63 | Simon Atwood

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Simon pojechał do szpitala od razu po telefonie ojca Chase'a. Yates przez cały ten czas był razem z nim i Simon nie powiedział tego na głos, ale był mu niezmiernie wdzięczny. Nie był pewien, jak zachowałby się, gdyby był tam sam, co by zrobił. A tak Yates potrafił go uspokoić i przemówić mu do rozumu.

     Chase został przeniesiony do innego pokoju i przez szybę Simon zobaczył Andrew siedzącego przy jego łóżku. Rozmawiali, co już samo w sobie było dziwne. Po dłuższym zastanowieniu Simon doszedł jednak do wniosku, że może było to coś normalnego. Chase na pewno zdawał sobie sprawę z tego, co przeżył jego ojciec, z tego, jak się o niego martwił i nawet on nie potrafił odebrać mu tej chwili szczęścia wywołanej rozmową ze swoim synem. Gdy razem z Yatesem weszli do pokoju, Chase i Andrew spojrzeli w ich stronę.

     Wcześniej Simon uważał, że stęsknił się za Chasem. Ale gdy go zobaczył, dopiero do niego dotarło, jak za nim tęsknił, mimo że nie był to ten sam człowiek co wcześniej. Simon przyłapał się także na tym, że nie był przygotowany na jego powrót, właściwie nie wierzył, że on wróci. Ale wrócił.

     Yates wszedł głębiej, ale Simon zatrzymał się w progu i nie był w stanie się ruszyć. Patrzył tylko na Chase'a. Czuł, że odjęło mu oddech.

     - Podszedłbym do ciebie – powiedział Chase, a jego głos był znajomy i ciepły, był głosem najlepszego przyjaciela. – Ale nie mogę.

     Wskazał głową na unieruchomioną nogę w gipsie. Simon spojrzał w tamtym kierunku, a potem zaczął skupiać się na innych rzeczach: na licznych bandażach (szczególnie na tym przewiązanym wokół jego głowy), na kroplówce i na monitorze, ukazującym jego funkcje życiowe.

     - Zostawmy ich – powiedział Andrew i wstał.

     Yates kiwnął głową, ale zanim wyszedł, podszedł jeszcze do Chase'a.

     - Stary, nie rób tak nigdy więcej.

     Chase się uśmiechnął, ale to był zupełnie inny uśmiech niż zawsze. Simon nie potrafił opisać tej różnicy, nie potrafił wskazać na czym polegała, wiedział jedynie, że nastała. I Yates chyba też to zobaczył, ale nic nie powiedział.

     - Nie obiecuję – odparł Chase, a Yates się zaśmiał.

     Gdy wychodził z pokoju, poklepał Simona po ramieniu.

     - Bawcie się dobrze na swojej nocy poślubnej – dodał, zanim wyszedł.

     Zostali sami, a Simon wciąż stał w tym samym miejscu. Chase, otoczony białą pościelą wyglądał jak widmo. Był bardzo chudy, o wiele chudszy niż wcześniej, ale wciąż był Chasem i ta świadomość, świadomość, że to Chase nie pozwalała Simonowi się ruszyć. Marzył o tej chwili, chwili, w której wreszcie go zobaczy, a Chase będzie miał otwarte oczy. Ale gdy już się wydarzyła, zupełnie nie wiedział jak się zachować, jakby stał przed obcym człowiekiem.

     - Pamiętasz, jak na początku pierwszej klasy zagadał do nas Chaz, Carter i Matt? – spytał Simon, a Chase zmarszczył brwi. – Nie musisz pamiętać. Siedzieliśmy wtedy pod szkołą i do nas podeszli. Zaprosili nas na Doły. Pamiętam, że Chaz poprosił cię o notatki z angielskiego, bo nic nie zrozumiał, a ty odpowiedziałeś, że to był tylko Salinger. Nie znosiłem cię wtedy. Byłeś taki arogancki. I nie poszedłeś, a ja poszedłem.

     - Nie rozumiem o co ci chodzi.

     - Chodzi mi o to, że poszedłem. Wtedy na Doły, bez ciebie. A oni byli tacy obcy, zupełnie obcy. I to było straszne. Przepraszam, że tam poszedłem. 

     - To nie ma znaczenia. Przecież... - zaczął Chase, poprawiając się na łóżku. Simon zrobił krok do przodu i następny, i następny, aż znalazł się przy nim.

     - Przepraszam cię za wszystko. Nie mogłem wytrzymać – wyznał, siadając na krześle, bo czuł, że dłużej nie ustanie. – To było straszne. Ty w szpitalu, w śpiączce. I jeszcze Josh...

     Chase zmarszczył brwi. Simonowi nagle zaczęło walić serce.

     - Co z Joshem? – spytał spokojnie Chase. – Ojciec siedział ze mną dosłownie pięć minut, nie miałem czasu, żeby...

     Simon nie był w stanie wydusić z siebie słowa.

     - Nic nie pamiętam. Lekarz powiedział, że to minie, ale tak mnie to wkurwia. Nic nie pamiętam. Pamiętam tylko, że jechaliśmy tym samochodem, a Josh był pijany i kazałem jechać mu szybciej. Nic więcej.

     - Tak mi przykro, Chase.

     - Dlaczego?

     Chase przez chwilę wpatrywał się w niego, aż jego twarz się wykrzywiła, stała się dziwnie nieobecna i zrozpaczona, aż jego twarz rozmazała się zupełnie w oczach Simona i Simon nie mógł być dłużej pewien, że to naprawdę twarz Chase'a.

     Chase się zaśmiał i pokręcił głową.

     - Wszystko z nim okej, nie? Pewnie szkoda mu, że przeżyłem.

     - Chase...

     - Dlaczego nie chcesz mi powiedzieć? – spytał ostro, silnie, tak, że jego głos fizycznie się przed nimi zmaterializował i nabrał konturów. – Powiedz to na głos.

     - Przepraszam.

     Nagle do sali weszła pielęgniarka. Miała na sobie biały kitel i swoje czarne kręcone włosy związała w kucyka. Uśmiechnęła się do nich przyjaźnie i postawiła metalową tackę na szafeczce obok. Chase nie odrywał wzroku od Simona, ale on nie był w stanie spojrzeć mu w twarz.

     - Powiedz dobranoc swojemu koledze – powiedziała do Simona, podchodząc do kroplówki. – Chase musi odpoczywać.

     Chase pokręcił przecząco głową, gdy Simon wstawał, zupełnie jakby chciał go zatrzymać. Miał zmarszczone brwi i wyglądał, jakby zaraz miał się rozpłakać, Simon zobaczył nawet łzy w jego oczach, a ten widok go zmroził. Łamało mu się serce, gdy na niego patrzył. Nie minęła minuta, a jego powieki zaczęły powoli opadać.

     - Tak mi przykro, Chase.

     Gdy już wyszedł na korytarz, na krzesełku siedział ojciec Chase'a i Yates. Simon popatrzył na nich, skupiając swój wzrok na Andrew. Jego sylwetka zamazywała się przed nim, łzy piekły go w oczy.

     - On nie wiedział - wydusił z siebie. - Dlaczego nie powiedziałeś mi, że nie wiedział?

*

Chase wyszedł ze szpitala dwa tygodnie później.

     Gdy Simon wrócił do niego następnego dnia po przebudzeniu, Chase siedział na łóżku. Wyglądał normalnie, jak na kogoś, kto przeżył coś nie do przeżycia. Obok był jego ojciec, który nie odstępował go na krok. Simon ani razu nie słyszał, aby Chase kazał mu wyjść. Powiedział, że rozmawiał po pierwszej wizycie Simona z ojcem i on wyznał mu, co stało się z Joshem. Wczoraj wieczorem była także policja i złożył zeznania. Kierowca wyszedł ze szpitala parę tygodni temu i czuje się dobrze. Chase powiedział policji, że to była ich wina. To Josh zjechał na drugi pas.

     I to Simonowi nie pasowało. Dlaczego miałby zjeżdżać na drugi pas i się na nim zatrzymywać? Jaki to w ogóle miało sens? Nie miał jednak odwagi poruszyć tego tematu, jeszcze nie wtedy, gdy Chase wciąż leżał w szpitalu. Simon długo przy nim siedział i po prostu odrabiał lekcje lub się uczył, a potem robił coś na telefonie. Chase dużo spał, a gdy już nie spał, prawie w ogóle się nie odzywał. Simon nie wiedział jak może wytrzymywać w takiej ciszy, ale widocznie jej potrzebował.

     Gdy tylko go wypisali, nie było mowy, aby został w domu. Andrew chciał załatwić mu nauczanie indywidualne lub szkołę przez Internet, ale Chase się nie zgodził. W gruncie rzeczy Simon go nie rozumiał, bo on na pewno nie chciałby po czymś takim wracać do tych wszystkich ludzi. Ale może różnili się właśnie tą odwagą (lub ideowym honorem prowadzącym w przepaść).

     W szkole, gdy jeszcze Chase leżał w szpitalu, dużo ludzi podchodziło do Simona i pytało się o jego zdrowie. Był z tego powodu taki wściekły. Nie chciał z nimi o tym rozmawiać, to nie była ich sprawa, przecież nawet go nie lubili. Jedynymi osobami, z którymi mógł się z tym podzielić, byli Yates, Ivy (choć z nią nie rozmawiał na ten temat prawie w ogóle), Judie (z nią też właściwie nie rozmawiał) i Chloe. Simon uważnie ją obserwował, gdy przekazywał jej informacje o Chasie. Powiedziała mu, że pisała do niego parę razy na Messengerze, ale on ani razu jej nie odpisał, jedynie odczytał. Wyglądała przy tym wyjątkowo żałośnie i Simon pomyślał, że na to nie zasługiwała.

     Chase wrócił do szkoły w poniedziałek. Ze swoją nową fryzurą i nogą w gipsie robił niesamowity szum. Na pierwszej lekcji został wezwany do psychologa i wrócił od niego pięć minut później, cały spięty i wściekły. Usiadł w ławce przed Simonem, a gdy ten kopnął jego krzesło, by się obrócił, Chase jedynie bardziej się skulił. Wszyscy się od niego odsuwali. Wszyscy szeptali. Chase Braford był sławniejszy niż kiedykolwiek przedtem.

*

- Nie możesz palić.

     Chase posłał mu rozzłoszczone spojrzenie.

     - Mogę. Proszę. Wiesz jak dawno nie paliłem? – spytał, opierając kule o ławkę i sam na niej siadając. – Całą wieczność.

     - Nawet tyle nie żyjesz.

     Była środa i po skończonych lekcjach przyszli na Doły. Simon od razu wyjął papierosa i go zapalił, czując, jak się rozluźnia. Chase patrzył na niego spod półprzymkniętych powiek i wyglądał na pokonanego. Od paru minut próbował nakłonić Simona do dania mu papierosa, ale ten był nieugięty.

     - To była metafora – odparł Chase.

     - Niezbyt dobra.

     - Simon, błagam cię. Proszę.

     Simon spojrzał na Chase'a. Jego sylwetka wyrażała wyjątkową żałość, co ostatnio okazało się normą. Bolało go patrzenie na niego i przyłapywał się na tym, że w jego obecności starał się patrzeć na niego jak najmniej. Uważał to za swoją klęskę i nienawidził siebie za to.

     - Jednego bucha – powiedział, podając mu swojego papierosa. – Jednego.

     - Dwa.

     - Jednego.

     - Trzy.

     - Czy ty rozumiesz co ja mówię?

     Chase uśmiechnął się. Był to typowy uśmiech sprzed wypadku, ironiczny, spoufalający się, znajomy. Simon nie mógł uwierzyć w ten uśmiech. Nie widział go tyle czasu.

     Wziął od niego papierosa i się zaciągnął. Gdy Simon sięgnął ręką w jego stronę, Chase się odsunął i zaciągnął się jeszcze raz.

     - Oddaj to – warknął Simon i udało mu się odebrać swoją własność. – Jesteś jak pijawka.

     - Fajnie.

     - Chase?

     - No?

     Simon chwilę zastanawiał się, czy powinien to mówić, ale w końcu się na to zdecydował. Chase siedział zgarbiony, a bluza wisiała mu na ramionach. Patrzył pod nogi. Simon wpatrywał się w jego głowę, gdy mówił. Włosy, które mu odrastały, były o wiele ciemniejsze od blondu, do którego Simon się przyzwyczaił.

     - Opowiesz mi?

     Chase pokręcił przecząco głową, nie podnosząc wzroku. Simon poczuł niezwykłą urazę i od razu zaczął podejrzewać, że może przez tamtą kłótnię Chase już mu nie ufa. Ale przecież się pogodzili, przecież wszystko było jak dawniej. (Prawie.) Przecież był jego najlepszym przyjacielem.

     A potem Chase zaczął mówić. Miał przytłumiony głos.

     - Wsiadłem do tego samochodu, nie wiem czemu. Czułem się beznadziejnie, więc wsiadłem, a Josh wyglądał beznadziejnie. Był pijany. A ja kazałem mu jechać. To jest moja wina.

      - To nie jest twoja wina.

     Chase się zaśmiał.

     - On by tego nie zrobił. Nie pojechałby.

     - Jak to? O czym ty mówisz?

     - Kazałem jechać mu szybciej. Cały czas. Tak waliło mi serce.

      Zamilkł. Simon rzucił papierosa i zdeptał go, siadając obok Chase'a.

     - Nie możesz obwiniać się za coś, co zrobił Josh. To prawda, że zjechał na drugi pas?

     Chase gwałtownie odwrócił się w stronę Simona i z tak bliska Simon zobaczył jakie miał żywe i wzburzone oczy. Odkąd się obudził, nie widział go jeszcze takiego ożywionego, jakby to pytanie wepchnęło oddech w jego płuca.

     - Tak. Zjechał. Ale nie wiem dlaczego. Może przez przypadek.

     Simon mimo to czuł, że Chase nie mówił mu prawdy. Jednak się o to nie dopytywał, bo widział ile siły i bólu kosztowało Chase'a rozmawianie o tej sprawie, a poza tym sam nie był pewien, czy chce poznać właściwą odpowiedź. Wszystko wydawało mu się najgorszym koszmarem i mimo że w tej rzeczywistości przeżywali już drugi miesiąc, wciąż nie do końca potrafił w to uwierzyć. To niewyobrażalne, gdy ktoś z twojego bliskiego otoczenia przestaje istnieć. Cały czas czekasz, aż go gdzieś zobaczysz, czekasz i czekasz, zastanawiając się kogo ci brakuje, aż nagle coś w twoim umyśle zaskakuje i myślisz: och. Chryste.

     - Przepraszam – powiedział Chase, a Simon dopiero po chwili zorientował się, że coś powiedział. Zmarszczył brwi.

     - Co?

     - Przepraszam za to, co wtedy powiedziałem. To twój ojciec jest skończonym debilem, a Judie nie jest lepsza, nie widząc, że kocha ją ktoś taki jak ty. Zasługujesz na wszystko co najlepsze. I przepraszam, że byłem takim złym przyjacielem.

     - O czym ty mówisz?

     - Przestań. Wiem, że jestem okropny. Jestem okropny. Ale ty wytrzymywałeś tyle czasu... wydaje mi się, że podświadomie nie wierzyłem, że wytrzymasz wieczność, więc musiałem cię wykończyć. Przepraszam.

      Z jednej strony wszystko było w Chasie takiej jak dawniej, ale z drugiej strony wszystko było inne. Niby się uśmiechał i żartował, widać w nim było starego Chase'a, ale stał się jeszcze bardziej cichy i zamknięty, mniej mówił, spędzali całe przerwy bez wymiany zdań. Na lekcjach siedział pochylony nad zeszytem i zamalowywał całe kartki czarnym długopisem, najpierw co jedną kratkę, a potem uzupełniając te, które pozostały. Rozmawiał tylko z Simonem i Yatesem, co było normalne, ale przed wypadkiem witał się też z innymi ludźmi, a teraz omijał ich na korytarzu. I nie mógł palić papierosów, przez co był nerwowy. I przeżywał śmierć Josha, jakby sam umarł.

      Simon o tym wiedział. I wiedział także, że niektórzy ludzie na niego patrzyli i oczekiwali, że będzie obnosił się ze swoją rozpaczą i żałobą, że będzie padał na kolana i walił o ziemię. Ale Chase nie był typem człowieka, który uzewnętrzniał się w wymowny sposób ze swoimi uczuciami, a Simon znał go na tyle dobrze, że potrafił powiedzieć i bez tego jak bardzo to na Chase'a wpłynęło, jak bardzo go poharatało, zgniotło. Simon widział, jak Chase się wykrwawiał.

     - Rozmawiałeś z ojcem?

     - Próbował, ale nie jestem gotowy. Wyśle mnie do psychologa. Wiem o tym.

     - Może go potrzebujesz – powiedział Simon, zanim zdążył się powstrzymać. Nie miał jednak wyrzutów sumienia, bo Chase potrzebował pomocy specjalisty, potrzebował kogoś, kto usiądzie i wysłucha jego słów, a jeśli nie słów, to po prostu oddechów. Wolał jednak nie wiedzieć co Chase by mu na to odpowiedział, dlatego zmienił temat. – Chloe się o ciebie martwiła.

     Chase niespokojnie się poruszył.

     - O Josha też. O wszystkich się martwi, bo jest taką osobą. Ma dobre serce.

     Simon się zaśmiał i pokręcił głową.

     - Zależy jej na tobie. Lubi cię.

     - Nie lubi.

     - Nie możesz być aż tak głupi – warknął Simon, naprawdę się denerwując. Wstał i stanął przed Chasem, zmuszając go do patrzenia na siebie. – Miałeś wypadek. Rozmawiałem z nią i wyglądała na zdruzgotaną. A potem wracasz z umarłych i obok niej przechodzisz, jakby była powietrzem. Nie jesteś aż takim dupkiem.

     Chase zagryzł wargi.

     - Nie masz pojęcia o czym mówisz – dodał od siebie. Spojrzał za Simona, a potem wziął z ziemi plecak, założył go na ramiona i stanął na nogach przy pomocy kul. – Ty pogadaj ze swoją dziewczyną, a ja, może, pogadam z moją.

     Simon zmarszczył brwi i w tej samej chwili, w której Chase ruszył do przodu, stanęła przy nim Judie. Oto była. Zbyt blisko, aby uciec.

      Simonowi zaparło dech w piersi. Tak długo unikał z nią kontaktu, tak długo nie odpisywał na jej wiadomości, nie odbierał telefonów, szedł w drugą stronę, gdy widział ją na korytarzu, że teraz miał wrażenie, jakby widział ją pierwszy raz po całych latach rozłąki.

     Miała łzy w oczach. Simonowi zdawało się, że zadziałało to mechanicznie – zobaczyła go i od razu chciała płakać.

     Simon nie mógł zapomnieć, że Judie była świetną aktorką. Nie chciał wtedy o tym myśleć, ale tyle razy widział ją płaczącą na scenie, tyle razy widział jak pozorowała ból, radość, smutek, że teraz te uczucia na jej twarzy wydały mu się sztuczne i teatralne, jakby przed oczami wyświetlił mu się barok w pigułce.

     - Musimy porozmawiać – powiedziała.

     Simon próbował normalnie oddychać. Wzruszył ramionami, aby wyglądać nonszalancko, choć serce mu drżało. Już sięgnął do kieszeni po papierosy, gdy Judie przerwała mu ostrym głosem:

     - Pójdę sobie, jeśli zapalisz. Wiesz dobrze, że ich nienawidzę.

     Chwilę mierzyli się wzrokiem, aż Simon opuścił dłoń. Usiadł na ławce, robiąc wszystko, aby zamaskować tak wyraźną niepewność. Akurat Chase zniknął w lesie.

     - Zachowałeś się jak ostatni dupek.

     Podniósł na nią wzrok. Czuł się, jakby uderzyła go w twarz.

     - Słucham?

     - Mówisz mi coś takiego, a potem tak po prostu znikasz?

     - A co innego miałem zrobić?

     - Może poczekać i posłuchać co ja mam ci do powiedzenia?

     Simon powoli się denerwował. Zacisnął dłonie w pięści i je rozluźnił. Nie był przygotowany na tak mocny atak z jej strony.

      - Ale ja wiem co byś mi powiedziała – odparł, uśmiechając się. – Powiedziałabyś: kocham Chaza. Albo: tak mi przykro, Simon. A ja i bez tego wiem, że kochasz Chaza i wiem, że jest ci przykro. Wiem.

     Pokręciła zrezygnowana głową. Miała na sobie dżinsy i czarną bluzę. Uosabiała żałobę. Uosabiała też jego miłość.

     Nagle Judie zrobiła coś, o co by jej nie podejrzewał. Zrobiła krok w jego stronę i usiadła na miejscu obok niego. Simon nie spojrzał w jej stronę, ale i bez tego był pewien, że wyglądała na zrozpaczoną i nie wiedziała co powinna zrobić. Ale kto by w takiej sytuacji wiedział? Simon próbował wymyślić dobry plan od tak długiego czasu, a i tak na nic nie wpadł. Judie nie mogła zajść w tym całym śledztwie dalej.

     - Wiesz, że kocham Chaza – szepnęła cicho, tak cicho, że Simon w pierwszej chwili nie był pewien, czy to powiedziała.

     Odwrócił się w jej kierunku.

     - Wiem, Judie. Jest dobrze. Życzę wam jak najlepiej. I cieszę się, że się pogodziliście. To najważniejsze. Nie przejmuj się mną.

     - Jak możesz tak mówić? Jesteś moim najlepszym przyjacielem.

     Simon uśmiechnął się, próbując ją pocieszyć.

     - Ale Chaz jest... wiesz. Kochasz Chaza.

     - Naprawdę nie rozumiesz? – To pytanie sprawiło, że Simon nieznacznie się cofnął. – Jak mogę dalej być z Chazem, gdy wiem, że cię krzywdę? Nie pomyślałeś o tym?

     Simon nie był w stanie pojąć tych słów. Uważał to za naturalną kolej rzeczy – to, że Judie jest z kimś innym, a on jest obok. Tak było odkąd pamiętał i tak było dobrze, bo Judie była szczęśliwa. Simon nie musiał być szczęśliwy, nie w ten sposób, czułby się nawet dziwnie, gdyby Judie odwzajemniała jego uczucia. I zrozumiał to wtedy, gdy siedziała obok niego i wyglądała jakby w jej nerwach rozbrzmiała burza. Nie wiedział jednak jak jej to powiedzieć, jak jej to wytłumaczyć. Nie zrozumiałaby. Nikt by nie zrozumiał.

     - Tu naprawdę nie chodzi o mnie – dodał tylko.

     - Tu chodzi tylko o ciebie.

     - Nie powinienem był ci tego mówić.

     - Słucham? Nie mogę uwierzyć, że byłam taka głupia i tego nie zauważyłam. Byłam totalną idiotką. I ty teraz mi mówisz, że nie powinnam wiedzieć? To też moja sprawa.

      Wstała. Była zarumieniona i ożywiona w niepokojący sposób. Simon także wstał.

     - Jesteśmy dorośli. Załatwmy to w dorosły sposób.

     Simon zmarszczył brwi i nie mógł powstrzymać śmiechu. ,,W dorosły sposób", co to w ogóle miało znaczyć? Jego ojciec też załatwiał to ,,w dorosły sposób", gdy zdecydował zostawić jego mamę na pastwę losu?

     - Pieprzę dorosłe sposoby. Judie, czy ty siebie słyszysz? Zabrzmiało to, jakbyś mogła wyrwać mi serce, albo zrobić cokolwiek, żebym przestał cię kochać. Nie można tak. To nie jest dorosłe, a nieludzkie.

     - Ja próbuję tylko... - urwała, próbując się uspokoić. To wciąż jest Judie, próbował przekonać się Simon, ale jakaś zniekształcona. Nie taka jak zawsze. Może po prostu była to Judie, która znała jego sekret. – Próbuję to naprawić.

     - O, Boże. Ty chyba siebie nie słyszysz.

     - Czego ode mnie chcesz, co?! – krzyknęła i od razu rozejrzała się, sprawdzając, czy nikt na nich nie patrzy. Byli sami. Simon patrzył na nią z niedowierzaniem. – Co mam zrobić?!

     Podszedł do niej szybko i złapał ją za ramiona, zmuszając, aby popatrzyła w jego stronę i skupiła wzrok na jego oczach. Szybko oddychała i łza spłynęła jej po policzku.

     - To po prostu za dużo – wytłumaczyła się. – Tak cię przepraszam.

     - Po prostu idź porozmawiać z Chazem – doradził jej i odsunął się. Podniósł z ziemi plecak. – Powiedz mu. Zrób cokolwiek. Zrób wszystko, aby poczuć się rozgrzeszoną, ale, błagam cię, nie załatwiaj tego w dorosły sposób.


a/n Cześć wszystkim. Nowa rzeczywistość, w której Chase wrócił do żywych. Zobaczymy jak będzie mu szło w tym nowym świecie.

I szybkie pytanko: czym jest dla Was czytanie?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro