Rozdział 5

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Klaus? - zapytałam. - Kim on jest?

- Caroline, to jest Niklaus Mikaelson. - przedstawił go Stefan. - Co ty tu robisz? - zapytał ostro.

- No nie wiem, może po prostu przyszedłem odwiedzić mojego starego przyjaciela? Pamiętasz mnie jeszcze, Stefanie Salvatore?

Klaus siedział uśmiechnięty na kanapie, a każdy patrzył na niego morderczym wzrokiem. Tylko ja nie wiedziałam, o co w tym wszystkim chodzi.

- Czy ktoś mi w końcu wyjaśni, co, do cholery, się dzieje? - zapytałam zirytowana.

Nikt nawet nie próbował nic mi wytłumaczyć i wszyscy tylko rozglądali się po innych. W końcu odezwał się Mikaelson.

- Wiesz, trochę namieszałem w życiu twoich przyjaciół w ostatnich latach, Caroline - wyjaśnił, akcentując moje imię.

- To ja może nie będę mieszać się w wasze sprawy - oznajmiłam i odwróciłam się, kierując się do wyjścia. Nagle drogę zagrodził mi Klaus.

- Zapomnisz o wszystkim, co się tutaj działo. Zapomnisz o mnie - powiedział hipnotyzującym głosem. - I pójdziesz do domu bez zadawania zbędnych pytań.

Tak zrobiłam. Postanowiłam udać się do mojego domu. Chociaż w sumie mogłam skrzywdzić moją mamę. Ale czułam się, jakbym nie mogła robić tego, co chcę i jak zahipnotyzowana szłam w kierunku mojego domu. A w ogóle, co się działo u Salvatore'ów? Pamiętam tylko ćwiczenia ze Stefanem, a po tym mam kompletną pustkę w głowie. Co się ze mną działo?

*Perspektywa Tylera*

- Czemu ją zahipnotyzowałeś? - rozwścieczony zapytałem Pierwotnego.

- Jest nowa, nie powinna wiedzieć o Pierwotnych - odparł niewzruszony Klaus i z powrotem zajął swoje miejsce na kanapie. - Mam pewną sprawę.

- Załatw to szybko - powiedział Damon od niechcenia. - Nie mamy czasu na wysłuchiwanie twoich próśb.

- Eleno, wiesz może, gdzie podziewa się twój kochany braciszek? Razem z waszym przyjacielem Donovanem?

- Powinien być w domu - odparła szatynka.

- Może i powinien, ale zamiast to robić, szwenda się po mieście, zabijając moje rodzeństwo.

- Jak to? - zapytał zaskoczony Stefan.

- Normalnie - odpowiedział Pierwotny. - Zróbcie coś z tym albo ktoś na tym ucierpi. Pamiętajcie, jedna ofiara w mojej rodzinie równa się jednej ofierze u was. Hmm... Kogo by tu poświęcić za Finna?

- Klaus, to nie nasza wina, że młodemu Gilbertowi zachciało się zabijać Pierwotnych. - starszy Salvatore próbował załagodzić sytuację. Oczywiście to nie poskutkowało.

- No dobrze - powiedział Klaus po chwili zamyślenia. Wszyscy spojrzeli na niego zaniepokojonymi spojrzeniami. W końcu Niklaus Mikaelson tak szybko by odpuścił? Nie, on na pewno coś kombinuje.

- Nikogo nie zabijesz? - zapytałem zaskoczony, ponieważ nikt chyba nie był w stanie niczego powiedzieć.

- Nie na stałe - odparł, po czym podszedł do mnie w wampirzym tempie, podał mi swoją krew i skręcił mi kark.

*Perspektywa Caroline*

Szłam dalej w kierunku domu, kiedy nagle w mojej kieszeni zabrzęczał telefon. Gdy go wyjęłam, na wyświetlaczu zobaczyłam imię Bonnie. Odebrałam bez wahania.

- Caroline, stało się coś złego - usłyszałam przerażony głos przyjaciółki. - Tyler... on... jeden wampir skręcił mu kark.

- Co?! - krzyknęłam i raptownie się zatrzymałam. Nie... tylko nie Tyler. On nie mógł zginąć.

- Nie martw się, yyy... ten wampir podał mu swoją krew, nie zginie - uspokoiła mnie dziewczyna. - Ale myślę, że powinnaś tutaj być.

- Jasne, już biegnę - powiedziałam i od razu się rozłączyłam. Wrzuciłam komórkę do torebki i pobiegłam z powrotem do domu Salvatore'ów.

*Perspektywa Stefana*

Klaus odszedł od razu po ,,zabiciu" Tylera, a my zajęliśmy się chłopakiem. Żadne z nas nie wiedziało, co robić. Co powinno się zrobić z tymczasowo martwym chłopakiem? Nic. I to właśnie zrobiliśmy.

Bardziej przydałoby się martwić o to, co z nim będzie, kiedy się obudzi. Będzie wtedy hybrydą i pewnie nie będzie umiał się kontrolować, a nie sądzę, aby Mikaelson był chętny do pomocy.

Nagle do naszego domu w wampirzym tempie wbiegła jakaś blondynka. Dopiero po chwili zorientowałem się, że to była Caroline.

- Tyler! - krzyknęła wystraszona dziewczyna i podbiegła do nieprzytomnego Lockwooda. Usiadła koło niego i oparła jego głowę na swoich kolanach. - Obudzi się, prawda? - zapytała zaniepokojona, głaskając go po włosach.

- Tak - uspokoiłem ją i pogłaskałem ją po ramieniu. - Wszystko będzie w porządku.

Dziewczyna wyraźnie się uspokoiła. Nadal siedziała przy Tylerze, troskliwie na niego patrząc.

Nagle do pokoju wszedł Damon, który wcześniej poszedł do drugiego pokoju po kolejną butelkę burbona.

- Blondi? - zapytał zaskoczony. - Co ty tu robisz?

- Jak to co? - oburzyła się Forbes. - Jakiś wampir zabił Tylera! Czemu miałoby mnie tu nie być?

- Oparłaś się hipnozie Pierwotnego?

Dopiero teraz zorientowałem się, o co chodzi mojemu bratu. Wcześniej nie zaprzątałem sobie głowy takimi bzdurami, jak to.

- Co? - dziewczyna nie wiedziała, o co chodzi.

- Cóż, Caroline - zacząłem. - Klaus cię zahipnotyzował.

- Klaus? Kim jest Klaus?

- Klaus jest naszym wrogiem - wyjaśniła Bonnie. - Był tu niedawno, ale cię zahipnotyzował. Nie chciał, abyś o nim pamiętała.

- Wampiry mogą hipnotyzować inne wampiry?

- Klaus jest Pierwotnym - do rozmowy dołączyła Elena. - Czyli najstarszym wampirem - dodała, widząc zdezorientowaną minę przyjaciółki.

- I Pierwotni mogą hipnotyzować inne wampiry? - Caroline zaczynała rozumieć, o co w tym wszystkim chodzi.

- Tak - odpowiedziałem. - Ale zwykłe wampiry, takie jak my albo ty, nie mogą hipnotyzować innych. Jedynie ludzi.

- Dość przydatna ta umiejętność - stwierdziła Forbes. - Ale nie czas na to. Kiedy Tyler się obudzi? - zmieniła temat.

- Powinien obudzić się... - Elenie przerwał pierwszy zaczerpnięty przez Lockwooda oddech. - Zaraz - dokończyła szatynka. - A nawet już.

*Perspektywa Caroline*

- Co się stało? - zapytał zdezorientowany Tyler.

- Obudziłeś się! - krzyknęłam uradowana i mocno przytuliłam go do siebie. - Tak się bałam.

- Spokojnie - chłopak odwzajemnił uścisk. - Wszystko ze mną w porządku.

W życiu nie byłam taka przerażona. Przez dłuższą chwilę obawiałam się, że brunet może się jednak nie obudzić. Co za szczęście, że moje obawy się nie sprawdziły i wilkołak bezpiecznie wrócił do świata żywych.

- Tyler, jak się czujesz? - zapytał Stefan i kucnął koło nas.

- Nie jest źle - odpowiedział chłopak, a ja jedynie jeszcze mocniej go uścisnęłam. - Zaraz - Lockwood rozluźnił uścisk, a ja się odsunęłam i spojrzałam na niego zaniepokojona. - Gdzie Klaus? - zapytał.

- Poszedł sobie - odparł Damon. - I niech tak zostanie. Przynajmniej dopóki nie wymyślimy, jak go zabić.

- Co? - zapytałam zaskoczona, kiedy dotarły do mnie jego słowa. - Jak to zabić? Nie możemy tak po prostu zabijać innych bez powodu.

- Caroline, on właśnie zabił Tylera! - wtrąciła Bonnie.

- Ale on żyje! - mówiąc to, wstałam. A potem zorientowałam się, jak irracjonalnie to brzmi. Ale tak teraz wygląda teraz moje życie.

- Po prostu zabijmy go, kiedy Blondi nie będzie patrzeć - powiedział obojętnie starszy Salvatore. - Co to za problem?

Jedynie przewróciłam wymownie oczami na te słowa. Mimo tego, że znałam ich wszystkich od wczoraj, czułam, jakbym znała ich od zawsze. I to był po prostu cały Damon.

- Caroline ma rację - powiedział w pewnym momencie Stefan. - Nie zabijemy Klausa. Trzeba będzie wymyślić coś innego, aby go powstrzymać.

- Powodzenia - prychnął jego brat, po czym poszedł do drugiego pokoju, najprawdopodobniej po setną już chyba butelkę burbona.

- Czujesz się jakoś... inaczej? - Elena zwróciła się do Tylera. - No wiesz, jesteś teraz hybrydą.

- Sam nie wiem - oparł chłopak. - Czuję jakby większe pragnienie. I wyczuwam... - próbował rozpoznać zapach. - Krew - dokończył.

- Krew? - zdziwiłam się, ale po chwili też to poczułam. Słodziutki zapach czerwonej cieczy.

- A no tak - do pomieszczenia znowu wszedł starszy Salvatore, oczywiście teraz znowu trzymał w ręku swój ulubiony alkohol. - Zapomnieliśmy ci powiedzieć, że upadając chyba uderzyłeś głową o stolik. - wyjaśnił obojętnie.

Tyler spojrzał na podłogę za swoimi plecami, co uczyniłam również ja. Rozlewała się tam ogromna plama krwi. Czułam wychodzące pod oczami żyłki i wysuwające się kły.

- Caroline... - powiedział zaniepokojony Stefan, ale ja nie zwracałam na niego uwagi. Pragnęłam krwi.

Wampir podszedł do mnie i ujął moją twarz w dłonie.

- Caroline - spojrzał mi prosto w oczy. - Spokojnie, dasz radę.

- Nie - odparłam. - Ja... Muszę wyjść.

Nie czekając na reakcję przyjaciół, opuściłam rezydencję.

- Caroline! - krzyknął za mną Tyler.

Stanęłam na środku trawnika, a na moich policzkach poczułam słone łzy. Usłyszałam za sobą kroki Lockwooda, który stanął jakiś metr dalej. Zbliżał się do mnie niepewnie, najprawdopodobniej nie chcąc mnie onieśmielać.

- Caroline, nie przejmuj się - powiedział, kiedy dzieliło nas tylko parę centymetrów. Cały czas stałam do niego tyłem. Nie chciałam, aby zobaczył, że płakałam. - To nie twoja wina. Jesteś teraz wampirem. Za jakiś czas oswoisz się z widokiem krwi.

- Wiem - powiedziałam łamiącym się głosem i odwróciłam się do niego. - Ale... ja nie chcę być wampirem. Nie chcę tak żyć.

I wtedy puściły wszystkie hamulce. Rozpłakałam się.

- Cii... - chłopak przytulił mnie do siebie, a ja przycisnęłam głowę do jego ramienia. - Wszystko będzie w porządku. Obiecuję.

*Perspektywa Eleny*

Patrzyłam przez okno na przytulonych Caroline i Tylera i stwierdziłam, że nawet słodka z nich para. Żałuję, że na początku tak źle ją traktowałam. Cieszę się, że mimo to mnie polubiła. Chyba zrozumiała, że Stefan to świetny chłopak i mam powody do zazdrości, ale i tak nie powinnam jej tak ostro traktować. Ona po prostu była samotna i chciała znaleźć przyjaciół, a ja oskarżałam ją o kradzież chłopaka. No cóż, teraz mam nadzieję, że może z jej relacji z Tylerem będzie coś więcej.

Nagle poczułam, jak ktoś mnie przytula od tyłu. Miałam pewność, że to mój chłopak.

- Na co tak patrzysz? - wyszeptał mi do ucha.

- Czyż oni nie są słodcy? - westchnęłam.

- Owszem, są - przyznał. - Ale my możemy być równie słodcy.

Odwróciłam się do niego, a on lekko pocałował mnie w usta.

- Jeju, skończcie tą szopkę! - krzyknął do nas Damon. On to zawsze ma wyczucie czasu. - Trzeba posprzątać tą krew.

- Już pędzę - odparłam sarkastycznie i poszłam do łazienki po szmatkę.

*Perspektywa Tylera*

Caroline rzewnie płakała w moich ramionach, a ja cały czas próbowałem ją pocieszać. Nie dziwiłem jej się. Stanie się potworem to jest coś... nie do opisania. Co ja gadam? Forbes nie jest nawet podobna do potwora. Jest miła, szczera i ma w sobie tyle dobra. Ale stanie się wampirem... to jest coś strasznego.

Nawet boję się myśleć o tym, co się stanie ze mną. Teraz stałem się hybrydą, a to jest chyba jeszcze gorsze niż zostanie wampirem. Agresywność wilkołaka i głód wampira... To na pewno nie jest najlepsze połączenie.

- Nie martw się, Care - pogłaskałem ją po włosach. - Pomogę ci. Zapanujesz nad głodem i wszystko będzie w porządku. Przejdziemy przez to. Razem.

Dziewczyna spojrzała na mnie załzawionymi oczami. Przetarłem kciukiem jej mokre policzki, po czym ponownie przyciągnąłem ją do siebie. Będzie dobrze. Musi być. A ja zrobię wszystko, aby było dobrze. Dla Caroline.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro