76 | Chase Braford

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

a/n Kochani, zanim przeczytacie ten ostatni rozdział: musiałam skończyć to opowiadanie Chasem. I bardzo chciałabym, aby ta książka nie była jedną z tych książek z naprawdę beznadziejnymi zakończeniami, ale nie mogę tego obiecać, bo to zakończenie jest bardzo postrzępione w mojej głowie. I czytajcie po kolei. Nie przewijajcie do końca.

I dziękuję Wam z całego serca. To dzięki Wam tak długo wytrzymałam z moimi myślami. Jesteśmy młodzi. Warto być odważnym. Kocham Was!!!




Chase właściwie nie wiedział dlaczego to zrobił.

     Gdy tylko obudził się w środę, w dzień kolejnej rocznicy śmierci swojej mamy, pierwszym co zrobił, było wejście na Facebooka. Wpisał w wyszukiwarkę: Gabe i kliknął w Gabe'a Bakera, pierwszą pozycję, którą wyszukało. To musiał być on. Mieli parunastu wspólnych znajomych, w tym Cartera i Matta. Przez chwilę Chase po prostu przeglądał jego profil, aż w końcu zdecydował się do niego napisać.

Chase Braford: cześć, pamiętasz mnie? Chodziliśmy razem do szkoły w lambertville

Chase Braford: mam sprawę

     Gabe był aktywny piętnaście minut temu. Chase zjadł płatki na mleku, a potem przebrał się w czyste ubrania i wziął plecak ze swojego pokoju. Gdy był w połowie drogi do szkoły, Gabe mu odpisał.

Gabe Baker: pewnie, co jest?

     Chase przystanął na chwilę, zastanawiając się po co właściwie do niego napisał. Prawda była taka, że nie był w stanie przestać o nim myśleć od czasu rozmowy z Alison na Dołach. Dopiero jej pytanie przypomniało mu o Gabie, o którym z takim strachem mówił Josh i o którego tak wypytywał. Wciąż nie był w stanie przypomnieć sobie o co mu chodziło, ale miał zamiar dowiedzieć się, czemu Josh nienawidził go przez tyle lat. A, najwidoczniej, Gabe był jedyną osobą, która mogła znać powód.

Chase Braford: piszę w sprawie Josha

Chase Braford: nie wiem czy słyszałeś, ale miał wypadek i nie udało mu się z niego wyjść cało

     Odczytał wiadomości i cały czas był aktywny w ich konwersacji. Chase nie był pewien ile czasu stał w miejscu, czekając, aż Gabe mu odpisze, a czekając na odpowiedź, spodziewał się jej wielu wersji, ale na pewno nie:

Gabe Baker: nie mam pojęcia o jakiego Josha ci chodzi

Chase Braford: Josh Grinson?

Chase Braford: na pewno go kojarzysz

Chase Braford: chwila, czy nie chodziliśmy razem na angielski w pierwszej klasie?

     Lekcje zaczynały się za pięć minut, ale Chase jakoś nie mógł zmusić się do ruszenia z miejsca. Cierpliwie (!) czekał na odpowiedź Gabe'a, mijały całe lata świetlne, aż napisał:

Gabe Baker: a tak, już go kojarzę

Gabe Baker: a czemu do mnie napisałeś?

Gabe Baker: mówił ci coś o mnie?

     Chase zablokował telefon i przez chwilę patrzył przed siebie na pustą drogę. Poczuł coś dziwnego w środku na myśl o tym chłopaku oraz o tym, co mówił Josh. Nagle ostatnią rzeczą jakiej pragnął, było pytanie Gabe'a o sprawy Josha – Gabe'a, to znaczy człowieka, który nawet go nie pamiętał (lub tylko udawał).

     Nagle rozdzwoniła się jego komórka. Spojrzał zaskoczony na ekran: Chloe. Schował telefon do kieszeni kurtki, którą na sobie miał, odwrócił się w przeciwną stronę i zaczął iść przed siebie. W liceum zadzwonił dzwonek na pierwszą lekcję.

*

Chase bardzo się starał.

     Nie wychodził z kuchni, gdy tylko ojciec się tam pojawił, starał się odzywać do niego czymś więcej niż jednym zdaniem, gdy mijali się w korytarzu, ostatnio obejrzeli nawet razem mecz w telewizji. Siedzenie obok niego, jakby nic się nie stało, było jednak zbyt dziwne, trochę nie na miejscu. Andrew ani razu nie wspomniał o ich ostatniej poważnej rozmowie, a Chase tym bardziej nie miał zamiaru tego robić. Więc zostało pomiędzy nimi coś dziwnego i głębokiego, poszarpanego na krawędziach. Chase nie mógł doczekać się wyjazdu na studia, ucieczki z Lambertville, ucieczki od Chase'a, którym tu był i którym musiał być dla innych ludzi.

     Niczego tak nie pragnął jak bycia z Chloe. Uświadomił to sobie, gdy zaczął ją od siebie odrzucać – ta myśl pojawiała się w jego głowie stopniowo, jakby rosła i rosła. Nic nie było dla niego tak ważne. Jednak to wszechogarniające uczucie przynależności dusiło go w pewien sposób, a do tego, Chase miał wrażenie, że sama jego obecność dusiła ją. Nie mógł w stanie nie myśleć przy niej o Joshu, o tym, co kiedyś (o ile nie wciąż) do niego czuła, nie potrafił pozbyć się z głowy tych okropnych myśli, które wciąż i wciąż, na nowo i na nowo powtarzały, że nikt nigdy nie pokocha go dla niego samego, a na pewno nie Chloe. Chloe, która miała najcieplejsze dłonie na świecie, która (jako jedyna na świecie) całkowicie wierzyła w jego słowa, która zdawała się (jako jedyna na świecie) widzieć w nim coś, czego nikt inny dotychczas nie zauważał, jakby nie był tylko jednowymiarowy.

     Ostatnio, gdy razem z Simonem siedział w jego pokoju, miał wrażenie, że czas się zatrzymał. Lata zwolniły. Miesiące się wydłużyły. Dni go oplotły i pozwoliły mu przy sobie trwać.

     I poczuł się staro jak jeszcze nigdy przedtem. Poczuł, jak młodość – a raczej idee, różne wyobrażenia o młodości – uciekają mu pomiędzy palcami, jak marnuje wszystkie szanse, jedna po drugiej, na bycie odważnym, na bycie sprawiedliwym, na bycie godnym uwagi. Miał wrażenie, że skóra spływa z jego kości, wylewa się w kałuży na ziemię.

     To stało się bardzo szybko.

     A potem otworzył oczy i Simon wciąż siedział obok niego. Zaśmiał się akurat i wskazał na telefon, który oparli o poduszkę i na którym oglądali odcinek serialu, którego Chase za nic w świecie nie mógł sobie przypomnieć. Simon coś powiedział, a Chase na niego patrzył.

     Chase Braford zawsze był poza. Nieważne, czy z najlepszym przyjacielem, czy z dziewczyną, w której był zakochany, czy przy siostrze, która miała tak ciepłe oczy jak jego zmarła mama. Chase Braford zawsze był poza.

*

Rzecz w tym, że Chase Braford tak naprawdę pamiętał kiedy zrobił to pierwszy raz.

     To było już po śmierci jego mamy, choć nie był pewien ile czasu minęło. Przesypiał całe noce, co okazywało się absurdalne z częstotliwością i mocą koszmarów, które mu się śniły. Najczęściej do jego domu włamywali się ludzie i próbowali go zabić, a on nie miał gdzie przed nimi uciec. Najgorsze w tych snach było to, że wiedział, że to sen, ale i tak nie był w stanie pozbyć się tego chorobliwego strachu obejmującego całe jego ciało.

     I obudził się pewnej nocy, cały mokry. Przez chwilę nie mógł się ruszyć, leżał prosto, z zamkniętymi oczami, oddychając, czuwając, sprawdzając, czy ktoś obok niego nie siedzi. I w końcu wstał, a nogi pokierowały go w stronę sypialni rodziców. Otworzył drzwi i zobaczył swojego ojca, potem spojrzał na miejsce obok i pomyślał: gdzie jest mama? Aż w końcu go olśniło.

     Poszedł do łazienki. Przemył twarz zimną wodą, pozwalając, aby krople ściekły mu po szyi i zmoczyły koszulkę. Ciężko oddychał, jakby nie mógł złapać oddechu po długim biegu. Zsunął się plecami po wysokiej szafce i usiadł na zimnych kafelkach, czując za sobą zimną szafkę. Siedział tak tylko i patrzył w przestrzeń - następną rzeczą, którą pamiętał, było to jak wstał i zaczął szukać w szufladach rzeczy, która jeszcze nie do końca uformowała się w jego podświadomości, lecz gdy już ją znalazł, wydała się pełna i bardzo wyraźna. I pamiętał żyletki w jednej dłoni i zapałki w drugiej, pamiętał ciężar podejmowanej decyzji (żyletki czy zapałki?), ale nie pamiętał za to samej czynności (wybrał żyletki), samego bólu i jego własnej reakcji.

     To o tym myślał, gdy szedł na umówione spotkanie z Chloe na Dołach. Jutro miał wyjeżdżać, aby urządzić się jakoś w akademiku przed rozpoczęciem studiów, choć jakoś nie mógł wyobrazić sobie godzin spędzonych na uczelni i samej nauki. Cały czas przetwarzał w myślach rozmowę z Simonem, w której Simon w końcu przyznał się, że nie składał papierów na żaden uniwersytet, równocześnie przygotowując się na rozmowę, którą dopiero co miał przeprowadzić.

    Już na niego czekała. Zresztą – zawsze na niego czekała. Była punktualna, a on się spóźniał.

     Zobaczyła go, dopiero gdy do niej podszedł. Miała na sobie cienkie czarne rajstopy, dżinsową spódnicę i białą koszulę z kołnierzykiem na krótki rękaw. Od razu zwrócił uwagę na jej niepomalowane usta i od razu pomyślał: nie zrobię tego, nie dam rady, to zbyt trudne, a potem przypomniał sobie, że będą rozdzieleni przez setki kilometrów, nie będą widywali się całymi tygodniami i nie będą w stanie tak żyć – przynajmniej on nie będzie. Chase z każdym dniem przekonywał się coraz bardziej (choć tego nienawidził) jak bardzo potrzebował bezpośredniego kontaktu z człowiekiem, tylko żeby nie zwariować. Nie potrafił wyobrazić sobie bycia z Chloe, tak naprawdę z nią nie będąc. To byłaby katastrofa – i to nie tylko dlatego. Bo Chase wiedział jakby się to wszystko skończyło, bo Chase nie wierzył w szczęśliwe zakończenia.

     - Cześć – powiedział.

     Podniosła głowę i zamknęła książkę, którą czytała, wkładając ją do torby.

     - Cześć – uśmiechnęła się i wstała, żeby pocałować go w policzek. O mało co się nie odsunął. – Jest dzisiaj tak pięknie. Lato. Czuję lato.

     - Moglibyśmy przejść dalej? – spytał, wskazując głową w stronę lasu. – Musimy o czymś porozmawiać.

     Chloe rozejrzała się po Dołach i kiwnęła głową.

     - Jasne. Coś się stało?

     Nie odpowiedział. Przepuścił ją przed sobą i szedł, zanim nie zatrzymała się na mostku i nie odwróciła się w jego stronę zniecierpliwiona.

     - Chase. Nie bądź taki pochmurny. Świeci słońce. Nie możesz być pochmurny – powiedziała, podchodząc do niego bliżej i zakładając ręce na jego szyję.

     - Chloe – poprosił, mając trudność z wymówieniem tego imienia. – Naprawdę musimy porozmawiać. Wiesz o tym. Wyjeżdżam jutro.

     Odsunęła się od niego szybciej niż się tego spodziewał. Założyła włosy za ucho i spuściła głowę, ale po chwili znowu patrzyła mu w twarz.

     - Dlatego nie możemy być smutni. Musimy wykorzystać ten dzień.

     - Chloe. Nie słuchasz mnie.

     - Słucham – jęknęła i przetarła oczy. – Chciałam po prostu, aby było miło. Abyśmy cieszyli się sobą ten ostatni dzień.

     - Dlaczego nie pomalowałaś dzisiaj ust? – spytał Chase, nie mogąc się powstrzymać.

     - Teraz ty mnie nie słuchasz.

     - Pytam poważnie.

     - Zniszczyłam szminkę – odpowiedziała. – A to była moja ulubiona.

     - Naprawdę musimy porozmawiać.

     - Chase – roześmiała się Chloe i przyłożyła dłoń do jego policzka. – Po prostu to powiedz.

     - Po prostu?

     - Tak.

     Nie mogę. Nie mogę powiedzieć tego po prostu. Jak możesz na mnie patrzeć? Mam zamiar powiedzieć ci tyle okropnych rzeczy, z których większość jest prawdą, przynajmniej w mojej głowie, a ty tak na mnie patrzysz. Rozstrajasz mnie. Wokół mnie jest lato, a w środku czuję jak zamarzam. Nie patrz na mnie nigdy więcej.

     - Chase. Naprawdę zaczynam się denerwować – westchnęła i zmarszczyła brwi.

     - Masz rację. Po prostu to powiem – wydusił z siebie w końcu. – To koniec. Między nami.

     Otworzyła szerzej oczy i Chase czuł, że powinien odwrócić wzrok, ale nie mógł, NIE BYŁ W STANIE PRZESTAĆ patrzeć jej w oczy. Miała dziwny wyraz twarzy, wykrzywiony w czyste zdziwienie, jakby spodziewała się po nim czegoś zupełnie innego.

     - Co ty powiedziałeś? – spytała. – Wiem, Chase, że będzie ciężko, ale poradzimy sobie, prawda? Będziemy się odwiedzać i dzwonić, rozmawiać przez FaceTime i...

     To go rozbawiło. To było zimne rozbawienie. Poczuł ten uśmiech na swoich ustach zanim zdążył o nim chociażby pomyśleć.

     - Nie będziemy rozmawiać przez FaceTime, Chloe. Żartujesz sobie?

      - Nie możesz zrywać ze mną tylko dlatego, że będziemy mieszkać w innych stanach. Jesteśmy dorośli, Chase. Dorośli ludzie radzą sobie z takimi rzeczami.

     Kocham cię, pomyślał Chase. Jesteś taka mądra i piękna, i odważna, i lojalna, i bystra, i jesteś zupełnym przeciwieństwem mnie. Muszę to zrobić, bo nigdy ci nie dorównam, a jedynie zrównam cię do mojego poziomu.

     - Nie o to chodzi – zaprzeczył. Naprawdę w to wierzył. – Nie pasujemy do siebie. Jesteśmy zupełnie różni.

     Chloe przyłożyła dłoń do czoła i odwróciła się od niego.

     - Chryste. Niedobrze mi.

     Uklękła przodem do barierek i objęła dłońmi pręty. Siedziała tak chwilę i Chase chciał jedynie ją przeprosić i dotknąć, i powiedzieć, że, to prawda, są dorośli i że poradzą sobie z czymś takim. Ale przecież nie chodziło tylko o to. Chase musiał nieustannie to sobie przypominać, bo gdy na nią patrzył, zupełnie zapominał dlaczego nie powinien z nią być.

     Chase był autodestrukcyjny. Chase był destrukcyjny dla wszystkich ludzi, szczególnie dla najbliższych. A Chloe była wrażliwa, i podatna, i przywiązana, i bał się co może z nią zrobić, nawet jeśli nie będzie chciał jej skrzywdzić. Przecież widział co się z nią działo przez ostatnie miesiące, jaka była zestresowana jego postawą, tym, że przestał chodzić do psychologa, jak przejmowała się jego ojcem. Miała dosyć swoich problemów, nie potrzebowała kolejnych.

     - Chloe – powiedział. – Wszystko dobrze?

     Wstała powoli. Miała czerwone oczy, gdy na niego spojrzała.

     - Zawsze wiedziałam, że to się stanie, ale jakimś cudem jestem zaskoczona – odparła tylko.

     Żadnego proszenia. Żadnego błagania. Żadnego wyznania. Koniec. Bardzo ostateczny.

     Nie chciał jeszcze odchodzić, ale czuł, że jeśli postoi tam choć sekundę dłużej, tym razem on uklęknie (przed nią).

     Cofnął się o krok.

     - Zasługujesz na coś więcej.

     - Idź już – powiedziała, odwracając się od niego, aby nie widział jak się popłakała. – Po prostu idź.

     Emily Drower. Wtedy, pod koniec wakacji zeszłego roku. Powiedział jej to samo, a ona poprosiła, aby to powtórzył. Dlaczego Chloe nie poprosiła, aby powtórzył?

     Odwrócił się. I zaczął iść przed siebie.

     I nagle przeniósł się myślami do paru dni wstecz, gdy siedział z Simonem w jego pokoju, i gdy oglądali odcinek na telefonie, i gdy nagle jego myśli po prostu się zatrzymały. Tak jak wtedy, teraz jego myśli zaczęły się za

ci

                  nać

             I doszło w nich do jakie goś                               zwar

                                                                                      cia

I

            to trwało

                                sekund

         ę

Chase

             Braford

Po                                          czuł



(wewnętrzną granicę. i zrobił krok naprzód.)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro