ROZDZIAŁ XIII

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

❝naomi❞


Gdy dźwięki piosenki ucichły, tłum zaczął bić brawo i krzyczeć, jak na prawdziwym koncercie. Jedynie Naomi Clark, gdzieś pośrodku całego szaleństwa, wciąż nie mogła powstrzymać łez. Głos Jadena rozbrzmiewał w jej wnętrzu, w każdej komórce jej ciała, w każdym miejscu w jej sercu i nie potrafiła zrozumieć, dlaczego nie zauważyła go wcześniej. Dlaczego dopiero teraz, w ostatniej klasie liceum, beznadziejnie zauroczyła się chłopcem z tatuażami, który grał na gitarze tak, jakby trzymał w ręku cały wszechświat?

— No Nao, chyba skradłaś komuś serce — zażartował Andie, obejmując ją ramieniem.

— A może... Może to wcale nie było dla mnie?

— Zwariowałaś?! Wszyscy wiedzą, że napisał to dla ciebie! A ja wiem, że czujesz do niego to samo, więc przestań szukać wymówek i pozwól sobie na to!

Pozwól sobie kochać i być kochaną.

Naomi nigdy nie była zakochana. Nie rozumiała tego fenomenu, uważała to za coś zbędnego, niepotrzebnie zaprzątającego myśli. Zaangażowanie przyprawiała ją o dreszcze, bo wymagało udziału dwóch osób. Jak można było powierzać swoje uczucia czemuś tak niepewnemu i kruchemu? Czemuś, na co mamy wpływ tylko w połowie?

Teraz zaczynała dostrzegać to, co wcześniej wydawało jej się niemożliwe.

— Swoją drogą — kontynuował Andie — to jestem w szoku, że zostałaś. Rzadko wychodzisz z domu wieczorami.

Naomi zbladła i prędko wyjęła telefon z torby. Andrew miał rację, było naprawdę późno i już dawno nie powinno jej tu być. Poczuła, jakby ktoś zawiązał jej sznur wokół gardła i zaciskał go mocniej, z każdym przełknięciem śliny. Jej dłonie zaczęły pocić się ze stresu.

— Muszę się zbierać — wydusiła, z całej siły próbując udawać, że nic się nie dzieje.

Andie wiedział, że zachowanie Naomi bywało nieco nietypowe, ale nigdy nie próbował się w to zagłębiać. Nie pytał, czemu, gdy ją odwiedzał, ciągle wychodziła coś sprawdzić, czemu nie mógł zostawać u niej dłużej, albo czemu na Dymach spotykali się jedynie w nocy lub rano. Wieczór zdawał się oznaką jakiejś cichej katastrofy. Uznał jednak, że są przyjaciółmi i ufają sobie na tyle, że w razie czego sama się do niego zwróci. Nawet jeśli wciąż był okropnie zmartwiony.

Za to Jaden Norton prędko dostrzegł niespokojne emocje Naomi i, nie czekając na koniec koncertu, odłożył gitarę, i pobiegł do niej ile sił w nogach. Keith zapowiedział chwilę przerwy, również gdzieś znikając.

— Nao, może cię odpro... — zaczął Adrew, ale prędko przerwał mu Jade, który właśnie przedarł się przez tłum słuchaczy.

— Naomi, ja... Dobrze się czujesz? — zapytał, odgarniając z twarzy zielone kosmyki włosów. — Wybacz, że przerywam — dodał, tym razem bardziej do Andrew. Ten jedynie kiwnął do niego głową.

— Tak, wszystko w porządku. — Ale Jade wiedział, że wcale nie było w porządku. — Przykro mi, nie dam rady zostać dłużej.

— W ogóle się tym nie przejmuj! Już pokazałem ci to, co chciałem...

To był pierwszy raz, gdy Jaden Norton stał przed Naomi tak wyraźnie zawstydzony. Wyglądał jak mały chłopiec, a ona nie mogła oderwać od niego oczu, chłonąc ten moment całą swoją duszą. Powinna coś powiedzieć, tylko co? Jak miała ubrać w słowa to, co dla niej samej było niezrozumiałe?

W końcu Jaden przerwał ciszę.

— Jeśli pozwolisz, odprowadzę cię do domu.

— Och, ja...

Spojrzała na Andrew, a on uśmiechnął się, puszczając do niej oczko.

— Lećcie. Ja poszukam Maddie. Obiecałem, że wrócę do niej po koncercie, a skoro na razie nie macie zamiaru kontynuować, to dobra pora.

I oddalił się, chowając ręce do kieszeni. Naomi była mu bardzo wdzięczna.

— Idziemy?

— Tak — odparła, zmieszana, bawiąc się materiałem swojej sukienki.

Jade niepewnie wyciągnął do niej dłoń, a ona delikatnie ją chwyciła. Ich palce powoli splotły się ze sobą, a uścisk stał się mocniejszy i cieplejszy. I chociaż Naomi nie miała pojęcia, jak działają tego typu relacje, to wiedziała jedno — naprawdę chciała, żeby to było czymś więcej niż jedną piosenką.

Szli koło siebie, wciąż nieco niezręcznie, mimo to nie rozluźniając uścisku. Oboje wpatrywali się w ziemię, bojąc się spojrzeć sobie w oczy; jak gdyby ten gest był zbyt intymny. Rozmawiali o mało istotnych rzeczach, w zasadzie tylko po to, żeby słyszeć swoje głosy, odbijające się echem po cichych ulicach zaspanego Arsenton. A w myślach błagali, żeby ta noc nigdy się nie skończyła.

Jaden cały czas liczył na jakąś odpowiedź ze strony Naomi, jednak ta nie nadchodziła. Nie wspominała o piosence, o swoich uczuciach, ale jej kolory sprawiały, że Jade miał nadzieję, że nie jest to jednostronne pragnienie. Potrzebowali tylko słowa, by to, co między nimi było, stało się tym, na co oboje liczyli. Tylko albo aż. A Jade wyjątkowo chciał, żeby tym razem to Naomi zrobiła krok w jego stronę, nawet niewielki, nawet...

— Dziękuję ci za piosenkę.

Nawet taki.

Jade zatrzymał się, Naomi zrobiła to samo. Spojrzeli na siebie w tym samym czasie, a ich oczy płonęły z ekscytacji, jak po zdradzeniu sobie wielkiego sekretu. Policzki Naomi poczerwieniały, jej barwy eksplodowały wokół niczym fajerwerki, a Jade jeszcze bardziej zakochał się w tym widoku. Było tyle rzeczy, o których chciał jej powiedzieć...

— Tak długo cię szukałem. Gdzie byłaś?

Serce Naomi zabiło tak mocno, że bała się, że zaraz wyskoczy jej z piersi. Nim się obejrzała, znowu zaczęła płakać, a kąciki jej ust uniosły się w najpiękniejszym uśmiechu, jaki Jaden kiedykolwiek widział.

— Byłam cały czas za tobą.

Pod osłoną gwieździstej nocy, dwójka nastolatków poznających miłość, szeptała do siebie słowa, wypełnione nieznanym dotąd uczuciem. Ostrożnie złączyli usta w niewinnym, delikatnym pocałunku, który smakował jak szczęście i dom. Przeczesywał jej włosy palcami, w opiekuńczym geście, a ona obejmowała go i czuła, że unosi się nad ziemią.

Do pewnego momentu.

Dziwny trzask zwrócił ich uwagę, a z ciemności wyłoniła się damska sylwetka, ledwo stojąca na nogach, wołająca... Naomi. Jaden, wciąż trzymający dziewczynę poczuł, jak jej mięśnie się napinają, a paleta barw staje się ciemna, pełna obrzydzenia i nienawiści, a także... wstydu.

— Naomi, kto to jest? — zapytał spokojnie.

— Co ty tu robisz?! — Naomi wyrwała się z jego uścisku i pobiegła w kierunku nieznajomej. Złapała jej talię, po czym wzięła ją pod ramię, aby pomóc jej iść. — Przecież cię prosiłam... Cholera, wiedziałam, że nie powinnam była iść na tą głupią imprezę...

— Do domu... Weź mnie... — wyburczała kobieta.

Jaden był w szoku, ale z pewnością nie tak dużym, jak Naomi. Gdy przyglądał się tej scenie czuł, jak pękało mu serce, na widok drobnego ciała Clark, trzęsącego się ze stresu, opadającego pod ciężarem człowieka, którego próbowała unieść. Jej twarz była skrzywiona w brzydki grymas, a kolory nieustannie pulsowały wachlarzem najgorszych emocji. Jaden o nic nie pytał, po prostu podszedł i pomógł, bez słowa. Gdy obciążenie zniknęło z jej ramion, spojrzała na niego i rzuciła bezgłośne „przepraszam". Jade pokręcił głową. Sytuacja była bardzo napięta i niezwykle go przeciążała, ale zapamiętał z niej dwie rzeczy; przerażoną Naomi Clark.

I zapach alkoholu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro