73 | Simon Atwood

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Simon nawet nie wiedział dlaczego tak bardzo stresował się spotkaniem z Judie.

     To znaczy – po części wiedział. Ostatnio właściwie nie rozmawiali. Napisała do niego przed egzaminami, życząc powodzenia. Witali się w szkole, mówiąc sobie cześć lub gdy Judie podchodziła porozmawiać z Chasem. Poza tymi małymi przypadkami, nie zamienili ze sobą ani słowa od tamtej rozmowy na Dołach. Simon nie wiedział nawet, czy Judie powiedziała Chazowi o tym, co się między nimi wydarzyło, ale miał powody, aby sądzić, że jednak zostawiła to dla siebie, bo Chaz nie zwracał na niego uwagi.

     Był maj. Południowe słońce świeciło już wysoko na niebie i Simonowi było za gorąco w błękitnej koszuli z długim rękawem, którą założył, więc niezgrabnie podwinął materiał do łokci. Nawet nie wiedział dlaczego ubrał się tak formalnie. To on odezwał się do Judie pierwszy (za namową Chase'a), ale to ona zaproponowała, żeby spotkali się w weekend na Dołach. To miejsce miało w sobie zbyt dużo wspomnień, tak dużo, że coraz rzadziej tu przychodził. Czasami jeszcze palili tam przed szkołą z Chasem, ale już po zajęciach rozchodzili się do swoich domów. To znaczy – Simon szedł do domu, a Chase widział się z Chloe.

     W końcu Chase mu o niej powiedział. Simon czuł się zdradzony – tak długo zajęło Chase'owi przyznanie się, że ktoś mu się podobał, że Simon zaczął sądzić, że może nie był godny zaufania. Ale znał Chase'a – jednak im dłużej w tej przyjaźni trwał, tym bardziej przekonywał się do tego, że fakt znania go, nie zmieniał faktu, że jego zachowania go krzywdziły. Simon nie umiał ich dłużej usprawiedliwiać.

     - Cześć.

     Simon podniósł głowę i zmrużył oczy z powodu słońca. Judie przesunęła się do boku, zasłaniając światło i dopiero wtedy Simon ją zobaczył. Miała na sobie białą sukienkę na krótki rękawek, a włosy podtrzymywała opaska. Uśmiechnęła się i usiadła obok niego na ławce.

     - Cześć – odpowiedział.

     - Długo czekałeś?

     - Parę minut.

     Tak naprawdę pół godziny – przyszedł wcześniej, nie mogąc usiedzieć w domu.

     - Dzięki, że zgodziłeś się spotkać. Chciałam powiedzieć ci, że dostałam się do Yale.

     Simon otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale nie wiedział co. Zaśmiał się.

     - Żartujesz?

     - Nie. Dostałam maila tydzień temu.

     - Niesamowite. Zasłużyłaś na to miejsce.

     - Dziękuję.

     Była cała rozpromieniona. I nagle Simon zapomniał co wydarzyło się między nimi – jakby bliska przeszłość zniknęła i została tylko ta dalsza, w której Judie była jego najlepszą przyjaciółką. Ale czy wciąż kochał ją tak, jak wcześniej? Patrzył na nią i próbował odpowiedzieć sobie na to pytanie, ale im dłużej na nią patrzył, tym szybciej zapominał o jakie pytanie chodziło. (Czego w ogóle w niej szukał? Jakiej odpowiedzi? Kim była ta dziewczyna, która przed nim siedziała? A co najważniejsze, kim w ogóle był on?)

     - A co z tobą? – spytała.

     Wrócił na ziemię. Wzruszył ramionami.

     - Jestem na liście rezerwowej. Ale to nic, wiedziałem, że się nie dostanę. Nie uczyłem się. Szkoda, że tak późno zorientowałem się, że zmarnowałem ten czas.

     Wyglądała na zmartwioną. Uniosła dłoń, żeby go dotknąć, ale cofnęła ją w połowie drogi.

     - Wiesz, że życie nie kończy się na studiach.

     - Trochę głupio brzmi to z ust kogoś, kto wypruwał sobie żyły, żeby dostać się do Yale – powiedział i zabrzmiało to ostrzej, niż chciał. – Przepraszam. Wiesz o co mi chodzi.

     Przytaknęła ruchem głowy. Zapanowała pomiędzy nimi niezręczna cisza. Simon nie wiedział na co ma patrzeć, więc utkwił wzrok w ziemi. Obok jego prawego buta leżał pet z pamiątką czerwonej szminki.

     - To moja wina – zaczęła nagle Judie, przysuwając się do Simona i tym razem kładąc dłoń na jego ramieniu. – Że to wszystko między nami tak się potoczyło.

     - Powiedziałaś Chazowi?

     - Nie. Mam nadzieję, że nie jesteś na to zły.

     Oczywiście, że nie był zły. Tak właściwie – nic nie poczuł na tę wiadomość. Oprócz wielkiej ochoty na zapalenie papierosa, ale musiał się powstrzymać, bo nie palił w obecności Judie.

     Przerwał im jej telefon. Odebrała, przepraszając pod nosem i po chwili rozłączyła się z zawiedzioną miną.

     - Muszę iść. Przyjechali już moi dziadkowie.

     - Jasne.

     To było niesamowite. Dosłownie nic nie czuł.

     Wstali w tym samym momencie. Przez chwilę Simon myślał, że Judie po prostu odejdzie, ale zrobiła krok w jego stronę, pocałowała go w policzek i przytuliła. Jej włosy pachniały jej perfumami, to znaczy: zapachem, który Simon uważał przez długi czas za dom i dopiero wtedy uświadomił sobie, że nie chce jej puszczać.

     - Koniecznie napisz mi co z twoim collegem – powiedziała.

     - A ty jak bawisz się w Yale.

     Uśmiechnęli się do siebie ten ostatni raz. Judie odeszła, a Simon za nią patrzył.

     (W zasadzie: uśmiechając się do siebie ten ostatni raz, nie sądzili, jak druzgocącą prawdziwe okaże się określenie: ostatni.)

*

Wszyscy w szkole byli podekscytowani zbliżającym się zakończeniem roku dla klas trzecich, wszyscy rozmawiali o uniwersytetach, na które wybierają się po wakacjach, wszyscy przekrzykiwali się, gdy chodziło o coroczny bal dla absolwentów, który został odwołany ze względu na śmierć Josha.

     Ale jakoś nikt nie rozmawiał właśnie o tym – o jego śmierci. Pozostał tylko odwołany bal, jakby nikt nie zauważał o ile ważniejszy był powód odwołania od samego odwołania. Simon mógł przysiąc, że gdyby podszedł do któregokolwiek ucznia i spytał o Josha, czekałby na skojarzenie, o którego Josha właściwie chodzi. Może byłoby inaczej, gdyby umarł inaczej – chociażby przez samobójstwo – ale przecież wypadki na drogach były częste, zdarzały się codziennie, ludzie codziennie umierali, a Josh był po prostu następnym w kolejce, w której czekał osiemnaście lat. Simon nigdy nie sądził, że to on będzie tym, który zapamięta go na zawsze.

     Bo mogłoby się zdawać, że nawet szkoła zapomniała. Ze względu na nowego ucznia, który przeniósł się do Lambertvile w połowie drugiego semestru i ze względu na komplet uczniów, zdjęto wszystkie rzeczy z szafki Josha, aby udostępnić ją komuś innemu. Simon wiedział, że to nie był powód do złości – minęły miesiące, życie ruszyło do przodu – ale przechodząc obok tego miejsca, nie mógł przestać myśleć o tym jak by się poczuł, gdyby na miejscu Josha był Chase i gdyby to z jego szafki zniknęły po nim wszystkie pamiątki. Miał trudności z oddychaniem.

     Rzecz w tym, że wszyscy dookoła niego ruszyli do przodu ze swoim życiem. Tylko nie on. Był w tym samym miejscu, co miesiące temu, gdy zaczynał ostatni rok w szkole. To znaczy: nie miał kontaktu z ojcem, nie wiedział co chce robić w życiu, nie miał przy sobie Judie. Zastanawiał się w czym był problem – czyżby w nim? Był aż tak okropny, że jego własny ojciec wolał zostawić jego i mamę, uwolnić się od tego ciężaru i zacząć własne życie? Był przeklęty? Coś było z nim nie w porządku? Błagał o odpowiedź, ale nikt mu jej jeszcze nie udzielił.

     Przed szkołą czekał na Chase'a. Wiedział, że miał wizytę u psychologa, ale powinien skończyć ją piętnaście minut temu. Wszedł do szkoły i ruszył w stronę sekretariatu, zapukał do środka, ale już właściwie wiedział. Pan Dawn akurat wyszedł ze swojego gabinetu, zanim Simon zdążył się odezwać.

     - Simon Atwood? – spytał pan Dawn i kiwnął głową w stronę drzwi, przepuszczając go. Wyszli na korytarz.

     - Tak. Chciałem tylko sprawdzić, czy wyszedł już Chase. Musieliśmy się minąć.

     - O, to na pewno – odpowiedział mężczyzna, uśmiechając się. – Nie widziałem go od dwóch tygodni.

     - Słucham?

     - Możemy chwilę o nim porozmawiać?

     - Słucham? – powtórzył Simon.

     - Usiądź - Wskazał na ławkę na korytarzu, ale Simon się nie poruszył. - Nie chcę, żebyś mi na niego donosił. Jesteś jedną z niewielu osób, których może posłuchać.

     - Mówi pan, jakby Chase miał zamiar się zabić – powiedział ostro Simon i odsunął się od niego. – U Chase'a jest wszystko dobrze. Radzi sobie. Nie potrzebujemy pomocy.

     Pan Dawn wyglądał jakby odpowiedź przychodziła mu z ogromnym trudem. Simon patrzył na niego, cały wściekły, cały w ogniu i myślał: na kogo jestem taki wściekły? Choć wiedział, że był wściekły na Chase'a, jak zawsze, to zawsze był Chase.

     Jak widać – Simon nie był jedyną osobą, która została w tyle.

     - Wiesz o co chodzi – zaczął spokojnie psycholog, kręcąc głową. Miał naglący głos. – Nie był u mnie od dwóch tygodni. Nauczyciele skarżą się na niego w czasie lekcji.

     - Już po egzaminach. Po dostaniu się na studia. Zaraz koniec roku... - Simon wyliczał, ale Pan Dawn mu przerwał.

     - Nawet gdy widywaliśmy się na sesjach, właściwie nic nie mówił. Ale widać było jaki jest spięty, a przede wszystkim, zły. Wiem, że nie dogaduje się najlepiej z tatą, ale jemu naprawdę zależy na jego szczęściu, gdyby tylko dał sobie pomóc...

     - Ile razy mam powtarzać? – spytał Simon, nie mogąc powstrzymać złośliwego uśmiechu. – Chase nie potrzebuje niczyjej pomocy. Ma dziewczynę. Dostał się na studia. Ma mnie. Wszystko u niego dobrze.

     Odwrócił się i zaczął iść przed siebie.

     - Nie wiem tylko – usłyszał jeszcze od pana Dawna, zanim wyszedł ze szkoły. – Czy próbujesz przekonać do tego mnie, czy siebie.

*

I tyle wystarczyło, aby Simon nie mógł spać po nocach. Ziarnko niepokoju.

     Zaczął przykuwać większą uwagę do tego, co robił Chase, do tego, co robił na ich wspólnych lekcjach, a nawet do faktu, czy w ogóle chodził do szkoły. Znowu zaczął dużo palić, jeszcze więcej niż przed wypadkiem. Gdy widział go razem z Chloe, właściwie nie rozmawiali. Chase nie trzymał jej za rękę, ale nie jakby chciał ukarać ją, ale jakby chciał ukarać siebie. Wciąż spotykali się po lekcjach, ale Chase coraz częściej odwoływał z nią spotkania, co Simon wiedział, bo był obok niego. Mówił, że szuka pracy, aby mógł utrzymywać się sam, gdy już wyjedzie na studia. Mówił też, że mało sypia i jest zmęczony, właściwie robił (i mówił) wszystko, aby wcześniej wracać do domu lub z niego nie wychodzić.

     Simon był okropnym przyjacielem.

     Ale Chase był ostatnio dla niego taki dobry – cały czas pytał o uniwersytety, doradzał mu, przychodził na umówione spotkania, uśmiechał się, kiedy wymagała tego sytuacja, był arogancki i inteligentny jak zawsze, wiedział co powiedzieć. Może Simonowi tak bardzo brakowało tej normalności, że przestał zaglądać poza jej brzegi, przestał przejmować się tym, co dzieje się z Chasem, gdy nie byli razem.

     I to dlatego postanowił porozmawiać z Chloe. Napisał do niej wczoraj, pytając, czy mogą spotkać się wieczorem na Dołach, a ona się zgodziła. Mieli całkiem dobry kontakt odkąd zaczęli częściej spotykać się w trójkę i Simon potrafił zrozumieć, co Chase w niej lubił: była mądra, zabawna i ładna, ale zawsze na zewnątrz, jakby wszystkich obserwowała. Była zupełnie inną osobą w zależności od tego z kim przebywała, jakby dopiero w małej grupce ludzi mogła się rozluźnić i pozwolić wyjść sobie ze strefy komfortu.

     Miała ogromny wpływ na Chase'a – przynajmniej na początku. Wydawał się spokojniejszy, łagodniejszy, mniej ostry w kątach i delikatniej narysowany. To może dlatego Simon stracił czujność – bo myślał, że miłość może wszystko. Mimo to, nie mógł zapomnieć o tym, co Chase powiedział mu jednej nocy, gdy Simon zadzwonił do niego po tytuł filmu, który oglądali jako dzieci. Simon spytał o to, dlaczego nie śpi o tej godzinie, a Chase powiedział coś o tym, że nawet noce zaczęły być dla niego za jasne, a gdy Simon spytał o Chloe, powiedział:

     - Jest przeze mnie smutna. Przez moją obecność.

     Gdy Simon dotarł na Doły, Chloe już na niego czekała

     - Cześć – przywitał się, zachodząc ją od tyłu. Odwróciła się i uśmiechnęła w jego stronę. – Dzięki, że się zgodziłaś.

     - Nie ma sprawy. Wszystko w porządku?

     - Nie jestem pewien.

     Zmarszczyła brwi i przesunęła się, aby mógł usiąść obok. Zagryzł policzek, nie wiedząc od czego zacząć, aż w końcu westchnął.

     - Wiedziałaś, że Chase przestał chodzić do Dawna?

     Wyglądała na szczerze zdziwioną.

     - Słucham?

     - Aha – kiwnął głową. – Czyli nie wiedziałaś.

     - Jak to możliwe? Widujemy się po jego sesjach. Czekam na niego przed szkołą.

     Simonowi mogłoby zakręcić się w głowie. Miał wrażenie, że to jakaś jedna wielka pomyłka.

     - Rozmawiałem z Dawnem i powiedział, że nie widział Chase'a od paru tygodni. Musiał siedzieć w szkole, aby się nie wydało.

     - Ale dlaczego miałby to robić?

     - Nie mam pojęcia. Ale ostatnio jest taki... - Simon urwał i pochylił się do przodu, chowając twarz w dłonie i wzdychając.

     - Odległy – zakończyła za niego Chloe.

     - Jest zbyt spokojny. Po prostu... coś nie gra. Rozmawiał z tobą o Joshu?

     Chloe wyglądała na zaskoczoną i przestraszoną tym pytaniem. Pokręciła głową.

     - Nie w tym sensie. Nie o wypadku.

     Postanowił nie drążyć tematu.

     - Ze mną też nie.

     Przez chwilę siedzieli w ciszy. Simon wyjął papierosa i zapalił, nie proponując Chloe, bo wiedział, że by odmówiła. Wystawił rękę przed siebie i jakiś czas po prostu na nią patrzył, aż musiał zamrugać, bo zaczęły łzawić mu oczy. Nagle zaparło mu dech w piersi.

     - O, kurwa – powiedział, prostując się. – Który dzisiaj jest?

     Chloe zmarszczyła brwi i wyjęła telefon, aby sprawdzić. Odwróciła wyświetlacz w jego stronę.

     - Jedenasty. Co się dzieje?

     - Nie mogę uwierzyć, że zapomniałem.

     - Ale o czym?

     Simon wstał i wyrzucił papierosa na ziemię, nie będąc w stanie go dłużej palić. Miał wrażenie, że zaraz zwymiotuje.

     - W środę jest rocznica śmierci jego mamy. Czwarta. Nie mogę uwierzyć, że zapomniałem.

     - Mam z nim o tym porozmawiać?

     Simon poczuł wyrzuty sumienia, że posłał jej takie okropne spojrzenie. Gdy się odezwał, zadbał o to, aby jego głos zabrzmiał łagodniej.

     - Nie. Raczej nie chcesz się z nim o to kłócić. Czy w ogóle ci o tym powiedział? Skąd miałabyś wiedzieć?

     - A jak ty się zachowasz, co?

     Co rok wyglądało to inaczej. Gdy jeszcze Chase był pod większym urokiem swojego ojca, chodzili na cmentarz razem. Później, gdy Chase miał już szesnaście lat, w ogóle nie odwiedził jej grobu w dzień śmierci, a gdy miał lat siedemnaście, poszedł tylko ze względu na Simona, który go tam zaciągnął. Simon nie mógł pozwolić, aby w tym roku Chase popełnił ten sam błąd co dwa lata temu, bo dobrze pamiętał jak to się wtedy skończyło: wyrzutami sumienia i (choć mógł się tego tylko domyślać) bliznami głębszymi niż zazwyczaj.

     - Jesteś z nim szczęśliwa? – spytał nagle, bo przypomniały mu się słowa Chase'a: jest przeze mnie smutna. Przez moją obecność. I nie mógł pozbyć się ich z głowy.

     Chloe wyglądała, jakby wytrącił ją z równowagi tym pytaniem.

     - Jest inny niż na początku – powiedziała i podniosła torebkę z ławki. – Muszę iść. Pisz, jeśli coś się stanie.

     - Ty też. Cześć.

     - Cześć.

     Gdy odeszła, Simon zapalił kolejnego papierosa i zgniótł pustą paczkę. ,,Jest inny niż na początku." Co to w ogóle miało oznaczać? Nikt, żaden człowiek nie pozostaje na całe życie takim, jakim był na początku znajomości. ,,Jest inny niż na początku." Co – to oznaczało, że był gorszy? Mniej wesoły?

     Simon Atwood pomyślał: oto moje życie.

     Rozejrzał się po Dołach. Były puste. Simon też się taki czuł: pusty. Niewypełniony. Został w tyle, bez przyszłości. Pomyślał o studiach, na temat których skłamał, o czym nie wiedział nawet Chase: nie było żadnej listy rezerwowych, bo nie było nawet podań na rekrutację. Simon postanowił zostać w miejscu, bo zrozumiał, że odnaleźć siebie może tylko tam, gdzie się zgubił.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro