Rozdział 5

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Tymon

Moje życie nigdy nie przestało być wesołym miasteczkiem. Zmieniły się tylko ulubione karuzele i chociaż kochałem każdy dzień ze swoją rodziną i przyjaciółmi, czasem od karuzeli kręciło się w głowie. Zajmowałem się dziećmi, żeby Julia mogła się spełniać w czymś więcej niż rola żony Alfy. Jej szczęście było moim szczęściem. Miałem na głowie Wspólnotę, a jako straszy Alfa, nie mogłem już pozwalać sobie na potknięcia. Młodym się wybaczało wiele, starszym się nie wybacza. Razem z Wojtkiem prowadziłem firmę, na szczęście Marika i Daniel byli naszymi prawymi rękami i bardzo nam pomagali. Docenialiśmy ich na każdym kroku, mając świadomość, że bez nich nie udźwignęlibyśmy tylu spraw. A mieliśmy jeszcze żony, rodziców, życie rodzinne i przyjaciół... To naprawdę sporo jak dla jednego człowieka. Dobrze, że mieliśmy siebie wzajemnie, bo jakoś łatwiej było ciągnąć codzienność, gdy wzdychało się z ciężkością i przecierało twarz, zbierając w sobie, a ktoś klepał cię po plecach dla otuchy, bo znał to doskonale. Rozumiał. Zrozumienie to skarb.

Odłożyłem kolejne dokumenty na bok, ale podniosłem je ponownie, nie będąc pewnym, czy na pewno wybrałem dobrą kupkę. Miała je zabrać Oliwia. Była młodziutką członkinią Wspólnoty i dorabiała sobie u nas po znajomości.

Ktoś zapukał w drzwi, więc znów nie byłem pewien, czy dobrze odłożyłem te pieprzone dokumenty. Byłem już naprawdę zmęczony.

– Proszę.

– Dzień dobry, mogę?

Uniosłem brwi, patrząc na Kubę.
– Jasne, wchodź. – Poprawiłem się na krześle z niepewnością, bo Kuba nie wpadał często do naszej firmy, więc trochę się bałem, że dzieje się coś złego. Odgoniłem jednak złe myśli. – Przyniosłeś nowe ulotki? – Zaśmiałem się. Do każdego folderu z projektem budowy, dorzucaliśmy ulotkę z firmy Matrysów. Instalowali alarmy, kamery i inne bajery.

– Nie, panie Kwiatkowski. – Zajął fotel po drugiej stronie biurka.

O, nie... Tylko nie „panie Kwiatkowski". To zły znak.

– Więc słucham... – Zaplotłem ręce na blacie biurka. – Jaki masz problem, Kuba?

Zamiast mówić, kręcił się fotelu, zagryzając dolną wargę. Wziąłem głęboki oddech. Znał mnie wystraczająco, żeby wiedzieć, że cierpliwość i spokój nie są moją mocną stroną.
– Wolisz pomilczeć? – Uśmiechnąłem się przyjacielsko.

– Mam osiemnaście lat.

– Tak, z tego, co pamiętam, właśnie tyle masz. – Przekrzywiłem głowę. – I nadal nie skończyłeś liceum, prawda? Cokolwiek chodzi ci po głowie, odpowiedź jest jedna: Jesteś za młody.

– No tak...

– Co się dzieje, Kuba?

– A nie dostanę w łeb?

– To zależy. – Uśmiechnąłem się szeroko. – Żartuję, mów.

– Coś się dzieje z Bianką.

– To znaczy? – Od razu zdrętwiałem.

– Zrobiła się dziwna. Prawie ze mną nie rozmawia, odsunęła się. W ogóle mnie nie dotyka...

Uniosłem znacząco jedną brew.
– Nie, nie! – Odchylił się na krześle tak, że mało z niego nie spadł, więc musiał gwałtownie złapać się blatu. Kiedy opanował grawitację, odchrząknął, przybierając na nowo męską postawę. – Kiedyś zachowywała się jak ktoś... Zależało jej. Czasem położyła mi rękę na ramieniu, czasem się przytuliła, gdy tego potrzebowała. Teraz tak jakby... Na siłę robi wszystko, żeby się do mnie nie zbliżyć. Daje mi do zrozumienia, że ja mam się nie zbliżać.

– I to ten problem, tak?

– Tak. – Wzruszył ramionami ze skruchą w oczach. – Tęsknię za nią.

– Kuba. – Westchnąłem, pocierając twarz. – Dorastacie, to normalne. Kiedyś byliście dzieciakami. Powoli dotyk, przytulenia i cała reszta zaczyna mieć dla was inne znaczenie.

– To coś innego... Ona nie chce się ze mną zadawać. Tracę ją... – przyznał ze smutkiem.

Zrobiło mi się go trochę żal. Kiedyś byli sobie naprawdę bliscy. Sam zauważyłem, że się od niego odsunęła.
– Może zrobiłeś coś, co ją zraniło?

– Na pewno.

– Więc zastanów się, co to było i spróbuj naprawić.

– Ona jest zazdrosna, że ja mam mnóstwo znajomych, jestem lubiany w szkole i...

– Odsunąłeś się od niej – stwierdziłem z przekonaniem.

– Nie, przecież Bianka zawsze będzie moją najważniejszą przyjaciółką.

– Na pewno, Kuba? Może ona czuje się inaczej? Znasz ją. Jest córką swojej matki. One się nie proszą, nie błagają o uwagę. Jeśli je puścisz – odejdą.

– Wasze życie było łatwiejsze. – Oparł brodę na dłoni.

– Czyżby? – Uśmiechnąłem się krzywo.

– Gdybym żył wtedy, przyszedłbym teraz, położył kasę tatusia na stół i zostałaby moją żoną. Nie mogłaby już fochów rzucać i tupać nogami. Aranżowane małżeństwa miały swoje plusy.

– To nie do końca tak wyglądało. – Skrzywiłem się, kręcąc głową. Spojrzałem na ekran komputera, bo przyszedł mi ważny mail. Kliknąłem w niego, ale nie mogłem przeczytać treści, bo dziwna myśl uderzyła mi do głowy. – Ty nie mówiłeś teraz poważnie, prawda? Nie zamierzasz wziąć mojej córki za żonę?

– A coś ze mną nie tak? – Oburzył się, na co zrobiłem wielkie oczy.

Po sekundzie się roześmiałem, odkładając niepotrzebną teczkę na miejsce.
– Kuba, nie dziel się swoimi pomysłami z moją żoną, proszę. Pogoni cię, gdzie pieprz rośnie.

– Pani Julia mnie lubi.

– Pani Julia – podkreśliłem jego słowa, bo zazwyczaj mówił o niej „ciocia"– dała się pociąć za wolność swojej córki. Jeśli choćby zasugerujesz, że zamierzasz do czegoś zmusić Biankę, pani Julia potnie ciebie i to własnymi paznokciami. Wierz mi na słowo. Nie ma dla niej większej świętości niż jej dzieci. Nie ma takiego potwora, któremu nie stawiłaby czoła. A ty jesteś dla niej bardziej jak ulubiony kociak. Tym bardziej nie masz z nią szans.

Prychnął, ale gdy tylko na niego spojrzałem, opanował się.
– A gdybym chciał, żeby Bianka naprawdę została moją żoną?

– To porozmawiamy o tym, gdy skończycie szkołę, dobrze? I przede wszystkim to zależy do Bianki. To jej decyzja. – Wyprostowałem się na krześle, patrząc mu prosto w oczy. – To, co teraz powiem, nie będzie dla mnie łatwe. Na Boga, mówimy o mojej ukochanej córeczce. Muszę jednak to podkreślić. Doceniam, że się z Bianką tak bardzo przyjaźnicie, a raczej przyjaźniliście. Rozumiem, że jeśli ta przyjaźń zaczyna się kończyć, ty chcesz ją na siłę ratować. Ale małżeństwo, Kuba, to nie tylko przyjaźń. Musisz kochać moją córkę całym sercem, nie platonicznie. Rozumiesz, co mam na myśli?

Przytaknął.

– Kochasz moją córkę w TEN sposób? – Niemal to z siebie wyplułem, bo ciężko przyszło mi wyobrażenie sobie Bianki w ramionach mężczyzny.

– Nie wiem. – Zamyślił się.

– Więc ślubu nie będzie. Ja w twoim wieku pokonałbym smoki dla Julki. Tylko po to, żeby spała ze mną każdej nocy do końca świata. Miałem o niej takie myśli, że nawet tobie nie powiem.

Uśmiechnął się, za co zrugałem go palcem wskazującym.
– Natychmiast wyrzuć ten obraz z głowy, bez względu na to, czy jest tam Bianka czy Julia. – Uniosłem teczki w górę. – Mam ja ci to wybić?

– Nie, nie... – Wyciągnął przed siebie dłonie. – Myślę już o pszczółkach! O Mai, w sensie, pszczółce Mai, przysięgam. – Widząc moją minę, zakłopotał się. – To znaczy o smokach myślę. Dobra, dobra! O teczkach z dokumentami, okej?

– Okej. – Odłożyłem teczki. – A masz za sobą już jakieś doświadczenia? – Uniosłem dłoń, krzywiąc się, jakby mnie zemdliło. W końcu znałem go od pieluchy. – Tylko nie opowiadaj. Pytam, bo chcę wiedzieć, czy potrafisz rozróżnić różne uczucie względem kobiet.

– Jakieś tam mam...

– Więc zastanów się porządnie, kim jest dla ciebie Bianka. A dopiero, gdy będziesz pewien, przyjdź i porozmawiamy. Jeśli złamiesz jej serce i dobrą opinię, ja złamię ciebie. Moja córeczka nie będzie twoją zabawką, jasne?

– Nie zrobiłbym tego – odparł z pewnością.

Pokręciłem głową.
– Byłem kiedyś młody i wiem, jak mało twoje słowa znaczą. Udowodnij to czynami.

– Dobrze. – Niby mówił z przekonaniem, ale ja nadal nie byłem przekonany. Młodymi rządziły emocje. Teraz mógł wiele mówić, a za miesiąc stwierdzić, że kocha inną.

Porozmawialiśmy jeszcze chwilę o innych sprawach, chyba nie chciał tak po prostu wychodzić. Pewnie teraz było mu głupio, że w ogóle się odważył tu przyjść, a ja starałem się nie dokładać mu wstydu.

Kiedy tylko zniknął, pokręciłem głową i próbowałem skupić się na pracy. Bianka jednak nie chciała już wyjść z mojej głowy. Kuba właśnie mnie uświadomił, że już prawie dorosła i niejeden mężczyzna będzie czegoś od niej chciał. Ja miałem odróżnić tego szczerego od tego nieodpowiedniego?

Znów rozległo się pukanie.
– Proszę.

– Hej. – Pokazała mi się głowa uśmiechniętej Bianki.

– Cześć, skarbie! – Odwzajemniłem uśmiech, tak naprawdę zastanawiając się, co się dzieje. Nikt tu nigdy nie wpadał tak chętnie. – Siadaj. Potrzebujesz czegoś?

– Mieliśmy dziś skrócone lekcje, nie pamiętasz?

– Pamiętam.

– Właśnie. Byłam z mamą w świetlicy na chwilę. No i ciocia Sylwia przywiozła mnie od mamy, bo z wujkiem pogadać chciała. – Rozłożyła ręce. – To jestem.

– Cieszę się. – Poszerzyłem swój uśmiech, kiedy zajmowała krzesło, na którym wcześniej siedział Kuba. Uwielbiałem spędzać z nią czas, a ostatnio miałem go dla niej niewiele. Zanotowałem w głowie: Znaleźć czas dla najstarszego dziecka, które niedługo stanie się dorosłą kobietą.

– Mama wróci późno.

– Tak, dziś czwartek, pracuje u Czarneckiej.

– Mhm... – zaczęła bujać się na krześle.

– Przestań, rozbijesz sobie głowę – powiedziałem, kończąc sortować dokumenty.

Przestała, ale nadal się rozglądała.
– Nic tu się nie zmieniło – odparłem z uśmiechem, odpisując na mail.

– Właśnie. Nudny jesteś, tato. Nigdy nic tu nie zmieniasz.

– Twoja mama od tego jest. Każda pierdoła w domu to jej rola. Tu całą przestrzeń wypełnia moja osobowość. – Zaśmialiśmy się równo.

Po raz kolejny rozległo się pukanie.
– Proszę.

– Dzień dobry. – Oliwia przywitała się grzecznie z moją córką.

– Dzień dobry – odpowiedziała niby miło, ale wyczułem jej zachowawczość. Cała matka.

– Dokumenty przyniosłam od pana Wojtka. – Położyła stosik na moim biurku. – Które zabrać?

– Te do Mariki. – Podałem jej część. – Te do Wojtka. A to – pomachałem jej niebieską teczką. – Na magazyn.

– Dobrze, panie Kwiatkowski. – Skinęła głową i wyszła, zamykając za sobą drzwi.

– Powinna nosić takie obcisłe sukienki?

Uniosłem brew, powoli unosząc całą głowę znad dokumentów.
– Co?

– Ta spódnica mało na niej nie pękła.

Zmarszczyłem brwi.
– Tak?

– Nie zauważyłeś?

– Nie – odpowiedziałem zgodnie z prawdą. – Bianka, ona jest ledwie kilka lat starsza od ciebie. W moich oczach to dzieciak. Błagam cię, bez takich tekstów.

– Mama ją zna?

– Tak. – Prychnąłem prześmiewczo. – Naprawdę uważasz, że cokolwiek da się ukryć przed twoją matką?

– I nie jest o nią zazdrosna?

– Czy my na pewno mówimy o tej samej Julii? – parsknąłem rozbawiony. – Twoja mama doskonale wie, że trzyma mi broń przy skroni. Jeden zły ruch i naciśnie spust. Ona nie musi mnie pilnować. Ja się pilnuję, żeby jej nie podpaść.

– A co mama może? U nas nie ma rozwodów. A przynajmniej nie tak prędko.

– Twoja mama nie musi się ze mną rozwodzić, żeby mi dopiec, kochanie. Ma w rękach wszystkie naboje, bo mnie dawno temu rozbroiła.

– Jakie? – Znów zaczęła się bujać na krześle.

– Nie bujaj się, bo upadniesz.

Przestała.
– Odpowiedz.

– Zacznę od końca. – Westchnąłem, nachylając się w stronę córki. – Mogłaby zniszczyć mi reputację, zarówno wśród rodziny, przyjaciół, jak i społeczności. Odsunęłaby się ode mnie, zabrałaby ze sobą swoją miłość, oddanie i lojalność, a to coś, czego nie da się zmierzyć pieniędzmi, adrenaliną czy dreszczykiem emocji, jaki może dać romans. To wszystko jest wyblakłe i nic nieznaczące przy twojej mamie. Naprawdę sporo razem przeszliśmy i wiem, że jest moim najlepszym przyjacielem. Przyjaciół się tak nie traktuje. A teraz najważniejsze. – Upewniłem się, że słucha ze skupieniem. – Zabrałaby ze sobą ciebie. A nie ma dla mnie nic cenniejszego niż miłość moich dzieci. Zuzia jest mała, niewiele by zrozumiała z tego, że rodzice się od siebie oddalili, może nawet zamazałyby się jej dobre, rodzinne wspomnienia. Dominik jest szkolony na Alfę. Lojalność i myśl o przyszłości kazałaby mu oddzielić kryzys rodziców od tego, co łączy go ze mną. Ale ty... Ty byś się ode mnie odwróciła, za to, że zraniłem mamę, prawda?

Zacisnęła wargi, ale przytaknęła. Nawet nie zastanawiała się nad odpowiedzią.

– Właśnie. – Wyciągnąłem przed siebie obie dłonie. – Kładąc na szali wszystko, co mógłbym stracić, a po drugiej stronie chwilowe zapomnienie z inną kobietą, wybór jest dziecinnie prosty, Bianka. Poza tym kocham twoją mamę. Kocham ją za bardzo, żeby zobaczyć w jej oczach, że ją zawiodłem.

– Zawiodłeś ją kiedyś?

– Tak – przyznałem ze smutkiem. – I nigdy sobie tego nie wybaczę. Każdego dnia jej to wynagradzam, a i tak nigdy nie spłacę długu wobec niej.

– Zdradziłeś mamę?! – Zrobiła wielkie oczy.

– Nie! – krzyknąłem, żeby szybko zabrać z niej te myśli. – Nigdy. – Położyłem dłoń na sercu. – Ale byliśmy bardzo młodzi, dopiero budowaliśmy swoje małżeństwo, uczyliśmy się relacji między kobietą a mężczyzną i wiele razy dawałem plamę. Nie robiłem tego, co powinien zrobić mąż w niektórych sytuacjach.

– Hej. – Do środka weszła Sylwia. – Wracam do domu. Jedziesz ze mną, Bianka?

– Tak. – Podniosła się z krzesła.

– Czekaj. – Zatrzymałem ją ruchem ręki. – A może poczekasz dziesięć, piętnaście minut, napiszę jeszcze dwa maile i pojedziemy do jakiejś kawiarni na dobre ciastko i lody? Później pojedziesz ze mną po Zuzię. Co ty na to?

– A masz czas? – Zdziwiła się, co mnie zabolało. Jeszcze bardziej uświadomiło, jak niewiele go dla niej miałem.

– Oczywiście.

– Okej. – Opadła z powrotem na krzesło. – Dziękuję, ciociu. – Uśmiechnęła się do niej.

– To do zobaczenia, kwiatki. – Sylwia puściła nam oko i zniknęła za drzwiami, a ja tak bardzo się cieszyłem, że spędzę czas z córką.

Musiałem też delikatnie ją podpytać, żeby wyczuć, co dzieje się między nią a Kubą.

^^^^^

Bardzo lubię ten rozdział i mam nadzieję, że i Wam się spodoba. Chyba od zawsze zastanawiałam się, kim będzie Tymon, gdy w końcu dorośnie xD I w końcu nadszedł czas, w którym mogłam wejść do jego głowy ;)

Buziaki! ;*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro