Rozdział 12

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Nauczyciele znów wypuścili nas na dwór, bo potrzebowali sal na dodatkowe zaliczenia. Zrobili nam taki dzień „poprawek", czyli każdy uczeń mógł pójść do klasy, w której siedział nauczyciel z jakiegoś przedmiotu i zrobić coś, żeby podnieść sobie ocenę, na przykład napisać zaległy sprawdzian. Oczywiście wcześniej się z nimi na to umówili. Siedziałam sobie przy jednym z drewnianych stolików, jadłam drugie śniadanie i sprawdzałam swój kalendarz. Urodziny wujka się zbliżały, a ja wciąż nie miałam pomysłu, co założyć.

– Hej. – Przysiadł się Daniel.

– Hej – powiedziałam, zakrywając usta, bo żułam kanapkę.

– Ty chyba nie musisz się przygotowywać do poprawek?

– Skąd wiesz? – Zamknęłam kalendarz. – Czasem mam wrażenie, że za dużo o mnie wiesz.

– Widocznie cię obserwuję od jakiegoś czasu. – Uniósł brew, patrząc mi głęboko w oczy.

Zaśmialiśmy się równo.
– Czemu się po prostu nie urwiesz, skoro i tak nie masz za wiele do roboty? – spytał, siadając inaczej, żeby być bliżej mnie.

– Muszę czekać na niemiecki i francuski.

– Aaaa – Od razu zrozumiał. – No, tak. Siekiery gotowe ci obniżyć ocenę na sam koniec za ucieczkę.

– Właśnie. Jedna twierdzi, że został nam jeszcze jeden dział i musimy go przerobić. Druga, że powinniśmy powtórzyć materiał przed wakacjami. Na ich zajęciach nikt nie ma odwagi oddychać, a co dopiero uciekać.

– Ja uciekłem. – Uśmiechnął się szeroko. – I to nie raz.

– I jak?

– Właśnie wracam z poprawek. Spociłem się, tak mnie maglowały. To będzie mnie nawiedzać w nocy.

Wybuchłam śmiechem, a on mi zawtórował.
– Ale zaliczyłeś?

– Na szczęście. – Starł z czoła pot, którego tam nie było.

– Więc gratuluję.

– Dzięki – sapnął, rozglądając się wokół, a później skupił się na mojej śniadaniówce, wyciągając do niej dłoń. – Mogę?

– Częstuj się.

Wziął sobie kawałek jabłka i gryzł go, patrząc mi w oczy. Coś dziwnego sprawiło, że poczułam mrowienie na ustach. Zaraz... Czy on mnie podrywał?

– A może... – zaczął, nie przestając patrzeć mi w oczy, a ja głupia to odwzajemniałam z nadgryzioną kanapką w ręce. – Może kiedyś chciałabyś spędzić razem czas po szkole?

– Och.

– Och? – Uśmiechnął się uroczo. – Nie jestem pewny, czy tak wyraża się zgodę.

– Już wiesz, że się zgodzę? – Przekrzywiłam głowę.

– Nie wiem, ale mam nadzieję.

– Dobrze. – Zgodziłam się impulsywnie. Dopiero, gdy to powiedziałam, zaczęłam się zastanawiać, czy w ogóle tego chciałam, ale chyba tak.

– Świetnie – przytaknął ruchem głowy, a później znów wgryzł się w kawałek jabłka. – Jest coś, co chciałabyś wtedy robić?

– Nie wiem... – Wzruszyłam ramionami z niepewnością. – Możemy po prostu pójść przed siebie, na spacer.

– Możemy. Ale jakie rozrywki lubisz?

Zastanawiałam się chwilę, patrząc na kanapkę w dłoni. Jakoś odruchowo przypomniała mi się mama i jej młodość. To wszystko, czego nie było jej wolno, a co dla mnie było normalnością.

– Lubię chodzić do kina na przykład.

– O, dobry pomysł. Więc kino. – Uśmiechnął się półgębkiem. – A później może być spacer.

– Okej...

– To jesteśmy chyba umówieni?

– Chyba tak... – Nagle się ocknęłam, jakbym się obudziła ze snu. – Ale czekaj... Kiedy? Trzeba sprawdzić, co w ogóle teraz leci. – Dotknęłam swojego kalendarza, a pod wpływem jego spojrzenia zabrałam rękę.

– Ty naprawdę planujesz sobie każdy dzień?

Oblizałam usta, znów skupiając na nim wzrok.
– Jeśli uważasz mnie za nudziarę, to...

– To? – spytał prowokacyjnie.

– To jest to twój problem, nie mój.

Najpierw uniósł brew, a później szczerze się roześmiał.
– Na pewno nie jesteś nudziarą.

Ponownie wzruszyłam ramionami, ale tym razem, dając mu do zrozumienia, że nie interesuje mnie, co myśli.
– Bycie nudziarzem nie jest złe. Bycie nieszczęśliwym jest.

– To znaczy?

– To znaczy, że jeśli ktoś woli żyć spokojnie i bez wyskoków, to powinien tak żyć. Jeśli ktoś czuje się lepiej, mając poukładane najważniejsze sprawy, to przecież liczy się to, że dzięki temu łatwiej mu zaczynać dzień. Nie powinno go obchodzić, co inni o tym myślą, a co on sam o tym myśli.

– A jeśli ktoś lubi adrenalinę to też powinien robić, co chce, bo go to uszczęśliwia? – drążył.

– Dopóki pilnuje granic? Tak.

– Pilnując granic, nie ma adrenaliny.

– Granica jest tylko tam, gdzie zaczyna się granica drugiej osoby. Dopóki nie podpalasz komuś samochodu, baw się ogniem. Chcesz? To zorganizuj sobie ognisko. Dopóki nie narażasz osoby trzeciej, która nie ma na to ochoty, jedź, ile maszyna dała. Na przykład na przeznaczonych do tego torach. Chcesz skoczyć z mostu? Zapisz się na bungee.

Znów się roześmiał, aż drżały mu ramiona.
– Na wszystko masz odpowiedź, co? Już wiem, dlaczego jesteś najlepsza w szkole.

– Nie jestem najlepsza w szkole – sprecyzowałam, wgryzając się w kanapkę.

– A jak ty lubisz żyć? – spoważniał. – Z adrenaliną czy bez?

– Ja jestem pośrodku, jak na szarego człowieka w tłumie przystało.

– A i tak cię to nie obchodzi, prawda?

– Nie.

– A co cię obchodzi, Bianka? – Sięgnął sobie po kolejny kawałek jabłka.

– Rodzina, przyjaciele, moja codzienność. Tak, obchodzą mnie moje oceny. Tak, jestem z siebie dumna, gdy otrzymuję dyplom z wyróżnieniem za jakąś olimpiadę. Tak, obchodzi mnie, które miejsce zajmę i wcale się tego nie wstydzę. Ciebie obchodzą osiągnięcia sportowe. Co za różnica?

– Żadna. – Przełknął. – Ja cię nie atakuję, tylko pytam.

– Przyzwyczaiłam się, że niektórzy mają mnie za kujona. Przepraszam.

– Nie szkodzi. Ja przywykłem, że mają mnie za mrocznego sportowca. – Uśmiechnął się szeroko, wkładając sobie kawałek owocu między przednie zęby. Chciał mnie rozbawić, to miłe.

– Swoją drogą... Dlaczego ludzie właśnie tak na to patrzą? Ty jesteś ten fajny, bo sportowiec, ja ta niefajna, bo pracuję mózgiem.

– Ludzie tacy są – odparł beznamiętnie. – Przecież nas to nie obchodzi, prawda?

NAS. Powiedział „nas" tak wyraźnie, że nie mogłoby mi to umknąć. I zrobił to celowo.

– Cześć, Bianka. – Po drugiej stronie przysiadł się Kuba, w ogóle nie zwracając uwagi na Daniela. Dziwne, że w ogóle się do mnie przysiadł. Zawsze jadł z matołkami.

– Cześć.

– Co tam na śniadanie mama ci przygotowała? – Uśmiechnął się. – Zgadniemy, co przygotowała moja? – Potrząsnął pudełkiem.

– Kanapki z szynką i warzywami. W osobnym pudełku masz biały serek z rzodkiewką lub szczypiorkiem. A do tego jakiś budyń albo jogurt. Na pewno dorzuciła coś na słodko.

– Teraz ja. – Kuba zamknął oczy. – Kanapka kolorowa. Biały serek lub masło i mnóstwo warzyw. Ułożone pięknie i zapakowane w sreberko, żeby ci się nie rozleciało przy jedzeniu. Koniecznie z pieprzem. Na pewno pani Julia posypała pieprzem twoją i swoją kanapkę, bo obie go kochacie. Pokroiła ci owoce, różne. Musiały jednak znaleźć się jabłka. Twoja mama cały rok je jabłka w każdej postaci i wciska je wam, wierząc, że są jednymi z najzdrowszych owoców. Do picia dostałaś wodę, zieloną herbatę lub elektrolity.

– Zgadłeś.

– Wiadomo. – Klasnął w dłonie. – Teraz zajrzyjmy do mnie. – Otwierał pudełko, a ja poczułam ciepło bijące z Daniela.

Przysunął się jeszcze bliżej. I wtedy do mnie dotarło. Kuba chciał mu pokazać, że to on zna mnie lepiej, a ja jego. Że jesteśmy ze sobą blisko.

– No, brawo, Bianka! – Spojrzał do swojej śniadaniówki, a później na mnie.

Nie widział uśmiechu, więc i on spoważniał. Nie zdążył jednak nic powiedzieć, bo obok niego dosiadła się Eliza.
– Hej, smacznego wszystkim!

– Dziękuję – powiedziałam równo z Kubą, jednocześnie przysuwając swoją śniadaniówkę bliżej Daniela, żeby nadal się częstował. Skorzystał. Ja znów wgryzłam się w kanapkę, zauważając, że Eliza usiadła bardzo blisko Kuby. On naprawdę jej się podobał.

– Co tam? – zaświergotała, przerywając niezręczną ciszę.

– Idziemy do kina – powiedział Daniel, patrząc prowokująco na Kubę.

– Fajnie! – Podskoczyła w miejscu z radości. – To kiedy idziemy? Będziemy się świetnie bawić we czwórkę.

– Co?! – Cała nasza trójka wydobyła z siebie równo.

***

Po kolacji i kąpieli stanęłam przed lustrem w swoim pokoju. Wpatrywałam się w siebie, a im dłużej się wpatrywałam, tym dziwniej się z tym czułam. Czy naprawdę nie obchodziło mnie, co myślą inni? Dotychczas tak. Nie potrzebowałam zapewnień innych. Rodzina i przyjaciele dawali mi tak wiele wsparcia, miłości i akceptacji, że nigdy w siebie nie wątpiłam. Przejechałam dłonią po nakremowanym policzku, a później poprawiłam włosy.

Czy ja w ogóle jestem ładna? Jak postrzegają mnie inni? Co myśli o mnie Daniel? Co myśli Kuba? Czy ktokolwiek uważa mnie za atrakcyjną? Rodzice mnie kochali, bo byłam ich córką. Dziadkowie, bo wnuczką. Wujkowie i ciotki, bo znali mnie od zawsze, wzajemnie byliśmy częściami swoich żyć. A Nikodem, Kryspin i inni? Byłam dla nich po prostu Bianką? Kumpelką, którą znali od zawsze? A może dla niektórych byłam po prostu Bianką Kwiatkowską? Szanowali mnie i uśmiechali się ze względu na ojca? Prawie każdy chciał mu się przypodobać.

Dotknęłam swojego brzucha sprawdzając, czy jest instagramowo płaski, a później ust. Czy mogłyby być kuszące? Czy ktokolwiek myślał o mnie kiedyś inaczej? Czy chciałby mnie pocałować? Czy ktoś spojrzał na mnie i pomyślał: Ładna dziewczyna?

Kuba

Dałem sobie w kość dzisiejszym treningiem. Później wziąłem prysznic i zjadłem. Szedłem do swojego pokoju, mając ochotę po prostu odpocząć. Zresetować się. Jakiś serial albo muzyka i szkicownik. Tak, to by pomogło oczyścić myśli.

Zamknąłem za sobą drzwi i zapaliłem światło. Podszedłem do okna, widząc, że i u Bianki w pokoju się świeci. Stała w miejscu i patrzyła przed siebie. Zgadywałem, że stała przed swoim wielkim lustrem. Zbliżyła się i oddaliła o krok, a później znów. Robiła coś z twarzą. Dotykała jej.

Czego tak w sobie szukasz, Bianka?

Olśniło mnie. Dziś Daniel zaproponował jej randkę. Nawet jeśli ona tak tego nie postrzegała, to owszem, to była randka. Pewnie teraz będzie bardziej zwracała uwagę na swój wygląd. Inaczej się uczesze, zadba o wybór ubrań, a może nawet się pomaluje. Czasem się malowała, jak miała ochotę, ale nie codziennie.

– Nie musisz tego dla niego robić. – Chciałem jej powiedzieć. – Nie zmieniaj się dla faceta. Jesteś wyjątkowa taka jaka jesteś. I tak, jesteś ładna. Bo pewnie właśnie się nad tym zastanawiasz, wpatrując się w lustro.

Zauważyła mnie. Kiedyś by mi pomachała, więc pierwszy wyciągnąłem dłoń i nią poruszyłem. Podeszła do okna. Zasłoniła roletę, odgradzając się od mojego spojrzenia. Nadal stałem jak ciołek, wzdychając głośno. W końcu się ruszyłem. Sięgnąłem po słuchawki i telefon, a z biurka wyciągnąłem szkicownik. Mama nauczyła mnie pięknie rysować. Gdy byłem mały, bawiliśmy się w szkołę, a ona była nauczycielką plastyki. Nastawiłem muzykę bardzo głośno i rzuciłem się na łóżko. Wyłączyłem się, pozwalając naostrzonemu ołówkowi się wyżyć. Po jakichś piętnastu minutach spojrzałem na to, co robię.

Szkicowałem Biankę, zamyśloną, z rozwianymi włosami. Biankę, którą zapamiętałem, a która zmieniała się tak samo jak ja. Nieuchronnie dorastaliśmy.

^^^^^^^

Hej, hej :)
Jak podoba Wam się pomysł ze wspólnym kinem? :)
W następnym rozdziale zapraszam Was na urodziny Wojtka! Do zaproszeń dołączają Jula i Ana :)

Poznacie nową tradycję imprez Wspólnoty :)

 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro