Rozdział 7

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Tyler i Stefan właśnie prowadzili mnie do celi Klausa. Po tym jak wrócili, wyjaśniłam im swój plan. Nikt nie był co do niego przekonany, ale wszyscy się zgodzili.

Właściwie nawet nie wiedziałam, co mam mu powiedzieć. "Hej, Klaus, mam prośbę. Możesz nikogo nie zabijać, abyśmy byli spokojni?" Na pewno posłucha.

W końcu zeszliśmy po schodach na sam dół i stanęliśmy przed mosiężnymi drzwiami z kratkami na górze.

Tyler chwycił klucz i zaczął mocować się z zamkiem.

- Uważaj na siebie - wyszeptał mi do ucha, otwierając drzwi.

,,Postaram się", pomyślałam i przekroczyłam próg.

***

- Caroline Forbes - przywitał mnie radosny głos Niklausa. - Czemu zawdzięczam tę wizytę?

Przełknęłam głośniej ślinę. Usłyszałam, jak Tyler zamyka za mną drzwi na klucz. Zostałam zamknięta sama z tysiącletnią, groźną, rozwścieczoną hybrydą.

- Boisz się mnie? - zapytał z uśmiechem. - Nie masz powodów do obaw. Zawdzięczam ci życie.

- Dlaczego przyjechałeś do Mystic Falls? - zapytałam bez wahania.

- Aby powstrzymać ataki młodego Gilberta - warknął. - Jak byś się czuła, gdyby ktoś zabił ci członka rodziny?

Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Wiadomo, że czułabym się źle. Chyba nie musi nawet o to pytać. Spuściłam jedynie głowę w dół.

- Właśnie - zrozumiał moje milczenie. - Ja też nie czułem się najlepiej, kiedy Jeremy zabił Finna. Chcę to tylko powstrzymać.

Widziałam smutek w jego oczach. Mimo że był potężną, niepokonaną hybrydą, miał uczucia i potrafił je okazywać. W tym momencie naprawdę przestałam się go bać.

- Możemy załatwić to pokojowo? - zapytałam. - Wyjaśnimy wszystko Jeremy'emu, wypuścimy cię, a ty w zamian nie będziesz siać popłochu w Mystic Falls i wrócisz do siebie.

Klaus długo zastanawiał się, jak zareagować na moją propozycję. W końcu podniósł głowę, spojrzał mi w oczy i powiedział krótko:

- Zgoda.

- A więc umowa stoi.

***

- Wypuścimy go, dopilnujemy, aby Jeremy nie zabijał Pierwotnych, a on się wyniesie. - tłumaczyłam wszystkim, siedząc na kanapie w salonie Salvatore'ów. - Ktoś się nie zgadza?

Spojrzałam na Damona, który miał ponurą minę. Każdy wiedział, że nie podobał mu się plan wypuszczenia Klausa. On najchętniej by go zabił, żeby mieć wszystko z głowy.

- Damon? - zapytałam. - Odpowiada ci to?

- Powiedzmy, że tak - odpowiedział obojętnie. - Aczkolwiek - dodał. - opcja zabicia go byłaby lepsza.

Przewróciłam wymownie oczami.

- Ale - wtrącił jeszcze Damon. - Tak po prostu go wypuścimy?

- Dotrzymamy swojej części umowy, a on dotrzyma swojej - wyjaśniłam. - Nie będzie żądnych problemów. Tylko...

- Tylko co? - zapytała Elena.

Spojrzałam na nią lekko zaniepokojona.

- Musimy znaleźć twojego brata - odpowiedziałam.

- Chyba nie będzie z tym problemu - odparła szatynka. - Zadzwonię do niego.

- I tyle? - zapytał Damon. - Zadzwonimy do młodego Gilberta, wypuścimy pierwotną hybrydę i wszystko będzie w porządku?

Brunetowi jak zwykle coś nie pasowało.

- Na to wygląda - odpowiedział obojętnie jego brat. - Nie narzekaj. Mogło być gorzej.

- Wiem, ale... - chłopak nadal miał wątpliwości. - Coś mi tu śmierdzi podstępem. Co on ci obiecał, Blondi?

- Obiecał nie zabijać w Mystic Falls. I wynieść się.

- A my mu ufamy? - Salvatore wciąż był podejrzliwy.

- A co nam szkodzi spróbować? - zapytał Tyler. - Może tym razem Klaus dotrzyma słowa.

- Niech wam będzie... - westchnął Damon.

Postanowiliśmy zrealizować nasz plan. Najlepiej było zacząć od dodzwonienia się do Jeremy'ego. Oczywiście podjęła się tego jego siostra.

- Jeremy? - zapytała po chwili. - Gdzie ty, do cholery, jesteś?! - zapytała już trochę mniej grzecznie. - Z Mattem? Zabijacie Pierwotnych?

Szatynka kontynuowała rozmowę z bratem, a ja postanowiłam skorzystać z przerwy na posiłek. Już się do tego przyzwyczaiłam. Mam tylko nadzieję, że Salvatore'owie mają jeszcze zapasy w lodówce.

Skierowałam się do kuchni i otworzyłam lodówkę. Na szczęście zapasów było aż nadto. Wzięłam jedną torebkę krwi i zaczęłam ją opróżniać.

- Widzę, że nie tylko ja wyszedłem na posiłek - usłyszałam za sobą głos Tylera. - Smacznego.

Odwróciłam się w jego kierunku.

- Dzięki - odparłam. Wyjęłam z lodówki kolejną torebkę i rzuciłam chłopakowi. - Jak sprawa z Jeremy'm? - zapytałam po chwili.

- Chyba dobrze - odpowiedział. - Elena chyba przekonała go, aby wrócił do Mystic Falls.

Brunet sprawnie rozerwał torebkę i zaczął pić.

- To dobrze - przytaknęłam. - Mam dość tego wszystkiego - westchnęłam. - Sprawy z Klausem, Pierwotnymi i tego całego wampiryzmu. Czemu nie mogę wrócić do bycia człowiekiem? - zapytałam retorycznie.

- Uwierz mi - zaczął Lockwood. - Też nie chciałbym być wilkołakiem. Ani hybrydą. Ale nie zmienimy tego, kim jesteśmy.

Przez chwilę staliśmy w milczeniu, które wyjątkowo mi nie przeszkadzało. Czasami lepiej było siedzieć w ciszy niż mówić coś bez sensu.

- Ej, gołąbeczki! - usłyszałam głos Damona. No oczywiście, cisza nie może trwać za długo. Nie z Damonem. Wampir po chwili wszedł do kuchni. - Młody Gilbert niedługo się zjawi. Trzeba będzie go trochę przytemperować. Zabijanie Pierwotnych nie jest takie złe, ale wkurzanie Klausa ma tragiczne skutki. W sumie wilczek coś o tym wie, prawda? - spojrzał na Tylera z uśmiechem.

Po chwili zniknął za ścianą i znowu zostaliśmy sami.

Nagle torebka w rękach Lockwooda pękła i zaczęła się z niej wylewać reszta krwi.

- Kurde - powiedział chłopak. - Po przemianie nie do końca panuję nad pazurami. A przy Damoni jest jeszcze gorzej. - westchnął.

- Wszystko słyszę! - krzyknął Salvatore z pokoju.

Jednak nikt nie zwrócił na niego uwagi.

Podeszłam do Tylera.

- W porządku? - zapytałam.

- Tak - odparł i wziął głeboki oddech. - Już tak. Teraz trzeba sprzątnąć krew.

I właśnie tym się zajęliśmy.

Tyler odłożył przedziurawiony woreczek na blacie, a ja wzięłam z szafki dwie szmatki. Jedną z nich podałam chłopakowi. Zaczęliśmy wycierać krew na podłodze, która na szczęście jeszcze nie zdążyła zaschnąć.

Poszłam do łazienki po wiadro. Lepiej będzie wyżymać do niego szmatki, bo inaczej nigdy tego nie skończymy.

Moczyłam materiał w plamie i wyciskałam do wiadra, co chwilę spoglądając na Tylera. W pewnym momencie nasze spojrzenia się spotkały, jednak już po sekundzie oboje wróciliśmy do sprzątania.

Już po paru minutach podłoga była idealnie czysta. Lockwood poszedł umyć zakrwawione szmatki. Ja natomiast postanowiłam pozbyć się krwi.

Weszłam do salonu.

- Chce ktoś? - zapytałam półżartem. Zgodnie z moimi przypuszczeniami, nikt się nie zgłosił, więc poszłam wylać zawartość wiadra do zlewu.

Odłożyłam wiadro i wróciłam do salonu, gdzie był już Tyler.

- Może wyjdę na zewnątrz - powiedział nagle Damon. - Młody Gilbert chyba powinien zaraz być.

Jak przyrzekł, tak zrobił. My nadal siedzieliśmy w milczeniu i czekaliśmy na Jeremy'ego. Jeśli uda nam się go przekonać do zrezygnowania ze swojego zajęcia, nie będziemy mieli więcej problemów z Klausem.

Nagle jednak drzwi otworzyły się z impetem. W progu stała jakaś blondynka trzymająca Damona za szyję.

- Gdzie jest Niklaus? - krzyknęła do nas, jednak nikt nie zamierzał jej odpowiedzieć. - Gadajcie! - skręciła brunetowi kark. - Albo was wszystkich spotka to samo. Nie każdy będzie miał tyle szczęścia, co on.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro