Rozdział 27

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Dziś rozdział dodatkowy (więc wpadły dwa) dla @ErinSilver1988 Obyś miała już lepszy dzień ;) <3



Bianka

Udało mi się nabrać dystansu do wydarzeń ze szkoły. Wsparcie rodzinny okazało się nieocenione. Dlatego leżąc na łóżku, ze słuchawkami w uszach, postanowiłam uruchomić telefon. Czułam, że już dam radę.

Odpisywałam na wiadomości lakonicznie, grzecznie i od razu ukracając dalszą dyskusję. Wzięłam sobie do serca słowa rodziców: „Ty jesteś teraz ważna. O swoje uczucia dbaj, nie cudze. Oni o twoje również nie dbali." Na koniec zostawiłam sobie Daniela i Kubę. Od nich nie potrafiłam odciąć się emocjonalnie. Myślałam również o dziewczynach ze Wspólnoty, Emilce i Nadii, miałam ochotę na babski wieczór. A jednocześnie nie widziałam, czy powinnam się przed nimi otwierać. Czy Wspólnota powinna wiedzieć, że Kuba zawiódł? Jak to wpłynie na jego przyszłość Alfy?

– Miałaś myśleć o sobie – powiedziałam do sufitu, lecz tak trudno było ignorować ludzi, którzy byli dla mnie ważni.

Chwyciłam telefon, żeby zmierzyć się z tymi ostatnimi wiadomościami.

Eliza:
Pewnie, że możemy się spotkać.

Daniel:

Chętnie się z tobą zobaczę 😉

Kuba:

„Złoto sprawdzamy w ogniu, przyjaźń w nieszczęściu." – Isokrates. Nigdy się od ciebie nie odwrócę, ale potrzebuję kilku dni na odbudowanie samej siebie.

Odłożyłam urządzenie, będąc dumna z tego, że z każdym z nich byłam szczera i nie zrobiłam nic wbrew sobie. Zeszłam na dół, rodzice siedzieli na kanapie, miedzy nimi Zuzka, leciała jakaś bajka. Oni chyba wewnętrznie przysypiali, ona była zafascynowana, a ten obrazek przytulonej do siebie trójki moich bliskich sprawił, że urosło mi serce, więc się uśmiechnęłam.

– Chodź do nas – powiedzieli równo rodzice, już robiąc mi miejsce.

– Nie, nie, chciałam tylko was o coś zapytać.

– Co jest? – Tata potarł twarz, chyba naprawdę spał z otwartymi oczami.

– Mogę zorganizować babski wieczór z Nadią i Emilką? Zostałyby u nas na noc.

– Możesz – znów odpowiedzieli równo, bez zastanowienia.

– Niech najpierw ustalą to ze swoimi rodzicami – zaznaczyła mama. – A później daj mi znać, kiedy przyjadą i co wam przygotować.

– W porządku, dzięki. – Pobiegłam na górę, żeby zadzwonić do jednej i drugiej.

***

– Słaba akcja – powiedział Daniel, krocząc tuż obok mnie, gdy spacerowaliśmy po parku.

– Co się stało, to się nie odstanie – odpowiedziałam do drzew, bo ciężko patrzeć komuś w oczy, gdy rozmawiacie o sprawie, w której było się ofiarą. Zdecydowałam się jednak spojrzeć w spokojne oczy kolegi. – Ale dziękuję, że mi pomogłeś.

– To nic takiego. – Uśmiechnął się delikatnie, unosząc rękę, żeby pogłaskać moje ramię. Nie poprzestał na tym. Zbliżył się, otaczając moje ramiona. Nie powinnam tak spacerować po parku w środku dnia, a jednocześnie nie chciałam niegrzecznie się odsuwać. Czułam się przez to mało komfortowo.

– Mogłeś uznać, że to nie twoja sprawa.

– Jak Kuba? – zadrwił.

– Przestań – wyszeptałam, bo to było jak cios.

– Nie mam racji?

– Nie było go wtedy w szkole.

– Wtedy nie... – Odwrócił głowę, od razu będąc rozdrażnionym. – Nie rozumiem dlaczego wciąż go bronisz.

– Nie bronię, staram się zrozumieć i wierz mi, też mam do niego żal, ale to sprawa między nim a mną.

– Och, tak? – Odsunął się energicznie, jakby nagle mnie odtrącał. Wypuścił z siebie nerwowo powietrze. – Skoro tak uważasz.

Lubiłam Daniela, ale nie podobała mi się jego wybuchowość. Był podobny do Oskara i Mikołaja ze Wspólnoty. Ma być jak chcą albo popsują im się humorki. Szłam, patrząc w chodnik i zbierając myśli. Już otworzyłam usta, by coś powiedzieć, kiedy Daniel zatrzymał się gwałtownie, więc i ja się zatrzymałam. Uniosłam głowę, nie wierząc, że moje największe przekleństwo właśnie stoi przede mną.

– Cześć, Bianka. – Oskar i Mikołaj uśmiechnęli się niby serdecznie, ale dostrzegłam drwinę w ich oczach.

– Cześć. – Wyprostowałam się dumnie, lecz oni za dobrze mnie znali. Doskonale wiedzieli, że dla mnie nie jest to miłe spotkanie. – Wy tutaj?

– Tak wyszło. A kolegi nam nie przedstawisz?

– To Daniel, znajomy ze szkoły. A to mój kuzyn, Mikołaj – zrobiłam pauzę, wskazując na drugiego z nich – Oskar, kuzyn Mikołaja. Mój nie – dodałam na koniec z szerokim uśmiechem, żeby wiedział, że nie uważam go za nikogo bliskiego.

– No, siema. – Kiwnął im głową Daniel, a te czubki przyglądały mu się dziwnie.

Tak, nie podał ręki i tak, uznali to za zniewagę. Tak samo postąpił z moim ojcem, co wtedy zrzuciłam na skrępowanie. To chyba jednak nie było skrępowanie a poczucie wyższości.

Miał kolejnego minusa.

– To ten, miłego dnia. – Daniel znów im kiwnął, objął mnie ramieniem i wyminął ich, idąc dalej.

Nie śmiałam odwrócić się za siebie. Wiedziałam, jakie miny zobaczę. Jeśli mogło być gorzej, to właśnie było. Ze wszystkich ludzi na świecie, musiałam spotkać właśnie ich.

– Usiądźmy tam – zaproponowałam, wskazując jedną z ławek naprzeciw jeziora, czując, że naprawdę mam dosyć.

Nie odpowiedział, po prostu poszedł tam, gdzie chciałam. Usiedliśmy wygodnie, on zadbał o to, żeby być wystarczająco blisko mnie. Wzięłam głęboki wdech, przymykając oczy i wypuściłam z siebie powietrze, otwierając je. Sunęłam wzrokiem po tafli jeziora i pięknej, otaczającej wszystko przyrodzie.

Poczułam dotyk na udzie. Obejrzałam się za siebie zestresowana, że Mikołaj i Oskar mogą gdzieś z daleka nam się przyglądać lub robić zdjęcia. Daniel zbliżył się za bardzo, jego twarz była tak blisko, że gdybym tylko się poruszyła, pocałowałby mnie. Cofnęłam się na ławce.

– Nie.

Westchnął z ciężkością, też się ode mnie odsuwając.
– Myślałem, że jesteśmy na dobrej drodze...

– Wiem, rozumiem... – Ścisnęłam ze sobą ręce. Sama wcześniej pozwoliłam mu się pocałować, wiec mógł chcieć to powtórzyć. – Przepraszam.

– Czemu ty zawsze jesteś taka spięta? – burknął, zrywając źdźbło trawy, żeby się nim bawić.

– Za dużo się dzieje... Chyba sobie z tym nie radzę.

Spojrzał na mnie już ze spokojem.
– Chcesz o tym pogadać?

– Nie jestem pewna, czy mam na to siłę.

Wyciągnął dłoń, chwyciłam ją, splótł nasze palce i miział mnie kciukiem.
– Więc posiedźmy w ciszy.

– Dziękuję – powiedziałam szczerze, a on się do mnie uśmiechnął.

Im dłużej siedziałam z Danielem, tym lepiej się czułam. Cały stres jakoś zaczął ze mnie ulatywać. Wyczuł to, więc znów się zbliżył.

– A może kiedyś wpadniesz do mnie?– spytał zachrypniętym głosem.

– Do ciebie? Nie za szybko na poznawanie rodziców? – zażartowałam, lekko zmieszana.

– Moich rodziców nie będzie. – Przejechał mocniej kciukiem po mojej dłoni.

– Och...

Zamilknął, pozostawiając mnie z myślą o tym, że miałabym być z nim sam na sam w zamkniętym pomieszczeniu, gdzie nikt by nas nie obserwował. Wiedziałam, że w takiej sytuacji nie wymigałabym się od całowania, a może nawet czegoś więcej. Dziwne prądy przeszły przez moje ciało, bo fakt, że jakiś chłopak chciałby mnie dotykać miło połechtał moje ego. Później przed oczami stanął mi Kuba i oblałam się wstydem, że odważyłam się na takie myśli.

Nie byłam taką dziewczyną, nie byłam normalna. Ze mną się trzeba ożenić, żeby tak mnie dotykać. To głupie, ale gdyby ktoś się dowiedział, że byłam w mieszkaniu sam na sam z chłopakiem, który nie jest od nas i który mnie podrywał, straciłabym na wartości, jako przyszła żona. Ojciec nie byłby zadowolony z takiego obrotu spraw. I owszem, mogłabym się zbuntować i zrobić, co zechcę, ale przecież to głównie ja później poniosłabym tego konsekwencje. Przede wszystkim ja. A dość mi już było wrażeń na ostatnie tygodnie.

– Muszę się zaraz zbierać – przerwałam ciszę. – Eliza ma do mnie wpaść, a wiem, że się nie lubicie.

– Chętnie dołączę, jeśli mogę. – Uśmiechnął się. – Oczywiście nie chcę przeszkadzać.

Świetnie. Rodzice mnie zabiją.

***

Tymon

– Nie wiem, co robić – wyszeptałem do Julki. – W pokoju naszej córki jest chłopak.

Uśmiechnęła się, mieszając coś w misce.
– Jest tam również dziewczyna, ich koleżanka.

Uniosłem brew, patrząc na żonę długo i intensywnie, dopóki nie zrozumiała, że nie ma szans. Nie wciśnie mi tej ściemy. Bądźmy dorośli. Koleżanka nie jest żadną przeszkodą, a może być zasłoną dymną. Nawet Ana kiedyś kryła nas. NAS. Przy czym wiele nam groziło, gdyby nas złapano. A oboje byliśmy ze Wspólnoty. Oboje znaliśmy konsekwencje. Zdążyłem niewinną Julkę pocałować i obmacać po udach. A wydarzyłoby się więcej, gdyby nam nie przeszkodzono.

– Dobrze. – Westchnęła. – Też czuję się niekomfortowo. Nie wiem, co robić w takiej sytuacji. Nie lubię obcych w domu. W moim rodzinnym nigdy nie przebywał nikt z zewnątrz.

– W moim też nie. A przynajmniej nie dłużej niż kilka minut.

– Właśnie. A z drugiej strony, nie możemy jej tego zabronić, Tymon. I tak wiele przeszła w szkole. Nie róbmy z niej większego dziwadła.

– Wiem, wiem. Tak samo to sobie tłumaczę... – Potarłem twarz. – Co nie znaczy, że łatwo mi to przychodzi.

Przestaliśmy szeptać, bo drzwi pokoju Bianki się otworzyły. Zerknąłem. Po schodach schodził Daniel. Dziś przynajmniej powiedział: „dzień dobry", chociaż zrobił to chyba trochę z przymusu, bo koleżanka Bianki przywitała się pierwsza. Niewychowany. Już go nie lubiłem.

Poszedł do łazienki. Wyczuwałem napięcie Julki. Nie była zadowolona z tego, że znajomi Bianki są w naszym domu. Czuliśmy się wtedy pod ostrzałem, w pełnym przygotowaniu na coś złego. W każdej chwili mógł wpaść tu Marcel, Kuba, Marco, ktokolwiek i palnąć coś o Wspólnocie, za nim zdążylibyśmy zareagować. Obcy w domu to bomba, na której siedzieliśmy.

Daniel wyszedł z łazienki, a ja, siedząc w kuchni, byłem wyczulony na każdy jego ruch, jakbym się bał, że zaraz zacznie węszyć. Chciałem, żeby wrócił prosto do pokoju Bianki i nie chciałem jednocześnie. Najlepiej nich już spada, żebym mógł znów oddychać.

– Nie udawaj szerszego niż jesteś – warknął mój syn, a Julka wyjrzała z kuchni.

– Dominik... – upomniała go ze spokojem.

– To niech uważa, jak lezie – odpowiedział twardo. – A nie udaje, że taki szeroki w barach.

Uśmiechnąłem się pod nosem dumny z syna, domyślając się, że właśnie mijali się na schodach.
– Tobie też wiele brakuje – zadrwił Daniel, burząc mi krew w żyłach. – Najpierw urośnij w górę, później wszerz.

– To dzieciak, Tymon – powtarzałem sobie w myślach. – To dzieciak, nie możesz go trzepnąć.

– Może chcesz iść ze mną do piwnicy na trening? – Nie poddawał się mój syn. – Mógłbyś się zdziwić.

– Dominik... – upomniała go Julia, tym razem ostrzej. – To nasz gość.

– Do gościa wiele mu brakuje.

Parsknąłem cicho i szybko zakryłem usta dłonią, bo Julia właśnie piorunowała mnie wzrokiem. Po chwili usłyszałem, jak drzwi pokoju się zamykają, a Dominik schodzi do piwnicy.

– Co? – Wzruszyłem ramionami. – Porządny syn nam rośnie. Niech broni siostry.

Pokręciła głową, wracając do gotowania.
– Może idź sprawdzić, co robi Zuzia? Znajdź sobie jakieś zajęcie.

– Pójdę. – Wstałem od stołu. – Pomogę młodemu w treningu.

– Dobrze, upuść trochę pary, ale najpierw sprawdź, co robi Zuzia.

– Oczywiście, żonciu. – Ucałowałem jej policzek, widząc, że zaraz mi się odwinie, taka jest nerwowa. Nie odwinęła się. Klepnąłem ją w pośladek.

– Kwiatkowski! – Odwróciła się z gniewem w oczach.

Położyłem palec na jej ustach.
– Ciii... W domu są małoletni. Obcy małoletni.

Wkurzyła się jeszcze bardziej, więc ucałowałem jej nos.
– Możesz się na mnie wyżyć w nocy, kochanie.

Uciekłem, bo teraz naprawdę niewiele brakowało, a serio bym oberwał.


Bianka

Eliza wypytała mnie już chyba o wszystko, co dotyczyło Kuby. Co rusz przechodziło obok okna naprzeciw okna sąsiada. Daniel leżał na moim łóżku, a ja siedziałam na krześle przy biurku. W życiu nie usiadłabym na łóżku. Gdyby wszedł ojciec i zobaczył taki obrazek, mógłby wyrzucić kogoś przez okno. Zapewne Daniela. Wkurzało mnie to, że czuje się aż nazbyt swobodnie. Nie rozumiałam, jak można się wyłożyć na czyimś łóżku, jakby się było u siebie, podczas gdy był u mnie pierwszy raz. Nie wspominając, że zdążył dotknąć tysiąc moich rzeczy. Zaczynałam się dusić. Przeszkadzało mi, że siedzą w moim pokoju. Bywali tu różni ludzie. Nadia i Emilka nie raz też leżały na moim łóżku. Nikodem, Kryspin, a nawet Mikołaj tu bywali, ale nigdy nie czułam się z tym aż tak źle. Byłam jednak zbyt dobrze wychowana, żeby ich tak po prostu wyrzucić.

Eliza znów wyjrzała przez okno.

– Pewnie ich nie ma – skwitowałam lekko wrednie. – Nie musisz go tak wypatrywać.

– Ojej... – Obruszyła się. – Coś ty taka cięta? Zazdrosna? – zachichotała. – Podobno jesteście tylko przyjaciółmi.

Daniel czujnie obserwował moją reakcję.

– Tak, zazdrosna – wypaliłam, wprawiając tę dwójkę w osłupienie. – Bo mam wrażenie, że wcale nie do mnie przyszłaś. Skoro wolałabyś teraz być w pokoju Kuby, może po prostu idź.

Zapatrzyła się w szybę. Chryste, naprawdę chciałaby być teraz w jego pokoju.

Straciłam psa, straciłam przyjaciela, straciłam poczucie bezpieczeństwa w szkole, a moja niby przyjaciółka zainteresowana była pokojem sąsiada...

– Może chodźmy do ogrodu? – zaproponowałam, opadając z sił. Z każdą spędzaną z nimi minutą, coraz bardziej czułam, jakby wysysali ze mnie energię. – Pogramy w coś? Piłka, planszówka, paletki?

– Paletki? – parsknął Daniel. – Planszówka? Ile ty masz lat?

– Czekaj. – Skamieniała. – Zaraz. Chyba ktoś tam chodził.

– Jest dzień! – Rozłożyłam ręce. – Świeci słońce. Niby co chcesz tam dostrzec?

– A gdy zapalają się światła, to się widzicie? – spytał zaintrygowany Daniel.

– Czasem. Gdy podchodzę zasłonić rolety, a on siedzi przy biurku, to tak.

– Ma biurko obok okna? – dopytywała.

– Tak, to znaczy, tak jakby w połowie... – tłumaczyłam niepotrzebnie. – Może stać przy oknie, ale gdy siedzi przy biurku to też ma okno... Nie wiem, jak ci to wyjaśnić.

– Więc znasz jego pokój na pamięć? – znów zabrał głos Daniel.

– Tak! – Przewróciłam oczami. – Znam rozkład całego jego domu. Wprowadziłam się tu, mając jakiś rok czy coś koło tego. Rodzice pilnowali nas na zmianę, więc tak. Biegaliśmy po tych domach, jakby oba należały do nas. Jeszcze jakieś pytania dotyczące Kuby?

– Wiesz, co? – Eliza zmrużyła oczy. – Masz Daniela, a ja chcę Kubę. Gdybyś miała więcej dobrej woli, moglibyśmy stworzyć fajną paczkę.

– Serio? – Uniosłam brew, niedowierzając w to, co słyszę. Ona tak na poważnie? Przecież Kuba i Daniel się nie znoszą, a poza tym, czy ja chciałabym spędzać czas z dziewczyną Kuby? Czy chciałabym przyglądać się tej szczęśliwej parze? Oto jest pytanie...

– W dupie mam Kubusia gnojusia. – Daniel zaczął bawić się starą piłeczką Lany.

– Oddaj. – Wstałam z krzesła i zabrałam mu piłkę, na co zrobił wielkie oczy. Później spojrzałam na Elizę, bo zaczęła docierać do mnie przykra prawda. – Czy ty się ze mną zadajesz, bo chcesz się zbliżyć do Kuby?

Daniel zagwizdał.
– Ostro...

– Jesteś dziś nieznośna. Ja lecę. – Chwyciła swój plecaczek. – Jak minie ci PMS, zadzwoń.

– Narka. – Zaśmiał się Daniel, a ja wpadłam w panikę. Nie mogłam zostać tu sama z chłopakiem!

Nie tylko nie mogłam, nie chciałam. Nie zamierzałam poświęcać swojego dobrego imienia dla Daniela. Chwyciłam telefon i wysłałam szybką wiadomość do mamy:
SOS

Po dwóch sekundach słyszałam jej kroki na schodach. Zapukała w drzwi. Daniel się nawet nie ruszył. Czy jego naprawdę nikt nie wychował? Moja mama weszła do środka, a on nadal leżał rozwalony, jakby czekał na zaproszenie. Widziałam, jak coś błysło w oczach mamy. Jej też się to nie podobało.

– Cześć, słuchajcie, nie chciałabym być niegrzeczna, ale niedługo musimy się zbierać. Bianka musi jechać do babci. Zapomniałaś, kochanie? – Spojrzała na mnie z ciepłem, a ja uderzyłam się z otwartej ręki w czoło.

– Na śmierć.

– No, babcia nie byłaby zadowolona. – Z miną cudownej, ciepłej pani domu, zerknęła na moich gości. – Zapraszamy jeszcze do nas, jeśli będziecie mieli ochotę.

Ruszyli się. Czułam, jak uchodzi ze mnie powietrze i cały stres.

– Bianka, odprowadź swoich gości do drzwi.

– Dobrze.

Poszła. Uśmiechnęłam się pod nosem, żałując każdego razu, gdy miałam problem do moich rodziców. Byli cudowni.

^^^^^^

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro