ROZDZIAŁ XII

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

❝jaden❞


Jaden Norton lubił imprezować, choć liczba kolorów na takich wydarzeniach była przytłaczająco wielka. Non stop przecierał oczy, które od natłoku wrażeń zwyczajnie bolały i się męczyły. Jednak te drobne kłopoty wcale go nie zniechęcały, zwłaszcza gdy miał zagrać koncert. Nieważne, że to tylko kilka piosenek na podwórku Madison Patton, a widownia składa się z mniej lub bardziej trzeźwych uczniów St. Chelton. Dla Jade'a liczyła się tylko muzyka.

Zignorował wyjście do szpitala, jak to zwykle miał w zwyczaju. Poczucie winy zjadało go od środka, ale próbował je zagłuszyć, udawać, że wcale nie istnieje, skupiając się na sprzęcie. Louis będzie na niego wściekła, wiedział to, ale nie potrafił zebrać się na odwagę, by spojrzeć w oczy matki i zobaczyć barwy, które wyraźnie ukazywały mu to, czego widzieć nie chciał. Gdyby inni mogli je dostrzec, zrozumieliby. Bo poza pięknymi barwami pozostają te inne; te, których widok zabija, bo wiesz, co oznaczają. Te, które otaczają jego matkę.

Na moment zamknął oczy. Opamiętaj się, powtarzał sobie w myślach. Czekałeś na ten dzień, na muzykę. Nie możesz tego zepsuć.

Rozejrzał się dookoła. Perkusista i drugi gitarzysta już dawno zajęli się swoimi instrumentami; pozostał jedynie bas Keitha. Maddie miała zawołać go ładnych parę chwil temu, ale nigdzie nie było po nim śladu. Jaden uznał więc, że przejdzie się po terenie imprezy i sam spróbuje go odszukać.

Dom z ogródkiem Maddie był wielki i nowoczesny (konkurować z nim mogła jedynie rodzina Setha Salavage'a). Jej rodzice zajmowali się szeroko pojętym biznesem i nie narzekali na brak pieniędzy. Często wyjeżdżali w delegacje lub zostawali w pracy do późna, stąd zorganizowanie imprezy nie było żadnym wyzwaniem, zwłaszcza teraz, gdy pozostała już tylko matka. Wkrótce Madison miała nawet przejąć działalność jej działalność i choć Jadeowi wydawało się, że nie jest tym szczególnie zachwycona, ani razu nie powiedziała, że tego nie zrobi. Ona, w przeciwieństwie do niego, wyglądała na taką, która nigdy nie uciekała. A Jaden całkiem ją za to podziwiał.

Krążąc wokół, mijając kolejnych ludzi, wreszcie trafił na Maddie i Keitha, i gdy już miał do nich krzyknąć, natychmiast się zatrzymał.

Madison Patton walczyła ze łzami, a jej kolory były tak desperackie, przepełnione rozpaczą, że Jaden sam poczuł, jak płacze. Najgorsze jednak było to, co zobaczył wokół sylwetki Keitha — bo jego barwy ani trochę nie skupiały się na Maddie. Były gdzieś indziej, z kimś innym, a Jade wiedział, z kim. I nienawidził tego.

Keith ewidentnie przechodził przez wielkie zawirowania, ale to wcale nie usprawiedliwiało jego postawy wobec Madison. Nie ruszył nawet palcem, żeby choć trochę ją uspokoić, tylko odszedł, tak po prostu. Jaden wiedział, że Keith to dobry gość i wierzył, że to się nie zmieniło. Ale wiedział również, że Keith nie może wiecznie uciekać od tego, co faktycznie czuje i że nieważne, jak bardzo będzie się starał pokochać Maddie, to niespełniona obietnica bycia z Adeline nigdy nie pozwoli mu kochać jej w pełni.

Tylko czy Jaden Norton naprawdę powinien się w to mieszać?

Postanowił pogadać z Madison. Cóż, przynajmniej taki był plan, bo zanim zrobił krok, poczuł czyjąś dłoń na ramieniu. Kątem oka dostrzegł wirujące radośnie odcienie błękitu i już był pewny, z kim miał do czynienia.

— Ładnie się tak zakradać od tyłu?

Naomi Clark uśmiechnęła się serdecznie. Miała na sobie piękną, granatową sukienkę, która wyglądała tak, jakby utkano ją z nocnego nieba. Jaden często łapał się na zbyt długim przyglądaniu dziewczynie i zapamiętywaniu każdego, najmniejszego gestu, każdej ekspresji, każdego spojrzenia. Odtwarzał je później w głowie jak filmy i rozpływał się nad delikatnością tych obrazów.

Madison zniknęła mu z oczu.

— Andie poszedł się powłóczyć, więc chciałam skorzystać z okazji i porozmawiać.

— Czyli jeśli Andrew jest z tobą, to już mnie nie potrzebujesz? — powiedział to pół żartem, pół serio. W istocie martwiła go relacja tej dwójki, ale miał świadomość, że nie posiadał absolutnie żadnego prawa do ingerencji w życie Naomi. Ba, nie chciał tego robić. Nie śmiał jej ograniczać.

— Bardziej chodzi o to, że Andie wiecznie mnie za sobą ciągnie — zaśmiała się, nawet nie przywiązując wagi do słów Jade'a, które mogły zostać odebrane dwojako. Widocznie nie przypuszczała, że ktokolwiek mógłby uznać ją i Andrew za coś więcej niż przyjaciół. — Robi się późno, nie powinieneś przygotowywać się do występu?

Ach, no tak, występ. Jaden tak bardzo skupił się na zajściu między Maddie i Keithem, że zupełnie zapomniał o powodzie, dla którego ich szukał. Nie chciał jednak obarczać Naomi swoimi myślami, zwłaszcza gdy nic z tego go nie dotyczyło; przynajmniej nie bezpośrednio.

— Keith musiał coś załatwić, ale jak tylko wróci, zaczniemy. A czy... — Na moment wstrzymał oddech. Zawsze bał się, że przez przypadek powie coś, co ją przestraszy, chociaż zależało mu jedynie na tym, żeby się do niego uśmiechała. — Zostajesz na nasz pseudo koncert?

Cholera, to nie to miałem w głowie.

Naomi nieco pobladła, o ile to w ogóle było możliwe przy jej jasnej cerze. Zacisnęła usta w wąską kreskę. Kolory wokół jej sylwetki zaczęły wiercić się niespokojnie, jakby właśnie zdała sobie z czegoś sprawę. Za chwilę spojrzała na Jade'a, jak gdyby nigdy nic się nie stało, choć barwy dalej niebezpiecznie fruwały to na jedną, to na drugą stronę.

— Chyba nie powinnam...

Jaden nie był pewny, co miała przez to na myśli, ale wiedział, że Naomi musiała to zobaczyć.

— Powinnaś! — Prędko chwycił ją za nadgarstek, jakby próbował powstrzymać ją przed ucieczką. Naomi patrzyła na niego szeroko otwartymi oczami, więc delikatnie rozluźnił uścisk, ale jej nie puścił. — Proszę, zostań.

Naomi zerkała to na jego zdeterminowaną twarz, to na trzymającą ją dłoń, czując, jak po jej ciele rozchodzi się ciepło, którego do tej pory nie znała. Stali tak w ciszy dłuższą chwilę, dopóki Jade nie westchnął i nie postanowił zabrać swojej ręki.

— Przepraszam. Wiem, że pewnie masz swoje spra...

Nie dokończył, bo tym razem to Naomi złapała jego oddalającą się dłoń. Choć jej mina wyrażała zakłopotanie i zawstydzenie, to oczy błyszczały intensywnie, a jej uścisk był mocny i zdecydowany.

— Zostanę — odparła krótko.

Zostanie.

Przez tę jedną chwilę Jaden Norton odkrył znaczenie słów unosić się nad ziemią.

Po powrocie Keith został od razu zaciągnięty na próbę i trudno było nie zauważyć, że wcale nie było mu to po drodze. Niewiele mówił, nawet do Jade'a, jednocześnie próbując zachować cień zwyczajnego siebie. I chociaż Jadena zżerało, żeby z nim porozmawiać, paraliżowało go na samą myśl o tym. Czy naprawdę miał prawo kogokolwiek pouczać, kiedy sam zachowywał się jak dziecko?

Keith nieustannie rozglądał się dookoła, zapewne poszukując Madison, jednak ta nigdy się nie pojawiła, nawet wtedy, gdy pierwsze dźwięki gitary rozniosły się po Arsenton. Jade za to od razu wychwycił z tłumu Naomi w towarzystwie Andrew Daltona. I mimo że ten stał tuż obok niej, ona wpatrywała się w prowizoryczną scenę, wprost na Jadena. Jakby patrzyli sobie głęboko w oczy.

I tak jakoś, poniosło go.

— Cześć wszystkim, jesteśmy The Prospectors! Pewnie kojarzycie nas ze szkolnych akademii. Dzisiaj mamy przyjemność zagrać na podwórku Madds. To chyba nasz największy występ jak do tej pory.

Tłum się zaśmiał.

— Zaczniemy od piosenki, którą napisałem jakiś czas temu. Nie jest jeszcze zbyt przećwiczona, ale... To może być jedyny moment w moim życiu, kiedy czuję, że nie chcę uciekać, więc... — Podświadomie Jaden spojrzał na Keitha, jakby oczekując jego aprobaty. I nie zawiódł się, bo Keith uśmiechał się do niego, z ekscytacją kiwając głową. — The Girl Who Swallowed a Star.

Jade nie miał pojęcia, czy słowa utworu trafią do Naomi. Czy w ogóle będzie zadowolona z tego, że napisał dla niej piosenkę i z tego, że słyszą ją wszyscy. Ale wiedział, że niezależnie od tego, co się wydarzy, nie chce udawać, że nic nie czuje, a potem być jak Keith i Adeline, i zastanawiać się, kiedy wszystko spieprzył. Ten jeden, jedyny raz, chciał zrobić coś bez rozważania każdej sekundy swoich działań. Coś, czego będzie żałował mniej, niż schowania głowy w piasek.

Nawet nie widział, jak oczy Naomi Clark zaszkliły się od łez i nie słyszał, gdy szeptała:

— Nie zasłużyłam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro