ROZDZIAŁ XIV

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

❝andrew❞


Po tym, jak Naomi i Jaden zniknęli, Andrew zdecydował się poszukać Maddie. Powiedziała mu, że nie ma zamiaru brać udziału w koncercie — i rzeczywiście — przez całe wydarzenie nigdzie jej nie widział. Domyślał się, czemu. Trudno było nie dostrzec zagubionej miny Keitha, który, choć stał na scenie, myślami był zupełnie gdzie indziej. Andie zastanawiał się, co musiało zajść pomiędzy parą licealnych gołąbków, żeby Madison wyglądała jak ktoś zupełnie inny. Keith był przecież uznawany za chłopca bez skazy i wszyscy jednogłośnie twierdzili, że jeśli ktoś ma tutaj sprawiać kłopoty, to tylko Maddie. Andrew nigdy specjalnie w to nie wierzył, będąc zwolennikiem teorii, że wszyscy ludzie mają w głowie bałagan, niezależnie od tego, jak wydają się poukładani.

I tym razem się nie mylił.

Dziwne przeczucie zaprowadziło go do sypialni na górze, gdzie istotnie zastał Madison Patton, siedzącą na łóżku, przeglądającą jakąś opasłą księgę, pokrytą brązową skórą.

— A to co, zbiór zaklęć dla wiedźm? — zażartował, ostrożnie przekraczając próg pokoju. — Chcesz kogoś przekląć?

— Nie tym razem. — Uśmiechnęła się, ale to nie był ładny uśmiech. Raczej zrezygnowany, wymuszony sytuacją. — To... mój album ze zdjęciami.

— Wzięło cię na wspominki?

Usiadł koło Madison, zerkając na otwartą stronę, na której widniało zdjęcie jej i Penny w parku rozrywki. Przytulały się, szczerząc zęby i miały te same sukienki, ale w innych kolorach. Nieważne, jak długo Andrew patrzył na fotografię, nie potrafił zobrazować sobie tej sytuacji w teraźniejszym zestawieniu.

Tylko nie rozumiał dlaczego.

— Tutaj zaczynałyśmy gimnazjum.

— Wygląda na to, że świetnie się bawiłyście.

Maddie nie odpowiedziała. Przygryzła dolną wargę i delikatnie przejechała palcami po zdjęciu. W jej oczach widniała nostalgia, być może też żal? Westchnęła ciężko i zamknęła album, odkładając go na szafkę nocną.

— Nie znoszę tej imprezy.

— Więc czemu ją zorganizowałaś?

— Bo jestem idiotką i chciałam dopiec rodzicom, a zamiast tego pokłóciłam się z chłopakiem, od płaczu bolą mnie oczy, a moja przyjaciółka rozmawia z Sethem Salvagem, którego nienawidzę.

— No dobra, kłótnie nigdy nie są przyjemne, ale z Penny trochę przesadzasz, nie sądzisz? Jesteś zazdrosna, że stracisz przyjaciółkę, czy może uważasz, że skoro ty nie lubisz Setha, to ona też nie powinna?

— Czy to źle, jeśli powiem, że oba?

— A jak myślisz?

— Wiem. Penny ma prawo zadawać się z kim chce. Nigdy nie czuła się swobodnie w naszej grupie, więc cieszę się, że znalazła kogoś, kto faktycznie jej pasuje, ale boję się. Co jeśli już nie będzie mnie potrzebowała? Mam wrażenie, że wszyscy się ode mnie odwracają, a ja... nie mogę znieść samotności.

— Maddie, powiedz mi jedno. Naprawdę myślisz, że po tylu latach Penny tak po prostu cię zostawi?

— Nie. Ale jednocześnie wiem, jak zachowywałam się od początku liceum. Nie byłam dobrą przyjaciółką.

— To może warto to zmienić, co?

— A co jeśli na to już za późno?

— Nigdy nie jest za późno.

W tym samym momencie drzwi do pokoju uchyliły się i stanął w nich Keith Davies. Madison wzdrygnęła się, odruchowo łapiąc rękaw bluzy Andrew.

— Możemy porozmawiać? — spytał, spoglądając na Andiego ponaglająco.

— To ja was zostawię — mruknął. — Lepiej nie doprowadzaj jej znowu do płaczu — dodał, wychodząc.

Na zewnątrz było już chłodno, ale imprezowicze niespecjalnie się tym przejmowali, dalej pijąc i tańcząc bez umiaru. Andrew natomiast długo rozmyślał nad słowami Madison, dochodząc do wniosków, że być może czuje dokładnie to samo w stosunku do relacji Naomi i Jadena. Być może strasznie kocha Nao i być może boi się, że już nie będzie jej potrzebny.

Telefon Andiego zawibrował, sygnalizując nową wiadomość. Gdy tylko ją przeczytał, nie mógł uwierzyć w to, co zobaczył i natychmiast wybiegł z ogródka Madison Patton. Dźwięki muzyki powoli rozpłynęły się w mroku, zastąpione szalonym biciem serca nastolatka, który z trudem łapał oddech.

Wbiegł do domu, bez pukania. Na kanapie leżała skąpo ubrana kobieta z potarganymi włosami i malinkami na szyi. Po drugiej stronie pomieszczenia stała Naomi, ukrywając twarz w dłoniach i drżąc, podczas gdy Jaden głaskał ją po plecach. Przestał, gdy spostrzegł Andrew i gestem dłoni poprosił go o podejście.

— Co... co tu się dzieje?

— Pomóż mi przenieść ją do pokoju na górze. Sam nie dam rady, jest pijana jak bela i w ogóle nie trzyma się na nogach.

— Masz na myśli tę kobietę? — Wskazał palcem na sofę. — Kto to w ogóle jest, do cholery?

— Moja matka — odparła Naomi, a jej głos łamał się smutno.

— Co proszę?

— Andrew, nie ma na to czasu, za chwilę pogadacie. Rusz się.

Andie bez słowa pomógł Jadenowi przenieść pijaną, próbując udawać, że wcale nie chce mu się rzygać od zapachu wódki zmieszanej z drażniąco słodkimi perfumami. Gdy w końcu rzucili kobietę na łóżko, Nao zajęła się przebraniem jej i przykryciem kołdrą, po czym wszyscy udali się z powrotem do salonu, w grobowej ciszy.

— Więc? — zaczął Andrew. — Mogę wiedzieć, co to wszystko ma znaczyć?

— Wiesz.

— Nie Nao, nie wiem, bo nigdy mi o niczym nie powiedziałaś!

— A co miałam ci powiedzieć?! Że wcale nie mam rodziców jeżdżących w delegacje?! Że moja matka to alkoholiczka, spotykająca się z jakimiś oblechami za kasę, a ja zapraszam cię wtedy, gdy jej nie ma?! Że mój ojciec tak naprawdę nie istnieje, bo byłam wpadką z przypadkowym typem na imprezie?! Że nie raz musiałam się kryć, jak u mnie byłeś, ze strachu, że ją spotkasz?! A może to, że uciekam do domu wieczorami, bo wiem, że wróci zachlana i będę musiała się nią zająć, żeby nie narobiła wstydu?!

— Tak, dokładnie to! Choćby nawet! Jesteśmy przyjaciółmi, czy nie?! Wiesz o mnie wszystko, każdą najmniejszą pierdołę, a nigdy nie powiedziałaś mi czegoś tak ważnego?! Czy ty mi w ogóle ufasz?!

— Oczywiście, że tak! Ale co to ma do rzeczy?! Myślisz, że ktokolwiek na moim miejscu chwaliłby się tą sytuacją?!

— Myślę, że można o niej powiedzieć komuś, kogo nazywa się swoim przyjacielem! Non stop przychodziłem do ciebie do domu, zawsze widziałem, że zachowujesz się dziwnie, ale nic nie mówiłem, bo byłem pewny, że nie mamy między sobą żadnych sekretów!

— Ciągle tylko ty, ty i ty! Jesteś egoistą!

— Nie, to ty jesteś egoistką! Zawsze... zawsze byłem dla ciebie, a dowiaduję się o tej sytuacji z przypadku, bo ukrywanie się tym razem ci nie wyszło. To nawet nie ty do mnie napisałaś, tylko Jaden! Dlaczego nie możesz zrozumieć, że w takich chwilach to ja chciałbym być przy tobie i cię wspierać?!

— A dlaczego ty nie rozumiesz, że nie chcę wsparcia?! Chcę żyć jak normalna nastolatka i chociaż poza domem udawać, że mam normalne, fajne życie! Chcę przyjaciela, który nie patrzy na mnie z litością!

— Naprawdę myślisz, że traktowałbym cię przez to inaczej?

Nao zamilkła.

— Pff, no tak, wszystko jasne. Skoro uważasz, że jestem aż taki płytki, to nic tu po mnie.

Andrew wyszedł bez słowa, trzaskając drzwiami.

— Kurwa.

Nie mogę znieść, że nigdy nie zauważyłem, jak bardzo cierpisz. Nie mogę znieść, że Jaden dowiedział się przede mną.

Andrew Dalton rzucił się na swoje łóżko, wyprany z wszelkich emocji. Spoglądał obojętnie w sufit, o niczym nie myśląc. Cały chaos w jego głowie ucichł. Od niechcenia chwycił telefon i zaczął przeglądać systematycznie napływające na Instagrama zdjęcia z imprezy, po czym otrzymał wiadomość od nieznajomego, poprzedzoną spamem serduszek pod jego postami.

luca.loka:

cześć!

Andrew uniósł brew, sceptycznie nastawiony do intencji piszącego. Po przejrzeniu jego profilu dowiedział się, że jegomość nazywa się Lucas Lawrence, jest w jego wieku i mieszka w Meitner Town, więc stosunkowo nie tak daleko od Arsenton. Na dodatek był okrutnie przystojny, ale to akurat było jedynie dodatkiem do oryginalnego planu Andiego, aby wystalkować tyle, ile tylko się da.

andreo_bc:

witaj przybyszu

podaj powód swojej wizyty

luca.loka:

czy ciekawość będzie dostatecznym powodem do kontynuowania tej rozmowy?

andreo_bc:

to zależy

jeśli zaoferujesz mi odpowiednią dawkę rozrywki możemy o tym pomyśleć

luca.loka:

na szczęście nie należę do nudziarzy haha.

co robisz online w środku nocy?

andreo_bc:

to samo pytanie mógłbym zadać tobie

luca.loka:

ale nie zadałeś :p

wygląda na to, że jestem bardziej spostrzegawczy.

problemy ze snem?

andreo_bc:

można tak powiedzieć

to nie do końca mój dzień

luka.loka:

kac moralny, czaję.

na twoje szczęście nie mogę zasnąć, więc potowarzyszę ci w niedoli.

andreo_bc:

nie pogardzę towarzystwem

nawet jeśli jesteś podejrzanym creepem

luka.loka:

to było dość bezpośrednie.

szanuję.

wiem, że pisanie do nieznajomych w necie nie jest najlepszym pomysłem na zawieranie nowych znajomości, ale inaczej nie miałbym jak z tobą porozmawiać.

andreo_bc:

dalej nie rozumiem czemu ja

luka.loka:

bo coś mi podpowiedziało, że powinienem to zrobić.

wiesz, mam całkiem dobrą intuicję.

nigdy nie kwestionuję jej wyborów.

andreo_bc:

fan harrego pottera?

wróżysz i takie tam?

luka.loka:

nigdy nie lubiłem tej serii haha.

andreo_bc:

phi

nie wiesz co dobre

I tak kilka wiadomości przerodziło się w kilkaset. Po paru godzinach Andrew bolała szczęka od ciągłego szczerzenia się do ekranu. Gniew i żal zastąpiło inne uczucie, które rozpierało jego klatkę piersiową. A im dłużej je czuł, tym bardziej się bał.

Andrew Daltonie, nikt nie może wiedzieć, kim tak naprawdę jesteś.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro