Prolog

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Przeczesuję rękoma swoje kłaki, po czym przekręcam się na drugi bok. Trawa szeleści pod moim ciężarem. Wtem zdaję sobie sprawę, że gdy wrócę do domu, znów będę musiał doprać ze swoich dżinsów zielone przetarcia. Lecz ów fakt nie jest w tym momencie najistotniejszy.

Teraz w centrum mojego wszechświata znajduje się Andżelika Biedroń Muchomor oraz jej klatka piersiowa unosząca się z góry na dół pod beżową tkaniną sukienki. Jej powieki są zamknięte, ale nadal obawiam się bycia przyłapanym na wpatrywaniu się w jej postać.

Zerkam jak gdyby ukradkiem. Gdy nagle wykonuję nieco zbyt gwałtowny ruch i przysuwam się bliżej, ona uchyla jedną z powiek. Również zaczyna mi się przypatrywać, na jej twarz wstępuje szeroki uśmiech.

— Cóż wyczyniasz, Antoniuszu Zakrzewski? — Milczę przez chwilę, pozostawiając ją bez odpowiedzi, po czym piegowata parska śmiechem. — Przepraszam, po prostu nie mogę! — dodaje między niekontrolowanym chichotaniem. — Nie ruszaj się!

— Ale... — próbuję podjąć marną próbę zrozumienia sytuacji, gdy nagle Andzia wyjmuje aparat i robi mi zdjęcie. Moje zakłopotanie sięga zenitu.

— Masz biedronkę na nosie — tłumaczy wreszcie uśmiechnięta od ucha do ucha. Następnie przypatruje się fotografii z polaroida. — To prawdopodobne jedno z moich najpiękniejszych zdjęć — mówi z zadumą.

Przez chwilę czuję się objęty szalem miłości, aby zaraz potem zrozumieć, że to nie ja jestem piękny. Piękne są biedronki. I zdjęcia. Oraz biedronki na zdjęciach.

Chciałbym być biedronką.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro