5

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dziewczyna poszła się odświeżyć a ja zacząłem myśleć. Co mnie dzisiaj strzeliło w łeb? Kłóciłem się z nią o sukienkę jak mąż z żoną! Nie rozpoznaję samego siebie! Moje rozmyślania przerwał m i dzwonek telefonu. Spojrzałem na wyświetlacz i zobaczyłem, że dobijał się do mnie Austin.

- Czego chcesz?

- Przeniosłem imprezę. Będzie za tydzień, ale przyjdź wcześniej, pomożesz mi w przygotowaniu domu. - powiedział spokojnie. Pokiwałem głową, jednak uświadomiłem sobie, że mężczyzna tego nie zobaczył, więc się odezwałem.

- Nie ma sprawy. Imprezę zaczynasz o ósmej?

- No a o której? Idealny czas na rozpoczęcie impry! Weź z sobą Rose, niezła z niej laska, to może i na moją imprezę ubierze jakieś skąpe ciuszki? - kiedy to usłyszałem, zacisnąłem dłoń w pięść.

- Trzymaj się kurwa swojej Jennifer a od Rosalie się odpieprz. - powiedziałem ostro.

- Uuu... Czyżby playboy był zazdrosny?
- Nie jestem o nią zazdrosny.

- To dobrze, bo mam znajomego, który ma na nią oko.

- Odpieprzcie się od niej do jasnej cholery. - prawie krzyknąłem do telefonu. Austin się zaśmiał głośno.

- Jesteś zazdrosny. Ale jak chcesz dalej się upierać przy swoim, to się załóżmy i sprawdźmy. - powiedział po chwili.

- Zamieniam się w słuch. - rozejrzałem się, czy Rosalie czasem nie wróciła do kuchni i nie zaczęła podsłuchiwać. Jednak nie zauważyłem jej i z powrotem skupiłem się na rozmowie.

- Rozkochaj ją w sobie, zalicz i rzuć. Jak wygrasz dam ci cztery stówy, tak samo w drugą stronę. Wchodzisz? - zamknąłem oczy i westchnąłem. Cztery stówki to nie jest mała sumka, jednak Rosalie jest siostrą Max'a. Ale muszę pokazać, że nie jestem o nią zazdrosny.

- Wchodzę. - powiedziałem krótko.

- Super! Masz miesiąc czasu, albo nie. Dwa miesiące. Przez ten czas musisz ją przelecieć. - powiedział.

- Zrobię to nie raz i nie dwa. Zakład przyjęty. Muszę już spadać, Rose jest u mnie a nie chcę, żeby się czegoś dowiedziała. - powiedziałem.

- Szybki kurwa jesteś. Balanga będzie w piątek, przyjdź lepiej dwie godziny wcześniej. - pokiwałem głową, pożegnaliśmy się, po czym odłożyłem telefon na stół. W tym samym czasie do kuchni weszła Rosalie. Oblizałem usta językiem, widząc ją w mojej koszulce, która sięgała jej do połowy ud. Ciekawe czy ma spodenki. Dziewczyna usiadła na przeciwko mnie i spojrzała na mnie pytającym wzrokiem. Uśmiechnąłem się w jej stronę. Muszę być teraz cholernie miły, a najlepiej to udawać zakochanego w jej stronę. Im lepiej będę grał, tym szybciej porucham.

- Co się tak patrzysz? Mam coś na twarzy?

- Nie, nie. Po prostu wyglądasz zajebiście w moich ciuchach. Mógłbym się przyzwyczaić. - powiedziałem prosto. Rosalie się zarumieniła na moje słowa. Uśmiechnąłem się w duchu. Dobry początek.

- Są wygodne i duże. A takie uwielbiam. To Max mówił na ile jedzie?

- Chyba na dwa miesiące, ale możliwe, że mu się przedłuży wyjazd. Także wybieraj. Na ten czas albo ja zamieszkam u was, albo ty u mnie.

- Co? Nie będę się nigdzie przeprowadzać! Czemu niby miałabym mieszkać z tobą? - zaczyna się. Kobieta wstała z krzesła, zaplotła ręce na piersi i patrzyła na mnie.

- Max kazał mi mieć cię na oku. Obiecałem, że wprowadzę się do was. - powiedziałem, naginając trochę prawdy. Dziewczyna wkurzyła się, jednak nie jest chyba taka głupia, żeby dzwonić do brata w takiej sprawie.

- Niech wam będzie. Ale nie myśl sobie, że będziesz mi wybierał ciuchy i pilnował na każdym kroku. - powiedziała po długiej chwili. Uśmiechnąłem się szeroko. Pierwszy krok za mną, zamieszkanie pod jednym dachem. Teraz musi się we mnie zakochać, potem seks i dowód. No i na końcu cztery stówki w kieszeni.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro