6. Mean girls

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nadszedł upragniony piątek. Najbardziej wyczekiwany dzień w tygodniu przez każdego nastolatka. To jest ten dzień w którym można odpocząć, wyspać się, poleniuchować lub spotkać się z przyjaciółmi.

Taki plan miała Loren na ten weekend, ale na jej drodze zawsze była jakaś przeszkoda i zazwyczaj (a raczej zawsze) tą przeszkodą był jej ojciec. Nie mogła po prostu, zapytać się, czy może iść z Megan i Jackiem do kina. Musiała kłamać, ale w tym miała już wprawę.

Podczas obiadu, który o dziwo zrobił Henry, miała poruszyć ten temat. Ale to było ciężkie, bo nie odezwali się od kilku godzin i na dodatek mężczyzna był zapatrzony w telewizor, na którym leciały wiadomości.

– Tato – zaczęła niepewnie.

– Tak?

– Bo w poniedziałek mam ważny sprawdzian z matematyki i czy mogłabym iść do Megan i się z nią pouczyć?

– Chcesz uczyć się do poniedziałkowego sprawdzianu w piątkowy wieczór?

Właśnie, kto uczy się do klasówki w piątek wieczorem?

– No tak, mamy dużo materiału do nauczenia i najlepiej zacząć od dzisiaj.

– Dobra, możesz iść, ale przed wyjściem zrobisz pranie.

Loren nie przyszło do głowy nawet się sprzeciwiać. To był u nich standard. Wysprzątanie salonu, umycie okien lub umycie naczyń było jedyną przepustką do wyjścia z domu.

Szybko skończyła jeść i pobiegła do łazienki. Podzieliła ubrania na ciemne, jasne i kolorowe. Wzięła pierwszą część i rzuciła do pralki. Dodała płynu do prania i ustawiła czas na pół godziny.

W międzyczasie szykowała się do wyjścia. Dużo jej to nie zajęło. Rozczesała włosy. Umyła twarz i zęby. Pomalowała się tym czym miała. Zmieniła bluzkę i była gotowa.

***

Gdy rozwiesiła czyste ubrania, poszła do przedpokoju założyć buty.

– Kiedy wrócisz? – zapytał Henry, trzymając dłonie w kieszeniach.

Nigdy?

– Przed dziewiątą.

– Może cię odebrać?

A od kiedy to on taki opiekuńczy?

– Nie trzeba. Dam radę – powiedziała, nie patrząc na niego. – Pa.

Idąc na przystanek, Loren już z daleka zobaczyła czekającą tam Megan.

– Cześć, laska – Megan przywitała przyjaciółkę uściskiem.

– Siemka, co słychać?

– Niby dobrze, ale mama znowu płakała, oglądając album ze zdjęciami. – Megan spuściła wzrok na swoje buty. Loren wyczuwała jej smutek i ona sama czuła to samo. – Minął już rok...

Głos szatynki załamał się, a Loren od razu chwyciła ją w ramiona.

– Nie możesz płakać, bo twój make-up się rozpłynie – powierzała Loren.

Megan zaśmiała się na jej słowa, pociągnęła nosem i poprawiła włosy.

– Masz racje. Przecież nie mogę iść do kina z rozmazanym tuszem. A co u ciebie, co ściemniłaś ojcu?

– Powiedziałam, że będę uczuć się z tobą do matmy.

– A właśnie, jeśli chodzi o matmę... – szatynka

– O, nie! Nie dam się w to znowu wciągnąć. Jeśli chcesz zdać, do idź na korki. Ja nie umiem tłumaczyć.

– Ech, no dobra. A w ogóle będzie ten Jack? – zapytała Megan, gdy wsiadały do autobusu.

– Tak, a co?

– No muszę przyznać, że jestem podekscytowana, bo on jest mega przystojny.

Loren musiała przyznać rację przyjaciółce. Można by się też pokusić o stwierdzenie, że jest najprzystojniejszym chłopakiem z jego rocznika. Nie wątpliwe jest to, że podoba się wielu dziewczynom. I los chciał, że to akurat ona robi z nim szkolny projekt.

– Wiesz może, czy ma dziewczynę? – zagadnęła Megan.

– Nie wiem. Nie znamy się zbyt dobrze, więc nie mówił mi o swoim życiu prywatnym. A czemu pytasz, podoba ci się?

– Tylko fizycznie i doskonale wiesz, że jestem zauroczona w Zach'u.

Zach Herron, to nasz kolega z klasy. Czasami jemy z nim lunch na stołówce, ale Loren nie nazwałaby się jego przyjaciółką, ale chłopak totalnie zawrócił w głowie Dixon.

Megan czasami chwaliła się przyjaciółce, że z nim pisze. Ale gdy Loren czytała ich wiadomości, uznawała, że nie ma w ich nic nadzwyczajnego, ale niech się dziewczyna cieszy.

– Pytam się, bo gdyby nie miał dziewczyny, to może ty byś się za niego wzięła.

– Ja? – zdziwiła się Loren.

– Tak, ty. Moim zdaniem masz u niego sztance.

– Proszę cię, nie rozśmieszaj mnie. Chłopak taki jak on miałby zainteresować się mną?

– W ogóle w siebie nie wierzysz. Jesteś śliczna. A po za tym zapomniałaś, co on dla ciebie zrobił?

Oczywiście że pamiętała, ale to nie znaczy, że Jackowi podoba się Loren.

– Pożyjemy zobaczymy – rzuciła Parker, kończąc rozmowę.

Pod kinem dziewczyny przywitały się z Jackiem. Miał na sobie luźne, czarne dżinsy i czerwoną bluzę z Adidasa. A jego loczki były ułożone w artystycznym nieładzie.

– Na jaki film w ogóle idziemy? – zapytał Jack, gdy ustawiliśmy się w kolejkę.

– Na ,,Jokera", dzisiaj jest premiera – odpowiedziała Loren.

– ,,Joker"? Nie słyszałem.

– Serio?! Mówili o tym wszędzie – Megan była zdziwiona jego niewiedzą.

– No jakoś nie dotarła do mnie ta informacja.

Gdy kupili bilety, poszli dalej, żeby kupić jakieś przekąski. Jednak Loren nie zabrała dużo pieniędzy, więc mogła sobie pozwolić tylko na mały popcorn.

Kiedy już odeszła od kasy, poszła usiąść przy wejściu do sali. Widziała, że Megan nie mogła się zdecydować na coś i Jack jej pomagał. Sprawdziła telefon. Ojciec nie zdzwonił.

Podniosła głowę, słysząc, że ktoś idzie. Zobaczyła grupkę młodych ludzi. Szybko Loren rozpoznała w nich Victorię i Jonah. Było też jakiś dwóch innych chłopaków, którzy najprawdopodobniej byli jego przyjaciółmi. A do tego były też plastiki: Jess, Kerie i ich królowa Nicole.

Loren szybciej zaczęło bić serce. Widok najpopularniejszych osób szkoły budził w Loren nieprzyjemnie uczucia. Ciekawe czy idą na ten sam film.

Victoria ją zobaczyła, więc uśmiechnęła się i pomachała jej. Jonah i jego kumple zastanawiali się komu pomachała, więc spojrzeli się w stronę szatynki. Loren skrzyżowała wzrok z szatynem, który kiwnął głową, co Loren odebrała jako przywitanie.

Zdziwiła się. Część elity jej szkoły przywitała się z nią po za szkołą. Światem stanął na głowie.

Megan i Jack w końcu przyszli. Nieśli w rękach dwa, duże kubełki popcornu, naciosy i dwie butelki soku.

– Zostało jeszcze dwadzieścia minut do filmu – powiedział Avery.

– To co wchodzimy już? – zapytała Loren.

– Jeszcze nie otworzyli drzwi – zauważył.

– Patrzcie kto przyszedł, elita – rzekła Dixon, patrząc na grupkę. – Mam nadzieję, że nie przyszli na to samo.

Loren wiedziała dlaczego Megan nie lubiła popularsów, ale uważała, że jej przyjaciółka powinna się trochę uspokoić.

Jack zmienił temat i rozmawiali przez kilka chwil, aż do momentu kiedy podeszły do nich plastiki.

– Dziewczęta – powiedziała Nicole do swoich przyjaciółek – o to kolejny przykład jak się nie ubierać – mówiła patrząc na Loren.

Jess i Kerii uniosły się śmiechem.

– No, co my tu mamy, stare, zwisające jeansy, pognieciona bluzka, zniszczone, brudne trampki – zaczęła wyliczać, a Loren coraz bardziej było nie dobrze. Myślała, że zaraz zwymiotuje i potem zacznie płakać.

– Ej, odczepcie się – wtrącił się Jack. – Zajmijcie się swoim życiem.

– Oj, bohater się znalazł. Jeśli się nie odczepię, to co mi zrobisz? – podeszła do niego niebezpiecznie blisko.

Loren bała się, że ona coś mu zrobi. I miała racje. Nicole zwinie wyrwała mu z rąk naciosy i wysypała je mu na głowę. Sos, który tam był, spłynął mu na twarz i bluzę. Kilka osób wydało z siebie dźwięk podziwu.

– Ej, sztuczny nosie – zagrzmiała Megan, a Nicole posłała jej wściekłe spojrzenie – znasz prawo Hammurabiego?

Nie czekając na jej odpowiedzieć, odkręciła sok i wylał całą zawartość na głowę Kerie.

– Oko za oko, ząb za ząb. Ty zrobiłaś coś mojemu przyjacielowi, to ja zrobiłam coś twojej.

Loren nie mogła uwierzyć, w to co się stało. Nie znała Dixon od tej strony. Osoby, które przyszły z Victorią, były jeszcze w większym szoku, niż wcześniej.

– Idziemy – powiedziała stanowczo, ciągnąc za sobą Loren i Jacka.

Gdy przechodzili obok pozostałej elity, Loren usłyszała, jak jakiś blondyn powiedział do Jonah:

– Ostra jest.

***

Dziewczyny czekały przed męskim na Jacka. Gdy wyszedł, wyglądał o wiele lepiej. Pozbył się gęstego sosu serowego z włosów i z ubrania.

– Co za szmaty! – powiedział Jack, przeczesując mokre końcówki.

– Powiedz coś, czego nie wiem – rzekła Loren.

– To ich hobby czy co?

– Uprzykrzanie innym życia? – włączyła się Megan. – Tak.

– A tak w ogóle ,,sztuczny nosie", co to miało być? – zaśmiała się Loren.

– Słyszałam, że Nicole zrobiła sobie operację na nos, więc ją tak nazwałam.

– Nieźle – Jack pokiwał głową z uznaniem.

– To co wracamy? – zapytała Loren. – Straciłam ochotę na film.

– Tak, ja też – przyznał Jack.

– Wiecie co, ja pójdę do mamy do sklepu i z nią wrócę – powiedziała Meg.

Jack i Loren spojrzeli po sobie, a później wzruszyli ramionami.

– Okey, to do poniedziałku.

Pożegnali się. Kiedy wyszli z kina, Loren dostała SMS-a od Megan.

,,Nie schrzań tego ;)"

Dziewczyna pokręciła z niedowierzania głową. Jej przyjaciółka była niemożliwa.

Loren wracała w towarzystwie Jacka. To było miłe, gdy zaproponował jej, że ją odprowadzi.

Przez całą drogę rozmawiali, co zdziwiło szatynkę, bo gdy pierwszy raz miała z nim do czynienia, nie był taki rozmowny, a nawet nieprzyjemny. A teraz?

Kiedy znaleźli się pod jej blokiem, przystanęli.

– Nie tak wyobrażałem sobie ten wieczór – zaczął Jack.

– Ja też, i bardzo przepraszam. Mogłeś lepiej spędzić wolny czas.

– Nie masz za co mnie przepraszać. To te głupie dziewczyny. Nie żałuję żadnej minuty z tobą – powiedział, a Loren zrobiła wielkie oczy – ... i Megan.

– Cieszę się. A i dzięki, że broniłeś mnie przed Nicole.

– Nie ma sprawy.

Loren przez chwilę chciała go pocałować w policzek. Ale to byłoby niestosowne. Nadal znali się za krótko, a po tym mogło być między nimi niezręcznie.

,,Nie śpieszmy się"– pomyślała.

– Dobranoc, Jack.

Sposób w jaki wypowiedziała jego imię, sprawiło, że jego serce zabiło mocniej.

– Dobranoc, Loren.

***

Kiedy Jonah zatrzymał swój samochód pod posesją Nicole, postanowił wreszcie się do niej odezwać.

– Czemu to zrobiłaś?

– Dla zabawy – odpowiedziała niewinnie.

Szatyn przymknął oczy, nie wierząc w to co ona mówi.

– Dla mnie i Vic nie było zabawne.

– Oj, daj spokój nic się nie stało. Chciałam pokazać zwyczajnym, kto tu rządzi.

– Kto tu rządzi?! – chłopak myślał, że się przesłyszał. – Uważasz, że masz jakąkolwiek władze? Proszę cię, gdyby nie ja i moi rodzice, nie byłabyś w tym miejscu co teraz. Byłabyś zwyczajna. Beze mnie byłabyś nikim. I ostrzegam cię, jeśli znowu zrobisz coś takiego, to już nie będzie Queen Nicole tylko Poor Nicole. Mam nadzieję, że zrozumiałaś, wysiadaj.

– A-ale...

– Powiedziałem coś!

Nicole zazwyczaj umiała ukryć swoje uczucia, ale tym razem się nie udało. Była autentycznie smutna. Ale sama sobie zapracowała. Wysiadła bez słowa i stojąc na chodniki, prawie się rozpłakała.

Jonah miał świadomość, że użył bardzo mocnych słów i że bardzo zranił Nicole. Ale wkurzyło go jej zachowanie. Bez żadnego powodu, upokarza kogoś ze szkoły, tylko po to żeby pokazać swoją siłę. Żałosne. Gdyby mógł to nie zadawałby się z nią, ale to jest nieuniknione, bo niestety tak się składa, że rodzice Nicole przyjaźnią się z jego rodzicami. Nicole i Jonah widzą się na różnych imprezach i bankietach. A na dodatek jego rodzice karzą mu się z nią przyjaźnić. Do kitu, co nie?

Gdy Jonah przyjechał do domu, zaparkował na pojeździe, obok samochodu Daniela, co oznaczało, że on, Victoria i Corbyn już są.

Wszedł do domu i przywitał się z rodzicami. Ściągnął buty i poszedł prosto do swojego pokoju. Zastał Corbyn'a leżącego na łóżku, ułożonymi rękoma pod głową, a Daniel siedział w telefonie, ale gdy Jonah się pojawił, skupił na nim uwagę.

– O czym gadałeś z Nicole? – zapytał niebieskooki.

– Przemówiłem jej do rozumu.

– To ona jakiś ma? – powiedział z przekąsem Besson.

Zignorowali go i mówili dalej.

– I bardzo bobrze, tym razem przesadziła.

– Nie wiem, czemu się tak zachowuje – rzekł Jonah, ściągając bluzę.

– Nie wiesz? – Corbyn podniósł się na łokciach. – To oczywiste, chce atencji i chce jeszcze bardziej wdać się w naszą łaskę.

– To przecież głupie – rzekł Jonah.

– Bo ona jest głupia – rzucił Besson.

Corbyn Besson to najszczersza osoba jaką Jonah poznał. Zawsze mówił to co myślał. I często przez to inni uważali go za chama i prostaka. Ale to nie jego winna, że ktoś nie umie przyjąć krytyki.

– Nie wierzę, że to mówię, ale Corbyn ma rację – powiedział Daniel.

– Jeśli chodzi o ludzi to ja zawsze mam rację – blondyn wyszczerzył zęby.

– Dobra, koniec – mruknął gospodarz – nie chcę mi się o tym myśleć. Obejrzymy coś i pójdziemy spać?

Jego kumple jednogłośnie się zgodzili, więc włączył telewizor, wiszący na ścianie.

Po półgodzinnym oglądaniu bezsensownych i nudnych programów, położyli się do łóżek. Ale Jonah nie mógł zasnąć. Ciągle myślał o tym co się dziś wydarzyło. Zastanawiał się, jak się czuje Loren.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro