Rozdział 8

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Bianka

Pokonywałam szkolny hol, myślami będąc gdzieś daleko. Miałam na co dzień tak wiele zajęć, że naprawdę nietrudno było odciąć się do rzeczywistości. Uniosłam głowę, widząc Elizę, zbliżającą się w moją stronę. Uśmiechnęłam się, lekko jej machając.

– Do mnie się tak przymilasz? – Odwróciłam spojrzenie, dostrzegając kolegę Kuby razem z całą ich paczką.

– Dla ciebie mam to. – Pokazałam mu środkowy palec. Typek ruszył naprzód, ale Kuba złapał go za ramię i przytrzymał przy szafkach.

– Myślisz, że Kuba zawsze będzie cię bronił? – Uśmiechnął się złowieszczo, więc przystanęłam i spojrzałam wprost na sąsiada.

– No nie wiem. Będzie? – wypalałam przyjacielowi dziurę w tęczówkach.

– Tak – odparł niby pewnie, lecz o kilka sekund za późno i nie wystarczająco głośno.

Wzruszyłam ramionami.
– W sumie nie musi, jeśli nie chce. – Odwzajemniłam złowieszczy uśmiech w stronę intruza.

– Jesteś dość wyszczekana, jak na kogoś twojej postury. – Znów się ruszył, a Kuba syknął coś niego, ponownie przytrzymując go ręką przy szafkach.

– Bo nie wiesz, kto stoi tuż za moimi plecami. – Przekrzywiłam głowę.

– Niby ona? – Wskazał na Elizę.

– Nie, nie ona. – Zrobiłam krok w przód, udając, że się go nie boję, chociaż było zupełnie odwrotnie. Ich było wielu, ja jedna. Oni mieli doświadczenie w takich potyczkach, ja faktycznie byłam przy nich puchem marnym.

– Bianka... – ostrzegł mnie Kuba. Jego kolega się uśmiechnął, bo nie wiedział, że tylko my dwoje wiemy, co tak naprawdę próbował mi przekazać. Miałam nie straszyć nikogo Wspólnotą. Takie rzeczy załatwia się u nas po cichu.

– Bianka... – Matołek powtórzył moje imię, masując się po brodzie. – Chodź jeszcze o kroczek bliżej, niech no ci się przyjrzę. Chyba jesteś podobna do mamusi. – Poruszył znacząco brwiami, jakby chciał mi przekazać obrzydliwości dotyczące mojej mamy.

Zbliżyłam się więc o kolejny kroczek.
– Owszem, urodę mam po mamie. – Zmrużyłam oczy. – Ale charakter po tacie, więc uważaj.

– Zamknij się już. – Kuba przerwał, łapiąc kolegę za kark i zmuszając, żeby na niego spojrzał. – I nigdy więcej nie mów tak o pani Kwiatkowskiej.

Nagle ktoś złapał mnie pod swoje ramię zamaszyście, nie zatrzymując się nawet na sekundę. Trzymał mnie tak mocno, że nie mając wyjścia, musiałam poruszać nogami, żeby utrzymać równowagę. Dopiero po sekundzie dotarło do mnie z kim idę. To Daniel. Tamci coś do niego krzyczeli, ale on nic. Po prostu szedł, nie puszczając mnie. Zatrzymał się dopiero przed moją klasą.

– Spokojnych lekcji, Bianka – powiedział, nie patrząc na mnie i sobie poszedł.

Zerknęłam za siebie, widząc zszokowaną Elizę.
– Co to było? – powiedziała do mnie cicho, na co, będąc w takim samym szoku, tylko wzruszyłam ramionami. A później dostrzegłam, że i Kuba szedł w moją stronę. Przewróciłam oczami i weszłam do klasy. Ruszył się odrobinę za późno. Ten chłopak wszystko robił za późno.

Kiedy zajęłam swoje miejsce w ławce, uderzyła we mnie jedna myśl. Skąd Daniel znał plan moich zajęć?

Dzwonek, zwiastujący przerwę, wyrwał mnie z zamyślenia. W swoim notatniku zapisywałam właśnie, co muszę przygotować na następne zajęcia i sprawdzałam, co mam do zrobienia dziś. Wolałam notować wszystkie ważne sprawy. Dlatego najpierw skończyłam, później spokojnie się spakowałam. Nawet nauczyciel był już gotowy do wyjścia z klasy, ale czekał na mnie. Posłałam mu delikatny uśmiech, mówiący: „dobra, już się zmywam" i zarzuciłam plecak na jedno ramię. Wyszłam z klasy, od razu zauważając Kubę opierającego się o ścianę.

– Coś się stało? – Pierwsza myśl, jaka mnie naszła to, że dostał ważną wiadomość od kogoś z naszych bliskich.

– A co? – Uniósł brew. – Tylko Daniel może odprowadzać cię na lekcje?

Nauczyciel uśmiechnął się pod nosem, zamykając klasę, po czym sobie poszedł. Pewnie podejrzewał, że to sprzeczka zakochanej pary.

– Ty nie spędzasz ze mną przerw. – Odwróciłam się na pięcie, poprawiając swoje długie włosy.

Kuba nie dawał za wygraną. Objął mnie ramieniem, jak wcześniej Daniel, i kroczył dumnie holem pełnym naszych rówieśników. Niejedna osoba zerkała w naszą stronę.
– Widzisz? – Spojrzałam na niego. – Nie tylko ja jestem zdziwiona, że się do mnie przyznajesz.

– Nie pleć bzdur. – Przewrócił oczami. – Wszyscy wiedzą, że jesteś mi bliska. – Wskazał kogoś palcem. – On, ona i on też. – Uśmiechnął się do mnie promiennie. – Każdy z nich wie od twojego pierwszego dnia w tej szkole, że jesteś Bianka, moja sąsiadka i przyjaciółka. O, nawet on. – Kiwnął na kogoś brodą i wtedy zauważyłam Daniela, który poprawiał kaptur na swojej głowie. Kuba bez ostrzeżenia zostawił przyjacielskiego cmoka na moim policzku, a następnie przeszedł obok niego z wysoko uniesioną głową.

– Co w ciebie wstąpiło? – Wytarłam swój policzek. – Jesteś zazdrosny, że ktoś mnie zauważa? – Wyswobodziłam się spod jego ramienia, skręcając, a następnie zbiegając po schodach na WF.

Kuba pobiegł za mną. Odwrócił mnie jednym ruchem i przycisnął do ściany.
– A co wstąpiło w ciebie, co? Znowu wszystko robię źle? Przecież właśnie zrobiłem to, czego oczekiwałaś, prawda?

– Prawda. – Uniosłam podbródek, patrząc mu wyzywająco w oczy. – Tylko jak zawsze za późno. O wiele miesięcy za późno.

Patrzyliśmy sobie w oczy ze złością, goryczą i smutkiem. On ścisnął wargi, ja nawet nie mrugnęłam. Nad nami rozległ się dzwonek.

– Puść mnie, bo nie zdążę się przebrać – wyszeptałam.

– Słyszałeś, Kubuś? – Stanął obok Daniel. – Puść, Biankę. Nasze klasy mają wspólnie WF. – Uśmiechnął się do mnie, złapał za nadgarstek i pociągnął w swoją stronę.

Kuba tam został. Ja poszłam z Danielem na zajęcia. Znów nic nie powiedział, po prostu mnie puścił i skręcił do męskiej szatni.

Dwie klasy stanęły w podwójnym rzędzie przed wuefistą, on się skrzywił, zapewne wiedząc, że sala gimnastyczna jest za mała na takie grono. Dziś został sam i musiał ogarnąć wszystkich uczniów.

– Dobrze. – Podrapał się po głowie. – Idziemy na dwór.

Wszyscy wybuchli radością.
– Zagramy w siatkówkę.

Jęknęłam z bólem.

– Nie lubisz siatkówki? – zagadał Daniel.

– Nie – odparłam szczerze.

– A może po prostu nie umiesz grać? – Uśmiechnął się jednym kącikiem ust.

– Masz mnie. – Położyłam dłoń na sercu. – Sport to nie moja bajka.

– Nieprawda. Po prostu nie znalazłaś czegoś, co sprawia ci radość.

Już na dworze nauczyciel postanowił, że kto nie chce grać, może zająć się czymś innym, byle sportem. Reszta się rozdzieliła na dwie drużyny i poszli na boisko do siatkówki. Ja wzięłam po prostu skakankę. Nie miałam nic lepszego do roboty, a nie chciałam, żeby wuefista krzywo na mnie patrzył. Kiedy nie patrzył, robiłam sobie przerwę. W końcu zajął się wyłącznie meczem siatkówki, więc sobie po prostu spacerowałam. Dla mnie to był zmarnowany czas, a nie lubiłam marnować czasu. Spojrzałam na Daniela i na to, z jaką zawziętością grał. Dawał z siebie sto dwadzieścia procent. Uśmiechnęłam się sama do siebie. Może miał rację? Może nie odnalazłam po prostu dziedziny sportu, która dawałaby mi radość?

Po zajęciach miałam jechać do świetlicy. Mama napisała, że Kuba mnie zabierze i już się z nim dogadała. Nie mając innego wyjścia, poszłam na parking, gdzie już czekał.

– Hej. – Uśmiechnął się, otwierając dla mnie drzwi, zupełnie jakby nic nie wydarzyło się wcześniej.

– Hej. – Odwzajemniłam uśmiech, bo nie miałam sił na kłótnię. Gdyby Kuba zawsze dla mnie taki był, nigdy byśmy się nie kłócili.

Ruszył, a ja mimowolnie rozejrzałam się po parkingu.
– Matołki pewnie niezadowolone, że zajęłam ich miejsce? Zawsze to ich wozisz.

– A jak WF z Danielem? – odbił piłeczkę.

– Nie rozumiem, co ty do niego masz.

– Nic, poza tym, że się kręci koło ciebie.

– Ach, tak myślałam. – Westchnęłam z ciężkością, bo ledwie minutę temu nie chciałam się kłócić.

– Mówię poważnie, Bianka. Uważaj na niego.

– Okej.

Wypuścił z siebie powietrze z irytacją.
– Nic sobie nie robisz z moich słów, prawda? – Zacisnął mocniej dłonie na kierownicy. – Nie flirtuj z obcymi. Nikt nie zaopiekuje się tobą tak, jak mężczyźni ze Wspólnoty.

Wybuchłam śmiechem. Niepohamowanym, wydostającym się spod samego mostka, wypełniającego cały samochód.

– Kuba, skarbie. Ależ ja doskonale znam mężczyzn Wspólnoty.

– Nie mam na to sił. – Pokręcił głową. – Zrozumiesz sama. Szkoda, że będzie za późno.

– Za późno na co?

– Żeby uchronić cię przed złamanym sercem. Dobrze wiesz, że ludzie są inni niż my. W tym wieku mało kto bierze związki na poważnie. Mało kto traktuje dziewczyny na poważnie. Żaden chłopak ze Wspólnoty by się nie odważył...

– Nie odważyłby się na co? No dawaj, Kuba. Powiedz, co robiłeś z innymi dziewczynami, a czego próbujesz mi zabronić.

Milczał. Nie odezwał się do mnie przez resztę drogi.

Weszłam do budynku. Mama akurat szła skądś w stronę świetlicy. Chciałam ją zawołać, ale zamknęłam usta, bo zmierzyła mojego ojca z dołu do góry. On złapał jej spojrzenie, chociaż sekundę wcześniej zapisywał coś na jakichś karteczkach. Był ubrany na sportowo, właśnie szykował się na poprowadzenie treningu Alf. Obejrzał się za nią, choć ona za nim nie. Uśmiechnął się pod nosem, po czym pokręcił głową i znów coś zaczął zapisywać.

Boże, moi rodzice właśnie ze sobą flirtowali na moich oczach. Po ojcu było widać z kilometra, że pod wpływem spojrzenia mamy, wręcz zmiękły mu nogi. Powinnam być szczęśliwa, że moi rodzice tak bardzo się kochają i byłam, ale odczuwając między nimi prądy, czułam się niekomfortowo.

– Hej, tato – przerwałam bieg swoich myśli.

– Cześć, dzieciaki. – Uśmiechnął się do nas promiennie. – Kuba, zapraszam na trening.

– Minuta i jestem.

Tata przytaknął mu głową, po czym zwrócił się do mnie.
– Jak w szkole?

– Świetnie jak zawsze.

– To super. – Zagryzł dolną wargę, nadal poruszając długopisem.

– Co robisz? – Zajrzałam w jego zapiski.

– Przygotowuję chłopcom karteczki z imionami.

– Po co?

– Żeby nie było kłótni. Nie masz pojęcia, jak potrafią zawzięcie walczyć o swoje racje. A ja nie dam się oszukać.

– Ale co będą z nimi robić?

– Sprawdzimy, kto wyżej skacze. – Puścił mi oczko. – Leć do mamy, skarbie.

Poszłam robić swoje. Dziś miałam dość sporo luzu, bo dwie osoby, którym miałam dawać korepetycje, się nie pojawiły. Razem z ciocią Weroniką malowałam z dziećmi wielki obraz, który miał zawisnąć na korytarzu. Przedstawiał wszystkie pory roku. Ciocia Weronika zawsze miała świetne pomysły. Wykorzystywałam każdą możliwą wymówkę, żeby czmychnąć na hol i zajrzeć przez uchylone drzwi do sali, w której ćwiczyli chłopcy. Tata prowadził trening, a straszy Alfa Brochowiak spacerował między nimi z gwizdkiem w dłoni i upominał, gdy robili coś źle lub się obijali. Najpierw się rozciągali, później robili rozgrzewkę, następnie znów się rozciągali. Wyglądali jak młodzi kadeci w wojsku. Ojciec wydawał polecenia, a oni wykonywali je bez zastanowienia.

Pompki – i wszyscy padali na podłogę. Podskoki – wszyscy równo się z niej podnieśli.

Dopiero przy czwartej ucieczce ze świetlicy, udało mi się zobaczyć to, na co czekałam. Przy ścianie postawili materace. Chłopcy ustawili się w kolejce. Z rozbiegu musieli wspinać się po materacu i przykleić karteczkę do ściany najwyżej, jak sięgnęli. Nie wszystkim się udawało. Niektórzy zbyt lekko uderzali samoprzylepną karteczką, więc ta spadała. Inni nawet nie dali rady wspiąć się po materacu, bo tracili równowagę. Mieli drugą szansę, więc stawali na koniec kolejki. Obserwowałam przez uchylone drzwi w skupieniu, czekając aż przyjdzie kolej mojego brata, a po nim Kuby.

– Mogę w czymś ci pomóc, Bianka? – Uśmiechnął się do mnie przez szparę pan Brochowiak.

– Dobry. – Wyprostowałam się, posyłając mu równie szeroki uśmiech. Przyłapał mnie, psia kostka. – Tak, ja tylko na chwilkę do taty. – Udawałam, że wcale, ale to wcale nie podglądałam. Przecisnęłam się obok niego i szłam w stronę ojca, robiąc wielki okrąg tuż przy ścianie, żeby nikomu nie przeszkadzać. Czułam, jak się rumienię, gdy zaczęli mnie zauważać. Niektórzy tylko unosili brew, inni mówili: „cześć". Większość z nich nie miała na sobie koszulek albo mieli takie w stylu koszykarskim, które wiele odsłaniały, gdy się ruszali.

– Dobrze! – Klasnął w dłonie tata. – Następny! – Spojrzał na mnie karcąco. – Wiesz, nie powinno cię tu być?

– No wiem, wiem. Ale w sumie dlaczego?

– Rozpraszasz chłopców. Teraz będą się popisywać.

Po sali przeszedł raniący uszy dźwięk gwizdka, a pan Brochowiak rozdzielił dwóch trenujących od siebie.
– Mówiłem – odparł tata. – Czegoś potrzebujesz?

– Chciałam zobaczyć, jak pójdzie Dominikowi. – Spojrzałam na brata, który właśnie brał rozbieg.

– Dawaj, dawaj! – dopingował go tata, a ja mimowolnie trzymałam kciuki. Brat skupił się na zadaniu, włożył w nie całe serce, co było widoczne z daleka. Odbił się podłogi, podskakując i wspinając się po materacu niczym Spiderman, a przynajmniej mi tak się skojarzyło. Przykleił karteczkę, po czym opadł na podłogę. – Brawo! – Klaskał tata. – Pięknie!

– Przecież nie wygrał – powiedziałam cicho, również klaszcząc. – Przykleił mniej więcej po środku.

– Jest jednym z młodszych i pobił swój rekord. W jego wieku to naprawdę piękny wynik.

– To dlaczego nie szkolicie ich, dzieląc grupy na kategorie wiekowe? – Przyglądałam się, jak Kubie świetnie poszło. Przykleił karteczkę naprawdę wysoko, prawie równo z wygranym, jak na razie.

– Bianka. – Uśmiechnął się do mnie krzywo tata. – Czy ty piszesz jakiś poradnik, że tak wypytujesz?

– Nie, z ciekawości pytam. – Wzruszyłam ramionami.

– Mierzymy wciąż w górę, nie w dół. Chcemy być lepsi od najlepszych. Gdyby twój brat dowiedział się, że jest mistrzem w swojej kategorii wiekowej, przestałby się starać. A w ten sposób chce dogonić starszych.

– Mhm... A ty?

– Co ja?

– Potrafisz jeszcze tak wysoko skakać?

Zaśmiał się tak, że aż źle przełknął ślinę, więc się zakrztusił.
– Córeczko, twój tatuś jest w tym mistrzem niepokonanym od lat. Jeżeli gdziekolwiek trzeba było się wspiąć, zawsze to mnie wybierali i wybierają do tego zadania. – Spojrzał na mnie z rozbawieniem w oczach. – Nie jestem aż taki stary.

– Udowodnij. – Zmrużyłam powieki.

Znów się zaśmiał, kręcąc głową.
– Zmykaj już. Sala pełna rozebranych mężczyzn, to nie miejsce dla ciebie.

– Znam ich całe życie – odparłam ze znudzeniem. – Takie widoki nie robią na mnie wrażenia, ale nigdy nie widziałam, jak mój tata wysoko skacze.

– Ależ ty mnie próbujesz podejść. – Niby mówił do mnie, a wciąż dopingował klaskaniem chłopców. – Cała matka, przysięgam.

– Zebrałam najlepsze geny od waszej dwójki.

Tym razem parsknął cicho pod nosem.
– Niech ci będzie, wygrałaś. – Odwrócił się w stronę parapetu i zapisał swoje imię na pliku karteczek. – Ale później wracasz do mamy, bo zaraz zacznie cię szukać.

– Zgoda.

Wyminął mnie, ściągając przez głowę koszulkę.
– Z drogi, chłopcy. Muszę coś udowodnić córce.

Rozległy się gwizdy i oklaski. Ja uśmiechnęłam się szeroko, gdy tata podskoczył trzy razy w miejscu, a później rozciągnął w górę ręce. Skupił się i pochylił. Wziął rozbieg, a zebrani odsunęli mu się z drogi. Niemal latał, gdy odbił się o ziemi. Na sam materac skoczył już naprawdę wysoko, a później szybko przebierał nogami i rękami, pchając ciało w górę. Wyciągnął wysoko prawą dłoń z głośnym plasknięciem przyklejając do ściany karteczkę ze swoim imieniem. Dużo wyżej od reszty pozostałych. Byłam pewna, że nikt nie da rady pobić tego rekordu. Piszczałam, klaszcząc głośno wraz z pozostałymi. Tata zeskoczył na parkiet miękko i bez wysiłku.

– Do widzenia, pani. – Uśmiechnął się radośnie i szeroko.

– Teraz Bianka! – krzyknął głośno Kuba, a inni to podchwycili.

– Bianka! Bianka! – klaskali, czekając aż to zrobię.

– Nie ma mowy – powiedziałam do taty.

– Skoro już tu wlazłaś, co ci szkodzi? – Wzruszył ramionami.

– Bianka! Bianka! – nie przestawali.

– Ja nie potrafię. Na pewno nie wygram.

– Tu nie chodzi o wygrywanie, dziecko.

– A o co?

– O radość i dumę z tego, że pokonałaś coś, co wydawało się niemożliwe. – Podał mi karteczkę z moim imieniem. – Nie musisz dosięgnąć ściany, wystarczy materac. Ciesz się tym.

Nie myślałam, co robię, gdy złapałam samoprzylepną karteczkę ku uciesze innych. Nie myślałam, co robię, gdy odwróciłam się za siebie. Nie myślałam, po prostu byłam tu i teraz. Pozwoliłam nogom biec, wymijając zebranych, a później podskoczyłam najwyżej jak umiałam i przykleiłam karteczkę do materaca. Brawa, które się rozległy, sprawiły, że moje serce napełniło się mocą. Ukłoniłam się grzecznie, a kiedy się wyprostowałam, mina mi zrzedła.

W drzwiach stała mama, trzymając się za biodra. Nie miała zadowolonej miny.

^^^^^^

Hej, hej :) Jak podobała Wam się Bianka na treningu Alf? Może przydałoby się jej kilka treningów? ;) Ciekawi, co będzie w następnym? Tym razem to Julia pokaże kły i nie, nie w stronę Bianki, nawet nie w stronę Tymona ;)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro