11. Moda na sukces cz.2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

– To jest jeden, wielki, pierdolony zamek! – powiedziała Megan, gdy obie w piątkowe popołudnie stały pod domem rodziny Maris.

Loren nie mogła się nie zgodzić. Tu dominował taki przepych, że aż przytłaczał. Nie dość że ich dom był pięć razy większy od jej mieszkania, to mogła się założyć, że wazon na kwiaty stojący w kuchni jest więcej wart niż trzy wypłaty jej ojca.

Podeszły do frontowych drzwi i zadzwoniły dzwonkiem. Gdy czekały na otwarcie, Loren spojrzała na żwirowy podjazd, na którym stał samochód Jonah. To nim zawiózł ją do domu, po tym jak ją zaatakowano. Na to wspomnienie zrobiło się jej nie dobrze. Potrząsnęła głową, chcąc o tym nie myśleć.

– Super, że już jesteście – w progu ukazała się Victoria.

Przyjaciółki weszły do środka i zdjęły obuwie.

– Chcecie coś do picia? – zapytała.

Jako że było dziś dość gorąco, więc dziewczynom zaschło trochę w gardle.

– Tak, chętnie – odrzekła Loren.

– Dobra, to poczekajcie w salonie.

Blondynka weszła do kuchni, a w zamian wyszedł z niej Jonah, trzymając czteropak piwa.

– O Loren, cześć. Co wy tu robicie?

– Pomagamy Victorii w pokazie.

Jonah nie spodobała się ta wiadomość, ale nic nie powiedział.

– Spoko, chodźcie, poznacie moich kumpli.

Skierowali się do salonu, gdzie siedzieli Corbyn i Daniel. Dziewczyny już wcześniej ich widzieli, ale nie poznali się osobiście. Podali sobie ręce. Dziewczyny były lekko zestresowane, ale miały tak zawsze, gdy poznają kogoś nowego.

– Ej, to ty wylałaś sok na głowę Kerii – powiedział Corbyn do Megan. – To było epickie.

– Eee... dzięki – odpowiedziała, mając nadzieję, że chłopak nie będzie ciągnął tematu.

– Wiesz, też nie lubię tych dziewczyn, więc coś nas łączy – objął Dixon ramieniem.

– Jedyne co nas łączy to dystans między nami – wzięła jego rękę i zdjęła ją z siebie i usiadła na stojącym obok fotelu.

Jonah i Daniel zaczęli się śmiać z przyjaciela, że został spławiony.

– Śmiejcie się, śmiejcie. Ja będę śmiać się ostatni.

– Nie gadaj tylko graj – powiedział Daniel i rzucił mu pada od PlayStation.

Loren i Megan przez chwilę patrzały jak chłopcy grają, do puki nie wróciła Victoria z mrożoną kawą dla nich.

– Dziękuję – powiedziała Loren.

– Victoria, możemy porozmawiać? – zapytał Jonah.

– Jasne.

Wyszli do przedpokoju.

– Wiem, że chcesz uratować pokaz mamy – zaczął mówić przyciszonym głosem – ale wciąganie w to Loren to nie jest dobry pomysł. Przecież wiesz, co ją spotkało, a ten pokaz... to może być dla niej za dużo.

Blondynka zmarszczyła brwi. Nie pomyślała o tym w ten sposób. I dziwne, że jej brat o nią się tak troszczy.

– Masz rację. Raczej ona nie zrezygnuje, ale zapytam ją, czy da radę.

Jonah kiwnął głowa i wrócili do salonu.

– Dziewczyny, chodźcie do pokoju.

Parker i Dixon zerwały się z siedzeń i poszły za blondynką na górę. Mina im rzedła, gdy zobaczyły Nicole i jej przyjaciółeczki. One też nie były zadowolone na ich widok.

– Wiem, że macie ze sobą na pieńku – zaczęła Victoria – ale wszyscy zmierzamy do samego celu, więc błagam, nie pozabijajcie się.

– Możemy pójść na taki układ – rzekła z wyższością Nicole.

– My również – odrzekła Megan. Szatynka nie lubi Maris, ale od niej bardziej nienawidzi Nicole.

Do pokoju weszła jakaś dziewczyna. Wysoka blondynka z szarymi oczami, ubrana w modne ciuchy. Była bardzo ładna. Wyglądała na trochę starszą od nich, ale idealnie pasowałaby do elity Marley High School. Do złudzenia przypominała Victorię.

– Dziewczyny, poznajcie Octavię, moją kuzynkę.

,,Kuzynka?" – pomyślała Loren. – ,,To tłumaczy ich duże podobieństwo."

Po krótkiej rozmowie zapoznawczej, cała siódemka przystąpiła do nauki ,,Jak zostać modelką w jeden dnień?"

Jako że Victoria często bywała na pokazach mody i przyglądała się modelkom, miała podstawową wiedzę.

– Pierwszą ważną rzeczą jest to, że na wybiegu idziecie przed siebie i na nikogo nie patrzycie i macie kamienną twarz bez emocji. Jeśli będziecie iść po wybiegu, pamiętajcie, że ręce też się poruszają. Kroki stawia się lekko je krzyżując, w tedy biodra fajnie się kołyszą.

– A co jeśli się potkniemy albo przewrócimy? – zapytała Kerii.

– Najlepiej żeby obyło się bez upadków. Ale jeśli takowy się zdarzy, to nie trzeba się przejmować, trzeba zacisnąć zęby i iść dalej. Kto chce spróbować swoich sił.

Nikt się nie zgłosił.

– Octavia?

– Chcesz, żebym zbłaźniła się przed twoimi znajomymi?

– Spokojnie, kochanieńka, to nie ty tu jesteś błaznem – powiedziała złośliwi Nicole, patrząc na Loren.

– Ej Nicole, popatrz. – Megan zwróciła jej uwagę. Szatynka schowała rękę do kieszeni, a następnie wyjęła ją, pokazując dziewczynie środkowy palec.

Loren prychnęła pod nosem, a Nicole zmrużyła oczy ze złości.

Victoria przerwała ich małą kłótnie i skupili się na Octavii. Dziewczynie przeszła przez całą szerokość pokoju, kierując się wskazówkami i wyszło jej bardzo dobrze. Powtórzyła to samo tylko że w szpilkach.

Później każda musiała to zrobić. Victoria poprawiała je, gdy widziała jakiś błąd. Loren niepewnie czuła się w szpilkach. Ona nie miała takich rzeczy w swojej garderobie. Victoria pożyczyła jej jakieś stare szpilki, żeby na nich nauczyła się chodzić.

Gdy ,,lekcje" dobiegły końca, Victoria postanowiła odwieźć Loren i Megan do domu.

– Dajesz radę? – zapytała blondynka, gdy Dixon zamknęła drzwi pojazdu i weszła do swojego domu.

– Tak, czemu pytasz?

– No wiesz, dużo ostatnio przeżyłaś. Może wolałabyś jednak odpuścić sobie ten pokaz?

– Co, chyba żartujesz?! Chcę ci pomóc, bo ty pomogłaś mi wiele razy, więc wystąpię w tym pokazie choćby nie wiem co. Tylko...

– Tylko co?

– Jest jeden problem... mój tata. On nie pozwoli mi tak późno wrócić do domu.

– Możesz powiedzieć, że śpisz u mnie.

– Nie zgodzi się. Nigdy nie pozwolił mi nocować nawet u Megan.

– Jest taki surowy? – zapytała spoglądając na dziewczynę, ale szybko wróciła wzrokiem na drogę.

– Tak...

– To może ja z nim porozmawiam? Dwie na jednego – uśmiechnęła się słodko.

Loren również się uśmiechnęła, ale nie była tak optymistyczna jak jej przyjaciółka.

***

Następnego dnia Loren niecierpliwie czekała na Victorię. Miały spotkać się za dwie godziny, więc szatynka postanowiła wykorzystać ten wolny czas na naukę chodzenia w szpilkach. Nie wiedziała, czy to co robi jest poprawne, ale przynajmniej nie przewracała się, więc i tak był sukces.

Loren usłyszała dzwonek do drzwi. To była Marais. Szatynce nie podobał się pomysł, żeby przychodziła do jej domu przed jej ojcem. Ale ta opcja była najbezpieczniejsza ze wszystkich.

– Hejka – usłyszała na wejściu Loren. Victoria była bardzo podekscytowana tym wszystkim. – O której będzie twój tata?

– Powinien być za jakieś dwadzieścia minut.

– Okey, to ty pakuj rzeczy, a ja pomyślę nad tym, co mu powiemy.

Loren pokiwała głową, a serce zaczęło bić jej szybciej. Już się stresowała. Już nie raz okłamywała ojca, ale tym razem było inaczej. Nie wiedziała, jak Henryk zachowa się w obecności Victorii. Miała nadzieję, że nie zrobi nic, co mogłoby wystraszyć blondynkę.

Wkrótce pan Parker wrócił do domu, a dziewczyny przystąpiły do swojego planu.

– Cześć, tato – powiedziała posyłając ojcu uśmiech. Nie pamiętała, kiedy ostatnio się do niego uśmiechała. – Poznaj moją przyjaciółkę, Victorię.

– Miło pana poznać – wyciągnęła rękę, którą mężczyzna przyjął niechętnie. – Mam nadzieję, że nie ma pan nic przeciwko, że przyszłam pod pańską nieobecność. Ale chciałam osobiście zapytać, czy Loren mogłaby spędzić tą noc u mnie.

Loren była wdzięczna, że najpierw przeprosiła za najście i na dodatek mówiła bardzo uprzejmie. Bez wątpienia Victoria Maris ma wrodzony urok osobisty, któremu ciężko by było się oprzeć.

– Na noc? – zapytał, jakby nie wszystko do niego docierało.

– Tak, w końcu jest weekend.

– Emm... no dobrze.

Loren nie mogła uwierzyć własnym uszom. Zgodził się! Zgodził się! Chciała skakać ze szczęścia. Pierwszy raz spędzi noc poza domem.

***

Pokaz miał się odbyć w Downtown. Victoria, prowadziła swój samochód, a z nią jechały Loren, Megan i Octavia. Rozmawiały przez całą drogę. Szatynka dowiedziała się, że kuzynka Vic ma dwadzieścia dwa lata i studiuje administrację. Była bardzo sympatyczna. Loren pierwszy raz miała poczucie spełnienia.

– Jesteśmy – oznajmiła Victoria, parkując samochód.

Wysiadły, a z bagażnika wyciągnęły kreację.

Loren poczuła tremę, gdy zobaczyła wielki wybieg i wszędzie nazwisko Maris jako jedna z najbardziej cenionych marek w kraju.

– A te wymalowane kukiełki, nie powinny już być? – zapytała Octavia.

– Nicole napisała, że zaraz będą – opowiedziała Vic. – Dobra laski, pora na makijaż.

Megan, Octavia i Loren usiadły na krzesełkach, a profesjonalne wizażystki się nimi zajęły. Po kilku minutach Loren spojrzała w lustro i nie uwierzyła, że odbicie które widzi to ona. Kompletnie inna osoba.

– O wow...

– Makijaż może wiele zmienić – powiedziała Victoria, która przyglądała się pracy jednej z makijażystek.

– Pierwszy raz mam na sobie tyle tapety.

– Serio? To może zaczniesz częściej się malować.

Parker nic nie odpowiedziała, tylko uśmiechnęła się lekko.

Gdy jej makijaż był skończony, przyjechały plastiki. Loren chciała być jak najdalej od tych dziewczyn, więc postanowiła bliżej przyjrzeć się wybiegowi. Zobaczyła jak różne osoby kręciły się po wielkiej sali. Ktoś ustawiał krzesła, a ktoś inny ustawiał coś na stolikach z jedzeniem. Nagle Loren zobaczyła Zacka i Jacka. Oboje byli w garniturach.

– Cześć, chłopaki.

– Cześć, Loren. – Jack przytulił ją na przywitanie. – Stresujesz się?

– Jak zapytałeś to zaczęłam jeszcze bardziej.

– Nie przejmuj się, wszystko jest dopięte na ostatni guzik – powiedziała Zach, który w rękach trzymał lustrzankę. – Idę życzyć Megan powodzenia.

Gdy Loren i Jack zostali sami, zapadła między nimi cisza.

– Świetnie wyglądasz – wypaliła w końcu.

– Dzięki, Victoria kazała nam się tak ubrać, choć to wy będziecie gwiazdami wieczoru.

Dziewczyna zarumieniła się. Nie ważne co by powiedział, ona i tak spaliłaby buraka.

– Loren! – zawołała Victoria. – Jesteś tu potrzebna.

– Wybacz, obowiązki wzywają.

Odeszła od niego i weszła do miejsca dla modelek. Była tu cała siódemka.

– Okej, dziewczyny, mamy już makijaż, zaraz będą tu tłumy, więc robimy próbę generalną. Mam nadzieję, że pamiętacie jak wychodzicie. Każda ma przynajmniej dwie kreacje do zaprezentowania. Zawsze tu będzie ktoś, kto pomoże wam się przebrać – powiedziała Victoria prawie że na jednym wydechu. Chyba też zaczyna się stresować. – Dobra, zakładać szpilki i na wybieg.

Zanim ktokolwiek zdążył cokolwiek zrobić, usłyszeli czyiś poważny ton głosu.

– Victorio Magdaleno Maris.

– Mamo...

– Co to ma znaczyć?

– Próbuję ratować pokaz, tak jak mi kazałaś.

– Mając do dyspozycji siedem koleżanek? Przypominam, że macie siedemnaście strojów.

– Wiem, będziemy się przebierać. Nawet ustaliłam specjalną kolejność, kto kiedy wychodzi.

Podała matce kartkę ze wskazówkami. Pani Maris spojrzała na nią nieprzychylnym okiem.

– I ty myślisz, że to się uda? – zapytała i prychnęła.

Loren wiedziała, że Victorii jest przykro przez słowa swojej matki. Co za potwór.

– Tak, a ja nie wierzysz, to usiądź sobie na widowni i oglądaj.

***

Po próbie generalnej. Dziewczyny gotowe czekały na wystąpienie. Pojawiło się wiele osób. Ważne osobistości, dziennikarze i reporterzy. W pierwszym rzędzie siedział Jonah z Danielem i Corbynem. Wszyscy w garniturach i wyglądali przy tym zabójczo. Po przeciwnej stronie wybiegu siedziała pani Maris i jej przyjaciółka Keri Seavey, mama Daniela.

Pokaz mody się rozpoczął.

Jonah na początek zobaczył swoją kuzynkę. Wyglądała świetnie, ale to jak zawsze. Chłopak zastanawiał się, czemu nie została modelką. Świetnie się do tego nadawała i zarabiałaby nie mało. Publiczność zaczęła klaskać i podziwiać pierwszą kreacje z nowej kolekcji jego matki. Następnie na wybiegu zobaczył Dixon, którą z jakiś niewyjaśnionych powodów spodobała się jego przyjacielowi. Spojrzał na blondyna. Corbyn był zapatrzony w nią jak w obrazek. Pokręcił z niedowierzaniem głową. Podniósł wzrok i nie uwierzył w to co zobaczył. Ujrzał przepiękną dziewczynę w długiej, opinającej sukni, w szpilkach, która szła bardzo pewnie. A tą dziewczyną była Loren. Pierwszy raz widział ją w takim wydaniu. Jonah patrząc na nią, poczuł coś czego nie umiał wytłumaczyć. Nigdy nie czuł czegoś takiego.

Gdy pokaz dobiegał końca, na wybieg wyszły Victoria, Megan i Loren. Szły ramię w ramię przedstawiając trzy najlepsze stroje z całej kolekcji. Tłum klaskał i wiwatował, a gdzie nie gdzie można było zobaczyć błysk fleszy. Były prawdziwymi gwiazdami. A pani Maris była pod wielkim wrażeniem takiego zamknięcia pokazu.

Jonah był dumny z siostry. Odwaliła kawał dobrej roboty. Razem z przyjaciółmi poszedł im pogratulować.

Dziewczyny cieszyły się jak dzieci. Skakały i piszczały. Mimo że nie każda była do siebie pozytywnie nastawiona, to zdobycie wspólnego celu chociaż na chwilę zatarło między nimi granicę.

Loren zobaczyła Jacka i Zacka. Podbiegła do kędzierzawego i przytuliła go. Chciała w ten sposób przekazać mu radość, jaką w tam tej chwili czuła.

– Byłyście świetne – powiedział Jack.

– Dzięki, Jack. To było tak zwariowane, że mało prawdopodobne że się uda. Ale jednak... – adrenalina, która płynęła w jej żyłach nie pozwoliła jej dokończyć.

– Jeśli będę w przyszłości chciał zrobić coś zwariowanego to wiem do kogo się zgłosić.

Loren zaśmiała się na jego słowa. Cieszyła się, że tu był. Znowu się na niego zapatrzyła i na chwile zapomniała o wszystkim dookoła.

Jonah pogratulował Victorii jej wielkiego sukcesu. Chciał pogadać z Loren, ale ona gadała ze swoim kolegą. Nie wiadomo czemu poczuł lekkie ukłucie zazdrości. Nie lubił jak wesoło ze sobą gadali, a gdy szatynka zaczęła się po prostu gapić na Jacka, musiał to przerwać.

– Loren?

– O Jonah, podobał ci się pokaz? – czuła jak policzki jej płoną, jakby przyłapano ją na czymś niestosownym.

– Bardzo, byłyście zniewalające – rzucił pogardliwe spojrzenie na Jacka i znowu zwrócił się do Parker. – Możemy pogadać na osobności?

– Emm... – odwróciła się do swojego poprzedniego rozmówcy, ale jako że nic nie powiedział, zgodziła się. – Okey.

Kiedy odeszli kawałek, dopiero teraz Jonah uświadomił sobie, że nie wie co powiedzieć.

– Wiesz... dzisiaj wszystkie byłyście zjawiskowe, ale to ty przykułaś moją uwagę.

Serce Loren zabiło bardzo mocno i nie wiedziała co odpowiedzieć.

– Cóż, dziękuję, twoja mama wie co powinno się nosić – zaśmiała się nerwowo.

– Nie, nie spodobał mi się strój, to ty mi spodobałaś się. – Loren ponownie nie wiedziała co powiedzieć. Takie słowa usłyszane od takiego chłopaka jak on, to marzenie każdej dziewczyny, a to spotkało właśnie ją. – Może któregoś dnia miałabyś ochotę...

Nie dane mu było skończyć, ponieważ usłyszeli głoś jego matki.

– Wszędzie cię szukałam. Chodźcie, wzniesiemy toast za Victorię.

_______________________________________________________________

Zazwyczaj nie żydzę o gwiazdki, ale dysproporcja wyświetleń a gwiazdek jest o-gro-mna, więc jeśli rozdział wam się podobał, to bardzo ładnie proszę, dajcie gwiazdkę.

Dziękuję i do następnego😘


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro