4

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

~Thomas~

Kiedy Austin wyszedł z domu bruneta, też zacząłem się powoli zbierać. Ubrałem się i stanąłem przy drzwiach wejściowych.

- Powiedział ci dokładniej na ile jedziesz? - zapytałem jeszcze.

- Ta... i tu jest problem. Miałem wyjechać na kilka tygodni, a wysyłają mnie na dwa miesiące. Będziesz miał oko na Rose? Mia już wie i przez ten czas będzie cały czas u swoich rodziców.

- Spoko stary. Nie będę spuszczał twojej siostry z oczu. - zażartowałem. Max prychnął pod nosem.

- Nie o to mi chodzi. Chcę, żebyś sprawdzał co jakiś czas jak sobie radzi.

- Wiem stary, żartowałem. Potem przyjdę zobaczyć, czy wróciła do domu. Trzymaj się stary. - powiedziałem. Max dał mi jeszcze zapasowe klucze do ich domu. Pożegnaliśmy się, po czym skierowałem się do samochodu. Odpaliłem swój samochód i ruszyłem spod domu z piskiem opon.

~Rosalie~

- Max mnie zabije! - krzyknęłam do Chloe, budząc ją ze snu. Dziewczyna jęknęła głośno i schowała głowę pod poduszkę.

- Laska ja nie żartuję. Już po dziesiątej, ja spadam. Trzymaj się! - krzyknęłam, po czym wybiegłam z pokoju dziewczyny. Ubrałam się szybko i wybiegłam z domu. Nie spotkałam jej rodziców po drodze, możliwe jest, że pojechali na zakupy. Sprawdziłam telefon, ale nie chciał się włączyć.

- Jasna cholera. - mruknęłam pod nosem. Rozładował mi się. Na dodatek dziewczyna wczoraj w klubie zgubiła nasze ciuchy, przez co muszę teraz iść do domu w kiecce. Max mnie przecież zabije za mój strój. Do domu mam jakąś godzinę drogi piechotą, więc zrobię sobie długi spacer. Szczególnie, że mam na sobie szpilki. Cudne cholerstwo stworzone dla kobiet. Nie byłam nawet w połowie drogi, kiedy zaczęło mocno padać. Zatrzymałam się na chodniku i spojrzałam w niebo. Westchnęłam cicho i zamknęłam oczy. Wtedy usłyszałam klakson obok siebie. Otworzyłam oczy i rozejrzałam się. Zauważyłam czarne bmw i Thomasa za kierownicą. Mężczyzna pokazał mi dłonią, żebym wsiadła do środka. Nie zastanawiałam się dwa razy. Szybko pokonałam odległość dzielącą mnie a samochód, otworzyłam szybko drzwi i wskoczyłam do środka. Spojrzałam na przyjaciela brata i zauważyłam, jak ten mierzył mnie wzrokiem. Mam żałować, że wsiadłam do tego samochodu? Chrząknęłam głośno, przez co wzrok bruneta skierował się na moją twarz.

- Nie miałaś być w kinie? - zapytał po chwili. Przełknęłam ślinę, która nagromadziła mi się w buzi. Jak mam mu niby wytłumaczyć tą kieckę? Przecież od razu poleci do Max'a.

- Lepiej ruszaj, bo zaraz ludzie się będą zastanawiać, czemu nie jedziesz. - zmieniłam szybko temat. Brunet zaśmiał się krótko, ale nie stał już samochodem na drodze. Zaczął się kierować za to w innym kierunku niż mój dom.

- Gdzie jedziemy?

- Najpierw to odpowiedz na moje pytanie maleńka. Tak nie byłaś ubrana, wychodząc wczoraj do kina. - zacisnęłam usta w cienką kreskę.

- No dobra, byłam z Chloe po kinie w klubie. Zresztą, po co ja ci to mówię? - powiedziałam sama do siebie.

- Byłaś w tej mini? - zapytał. Zauważyłam jak zaciskał pięści na kierownicy. Zmarszczyłam brwi. Co go to?

- Co cię to do cholery obchodzi? Mogłabym też być tam naga! Nie jesteś moim bratem ani chłopakiem. Ba! My się nie znamy, więc skąd te pytania?

- Muszę mieć teraz na ciebie oko przez jakieś dwa miesiące. Max wyjeżdża już dziś, o ile nie pojechał już na lotnisko. - otworzyłam szeroko oczy na te wieści. Miał jechać jutro, a nie dzisiaj. Nawet się z nim nie pożegnałam.

- Teraz jedziemy do mnie. Dam ci coś normalnego do ubrania. Nie chcę widzieć miny Max'a, kiedy zobaczyłby cię w tej szmacie. - spojrzałam na niego wrogo.

- Co ci do moich ubrań?

- Mi tam się podobają, ale wiem, że Max'owi nie bardzo. - powiedział cicho, jednak po jego zaciśniętej szczęce i dłoniach nie uwierzyłam mu. Ale nie będę już o tym myśleć. Ma rację. Gdyby Max mnie zobaczył w takich ciuchach, zabiłby mnie albo wyrzuciłby wszystkie moje ciuchy a kupił jakieś dla babć. Tego chcę uniknąć.

- A z tym chłoptasiem też byłyście w klubie? - zapytał brunet, kiedy podjechał pod jakiś ładny, jednorodzinny dom. Spojrzałam na niego, odpinając pasy.

- Nie. Tak się składa, że tego chłoptasia z nami nie było. Zwykły babski wypad. - odpowiedziałam. Wyszłam z samochodu i może nie chcący za mocno trzasnęłam drzwiami.

- Nie wyżywaj się na samochodzie! Nic ci nie zrobił. - powiedział głośno Thomas, prawie krzycząc. Przewróciłam oczami, gdy podszedł do mnie i sprawdził, czy czasem nie uszkodziłam mu drzwi. Kiedy zobaczył, że samochód jest cały, zaprowadził mnie do domu. Otworzył drzwi kluczem i pokazał mi, abym weszła przodem.

- Mieszkasz tu? - zapytałam, stojąc w holu. Na przeciwko drzwi wejściowych, znajdowały się drugie drzwi. Po mojej lewej stronie stało duże lustro, pewnie szafa. Na przeciwko lustra był stoliczek, na którym znajdował się koszyczek na klucze.

- Tak. Rodzice wyprowadzili się do Paryża a z siostrą nie mam kontaktu.

- Pewnie jest ci wygodnie, co? Mieszkasz blisko lasu, nie masz aż tylu sąsiadów... Żyć nie umierać. - powiedziałam. Ściągnęłam buty, które postawiłam obok stoliczka a kurtkę podałam brunetowi, który po odłożeniu jej do szafy (tak jak myślałam, za lustrem była szafa), poszedł przodem do drugich drzwi. Co ja tu w ogóle robię?

- Rozgość się. Przyniosę ci zaraz ciuchy na przebranie. Kawa jest w górnej szafce po lewej stronie a kubki chyba sama dasz radę znaleźć. - powiedział, kiedy znaleźliśmy się w kuchni. Pokiwałam głową nic nie mówiąc. Brunet odwrócił się na pięcie i wyszedł z pomieszczenia. Westchnęłam cicho i podeszłam do czajnika. Kuchnia nie była duża. W sam raz na parę osób. Załączyłam wodę w czajniku i wyjęłam kawę z szafki. Kubek znalazłam dopiero po paru minutach. Postanowiłam zrobić dwie kawy, nie wiem czy brunet już pił czy nie. Najwyżej wypije drugą. Zalałam kawę, postawiłam kubki na stole, po czym usiadłam na krześle i upiłam mały łyczek.

- Sorry, że długo mnie nie było. W łazience masz ciuchy. Niestety nie miałem damskich, więc musisz przyjąć fakt, że są to moje. - powiedział, siadając na przeciwko mnie.

- Zrobiłam ci kawę. - pokazałam dłonią na kubek. Mężczyzna uśmiechnął się do mnie, podziękował skinieniem głowy i wziął kubek do ręki.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro