Rozdział 9

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Weszliśmy do domu Janet i oczekiwaliśmy w napięciu odpowiedzi.

- Rozumiem, że pochodzicie z linii Rose - stwierdziła blondynka.

- Dokładniej Katherine. Katherine Pierce - sprecyzował Stefan. - To nazwisko na pewno kojarzysz.

- Tylko człowiek go nie skojarzy - prychnęła. - Dobra, nie będę owijać w bawełnę. Przemienił mnie...

Poczułam, jak moje serce bije szybciej.

- Kol - dokończyła wampirzyca.

Kol? O nim jeszcze dużo nie słyszałam. Jednak dostrzegłam lekko załamane i zaniepokojone twarze reszty. Czyżby Kol Mikaelson był gorszy od swojego brata Klausa?

Wszyscy usiedliśmy przy stole w salonie dziewczyny.

- To był XII wiek... - McKinney zatopiła się we wspomnieniach. - Byłam zwykłą, szczęśliwą szlachcianką. Zamężna rodzina, środki do życia i narzeczony. I to nie pierwszy lepszy. Syn najbogatszego człowieka w całym Richmond. Czułam się zaszczycona. I byłam zakochana po uszy. Nazywał się Ryan Kelley. Lecz wtedy pojawili się oni... Tajemnicza rodzina Mikaelson. A moją uwagę zwrócił najmłodszy brat. Nawet nie wiem, co mnie do niego ciągnęło. Spędzałam z nim więcej czasu, a Ryan był zazdrosny. W końcu obaj nie wytrzymali - każdy chciał mnie mieć jedynie dla siebie. Zaczęli walczyć. Kol wygrał bez zbędnych starań. Śmiało skręcił mojemu narzeczonemu kark. Na moich oczach. Chciał ukoić mój ból. Zmienił mnie w wampira i zmusił do wyłączenia człowieczeństwa. Jednak nie mogłam mu tego wybaczyć. Żadnego z tych trzech czynów. Chciałam o tym zapomnieć, jednak już nie zapomnę tego, kim się stałam.

Janet zamilkła. Jej historia była naprawdę smutna. Nie dziwię się, czemu zaszyła się tak sama na uboczu miasta, w którym nie ma żadnych znajomych. Wolała sama borykać się ze swoją wampirzą naturą.

- Dziękujemy ci, Janet - młodszy Salvatore z gracją ucałował dłoń wampirzycy.

- Rozumiem, że nie wiesz, gdzie w obecnym momencie może znajdować się Kol? - zapytała Bonnie.

- Niestety, w tym już nie mogę pomóc. Jak już mówiłam, chciałam zapomnieć o tym wszystkim, co się stało. Nie widziałam go od 1157.

- I tak bardzo nam pomogłaś - oznajmiła Elena, wstając. - Jednak na nas chyba już czas.

Pożegnaliśmy się z blondynką, po czym opuściliśmy jej mieszkanie.

- Jaki jest Kol? - zapytałam.

- Kol jest... - zaczął Tyler. - Trochę podobny do Klausa. Psychopata. Zabójca. Tylko młodszy i jeszcze mniej rozsądny. Ogólnie, nie najlepiej.

No to mnie pocieszył.

- Co zamierzamy teraz zrobić? - zapytałam.

- Upewnimy się, że Kolowi nic nie grozi - odparł Stefan. - Potem coś się wymyśli.

- A co z resztą Pierwotnych? - zapytał Tyler.

- A od czego jest to? - Damon wyjął z torby... kołek z białego dębu.

- Damon! - wszyscy zgromadzeni krzyknęli w tym samym czasie jak na komendę.

- Po cholerę ty to brałeś! - Elena podeszła do niego i chciała zabrać mu narzędzie, jednak ten uniósł je wyżej tak, że szatynka nie mogła go sięgnąć.

Dziewczyna założyła ręce na piersi, udając obrażoną, natomiast brunet uśmiechnął się zwycięsko.

- Chcesz, to sama go sobie weź - prychnął.

Gilbert bez wahania podeszła blisko do niego, stanęła na palcach wyciągając się najbardziej, jak mogła, jedną ręką oparła o pierś Damona, natomiast drugą próbowała złapać kołek.

- Całkiem mi się to podoba - uśmiechnął się szelmowsko wampir.

Spojrzałam na Stefana. Widać było, że buzują w nim emocje.

Szatyn w wampirzym tempie podbiegł do brata i bez trudu wyrwał mu kołek.

- Skończ tą szopkę - oznajmił zirytowany. - Musimy wracać.

Wampir poszedł w stronę samochodu. Damon zbliżył się do Eleny, rzucił jej krótkie spojrzenie, po czym wyminął ją i podążył za bratem.

- Czemu Damon jest takim idiotą? - szatynka przewróciła oczami.

- Też chciałabym wiedzieć - uśmiechnęłam się i reszta z nas poszła w ślady braci Salvatore.

Podeszliśmy do samochodu i już miałam wsiadać, kiedy usłyszałam za sobą znajomy głos.

- No proszę, proszę - dziewczyna zbliżała się do nas stukając butami na obcasach. - Bracia Salvatore. Wiedźma Bennett. Wilczek Lockwoodów. Kochana, słodka Elena Gilbert. No i nowa. Caroline Forbes.

Odwróciłam się. Stała tam... Elena? Nie, to ta druga. Katherine.

- A to ta suka, Katherine Pierce - Damon uśmiechnął się szyderczo.

- Wypraszam sobie - prychnęła szatynka.

- Czego chcesz, Katherine? - zapytał ostro Stefan.

- Hmm... Pomyślmy - wampirzyca podeszła do Salvatore'a i przejechała paznokciem po jego klatce piersiowej. - Macie coś, co należy do mnie.

- Niby co takiego? - prychnął starszy brat. - Twoją duszę? Ją to już chyba dawno straciłaś.

- Nie bądź śmieszny, Damon - oburzyła się Katherine, spoglądając w jego stronę. - Nie macie przypadkiem prochów kochanego wujka Lockwooda? - spojrzała przy tym na Tylera.

- Masona? - zdziwił się Damon. - Są już od dawna w grobowcu Lockwoodów. Tyler powinien coś o tym wiedzieć.

Wilkołak spojrzał wrogo na Salvatore'a, który jedynie uśmiechnął się, jak zawsze.

- Damon ma rację - odparł, patrząc raz na wampira, a raz na Pierce. - Moja mama zaniosła tam prochy Masona. Ale po co ci one? Nie wskrzesisz go za ich pomocą.

Katherine jedynie się zaśmiała.

- Wskrzesić? Tego żałosnego wilczka? Błagam - ponownie się zaśmiała. - Mam ambitniejsze cele. I jeszcze znajdę sposób na ich osiągnięcie.

Szatynka ruszyła z powrotem w stronę, z której przyszła. Wymijając mnie, rzuciła mi mordercze spojrzenie.

- Z tobą też jeszcze się spotkam, Caroline Forbes - rzuciła krótko i odeszła od nas.

- Czyli co? - zaczął Damon. - Mamy na głowie Klausa, obronę Kola i Katherine Pierce? Problemy się zaczynają, moi kochani.

No to nas zagrzał.

***

Po paru minutach ruszyliśmy w drogę powrotną do Mystic Falls. W Alexandrii nie mieliśmy więcej spraw do załatwienia, więc mogliśmy wracać. Chciałam już tylko odpocząć po tym pełnym wrażeń dniu.

Podróż szybko minęła. Damon odwiózł mnie pod sam dom, gdzie czekała zirytowana Elizabeth Forbes. No tak. Nic jej nie mówiłam o wyjeździe.

- Gdzie ty się podziewałaś?! - zapytała rozwścieczona.

- Byłam... - nie wiedziałam, jak to wyjaśnić. - Na wycieczce ze znajomymi - odparłam w końcu.

- Tym razem nic nie zrobię, ale jeśli to się powtórzy...

- Nie powtórzy się - przerwałam jej. - Obiecuję.

Po czym pospiesznie poszłam do mojego pokoju.

Na miejscu rzuciłam się na łóżko i zapadłam w głęboki sen.

~~~~~~~~~~~~~~

Przepraszam, że rozdział nie pojawiał się tak długo, ale w liceum jakoś nie mam czasu na pisanie :( Mam nadzieję, że rozdział wam się spodobał. Pozdrowionka, katherine02221 <3 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro