Słuch

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dobry wieczór... Przychodzę dziś do was z drugim zmysłem, którym jak widać jest słuch. Chciałam wszystkim podziękować za komentarze, które od Was otrzymałam pod wczorajszą notką. Zakręciła mi się ze wzruszenia łezka w oku, że komuś się to podobało. Naprawdę dziękuję *kłania się nisko*

A więc zapraszam!

* * * * *


Stary, lekko przygarbiony mężczyzna podszedł wolnym krokiem do okna. Do jego uszu dochodziły odgłosy tętniącego miasta. Tupot setek ludzkich stóp spieszących na umówione spotkania, warkot samochodów pędzących w różne strony, ryk samolotów startujących i lądujących na pobliskim lotnisku. On jednak słyszał zupełnie inne dźwięki krople deszczu uderzające o szybę, szum liści poruszanych delikatnym wiatrem, odgłos przelatującej zbłąkanej biało-szarej mewy. Wsłuchiwał się w te delikatne odgłosy, wspominając dawne czasy.

***

Lodowisko Ice Castle było jednym z ulubionych miejsc Yuri'ego dlatego też Viktor nie potrafił pojąć czemu od kilku dni chłopak unikał tego miejsca jak ognia. Nie, on nie unikał lodowiska, unikał swojego trenera, mimo wszystko nie znał przyczyny takiego zachowania. Nie potrafił zrozumieć, co zrobił źle, gdzie popełnił błąd. Porywisty podmuch wiatru rozwichrzył jeszcze bardziej i tak niestarannie poczesane włosy. Nikiforov zatrzymał się chwilę na moście, który prowadził bezpośrednio do lodowiska. Wsłuchał się w odgłos płynącej poniżej wody, w szum wiatru grający w koronach pobliskich drzew. Przebywając w tym małym, spokojnym, zapomnianym wręcz miasteczku zaczął zwracać większą uwagę na dźwięki, o których wcześniej nie miał pojęcia. Przepełniony nowym doznaniem ruszył w dalszą drogę, mając nadzieję ujrzeć swego ucznia. Przeszklone przesuwne drzwi rozstąpiły się przed nim, a sam błękitnooki wkroczył pewnie do środka.

- Witaj Yuuko - obdarzył młodą brunetkę jednym ze swoich olśniewających uśmiechów.

- Viktor, dzień dobry. Yuri nie przyszedł z tobą? - zapytała stroskana podnosząc wzrok na przystojnego Rosjanina. Na jej twarzy widać było lekkie zmieszanie oraz dziwny niepokój o najlepszego przyjaciela. - Wiesz martwię się o niego. Pierwszy raz się zdarza, aby tak długo nie zaglądał na lodowisko.

- Może jeszcze przyjdzie, to ja dziś wyszedłem wcześniej. Musiałem się trochę przejść, pomyśleć - wyjaśnił, zrezygnowany odstawiając na podłogę torbę z rzeczami na zmianę.

- Rozumiem - pomimo, iż szatynka uśmiechała się do rosyjskiego łyżwiarza, w jej głosie można było usłyszeć troskę.

Niebieskooki wszedł do przebieralni. Zamienił codzienne ciuchy na rzecz zwykłego, starego, ale wygodnego dresu. Siedząc ciągle na ławce wydobył z wnętrza torby łyżwy z pozłacanymi płozami. Wsunął je na stopy, zawiązując dokładnie sznurowadła. Kiedy był już gotów chwycił w dłonie butelkę wody i ręcznik, po czym skierował swe kroki w stronę tafli lodowiska. Sunął po mlecznobiałej zmarzniętej substancji, zastanawiając się nad zachowaniem podopiecznego, który jak już zdążył się zorientować także tego dnia nie miał zamiaru pojawić się na lodowisku. Czas powoli płynął, odgłos łyżew przecinających lodową taflę raz po raz wypełniał halę. W pewnym momencie niebieskooki zatrzymał się przy barierce, coś sobie uświadamiając. Szybko założył osłony na płozy, po czym pędem udał się do przebieralni. Nie minęło kilka minut, a już żegnał się z Yuuko, kierując się w stronę gorących źródeł.

- Yuuuuuuri! - Viktor wpakował się bez pozwolenia do prywatnego królestwa Katsukiego. - Wstawaj, zabieram cię nad ocean! I nie chcę słyszeć żadnych sprzeciwów - dodał z uśmiechem na ustach, patrząc na nieznacznie drgającą kulkę, leżącą na pod kołdrą na łóżku.

- D-dobrze - wyjęczał cicho.

Viktor wyszedł dając chłopakowi chwilę, aby mógł się ogarnąć. Czekał jednak pod drzwiami, w razie gdyby ten postanowił jakimś sposobem po raz kolejny zwiać. W końcu drzwi otworzyły się a z wnętrza wysunęła cię czarna czupryna. Czekoladowe oczy zasłonięte przez okulary w niebieskich oprawkach starały się znaleźć drogę ewakuacyjną. Niestety obecność niebieskookiego oraz jego czujny wzrok od razu przygasiły zapał chłopaka.

- Już, już prosiaczku idziemy - chwycił bruneta za rękę i niemal siłą wyciągnął go z domu.

Szli razem ramię w ramię, pod nogami zaś plątał się beżowy pudel, uradowany z kolejnego spaceru. Yuri wciąż wydawał się speszony całą tą sytuacją, Viktor natomiast pilnowałby ten nie uciekł przy pierwszej lepszej okazji. Zwłaszcza, że zbliżali się powoli do zejścia na plażę, które otoczone było lasem. Kamienna wąska ścieżka stopniowo zmieniała się w piaszczyste podłoże. Ich obuwie, stosunkowo w krótkim czasie wypełnione zostało sypką substancją, powodując nieznaczne obciążenie. Mijając granicę lasu weszli na duży otwarty teren. Drobny beżowy piasek, skrzypiał cicho przy każdym kroku opowiadając historię swego powstania. Fale odbijające się od brzegu śpiewały pieśń o losie pracujących w pocie czoła rybaków. Oddalili się nieco od wyjścia, po czym przysiedli na betonowym umocnieniu. Yuri cały czas milczał, jednak ta cisza wyrażała więcej, a niżeli jakiekolwiek słowa. Podciągnął kolana, w taki sposób by położyć na nich głowę, słuchając pieśni natury.

- Och mewy - platynowowłosy przerwał panującą ciszę.

- Podobno mówi się, że to właśnie one zabierają do nieba dusze zmarłych tragicznie na morzu ludzi.

- Naprawdę? Nie wiedziałem. Wiesz, kiedy mieszkałem i trenowałem w Petersburgu nie zwracałem uwagi na takie detale jak szum wody, czy krzyk mew. Dopiero, gdy tu przyjechałem stały się one bardzie wyraźne. Może to dlatego, że życie tutaj nie jest ciągłą gonitwą. Teraz żałuję, że w pogoni za sukcesem często nie dostrzegałem małych rzeczy - wyznał. - A ty żałowałeś kiedyś czegoś? - dodał po chwili milczenia.

- Mieszkając w Detroit poznałem pewną dziewczynę. Lubiła ze mną rozmawiać i chyba chciałaby było między nami coś więcej, ale ja nie czułem się zbyt pewnie w jej obecności. Dodatkowo krótko po tym mój przyjaciel, z którym jeździłem miał poważny wypadek. Strasznie się o niego martwiłem. Ona była wtedy razem ze mną w szpitalu. Oboje siedzieliśmy w poczekalni, w pewnym momencie poczułem, że mnie przytula szepcząc słowa pocieszenia. Zbyt zestresowany całą tą sytuacją odepchnąłem ją i jeszcze na nią nakrzyczałem. Powiedziałem, że nie chcę by traktowała mnie jak słabeusza, czy mięczaka. Ale tak naprawdę to chyba nim jestem - Yuri westchnął cicho obejmując nogi szczelniej ramionami. - Potem było mi głupio, oczywiście przeprosiłem. Ale raz wypowiedzianych raniących słów nie da się od tak cofnąć i zapomnieć. Do dziś żałuję, że wtedy tak ją potraktowałem.

- Yuri, nikt nie uważa, że jesteś słaby. Rodzina, bliscy, znajomi, każdy chce ci pokazać, że jesteś dla nich ważny. Chcą cię wspierać niezależnie od tego czy zajmiesz pierwsze czy ostatnie miejsce na podium - Nikiforov pochylił się, biorąc do ręki gałązkę, malując na piasku wzorki, które jednak szybko zostały zatarte przez wiejący lekko wiatr. - Więc powiedź mi w takim razie, kim mam dla ciebie być?

- Hmm? - mruknął w odpowiedzi, unosząc głowę.

- Ojcem? Bratem? Przyjacielem?

- Nie.

- No to w takim razie chłopakiem... Będę się starał ze wszystkich sił byś był zadowolony - odparł.

Patrzył z zawadiackim uśmiechem, jak brunet szybko poderwał się z betonowego wału, krzycząc spanikowanym głosem „nie".

- Chcę tylko byś był tym, kim naprawdę jesteś, Viktor. Prawdziwym sobą.

***

Staruszek zamknął okno. Chciał przynajmniej przez chwilę wsłuchać się w ciszę. Często wracał myślami do tamtych spokojnych dni w Hasetsu, do momentów, kiedy z dala od wielkomiejskiego gwaru, mógł usłyszeć cichy szept serca ukochanego Japończyka.

* * * * *


I to już koniec moi mili na dzisiaj. Pokuszę się o jedno słowo statystyki, a mianowicie, dziś mi się trochę sypnęło i jest, aż 1 069 wyrazów. Mam nadzieję, że Dziabara mnie nie pogoni.

Jeszcze raz dzięki za przeczytanie. I do jutra... *kłania się*


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro