18 | Chloe Fields

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Przyjaźń Chloe Fields z Alison Selliman była specjalna. Właściwie sama Chloe jej nie rozumiała – były od siebie zupełnie różne, różne w sposób, który aż krzyczał, że nie powinny być w stanie znieść swojej obecności. Jak Chloe, z tą jej obsesją na punkcie bycia dobrym człowiekiem, miłym i pomocnym dla innych, była w stanie znieść Alison oceniającą ludzi po ubraniach i wyglądzie, nie przejmującą się raniącymi słowami, które wypowiadała, nawet nie znając drugiej osoby? A jak Alison, ona, które kochała zmiany i nowe doświadczenia, uwielbiała zabawę i towarzystwo innych ludzi, potrafiła nie zwariować z Chloe u boku, z dziewczyną, która bała się wszystkiego co nowe i nieznane, nie potrafiła rozmawiać z obcymi i najchętniej całą wieczność spędziłaby w swoim pokoju, z nikim nie rozmawiając i nigdzie nie wychodząc? A jednak odnalazły w sobie coś, czego warto było się trzymać, co uznawały za ważne i odpowiednie – oczywiście do pewnego czasu, choć obie zrozumiały to w zupełnie innym momencie swojego życia. Przecież tak trudno uświadomić sobie, że osoba, którą pokochałeś, nie jest dłużej tą osobą, którą chciałbyś tak naprawdę kochać.

     Chloe miała dojrzeć do tej myśli o wiele później niż Alison. To także ich różniło – to, że Alison bardzo szybko potrafiła zaakceptować nową niewiadomą w swoim życiu, a Chloe potrzebowała do tego o wiele więcej czasu. Później, leżąc samotnie w łóżku lub jadąc autobusem, miała zastanawiać się – jak to możliwe, że Alison jej tego nie powiedziała? Bo przecież wolałaby stracić ją na raz, niż z każdym dniem po trochu. Z drugiej strony wiedziała jednak, że stracenie kogoś w sekundzie jest nieprawdopodobnie krzywdzące, może nawet bardziej niż tracenie kogoś rozłożone w czasie. Jakim cudem człowiek potrafił coś takiego przeżyć? Jakim cudem?

     W tamtym momencie Chloe nie rozmyślała o ich przyjaźni z Alison w tak rozległy sposób – w końcu niczego jeszcze nie rozumiała. Po prostu siedziała sama na ławce, gdy pośród niej było tyle ludzi, za oknem padał deszcz, a Alison stała dalej, rozmawiając z Joshem Grinsonem i Melanie Fitz, tą ładną dziewczyną, która nienagannie pasowała do Alison i zastanawiała się - jak to możliwe, że ją miała? Mimo wszystkich jej wad – kochała ją. Kochała ją całym sercem. A chyba właśnie na tym polegała przyjaźń – na kochaniu i szanowaniu drugiej osoby mimo jej wszelkich niedoskonałości, a tym samym myślenie o tym, że wcale nie chciałoby się, aby nie miała tych wszelkich niedoskonałości, bo wtedy nie byłaby już sobą.

     - Cześć, Chloe.

Chloe rozkojarzona spojrzała w górę i ujrzała przed sobą uśmiechniętą Sarah. Nie był to ani radosny uśmiech, ani uśmiech pełen nadziei i oczekiwania – raczej platoniczny uśmiech kogoś, kto po prostu musi się uśmiechać.

     - Wszystko dobrze? – spytała szybko Chloe, całując Sarah w policzek, a potem robiąc jej miejsce na ławce, aby mogła usiąść obok niej.

     - A czemu miałoby nie być?

     - Wyglądasz na smutną.

     - Przestań – powiedziała zrezygnowana. – Po prostu nie rozumiem Bena. Nie wiem o co mu chodzi.

     Po tamtym wypadzie do pizzerii na początku września, Chloe od razu następnego dnia wypytała Sarah o całą sprawę. A przedstawiała się ona tak: podczas wakacji, gdy pojechali ze swoimi rodzicami pod namioty, drugiego wieczoru zrobili ognisko. Sarah nie czuła się najlepiej, dlatego została sama w środku i po pewnym czasie dołączył do niej Ben. Rozmawiali i żartowali ze sobą jak zawsze, po prostu jak najlepsi przyjaciele, aż Ben nie powiedział, że ten rok będzie najlepszym rokiem w jego życiu. Sarah spytała go dlaczego, a on odpowiedział „mam wszystko czego mi potrzeba: całkiem w porządku rodziców, plany na przyszłość, nieważne, czy uda mi się je zrealizować, szansę na naukę i ciebie". I ją pocałował.

     Następnego dnia właściwie wszystko było po staremu. Żadnych kolejnych pocałunków, żadnych spojrzeń, słów, czegokolwiek – znowu byli najlepszymi przyjaciółmi z dzieciństwa. Przynajmniej tak wyglądało to z perspektywy Bena, bo Sarah miała wrażenie, że pęknie jej serce za każdym razem, gdy znowu traktował ją jak zwykłą koleżankę.

     - Niech zgadnę. Nie rozmawiałaś z nim?

     - Boże, Chloe, a co niby miałabym mu powiedzieć? Cóż, hej, kocham cię, co z tego, że ty mnie nie kochasz i mało prawdopodobne, że pokochasz, a ja po prostu postanowiłam popsuć naszą przyjaźń mówiąc ci o tym? Wyszłabym na debilkę.

     Powiedziała to wszystko tak cicho, że Chloe musiała się przysunąć, aby ją usłyszeć. Gdy wróciła wzrokiem do miejsca, gdzie jeszcze chwilę temu stała Alison, już jej tam nie zobaczyła.

     - Skąd wiesz, że cię nie kocha?

     - Widzę to. Nienawidzę go za to, że mnie wtedy pocałował – wyznała.

     - I tak myślę, że powinnaś mu powiedzieć. To mądry chłopak.

     Sarah posłała jej niedowierzające spojrzenie, po czym wyprostowała się i posłała jej złośliwy uśmiech, który mimo złośliwości był wciąż miły.

     - W takim razie może ty powiesz Joshowi o tym, że kochasz go od jakichś pięciu lat?

     - To w ogóle nie jest to samo – powiedziała twardo Chloe, choć coś ukuło ją w serce. – I wiesz o tym. Poza tym, wcale go nie kocham. Nie znam go. Po prostu... wydaje się miły.

     - Wydaje się miły! – sparodiowała ją Sarah i wstała. – Nie da się ciebie słuchać. On wcale nie wydaje się miły. Jest dupkiem. Jest jak Chase Braford.

     Chloe także się podniosła. Akurat zaczął dzwonić dzwonek i gdy obie czekały, aż wreszcie ucichnie, Chloe starała się wymyślić w głowie jakąś dobrą odpowiedź. Josh wcale nie był jak Chase – był od niego o milion razy lepszy.

     - Ciebie też nie da się słuchać, jeśli chcesz wiedzieć.

     Sarah przewróciła oczami.

     - Nieważne. Napiszę do ciebie, w porządku? Mam chemię.

     Chloe kiwnęła w jej kierunku głową i jeszcze przez parę sekund stała w miejscu, czekając, aż jej koleżanka zniknie za rogiem. Nie mogła sobie przypomnieć jaką miała lekcje, dlatego wyjęła telefon i jęknęła na widok historii sztuki. Nauczycielka zawsze wchodziła do klasy sekundę po dzwonku i Chloe była absolutnie pewna, że już była spóźniona.

     I nie pomyliła się – przed drzwiami nikogo nie było. Cicho zapukała i weszła, przybierając minę niewiniątka. Pani Clayton była zbyt młoda, aby być tak surową i niemiłą, ale widocznie jej to w tym nie przeszkadzało.

     - Nazwisko – powiedziała, nim Chloe zdążyła w ogóle wejść do środka.

     - Fields.

     - Świetnie. Idź do biblioteki i przynieś mi pięć egzemplarzy Historii sztuki europejskiej część pierwsza.

     Chloe kiwnęła głową i jak najszybciej potrafiła, zamknęła za sobą drzwi. Tak długo czekała, aby uczyć się historii sztuki – i gdy w końcu miała ku temu możliwość, nauczycielka okazała się zupełną pomyłką. Było jej z tego powodu strasznie przykro.

     Zbiegła na dół i weszła na stołówkę, aby tym sposobem skrócić sobie drogę.

     Zobaczyła go właściwie w ostatniej chwili. Na początku go nie rozpoznała, bo miał na głowie kaptur, ale gdy trochę uniósł twarz do góry, ujrzała wystające spod niego blond włosy. Zagryzła wargę, nagle przypominając sobie o angielskim i o tym, że żadna z nich jeszcze nie pofatygowała się, aby powiedzieć chłopakom o zmianie partnerów. Co prawda, bała się Chase'a Braforda, ale chyba jeszcze bardziej od niego bała się niezadowolenia pani Freu, dlatego przełknęła ślinę i ruszyła w jego kierunku. Im szybciej będzie miała to za sobą, tym lepiej.

     Siedział przy stoliku w samym rogu. Był ubrany cały na czarno, co niesamowicie kontrastowało z jego włosami. Kostkę lewej nogi miał założoną na prawe kolano, był pochylony nad jakąś książką. Chloe od razu wiedziała, że nie był to podręcznik, ale nie była w stanie domyślić się, co innego mógłby czytać Chase Braford o tej porze, dlatego od razu przestała się tym interesować. Bardziej zajmowało ją jej serce, które przyspieszyło ze stresu i zanim się odezwała, wzięła głęboki wdech.

     - Cześć.

     Zareagował natychmiast, choć nie gwałtownie. Nigdy wcześniej Chloe nie stała tak blisko niego, dosłownie centralnie przed nim i nigdy nie miała możliwości przyjrzenia się jego twarzy. Oczywiście – wiedziała, że był przystojny. Pewnie, że był. Nawet Alison musiała to przyznać. Jednak wtedy, dosłownie w tamtej sekundzie, Chloe Fields pomyślała, że Chase Braford był piękny, ale trochę innym pięknem niż inni chłopcy.

     Miał szczupłą twarz z wyraźnie zarysowanymi kośćmi policzkowymi, przez to, że był taki chudy. Jego blada karnacja idealnie dogrywała się z jego niebieskimi oczami i przez chwilę Chloe nie mogła uwierzyć, że miał aż tak ciemne rzęsy, niemalże czarne, do tego długie, dokładnie takie, jakie chciałaby mieć każda dziewczyna. Dzisiejszego dnia włosy widocznie niezbyt chciały się go słuchać, bo kosmyki przy przedziałku trochę odstawały. I tak nie psuły efektu – może nawet dodawały mu uroku. Nagle na myśl przyszedł Chloe Josh z jego ciemnymi włosami i postawną sylwetką – Chase i Josh różnili się od siebie niemalże tak bardzo, jak Chloe i Alison, i Chloe dostrzegła to dopiero wtedy.

     - Cześć – odpowiedział, widocznie trochę rozbawiony jej miną. Położył telefon na stronie, na której otwarta była książka, aby zaznaczyć, gdzie skończył czytać. Zamknął ją i Chloe bardzo starała się nie spojrzeć w kierunku strony tytułowej.

     - Cześć – powtórzyła głupio, spuszczając wzrok. Po sekundzie znowu na niego spojrzała. – Chciałam ci tylko powiedzieć, że Freu zmieniła nasze pary na projekt. To znaczy... Simon będzie z Alison. A ja z tobą.

     Uniósł do góry brwi, wyraźnie zdziwiony i zdjął nogę z kolana. Oparł się o plecy krzesła.

     - Żartujesz – rzucił.

     - Nie. Poważnie.

     Przez chwilę patrzył na nią z niedowierzaniem w oczach, aż pochylił się i wystawił w jej stronę swoją dłoń. Spojrzała na niego zdezorientowana.

     - Jestem Chase, tak w ogóle – powiedział.

     Chyba była to ostatnia rzecz, której Chloe Fields spodziewała się po Chasie Brafordzie i miło ją zaskoczył. Czuła, jak całe zdenerwowanie powoli ją opuszczało, choć jej serce wciąż biło szybko, stanowczo za szybko.

     - Chloe – odparła i uścisnęła jego rękę, która w porównaniu z tą należącą do niej była lodowata.

     - Powiem ci, Chloe, że to prawdopodobnie najlepsza wiadomość mojego życia – powiedział. – Tylko nie mów Alison, nie chcę, żeby się na mnie obraziła.

     Boże, co za dupek, pomyślała.

     - Nie martw się, nie powiem.

     Posłał jej uśmiech – i Chloe Fields pomyślała, że uśmiech Chase'a Braforda był prawie tak czysty i jasny jak jego niebieskie oczy. Wtedy jeszcze nie wiedziała, że będzie to jeden z niewielu uśmiechów, które będzie chciała oglądać w swoje ciemne dni, a co najważniejsze, nie wiedziała, że Chase nie był kimś, kto byłby w stanie tak długo w tym uśmiechu wytrzymać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro