07 | Alison Selliman

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Był czwartek kiedy mama Alison, czterdziestoletnia kobieta o imieniu Gabriella i zawsze wymodelowanych blond włosach, postanowiła, że dzisiejszego dnia Alison nie pójdzie do szkoły, ale, w zamian za to, wybierze się razem z nią do jej rodziców, mieszkających dobre cztery godziny drogi od Lambertville. Alison nie była tym faktem zbyt zdziwiona – przyzwyczaiła się już do dziwnych pomysłów swojej mamy, do jej niewyjaśnionych, szybko podjętych decyzji i braku cierpliwości. A sposób bycia Gabrielli zawsze ulegał zmianie wskutek pewnych wydarzeń – nie były one jednak ściśle ustalone, tak, aby Alison mogła się ich spodziewać. Czasami przyłapywała się na tym, że nie ufała swojej matce – jej podkreślonym czarną kredką rozbieganym oczom, czerwonym, idealnie wymalowanym ustom, które układały się w czarujący uśmiech, za każdym razem, gdy ta próbowała kogoś do czegoś przekonać; jednak najbardziej Alison nie ufała jej słowom, tym szybkim, twardo wypowiedzianym, niby błahym, ale silnym, z ogromnym ładunkiem emocjonalnym.

     Ale, mimo to wszystko, Alison Selliman kochała swoją mamę.

     Alison Selliman kochała swoją mamę bardziej, niż kochał ją jej własny mąż.

     Gdy Alison otworzyła oczy, Gabriella była już w pełni gotowa. Miała na sobie ładny granatowy kombinezon, a na stopach czarne, wysokie szpilki z czubkiem w szpic. Alison od razu poczuła zapach jej słodkich perfum, od których zakręciło jej się w głowie.

     - Wstawaj – Powiedziała kobieta, klepiąc córkę po ramieniu. – Wstawaj i się ubieraj. Jedziemy do dziadków. Śniadanie zjesz po drodze. Wstawaj, nie mamy czasu!

      Brzmiała na podekscytowaną. Alison, już przyzwyczajona, posłusznie usiadła i wyszła z łóżka, idąc w stronę łazienki. Gabriella od razu wyszła z jej sypialni, wesoło podśpiewując pod nosem nowy hit lecący w każdym radiu. Alison instynktownie wyczuła jej humor, ten specyficzny humor, tę prawie perfekcyjnie graną radość, radość, mającą dowieść innym, że życie Gabrielli Selliman wcale nie rozpadało się na małe kawałeczki, które sama tak starannie sklejała, układała i z każdym rokiem nieświadomie niszczyła przez tyle lat.

     Alison wyjrzała przez okno. Świeciło słońce, dlatego postanowiła założyć tę niebieską sukienkę, którą dostała od Josha Grinsona na swoje siedemnaste urodziny, a którą miała na sobie tylko raz. A było to na ślubie jej ukochanej siostry ciotecznej, Evie, na który, swoją drogą, poszła z Joshem jako osobą towarzyszącą. Nigdy nie powiedziała o tym Chloe i nigdy też nie miała takiego zamiaru.

     Pomalowała się, popsikała perfumami, rozczesała włosy, pozostawiając je rozpuszczone i wzięła z biurka torbę, z której najpierw wyjęła wszystkie zeszyty i podręczniki. W ciszy zeszła na dół, gdzie nie zastała już swojej mamy – posłusznie założyła buty, na koturnie, ze złotym paseczkiem zapinanym wokół kostki i zanim wyszła z domu, zamknęła drzwi na klucz.

     Przywitało ją rześkie powietrze. Gabriella siedziała już w samochodzie, dlatego Alison także do niego wsiadła, zapięła pasy i ruszyły. Z radia leciała nowa piosenka Demi Lovato, którą jej mama nuciła pod nosem.

     - Niedługo będziemy na miejscu! – Zawołała podekscytowana, zakładając na nos okulary przeciwsłoneczne od Gucci'ego.

     - Za jakieś cztery godziny. Faktycznie niedługo. A po co tak w ogóle tam jedziemy?

     - Jak to po co? Odwiedzić dziadków.

     - Aha.

     Alison miała ochotę zapytać gdzie podział się tata, choć tak naprawdę dobrze wiedziała gdzie się podział, a raczej gdzie się nie podział – nie w ich domu. Postanowiła jednak nie zaczynać tego tematu. Zaczęła szukać w torebce swoich okularów przeciwsłonecznych i w końcu je znalazła – musiała przetrzeć szkiełka materiałem sukienki. Potem wyjęła telefon i szybko napisała do Chloe SMS-a, że nie będzie jej dzisiaj w szkole. Dostała odpowiedź natychmiast, jakby jej przyjaciółka tylko czekała, aby ją wysłać.

Alison: nie będzie mnie dzisiaj w szkole

Chloe: co? czemu?

Alison: zgaduj

Chloe: nie wiem

Chloe: odkryłaś, że jednak edukacja nie jest drogą, którą chciałabyś iść?

Alison: ;/ dawno

Alison: kluczowe słowa: mama dziadkowie mama

     Chloe wiedziała jako tako jaka była Gabriella i choć cały czas zapewniała swoją przyjaciółkę, że uwielbiała jej mamę, sama Alison w głębi duszy wiedziała, że jej najlepsza kumpela trochę bała się jej nieprzewidywalności. Sama Gabriella za to kochała Chloe – uważała ją za piękną, młodą kobietę, która mogłaby osiągnąć naprawdę wiele, gdyby nie praca jej mamy i płytkie teorie zgorzkniałej pisarki, które były jej wpajane od dziecka. Oczywiście nigdy nie powiedziała jej tej ostatniej rzeczy w twarz – mimo to, Alison znała jej zdanie. I wiedziała także, że gdyby tylko mogła, Gabriella chętnie miałaby taką córkę jak Chloe – grzeczną, bezproblemową, ambitną.

     Alison Selliman nie była ambitna. Wiedziała, że nic w życiu nie osiągnie. Była tego pewna jak niczego i nikogo innego. Nie była także ani grzeczna, ani bezproblemowa. Była za to zupełnym przeciwieństwem Chloe, a zazdrościła jej tych wszystkich cennych cech, za pomocą których rozkochiwała w sobie dorosłych, już odkąd się poznały.

     Gdy Alison myślała o Chloe Fields, często roznosiło ją to brzydkie uczucie pychy, ale i żałosnej zazdrości. Nigdy tego nie pokazywała, ale wcale nie była pewna siebie w pobliżu swojej przyjaciółki. Z jednej strony wiedziała, że była od niej o wiele ładniejsza i szczuplejsza – nie było to żadną tajemnicą, a prostym faktem. Jednak z drugiej strony, wiedziała także, że Chloe była od niej o wiele lepszym człowiekiem – cieplejszym, bardziej przyjaznym, kimś, do kogo podchodzą nowe osoby w szkole, bo uważają go za kogoś miłego i otwartego. Alison kochała Chloe – znały się od dziecka, były najlepszymi przyjaciółkami. Jednakże to nieprzyjemne uczucie kiełkowało w Alison od dawna, a była świadoma, że obie je wyczuwały – to, jak i chłodną barierę pomiędzy nimi. Obie nie były w stanie zrezygnować ze swojej przyjaźni, ale za to obie powoli rezygnowały z samych siebie, myśląc, że właśnie to było rozwiązaniem dla tej sytuacji.

     A nie było.

     I mama Alison, jakby dokładnie wiedziała, o kim właśnie myślała jej córka, zapytała:

     - Co u Chloe?

     - Wszystko w porządku.

     - Znalazła sobie kogoś?

     Przed oczami Alison od razu pojawił się Josh Grinson, a myślenie o nim wywołało u niej wyrzuty sumienia.

     - Nie.

     - Nie mam pojęcia czemu. Ale na pewno ktoś jej się podoba?

     Spojrzała na swoją mamę i zmarszczyła brwi.

     - Czemu w ogóle pytasz?

     - Chryste, Alison, nie tym tonem. Nie mogę się już odezwać?

     Zagryzła wargę, aby czegoś nie odwarknąć i odwróciła się w stronę okna. Akurat wjechały na drogę wybudowaną w środku lasu, dlatego cały czas mijały zielone drzewa i po chwili Alison musiała utkwić wzrok w innym miejscu, ponieważ zakręciło jej się w głowie.

     Jakąś godzinę później Gabriella zatrzymała się przy pobliskim McDonaldzie i kupiła jedzenie. Alison była zdziwiona, gdy jej mama wręczyła jej ciepłą papierową torbę, bo nawet po zamówieniu i zapłaceniu, cały czas uważała, że to jakiś żart. Nawet nie pamiętała, kiedy ostatni raz mama pozwoliła jej jeść coś tak niezdrowego – lub czy w ogóle kiedykolwiek pozwoliła. Mimo to, zjadła w ciszy to, co dostała, podczas gdy Gabriella ruszyła, co jakiś czas popijając ciepłą kawę z kubeczka.

      Rozmawiały o błahych sprawach, słuchały muzyki. Alison wciąż próbowała wyczuć w głosie mamy jakąś fałszywą nutę, ale ta była już tak wprawiona w udawaniu, że nawet jej własna córka nie potrafiła określić, kiedy to robiła. Chciała wyjąć telefon i zadzwonić do taty, spytać się, o co znowu poszło i czy w ogóle miał zamiar wrócić dzisiaj do domu. Jednak tego nie zrobiła – wmawiała sobie, że to ze względu na siedzącą obok niej kobietę, ale powód był inny, bardziej infantylny i głupi; po prostu bała się tego, co mogła od niego usłyszeć. Postanowiła udawać, że wszystko w porządku i także zaczęła grać w kolejnym przedstawieniu – po kilkudziesięciu minutach już nawet zapomniała, że nie powinna tego zrobić - że powinna poprosić mamę o zatrzymanie samochodu i w końcu poważanie z nią porozmawiać. Coś zrobić. Postarać się cokolwiek naprawić. Alison nie zrobiła tego ani razu wcześniej i wtedy także się na to nie zdobyła. A gdy wjechały do Waszyngtonu i stanęły przed domem jej dziadków, a rodziców Gabrielli, wiedziała, że sprawa została przesądzona.

     Rose i James Drewood przywitali ich w progu i od razu wpuścili do środka, gdzie zostały obdarowane masą całusów, co najmniej jakby nie widzieli się już z rok, a nie dwa miesiące. Zaproszono je do salonu, a babcia Alison natychmiast ruszyła do kuchni, skąd wyszła chwilę później z tacą zastawioną parującymi kubkami herbaty i talerzem pełnym czekoladowych ciasteczek.

     - Co tu robicie? Nie wspominałaś, że przyjedziecie! – Zawołała babcia, gdy już wszyscy ucichli i pozabierali swoje napoje.

     - Chciałam zrobić wam niespodziankę – Powiedziała Gabriella, mrugając przy tym do swojej mamy. – Chyba się udało, racja?

     - Oczywiście! Tak się za wami stęskniliśmy, prawda, James? Nasze dziewczynki.

     Dziadek jedynie kiwnął głową, ale Alison wiedziała, że bardzo się cieszył – jego zmęczone, szare oczy jasno świeciły.

     - A gdzie Bill?

     - Nie mógł zwolnić się z pracy – Usprawiedliwiła go szybko Gabriella, bez zająknięcia i jakiejkolwiek oznaki możliwego kłamstwa. Alison jednak wiedziała, że jej tata zawsze mógł wyjść wcześniej lub w ogóle nie pojawić się w biurze, jeśli tego chciał.

     Okazywało się, że Alison wiedziała bardzo dużo rzeczy i nic z nimi nie robiła - może gdyby chociażby spróbowała, wszystko wyglądałoby wtedy inaczej. Jednak nie spróbowała.

     I nie miała zamiaru.

     Po kolacji Alison razem z dziadkiem znalazła się w kuchni. Wspólnie w ciszy wkładali brudne naczynia do zmywarki, podczas gdy Gabriella i Rose siedziały w salonie, o czymś rozmawiając. Alison nie mogła pozbyć się tego okropnego uczucia w dole żołądka, mieszaniny niepokoju o własną matkę i o swoje własne życie, mimo że wcale nie znajdowała się w żadnym niebezpieczeństwie. Przecież rodzice kłócili się już milion razy – i milion razy się godzili, tym razem też na pewno do tego dojdzie. Cały czas to powtarzała, jak mantrę, pewna, że jeśli tylko nie przestanie, na pewno tym razem wszystko się zmieni.

     - Alison?

     - Tak? – Odwróciła się w stronę dziadka, który stał oparty o blat i patrzył na nią swoimi mądrymi oczami.

     - Czy wszystko w porządku?

     - W szkole? Pewnie – Starała się uśmiechnąć i chyba nawet jej to wyszło.

     - Wiesz, że nie chodzi mi o szkołę. Chodzi mi o was, o waszą rodzinę.

     Przez chwilę patrzyła się na jego twarz, na zmarszczki, na wyrzeźbione zagłębienie, te spowodowane zamartwianiem się jak i chwilami wesołości, jak nawiasy koło kącików ust. Musiał być przystojny, jako młody chłopak. Gdy była mniejsza, dziadek wydawał jej się najlepszym kompanem do zabaw i opowiadania niestworzonych bajek na dobranoc, jednak teraz, gdy już dorosła, zawsze patrzyła na niego jak na człowieka, który swoją niezbadaną dobrocią i inteligencją potrafiłby zmienić świat, gdyby tylko miał na to dostatecznie wiele siły.

      Wzruszyła ramionami z ciężkim sercem.

     - Nie wiem. Nie wiem – powtórzyła z gulą w gardle. – Nie wiem.

     Spuścił głowę, ale szybko ją podniósł i posłał jej najbardziej spokojny uśmiech jaki w życiu widziała – nagle poczuła się potrzebna, kochana i bezpieczna, i równie nagle uświadomiła sobie, jak bardzo jej tego brakowało.

     I do końca sama nie wiedziała dlaczego to zrobiła – może ze względu na ciepło w swoim sercu, które mówiło, że przecież nic nigdy nie jest do końca stracone lub fakt, że nie chciała dokładać swojemu dziadkowi więcej powodów do smutku, ale uśmiechnęła się i powiedziała:

     - Nawet jeśli teraz tak do końca nie jest, to na pewno wkrótce będzie.

     Czasami ludzie w swoich najgorszych chwilach wcale nie potrzebują tysiąca zapewnień i obietnic, a jedynie parę ciepłych słów i uśmiechów, znanych spojrzeń i poczucia bezpieczeństwa.

     - I to mi się podoba – powiedział. – Idziemy? Siedzą tam razem już ponad dziesięć minut, nie możemy być pewni, że zaraz się nie pogryzą.

     Roześmiała się, czując łzy w oczach.

     - Ty idź. Zaraz przyjdę. Muszę zadzwonić.

     Kiwnął głowa i zostawił ją samą. Tak naprawdę wcale nie chciała z nikim rozmawiać – chciała zostać na chwilę sama. Przełknęła gorzkie łzy, nie pozwalając sobie na płacz i wyjęła telefon. Zauważyła, że dostała dwie wiadomości, o których nie wiedziała, bo gdy tylko zajechały pod dom, wyciszyła komórkę. Dwie wiadomości od osób, które napawały ją tak niebywałym poczuciem winy, że nagle zrobiło jej się przeraźliwie zimno.

Josh: gdzie była moja ulubiona dziewczyna?

Chloe: i jak żyjesz?

     Alison wiedziała, że była złym człowiekiem, w momencie, w którym wybrała osobę, której jako pierwszej odpisze.

Alison: u ulubionych dziadków ;)

     Odpowiedź dostała niemal natychmiast.

Josh: a kiedy od nich wróci?

Alison: niedługo, pewnie jutro

Josh: to długo :(

Alison: postaraj się zbytnio nie tęsknić

Josh: nie mogę obiecać

Alison: co w szkole?

Josh: nic specjalnego, stara reywood chciała zaciągnąć mnie do łóżka

Alison: bardzo śmieszne

Alison: przykro mi, ale cała szkoła wie, że stara reywood woli chase'a

Josh: braforda?

Alison: yep

Josh: wyjaśnij mi, o co chodzi z tym typem? czy on rzuca na dziewczyny jakiś urok, cokolwiek???

Alison: nie jesteś obiektywny, bo jesteś chłopakiem i nie widzisz jaki jest przystojny

Alison: a żałuj ha

     Nie odpisywał przez dłuższą chwilę, a Alison zaczęła martwić się, że czymś go uraziła. Wiedziała, że Josh nie lubił Chase'a, podobnie jak Chase nie lubił Josha. Obydwaj może i nie należeli do ludzi łatwo nawiązujących przyjaźnie, ale ich wzajemna niechęć podchodziła już pod nienawiść. Gdy Alison pytała o to Josha, ten zawsze jakoś ją zbywał. A robił to tak umiejętnie, że w końcu przestała pytać.

Josh: czyli wolałabyś chase'a braforda???

Alison: dupek

Josh: ;-) a jednak

Alison: idź spać, jesteś głupszy niż zapamiętałam

Josh: jasne, że nie wolałabyś

Josh: uwielbiasz mnie

Alison: dobranoc

Josh: ;-)

     Przez chwilę walczyła samą z sobą, aż wreszcie wyszła z konwersacji z Joshem i odpisała Chloe.

Alison: jest dobrze, zjadłam placki z jabłkiem mojej babci i świat jest różowy

Chloe: domyślam się, uwielbiam twoją babcię i jej placki z jabłkiem

Alison: :)

Alison: a co u ciebie?

Chloe: cóż, oprócz tego, że josh dzisiaj na mnie wpadł i popchnął mnie na chase'a braforda, to absolutnie nic

Chloe: W OGÓLE

Chloe: byłam ostatnio w bibliotece i przy tym samym stoliku siedział ze mną chase

Chloe: nie sądziłam, że można być takim dupkiem, przysięgam

Chloe: dlaczego wszyscy ładni chłopcy są dupkami ;((((Alison

Alison: spodobał ci się?

Chloe: nie

Alison: okej

Chloe: no nie, wiesz przecież

Alison: wiem

Chloe: pewnego dnia josh na mnie spojrzy i zrozumie, że jestem miłością jego życia, zobaczysz

     Alison Selliman już kolejny raz tego wieczoru poczuła łzy w oczach.


a/n  Alison! Sama jeszcze nie zdecydowałam co myślę o Alison, dlatego jeszcze bardziej zależy mi na Waszych opiniach - co do niej, jak i całości, którą jak dotąd opublikowałam. Alison jak na ten moment jest ostatnią bohaterką, którą poznacie, jeśli chodzi o perspektywy, choć został jeszcze jeden bohater (tak, to chłopak). Na jego rozdział będziecie musieli trochę poczekać, nawet sama jeszcze go nie napisałam, choć będzie kluczowy dla całego opowiadania.

Dziękuję za wszystko! Czekam na Wasze komentarze, trzymajcie się ciepło!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro