3. Nić porozumienia

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Po zajęciach Loren jak zwykle wracała do domu w towarzystwie Megan. Jak zwykle szły spacerkiem i rozmawiały. Obie lubiły te momenty, gdy mogły iść razem i cieszyć się słońcem, które świeciło nad LA.

– To co, w piątek idziemy do tego kina? – zagadnęła Megan, gdy zatrzymały się pod blokiem Loren.

– No jasne, czekałam na ten film miesiącami – odpowiedziała podekscytowana.

– Przynajmniej miałaś czas, żeby zarobić na to wyjście.

– Ta praca była okropna, na wakacje będę musiała jakąś inną.

Loren mogłaby poprosić ojca o pieniądze, ale był pewien problem. Ojciec nie lubił jej niczego dawać.

Loren zmarszczyła brwi, pod wpływem kropli wody, która skapnęła na jej czoło. To samo spotkało jej przyjaciółkę i obie spojrzały w niebo. Słońce zniknęło za szarymi chmurami.

– Lecę, zanim rozpada się na dobre – rzekła Megan. Cóż miała jeszcze kilka ulic do przebycia, więc musiała się śpieszyć, żeby deszcz jej nie złapał.

– Do jurta – szatynka pomachała przyjaciółce i weszła do bloku.

Gdy znalazła się w mieszkaniu, cicho zdjęła buty i bluzę. Sprawdziła salon i kuchnię. Nie było go. Ulżyło jej. Miała chwilę, aby wymyśle jak przekazać ojcu, że przyjdzie do niej chłopak.

Weszła do kuchni i zaczęła się po niej krzątać. Zajrzała do lodówki. Będzie trzeba zrobić zakupy, a to oznacza, że będzie musiała prosić ojca o pieniądze. Henry, bo tak nazywał się jej tata, zawsze dawał jej 30 dolarów, żeby kupiła wszystko, co potrzebne do domu. Gdy wiedziała, że zostanie reszta, zawsze brała jakiś krem do twarzy lub podpaski. Ogólnie miała też mało kosmetyków. Miała jedynie jakiś tusz do rzęs i pomadkę do ust. Ale nie dlatego, że była biedna. Mieli wystarczająco pieniędzy, tylko że Loren nie miała nikogo, żeby jej pokazać, jak zadbać o swój wygląd.

Szatynka usłyszała dźwięk otwieranych drzwi. Wyszła do przedpokoju i zobaczyła swojego ojca.

Mężczyzna po czterdziestce, w średnim wzroście i z lekką nadwagą. Miał ciemne włosy, z których przebijała się siwizna. Na brodzi miał dwudniowy zarost, a pod gęstymi brwiami znajdowały się jasne oczy. Kiedy Loren oglądała zdjęcia z młodości rodziców, Henry był zupełnie inny.

– Cześć, tato – uśmiechnęła się, ale był on wymuszony. W ogóle nie cieszyła się, że go widzi.

– No cześć, jadłaś już?

– Jeszcze nie. Jesteś głodny?

– Bardzo, zrób mi coś do jedzenia.

Taka typu rozmowę odbywali dość często. Ona się pyta czy jest głodny, a on prosi, żeby coś zrobiła do jedzenia.

– To może jajecznica z bekonem?

– Dobry pomysł, tylko nie spal tego jak ostatnim razem – powiedział, włączając telewizor.

Przewróciła oczami. To nie była jej wina, że przypaliła jajecznice na starej patelni, ale on wypominał jej to za każdym razem.

Już miała skierować się do kuchni, gdy usłyszała dzwonek do drzwi. Nagle Loren przypomniała sobie o Jacku, który miał do niej przyjść. Spojrzała na telefon. Przyszedł przed czasem.

– Kogo niesie? – usłyszał ojca, gdy szła do przedpokoju.

Otworzyła drzwi z cichą nadzieją, że to jednak nie on. Niestety niewysoki szatyn stał w progu jej skromnego domu.

– Cześć, przyszedłem wcześniej, mam nadzieję, że to nie problem.

Loren czuła, że z tego zrobi się problem.

– Nie, wchodź. Możesz tu ściągnąć buty i kurtkę – wskazała na kącik przy szafce na obuwie.

– Loren, kto przyszedł? – krzyknął Henry z salonu, ale nim zdążyła odpowiedzieć, mężczyzna pojawił się w ich polu widzenia i groźnym wzrokiem zmierzył chłopaka.

– Tato, to jest Jack.

– Miło mi poznać – szatyn wyciągnął rękę do Henryka, ale on ja zignorował.

– Jack przyszedł, bo robimy razem projekt z biologi – wyjaśniła Loren.

– Żadnego projektu nie będziecie robiąc dopóki nie zrobisz tej jajecznicy – Henry uniósł ton swoje głosu, który był niepokojący.

Loren spojrzała na Jacka, a on skinieniem głowy zgodził się poczekać.

Dziewczyna wróciła do kuchni, a chłopak był zmuszony siedzieć z ojcem Loren w jednym pomieszczeniu, co było dla niego bardzo niezręcznie. Czuł, że nie jest tu mile widziany. Gdy robiła posiłek dla ojca, słyszała, że Jack próbuje zagadać jej ojca, ale ten nie odpowiada albo rzuca półsłówkami.

– Chcesz coś do picia? – zapytała chłopaka. Chciała przekazać mu, że o nim nie zapomniała i zaraz będą mogli sobie iść.

– Herbatę, czarną.

Po kilku minutach przyniosła jajecznice dla taty i kubek herbaty dla gościa.

Ojciec bez słowa zabrał się za jedzenie, a dwójka nastolatków mogla się oddalić. Jednak w tym samym momencie usłyszeli soczyste przekleństwo.

Odwrócili się w stronę Henryka, który odstawia talerz z grymasem na twarzy.

– Co to jest do cholery?! Czy ty nie możesz zrobić chociaż jednej rzeczy porządnie?! – mówił patrząc na córkę. – Nie da się tego jeść. Chyba całą solniczkę tu wpieprzyłaś! Co z ciebie za niedojda?! Jak ja moglem wychować takiego nieudacznika jak ty! Jak ty takich prostych rzeczy nie potrafisz zrobić, to jak ty sobie w dorosłym życiu poradzisz?

Loren miała łzy w oczach. Te słowa raniły ją za każdym razem. Pogłębiał rany, które nie miały czasu się zagoić. Jack chciał jakoś zareagować, ale był tak zdziwiony zachowaniem mężczyzny, że aż nie wiedział co powiedzieć i nie ukrywał tego, że się go bał.

– Zrobię nowe – powiedziała dziewczyna.

– Daruj sobie. Zjem na mieście.

Minął ich i po chwili usłyszeli dźwięk zamykanych drzwi.

– Wybacz – zaczął Jack – ale twój ojciec to chuj.

***

Praca nad projektem poszła im na prawdę dobrze. Loren zauważyła, że Jack jest bardzo dobry z biologii i bardzo zabawny. Był duszą towarzystwa, tylko czemu nie gada z nikim?

Gdy była godzina dziewiętnasta postanowili skończyć na dziś. Zrobili bardzo dużo. Jeszcze jedno spotkanie i skończą swój projekt.

Loren odprowadziła chłopaka na przystanek autobusowy. Dobrze im się rozmawiało, ale ona nadal opowiadała nieśmiało. A fakt, że chłopak miał uroczy uśmiech, jej nie pomagał.

Loren było szkoda, że gdy zrobią projekt, to wszystko wróci do normy i ich znajomość się zakończy. Po za tym, pewnie wystraszyła go ta sytuacja z jej ojcem. Kto będzie się zadawał z kimś, kto ma porąbanego ojca.

Jednak znalazła sposób, że utrzymać z nim kontakt. Tylko on musi się zgodzić.

– Ej, bo w piątek idę z przyjaciółką do kina na najnowszy film. Może chciałbyś z nami iść? – zapytała, gdy czekali na autobus.

– W sumie, czemu nie.

Loren była dumna z siebie, że odważyła się go zapytać. I cieszyła się, że się zgodził.

Po chwili dziewczyna zobaczyła nadjeżdżając pojazd.

– Na mnie już pora – oznajmił szatyn. – Napisz mi co i jak.

– Jasne.

Gdy wróciła do domu, od razu zabrała się za naukę i przygotowywanie się na następny dzień.

Będąc w trakcie przepakowywania swojego plecaka Loren usłyszała hałas dobiegający zza drzwiami swojego pokoju. Od razu chwyciła za klamkę i zobaczyła swojego ojca. Już nie wyglądał na złego.

– Już wróciłeś.

Henry odwrócił się przodem do córki i obrzucił ją surowym spojrzeniem.

– Twój kolega już poszedł?

– Tak...

– Czemu nie uprzedziłaś mnie, że ktoś przychodzi?

– Miałam to zrobić, ale Jack...

– Cisza! Nie chcę widzieć tego chłopaka w moim domu, rozumiesz? A najlepiej żebyś w ogóle się z nim nie zadawała.

– Ale dlaczego? – Loren nie rozumiała, jaki on ma problem z Jakiem.

– Bo ja tak mówię – wystawił ostrzegawczo palec wskazujący.

– Ale to żaden argument – słowa same wypadły z jej ust i od razu tego pożałowała.

– Coś ty powiedziała, gówniaro?! Ty śmiesz mnie pouczać?

Jej ojciec zamachnął się, a Loren  chwilę później poczuła ostre pieczenie na lewej stronie swojej twarzy.

– Pamiętaj, kto tutaj rządzi.

Nie da się zapomnieć, gdy do takich sytuacji dochodziło regularnie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro