miało być. Oczywiście robiłeś to dobrowolnie.

– Oczywiście. – Uśmiechnąłem się z ironią. Pracownicy schroniska nie mogli wiedzieć, że to moja kara. Miałem przychodzić tu przez całe wakacje. – Tato, kocham Demona II, kochałem Demona I, kocham Lanę i kochałem Noemi. Nie skrzywdziłbym zwierzęcia.

– Powiedz to Biance, Zuzi i Dominikowi – posmutniał. – Znaleźli dziś Lanę martwą.

– Co?! Ale to ze starości czy... czy... – aż bałem się ubrać to w słowa.

– Tymon dowie się później. Poprosił weterynarza, żeby sprawdził, czy nie została otruta.

– Jezu... – Potarłem twarz.

– Właśnie.

Ruszył, a ja sprawdziłem telefon. Czekało tam na mnie kilka wiadomości. Wszystkie opisywały to, co stało się dziś w szkole. Najdłuższą i najdokładniejszą napisała mi Eliza. Przy okazji pytała, dlaczego mnie nie było.

– Jezu, kurwa, Chryste...

– Wiem, że to mój tekst, ale hamuj się. Jeszcze mi nie przeszło.

– Tato... Chyba muszę opowiedzieć ci o czymś jeszcze.

Pomasował brodę, kręcąc głową.
– Mów.

Dotarliśmy do domu, tata chodził w kółko po salonie, a ja ponownie opowiadałem wszystko mamie. Ze szczegółami. Wszystko, co działo się od wielu miesięcy i jak to się skończyło. Nie była zadowolona, choć starała się chować przede mną oceniający wzrok. Czułem, że wszyscy są przeciw mnie. Zawiodłem wszystkich, nawet rodziców.

Ktoś zapukał, tata kiwnął głową, a do środka wszedł pan Kwiatkowski z mordem w oczach.

– Tymon... – Zatrzymał go tata.

– To moja córka!

– A to mój syn! – odkrzyknął, stając między nami niczym mur.

Patrzyli na siebie. Walczyli na spojrzenia, oddychając nerwowo. Nigdy nie widziałem ich takich. Jakby rozważali w głowie, czy warto rozwalić temu drugiemu twarz. Obaj nie zamierzali ustąpić.

– Jaka jest pierwsza zasada Wspólnoty, Kuba? – spytał mnie, choć wciąż patrzył na ojca.

Otworzyłem usta, żeby odpowiedzieć, ale ojciec wystawił dłoń w tył, nakazując mi milczeć.
– Zna ją. Niesienie pomocy wszystkim członkom Wspólnoty bez względu na poniesiony trud i cenę.

– A jak brzmi przysięga Alfy, którą składał przede mną na kolanach?

– Przysięgę również zna.

– To znaczy, że ją złamał. – Pan Kwiatkowski uniósł brew i przełknął nerwowo. – Bo mojej córki nie ochronił.

– Jeśli odważysz się, Tymon, stanąć przeciwko mojemu dziecku, to będzie koniec naszej przyjaźni.

– Twoje dziecko nie zrobiło nic, gdy moje było gnębione. – Nie przestawali na siebie patrzeć, a ja miałem wrażenie, że jeszcze moment a od tych iskier wybuchnie bomba i zmiecie nas wszystkich.

– Nie wolno mu bić się w szkole. Mógłby zostać za to wyrzucony. Dobrze o tym wiesz.

– A wolno mu przyjaźnić się z gnębicielami? Jak wychowałeś syna, Marcel? Dlaczego nie przyszedł z tym do mnie? Albo do ciebie? Dlaczego nie dał jej choć skrawka wsparcia? I nasze rodziny się przyjaźnią? To jest przyjaźń twoim zdaniem?

– A może zadajesz złe pytania, Tymon? – Tata przekrzywił głowę z miną mordercy. – Jak ty wychowałeś córkę, skoro nie przyszła do ciebie z tak ogromnym problemem?

Pan Kwiatkowski zrobił krok w tył, jakby dostał z liścia z twarz, chociaż mój ojciec nie podniósł nawet ręki.

– Pytałem ją o to. Chciała chronić Kubę. Postanowiła nie mieszać życia Wspólnoty z życiem szkolnym. Uznała, że narobi mu kłopotów. A tymczasem jej kłopot narastał. Te gnojki czuły się nietykalne, bo on – wskazał na mnie – nie zrobił nic. Nic! Rozumiesz? Patrzył, jak z niej drwią, jak ją upokarzają! Na oczach Kuby z mojej córki robiono gówno!

Mama się wzdrygnęła. Miałem wrażenie, że bardziej współczuje Biance niż mnie. I w sumie się nie dziwiłem.

– Nie czułeś wyrzutów sumienia? – Tym razem spojrzał na mnie z oczami pełnymi żalu i oskarżeń. – Siadałeś z nami przy jednym stole, przybijałeś mi piątki na treningach, w naszym domu czułeś się, jak w swoim własnym, a później szedłeś do szkoły i co? I to wszystko nie miało znaczenia?

– Teraz daj mu spokój... – wtrącił ojciec. – Najpierw ja z nim porozmawiam.

– Właśnie. – Wrócił do ojca. – Skąd ty wiesz?

– Kuba dostał mnóstwo SMS–ów, opowiedział nam wszystko dosłownie chwilę temu.

– Dopiero jak mu się dupa zapaliła, tak?

Zapadła cisza. Pan Kwiatkowski patrzył w podłogę, zakładając ręce na biodrach. Ojciec nie spuszczał z niego wzroku, a jego mięśnie były napięte. Wciąż był gotowy do ataku.

– Pamiętasz, Kuba, jak przyszedłeś do mojej pracy kilka tygodni temu? – Pan Tymon uniósł głowę, paląc mnie spojrzeniem. – Zadałeś mi wtedy pytanie. Mam dla ciebie odpowiedź. Nie, nie zasługujesz na moją córkę. Nie oddam jej w ręce kogoś, kto pozwala ją szmacić. – Odwrócił się za siebie. – To wszystko. Do widzenia.

Wyszedł, a rodzice patrzyli na mnie wielkimi oczami.
– O czym on mówił? – spytał tata.

– Chciałeś wziąć Biankę za żonę? – wtrąciła mama.

– To była tylko rozmowa...

Ojciec usiadł na kanapie, a mama wzięła głośny wdech, nim otworzyła usta:
– Dobrze, opowiedz wszystko jeszcze raz, od początku, łącznie z tym, jak się wtedy czułeś i dlaczego nie reagowałeś. Musimy to jakoś ułożyć.

– Doniesie na mnie Starszyźnie? – spytałem ojca, który aż buchał wściekłością.

– Powinien, wiesz? – Wypuścił z siebie powietrze. – Ale tego nie zrobi. Nie Tymon.

– Nie byłbym tego taki pewien. Bianka to jego oczko w głowie.

– I tego właśnie się boję. – Oblizał usta. – Ale ciebie nie skrzywdzi. Tymon nie potrafi robić takich rzeczy. Prędzej wyciągnie skądś karabin i zacznie strzelać do tych gnojków, niż stanie przeciw tobie.

Tymon

Wziąłem głęboki oddech na uspokojenie, nim wszedłem do domu. Musiałem pojechać do weterynarza i odebrać Zuzię od babci. Załatwić w ogóle jakiś obiad dla rodziny, zrobić coś miłego dla Bianki. Na przykład kupić jej ulubione lody, wykupić jakąś subskrypcję, którą by chciała dla oderwania myśli. Nie wiem, chciałem zrobić dla niej cokolwiek, byleby odrobinę jej ulżyć.

Pokonałem cicho schody, bojąc się, że zasnęła, bo w domu była cisza. Nie chciałem jej obudzić, a znaleźć Julkę. Stanąłem przed jej pokojem, drzwi były uchylone. Leżały z Julką na łóżku, patrząc na siebie.

– Przepraszam, córeczko. – Julia głaskała ją po dłoni.

– Za co?

– Naprawdę się starałam, ale nie byłam dość dobrą matką. Nie przyszłaś z tym do mnie od razu. A powinnaś to zrobić po pierwszej takiej sytuacji. Przykro mi, że cię to spotkało. Wiem, jakie to uczucie, bo też byłam gnębiona w szkole.

– Naprawdę? ty?

– Tak, co prawda nie zrobili mi tego, co tobie. Ale celowo nazywali: „Jezuska", naśmiewali się, buczeli, gdy odpowiadałam przed tablicą, kradli mi rzeczy i takie tam. Więc wiem, jak bywa ciężko w szkole. Wiem też, że był jakiś dziwny zakład o to, który z chłopaków zaciągnie mnie do łóżka. Zrobili sobie takie wyzwanie, komu uda się sprowadzić Jezuskę na złą drogę.

– Ludzie są straszni...

– Są. Ale nie wszyscy. Masz nas.

– Nie wiem, jak wrócę do szkoły... Wszyscy o mnie mówią. Dostałam mnóstwo wiadomości. Nie chcę tego czytać, wyłączyłam telefon. – Zapłakała, wyrywając mi serce. Dźwięk zapłakanego dziecka, to najgorszy dźwięk dla rodzica.

– Na razie nic nie musisz robić. Odpocznij i później się z tym zmierzysz. Nie jesteś sama, pamiętaj o tym. Nie musisz radzić sobie z tym sama, jak do tej pory.

– A co z Kubą? Dlaczego nie było go dziś w szkole?

– Martwisz się o Kubę?

– Tak.

Zacisnąłem powieki, nie wiedząc, co myśleć. Właśnie byłem świadkiem, jak młodzi ludzie, nasze dzieci, popełniają błędy, pakują się w kłopoty, płaczą i ciepią, jak kiedyś my.

Nie mogłem dłużej tego słuchać. Zapukałem i wszedłem do środka.

– Hej. – Usiadłem na łóżku. – Jadę... po Zuzię do babci. – Ominąłem temat Lany, bo Bianka miała na dziś dosyć. – Masz na coś ochotę? Kupię po drodze.

– Będziesz mnie teraz rozpieszczał? – Zaśmiała się, choć oczy miała zmęczone płaczem.

– Oczywiście. – Wzruszyłem ramionami z uśmiechem. – Na twoją mamę działa Prince Polo.

Znów się zaśmiała, a ja miałem wrażenie, że nad światem pogrążonym w mroku, właśnie wzeszło słońce. Moja córeczka. Silna i waleczna jak mama. Czasem musiała po prostu odpocząć i sobie popłakać, by znów nabrać sił.

Kuba

Po długiej i bardzo męczącej rozmowie z rodzicami leżałem w swoim pokoju. Mnie ta rozmowa mimo wszystko wiele dała. Jakoś to wszystko ułożyło się w mojej głowie, a mama pomogła mi wiele zrozumieć. Zjadały się mnie wyrzuty sumienia względem Bianki i całej jej rodziny. Nie wiedziałem, jak pokazać im się na oczy. Ojciec powiedział, żebym dziś dał im spokój, że tak będzie lepiej. Nosiło mnie, naprawdę chciałem do niej iść i porozmawiać. Byłem głupi. Nie sądziłem, że te durne podśmiechujki tak się skończą. Nigdy nie zrobili nic więcej, dopóki nie postawiłem sprawy jasno. To chyba było ich zapalnikiem. Wybrałem stronę Bianki, więc chcieli dokuczyć jej bardziej. A teraz wszyscy poniesiemy tego konsekwencje...

Gdybym tylko mógł cofnąć czas... Wszystko zrobiłbym inaczej... Ale nie mogłem.

Zerwałem się z łóżka, bo u niej zapaliło się światło. Stanąłem przed swoim oknem, a ona przed swoim. Patrzyliśmy na siebie. Pomachała mi. Pierwsza. Moje serce napełniło się wiarą w to, że jeszcze będzie dobrze. Odmachałem. Zgasiła światło. A ja przymknąłem oczy, pragnąc wszystko zrobić inaczej.

Przepraszam. Choć to słowo znaczy za mało – wysłałem do niej wiadomość. Nie dotarła.

Bianka

Można powiedzieć, że miałam już wakacje. Siedziałam w swoim pokoju i oglądałam seriale, a mama została ze mną w domu. Zapewniałam, że może jechać do świetlicy, ale zaprzeczyła. Ojciec poszedł do pracy, ale dzisiejszy trening z Alfami również odwołał. Zuzia poszła do przedszkola. A Dominik zajrzał do mnie przed wyjściem, kładąc na łóżku hasło do swojego komputera, gdybym się nudziła. Taki gest ze strony mojego brata był najwyższym wymiarem miłości, wsparcia i dodania otuchy. Miałam swój laptop, ale on miał na swoim pełno gier. Wiedział, że mogłabym przegrać i zniweczyć wszystkie jego wielomiesięczne wysiłki, ale nie miało to dla niego znaczenia. Chciał poprawić mi humor i pokazać, że jestem ważniejsza nawet od leveli w ukochanych grach. Doceniłam to, choć nie zamierzałam skorzystać.

Włączyłam komórkę, a ta wydawała z siebie dźwięk za dźwiękiem. Dostałam dziesiątki wiadomości. Przeraziło mnie to. Wyłączyłam urządzenie, niczego nie odczytując. Mama powiedziała, że nie jestem nikomu nic winna i mogę się za to zabrać dopiero wtedy, gdy będę czuła się na siłach. Brakowało mi teraz Lany. Tata powiedział, że nie została otruta. To dobrze, że umarła ze starości. Przynajmniej z tym było mi lżej.

Poderwałam się na łóżku, słysząc, że mama rozmawia z kimś przez telefon bardzo oficjalnym tonem. Poszłam na schody, żeby podsłuchać.

– Tak, rozumiem – powiedziała. – Niestety nie wiem. Decyzja należy do Bianki. Bardzo mnie cieszy, że podjął pan właśnie takie kroki. – Przez chwilę słuchała, po czym grzecznie się pożegnała i wzięła głęboki oddech. – Bianka! Możesz przyjść do mnie?

Odczekałam kilka sekund, po czym zbiegłam po schodach.

– Tak?

– Mam dla ciebie wiadomości. Chłopcy, którzy dopuścili się sytuacji w łazience zostali wyrzuceni ze szkoły. Dziś mają oddać swoje rzeczy, a na dniach otrzymają świadectwa. Reszta z tej bandy dostała upomnienie i wpis do akt.

– Aha.

– Nie jesteś zadowolona, że już ich nie będzie?

– Chyba tak, nie wiem... – Wzruszyłam ramionami, nie mając pojęcia, co naprawdę czuję.

– Boisz się tych, którzy w szkole zostaną?

– A myślisz, że powinnam? – Usiadłam obok niej.

– Myślę, że nie. Zadbamy o to z tatą, żeby nie byli twoim zmartwieniem. Dyrektor pytał, czy zamierzasz zmienić szkołę? On bardzo by chciał, żebyś została.

– No, tak. Jeśli nie zostanę, jego wysiłki pójdą na marne.

Mama uśmiechnęła się prześmiewczo.
– Nie obchodzi mnie dyrektor. Ty mnie obchodzisz.

– Mogę się jeszcze zastanowić?

– Oczywiście. – Pogłaskała mnie po włosach. – Pamiętaj, że ja i tata zrobimy dla ciebie wszystko. Nawet wybudujemy własną szkołę.

Zaśmiałyśmy się wspólnie i zrobiło mi się lżej. Miałam rodzinę, miałam Wspólnotę. Matołki to tylko etap w moim życiu.

^^^^^^

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro