Rozdział 9

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Pogoda była wspaniała, a że i oceny były powoli wystawiane większość uczniów przebywało na świeżym powietrzu. Moja klasa też. Mieliśmy okienko ze względu na brak kolejnego nauczyciela, więc żeby mieć z nami spokój, kazali nam dołączyć do innych. Leżałam sobie na trawie z plecakiem pod głową i sprawdzałam wiadomości w telefonie, kiedy ktoś usiadł obok mnie.

– Hej, piękna!

– O, cześć. – Usiadłam, patrząc na Elizę. – Was też wypuścili na dwór?

– Mhm... Większość nauczycieli na wycieczkach lub gdzieś egzaminują, to co mają z nami zrobić?

– No tak. – Rozejrzałam się wokół i w końcu zauważyłam Kubę, z którym do klasy chodziła Eliza.

– Zazdroszczę ci, że jest twoim sąsiadem. Widzicie się ze swoich okien w pokojach?

– Co? – Uniosłam brew, a po chwili sama zaczęłam się zastanawiać. – W sumie tak. Moglibyśmy do siebie pomachać ze swoich pokoi.

Zrobiła wielkie oczy, płonąc zachwytem.
– Teraz zazdroszczę ci jeszcze bardziej.

– Czego niby? – Zmarszczyłam czoło. – Nie, żebym narzekała na sąsiadów, bo lubię jego rodzinę, ale chyba mówimy o czymś innym...

Patrzyła na mnie przez chwilę, jakbym spadła z Księżyca.
– Ile razy widziałaś go bez koszulki?

– Z tysiąc, a co?

– Jak to co? – Rozłożyła ręce. – Skoro widziałaś, to powinnaś wiedzieć!

Wzruszyłam ramionami.
– Ma ciało jak mnóstwo innych chłopaków. Po prostu sporo ćwiczy.

– Och, doprawdy? – Skrzywiła się w moją stronę. – Ilu takich ciach widziałaś w naszej szkole?

Faktycznie, nie w szkole. Ale w życiu wiele. Wszystkie Alfy są wysportowane. Przywykłam.

Przełknęłam ślinę, żeby mieć czas na odpowiedź.
– Patrząc na to z twojej perspektywy, masz rację. Ja po prostu się przyzwyczaiłam do Kuby. Znam go od urodzenia.

Znów odszukałam wzrokiem obgadywanego i okazało się, że on patrzył na mnie. Uniósł dłoń lekko, żeby się przywitać. Zrobiłam to samo. Tak samo bezuczuciowo jak on.

Ze szkoły odebrała mnie mama i pojechałyśmy prosto po Zuzię. Całą drogę rozmawiałyśmy o codziennych sprawach. Pytała, jak w szkole, więc zaczęłam opowiadać o ocenach i mało ważnych pierdółkach. Nie opowiadałam rodzinie, że nie potrafię dogadywać się z ludźmi ze szkoły. Moi rodzice byli na ogół lubiani, wręcz przez wszystkich rozchwytywani i chociaż wiedziałam, że okazaliby mi wsparcie, jakoś nie potrafiłam się przyznać do tego, że nie byłam zbyt popularna.

Zaparkowałyśmy przed przedszkolem i nadal sobie rozmawiając, weszłyśmy do budynku. Mama grzecznie się uśmiechnęła i kiwnęła głową, witając się z jedną z pań, która akurat szła przez hol.

– Już wołam Zuzię.

– Dziękuję – odpowiedziała mama, wchodząc do szatni. Tam też przywitała się z innymi rodzicami.

Ja stanęłam przed tablicą, szukając imienia siostry przy wywieszonych pracach, mama zajrzała do szafki, żeby wepchać do torebki jakieś rysunki i upominek, bo widocznie ktoś miał urodziny.

– Heeej! – Zuzka przykleiła się do mojej nogi. – Przyszłaś po mnie?

– Yyy... – Pogłaskałam ją po włosach. – No tak, ale z mamą. – Wskazałam na mamę, która pokręciła głową z uśmiechem.

– A ze mnie to się nie cieszysz?

– Tak. – Teraz przykleiła się do mamy. – Ale Bianka mogłaby kiedyś mnie odebrać sama, chciałabym.

Zamiast przebrać buty, znów podeszła do mnie, żeby pochwalić się swoją pracą.
– Pięknie, pięknie. – Ponownie pogłaskałam ją po włosach. – Idź się przebrać, bo tu duszno.

Naprawdę było duszno przy tylu kręcących się osobach. Wciąż musiałam się przesuwać raz w przód raz w tył, żeby inni mogli przejść. Zuzia wracała do mamy i nagle jakiś chłopiec podstawił jej nogę, więc młoda się potknęła. Mama wyciągnęła przed siebie ręce, łapiąc ją w ostatniej chwili, bo prawdopodobnie zahaczyłaby głową o szafkę.

– Dlaczego to zrobiłeś? – oburzyła się w jego stronę.

Jakaś pani tu pracująca, która z nim szła, pokręciła głową.
– Mikołajku, zaraz sobie o tym porozmawiamy i powiem wszystko twoim rodzicom. Przeproś Zuzię.

– Nie! – krzyknął ze śmiechem i uciekł w stronę sal.

Aż się we mnie zagotowało, gdy patrzyłam na smutne oczy siostry. Wiedziałam, jak się czuje. Miałam własnych matołków w szkole. Kucnęłam przed nią, podając buciki na zmianę.

– Jeśli ten gnojek jeszcze raz coś ci zrobi, oddaj mu – powiedziałam z mocą, patrząc wprost w jej oczy, w których smutek zaczął znikać.

Zuzia uniosła głowę w stronę mamy, jakby czekając na zgodę. A mama położyła dłoń na jej ramieniu.
– Nie popieram przemocy, lecz obronę jak najbardziej.

W końcu stamtąd wyszliśmy. Zagadywałam młodą na schodach, skacząc wesoło, żeby ją rozweselić. Kiedy uniosłam głowę, zobaczyłam zmianę zachodzącą w mojej mamie. Wyprostowana i pełna dumy szła wprost na jakiegoś faceta. Złapałam siostrę za rękę, jakbym czuła podskórnie, że powinnam ją chronić. Mama coś do niego powiedziała przez zęby, a on okazał lekceważenie.

– Znowu pani zaczyna?

– Jak nigdy z panem nie skończyłam – znów do niego wysyczała. – Po raz ostatni proszę, żeby opanował pan syna.

– Bo co? – Nic sobie z niej nie robił. – Takie są dzieci, dokuczają sobie.

– Och, doprawdy? A jak pan by się czuł, gdyby to pańskie dziecko popychano, rzucano w niego klockami i obrażano?

– Powoli to staje się męczące. – Potarł twarz, jakby chciał jej pokazać, że mu zwyczajnie przeszkadza i ma mu przestać truć, lecz to jej nie zatrzymało.

Nabrała głęboko powietrza, mało nie spalając się od środka. Wbiła w niego spojrzenie niczym ostrza.
– Zgadzam się, dlatego daję wam ostatnią szansę. Skoro nie pomaga zgłaszanie problemu do rodziców i nauczycieli, zrobię więcej.

– Już go posłali do psychologa, mało ci?! – krzyknął na nią, na co nawet nie zadrżała, choć facet był postury większej niż ojciec. Siostra mocniej ścisnęła moją dłoń. Nie podobało nam się, że jakiś mężczyzna krzyczy na mamę.

– Niech pan nie podnosi na mnie na głosu, nie jestem przedszkolakiem i się nie wystraszę – odparła w pełni opanowana.

– A może powinnaś? – Zbliżył się do niej, prawie dotykając jej swoim ciałem.

Ona na to zadarła głowę wyżej, a na jej twarzy zagościł dziwny uśmiech. Uśmiech, którego nigdy u niej nie widziałam. Ona chyba go wyśmiewała.
– Gorsi od ciebie mi grozili – wypaliła mu prosto w twarz, po czym rozłożyła ręce na boki. – I jak widzisz, mam się świetnie.

W mężczyźnie coś się zmieniło, mimo że próbował udawać twardego, a mama kontynuowała:
– Ja rozumiem, że dzieci są różne i różnie się zachowują, dlatego od początku byłam nastawiona pokojowo i chciałam spokojnie rozwiązać ten problem, ale właśnie przestałam być spokojna. – Nie odwracając się ze siebie, wskazała drzwi przedszkola, więc zarówno on, jak i ja, spojrzeliśmy w tamtą stronę. – A ty właśnie groziłeś mi przy kamerach. Ja wiem, że kamer należy unikać. Ucz się od lepszych.

Zmarszczył czoło, wracając do niej spojrzeniem. Jakieś trybiki w jego głowie zaczęły ze sobą współpracować.
– Do widzenia. – Wyminęła go, machając na nas ręką, że mamy się ruszyć. Jeszcze raz na niego spojrzałam i zachciało mi się śmiać z jego miny.

Trzymając Zuzię za rękę, podążyłam za kobietą, o której myślałam, że wiem wszystko, bo jest moją matką. Widziałam ją w różnych sytuacjach. Podczas drobnych sprzeczek z ojcem i innymi mężczyznami, ale to byli ludzie Wspólnoty, nikt nigdy nie odważyłby się jej grozić.

A to nie był zwykły mężczyzna, był większy od ojca, a ona nawet nie drgnęła.

Zajęłam swoje miejsce z przodu, gdy ona zapinała Zuzkę w foteliku. Później zapięła swój pas i uruchomiła samochód.

– Mamo, chyba mam wiele pytań... – Zaśmiałam się.

– Oj, dziecko. Nie wiesz z iloma gorszymi od niego musiałam się użerać, żeby móc dziś być tu, gdzie jestem.

– Masz na myśli Wspólnotę?

– Tak. – Włączyła się do ruchu, śmiejąc się pod nosem. – Wymyślali dla mnie najróżniejsze kary. Raz zabrali mi magazynek i zamknęli w domu.

– Pomogło?

Roześmiałyśmy się razem.
– A za co cię karali?

– W moich czasach dostałabyś karę za każde pyskowanie do Alfy. – Spojrzała na mnie znacząco. – Na przykład do Kuby.

– Poważnie? – Zrobiłam wielkie oczy. – Jak ty to wytrzymałaś?

– Nie pyskowałam, nie licząc twojego ojca i Marcela. Tylko przy nich mogłam sobie na to pozwolić. – Wzruszyła ramionami. – Miałam inne sposoby, żeby postawić na swoim.

– Jakie?

– Mówiłam coś w taki sposób, że nie mogli mi wprost zarzucić braku szacunku, ale musieliby być skończonymi głupcami, żeby nie załapać, co naprawdę miałam na myśli. Twój ojciec mnie tego nauczył. – Znów się uśmiechnęła, ale tym razem z nostalgią. – A jeśli nie pozwalali mi czegoś zrobić i tak to robiłam, tylko zmieniałam taktykę. Musiałam mocno lawirować.

– Nie wiem, czy dałabym tak radę.

– Ja też nie dawałam, kochanie. Poddawałam się tysiące razy. Powtarzałam sobie, że nie mam sił, że będę taka, jak ode mnie oczekują, ale kiedy trochę odpoczęłam, znów próbowałam. I było warto dla waszej przyszłości.

– Chyba powinnam być ci wdzięczna? – spytałam ze ściskającym się sercem. Na co dzień wiele razy zapominałam, jak wiele zawdzięczałam rodzicom. Teraz patrzyłam na profil mamy, prowadzącej samochód i uważałam, że twarda z niej sztuka.

– Daj spokój. – Machnęła ręką. – Dla was zrobiłabym wszystko.

Powiedziała to z taką lekkością, że moje serce ścisnęło jeszcze mocniej. Zrobiło mi się wręcz głupio, bo często nie doceniałam mamy. Kiedyś się jej wstydziłam. Kiedy moje koleżanki mogły się pochwalić karierami i osiągnięciami swoich matek, moja była całe życie niepracująca. No, nie licząc sprzątania u pani Czarneckiej na ¼ etatu. Owszem, robiła wiele dla innych i to zajmowało jej mnóstwo czasu, ale tym się chwalić nie mogłam. Nie mogłam też pisać z natchnieniem wypracowań o zawodach rodziców, a przynajmniej nie o mamie i wtedy często padały pytania innych: A twoja mama co robi? No nic. Nie przyszła też nigdy na zajęcia szkolne, podczas których rodzice opowiadali o swoich pracach i pasjach, żeby zaciekawić dzieciaki czy młodzież. Bywało, że kierowałam złe myśli w stronę mamy. A nie powinnam.

– Zatrzymamy się tu – przerwała moje rozmyślania. – Podskoczę do apteki. Zostaniesz z Zuzią?

– Po co do apteki?

– Odebrać receptę dla dziadka Marka.

– Znów mu dokucza kręgosłup?

– Mhm... – odparła, uważając, jak parkuje między samochodami. – Odwiedzimy ich na szybką kawę, dobrze? Nie masz żadnych planów? Jeśli chcesz, podrzucę cię najpierw do domu.

– Możemy jechać do nich.

– Super. – Puściła mi oczko, odpinając pas. – To uważaj na siostrę, zaraz wracam.

Patrzyłam przez szybę, jak mama kieruje się w stronę apteki z torebką w ręce. Patrzyłam na nią oczami taty. Patrzyłam na kobietę, która nosiła głowę wysoko, gdy ci wszyscy wokół, kazali jej się kłaniać. Ile musiała przejść, nim zrozumieli, że jej nie złamią? Nie wytrzymałabym w świecie, w którym ona musiała żyć. Po raz pierwszy poczułam, że niepotrzebnie kiedykolwiek porównywałam ją do innych matek. Chyba po raz pierwszy w życiu zaczęłam ją wręcz podziwiać. Chciałam być jak mama.

^^^^^

Przyznać się, kto tęsknił za mamą Julii?
Wszyscy, prawda? ;) Tak myślałam...
Dobra... To może wzmianka o Kindzie Was ucieszy? Ciekawi, co u niej?
Też nie? Ech...
Dobra, ostatnia próba...
W następnym rozdziale parę słów do mikrofonu powie Marcel!
I przypomni Wam o czymś, o czym podjerzwam, że wszyscy zapomnieli ;)
Domyślacie się, jaka zagadka nie została rozwiązana we Wspólnocie?
Buziaki!
*Jeśli ktoś czyta "Hannah", przypominam, że jutro zostanie usunięta.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro