Część 25

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Jason

Ciężko ze spokojem opisać zamieszanie, jakie ma miejsce w domu rodziców. Podobne zjawisko widziałem jeszcze tak niedawno w posiadłości Colettich. Jednak tym razem to cień podejrzenia padł na Antona. Ciało kolejnej ofiary znaleziono w jednym z jego magazynów.

Teraz wiem, że ktoś próbuje wrobić w ten morderczy i bestialski biznes nie tylko Asę, ale także mojego ojczyma.

Po kilkunastu godzinach Anton został zwolniony z posterunku. Gdy wrócił do domu był względnie spokojny, ale widziałem w jego oczach czyste wkurwienie. Starał się ukryć to przed moim rodzeństwem, ale znam ten wyraz twarzy. Mama natomiast zareagowała zupełnie inaczej niż Gianna. Nie płakała, tylko czekała, aż ojciec wróci do domu.

Anton zaprasza mnie i mamę do gabinetu, a Amelia i Boris zostają odesłani do swoich pokoi, co zdecydowanie nie podoba się mojemu braciszkowi. Gdy tata obdarowuje go surowym spojrzeniem, przestaje się ciskać i wykonuje prośbę.

W gabinecie opowiada co się działo podczas przesłuchania. Dokładnie ta sama sytuacja, która spotkała jego przyjaciela. Oczywiście Nawczenko ma armię najlepszych prawników w mieście, którzy od razu wskazali na podejrzane zbiegi okoliczności. Oprócz miejsca, gdzie znaleziono ciało martwej dziewczyny, nic więcej nie mieli na Antona, więc został wypuszczony.

– Ktoś chce mnie i Asę usunąć z obrazka. Do tego wyręcza się policją.

– Nie udało się z Colettim, więc dlaczego z tobą miałoby to przejść? – pytam zaintrygowany.

– Nie wiem, ale to na pewno nie koniec. Musimy być czujni. Allie, proszę zadbaj o to, aby dzieciaki nie stawiały się, gdy zwiększymy ochronę.

– Porozmawiam z nimi. Z Amelią nie będzie problemu, ale wiesz jaki jest Boris. Ma niedługo ważny mecz koszykówki i z pewnością będzie chciał wybrać się na imprezę na zakończenie sezonu.

– Nie zgadzam się. W innych okolicznościach nie byłoby problemu, ale teraz...

Anton nie kończy zdania, tylko przeczesuje dłonią swoje włosy przyprószone siwizną, a następnie patrzy czule na mamę. Podchodzi do niego, kładzie dłoń na jego policzku i uśmiecha się delikatnie.

– Będzie dobrze Anton. Wszystko będzie dobrze – mówi spokojnie. Anton okrywa jej dłoń swoją i lekko ściska.

Tak właśnie zawsze ich widziałem oczyma wyobraźni, gdy o nich myślałem w San Francisco. Wspierają się nawzajem w każdej sytuacji. Także ciężkie przeżycia z przeszłości mocno ich związały ze sobą. Nie umiem wyrazić słowami, co czuję, gdy tak na nich patrzę. To chyba po prostu szczęście, że się odnaleźli, bo zdecydowanie są sobie pisani.

Postanawiam zostawić ich samych. Wychodzę z gabinetu, po czym wyciągam wibrujący telefon z kieszeni. Czytam wiadomość od Evy, która jest zaniepokojona sytuacją. Odpisuję jej, aby się nie martwiła, bo wszystko jest pod kontrolą. To kłamstwo i zdaję sobie z tego sprawę, ale nie chcę jej dodatkowo martwić.

Myślę nad tym, co mógłbym zrobić dla Antona. Czy policja ma coś więcej na niego, oprócz miejsca, gdzie znaleziono zwłoki? Martwię się, że gliny tym razem nie odpuszczą.

Wtedy przychodzi mi coś na myśli. A raczej ktoś. Ktoś kto mógłby wypytać na posterunku o postępach w śledztwie.

***

Kilka godzin później

Dzwonek do drzwi rozbrzmiewa w całym mieszkaniu. Podchodzę i gdy otwieram, moim oczom ukazuje się ojciec, który na mój widok z uśmiechem unosi do góry czteropak piwa.

– Cześć, wejdź proszę.

Wchodzi do środka i zaczyna rozglądać się po mieszkaniu. Jest tutaj pierwszy raz. Prawdę mówiąc widzę go pierwszy raz od czasu naszej burzliwej rozmowy w kawiarni.

Rick McCarthy jak już wspominałem, nadal trzyma formę, godną policjanta na służbie. I właśnie o jego kontakty chodzi mi teraz najbardziej.

– Nieźle się urządziłeś, świetne mieszkanie – mówi z dumą w głosie.

– Dzięki. Usiądź proszę. Masz ochotę coś zjeść? Zamówić pizzę?

– Nie, nie jestem jeszcze głodny, może później.

Tata siada na kanapie, po czym kładzie piwa na szklanym stoliku.

Podchodzę i sięgam po browar, on także się częstuje. Siadam na fotelu naprzeciwko, zastanawiając się jak zacząć rozmowę. Anton Nawczenko jest pewnie jego odwiecznym i największym wrogiem, ale mam nadzieję, że odłoży urazy na bok ze względu na mnie.

– Mam do ciebie prośbę.

– Czego potrzebujesz synu?

– Chodzi o pewną sprawę. Ktoś w mieście porywa młode dziewczyny, a potem zabija poprzez usunięcie organów wewnętrznych. Prawdopodobnie na handel, ale nie tylko.

– Słyszałem o tym, paskudna sprawa, ale co masz z tym wspólnego?

– Nie podano do wiadomości publicznych, kogo podejrzewali.

– A kogo podejrzewali?

– Najpierw Asę Coletti'ego, a teraz Antona. Dwa ciała i dwa miejsca, gdzie je znaleziono i które należą do ich obu.

Tata przez chwilę milczy, jednocześnie przyglądając się mi uważnie. Bierze spory łyk alkoholu, po czym odkłada prawie pustą butelkę na stolik i opiera się wygodnie o poduszki.

– I mam rozumieć, że te podejrzenia są niesłuszne? Że Nawczenko nie ma z tym nic wspólnego? – pyta drwiąco, a moje ciśnienie się podnosi. Nic nie poradzę na to, że gdy tylko zaczyna mówić o nim źle, moje wkurwienie wzrasta.

– Anton nie ma z tym nic wspólnego, nie zabija ludzi dla handlu narządami.

– Jesteś w stu procentach pewny?

– Tak. Jestem więcej, niż w stu procentach pewny, że jest niewinny.

– Szef Bratvy nigdy nie będzie niewinny Jason. Od lat próbuję ci to wytłumaczyć. Prowadzi niebezpieczne życie, zadaje się z przestępcami, dla których zabicie kogoś nie jest czymś nadzwyczajnym.

– Tato...

– Wiem co powiesz synu. Że Anton traktuje ciebie i twoją mamę dobrze. Że możesz na niego liczyć, ale nie o tym mówię do cholery! – mówi wzburzony, po czym wstaje z kanapy i zaczyna nerwowo chodzi po salonie. Przez chwilę patrzy na widok, który zapewnia szklana ściana, aż w końcu obraca się w moją stronę i kontynuuje. – Popełniłem wiele błędów w życiu Jason, ale nie zmienię przeszłości. Wiem, że masz do mnie żal i słusznie. Jednak musisz mi uwierzyć, gdy mówię, że się o ciebie martwię. Jesteś moim dzieckiem i nie chcę, abyś miał cokolwiek wspólnego z mafią rozumiesz? Wiesz co przeżywałem przez te wszystkie lata, gdy mieszkałeś pod jego dachem? Wiesz, ile razy zastanawiałem się czy zaraz nie otrzymam telefonu z wiadomością, że coś ci się stało? Że ktoś w ramach zemsty na tym Rusku, ktoś posłużył się moim synem?

– Nigdy nic mi nie groziło, nigdy nie było sytuacji, abym czegoś się bał. Tato...musisz mi uwierzyć, że Anton jest dobrym człowiekiem.

Również wstaję ze swojego miejsca i podchodzę do ojca. To chyba pierwszy raz, gdy widzę go tak załamanego i jeśli się nie mylę, to w jego oczach pojawiają się łzy. Obraca się do mnie plecami i znów patrzy na panoramę miasta. Staję tuż obok niego, czekając aż się uspokoi.

– Twoja mama nie zasłużyła sobie na to, jak ją kiedyś traktowałem. Ty także nie zasłużyłeś na życie w takim domu. Uderzyłem cię i mam nadzieję, że kiedyś mi to wybaczysz, bo na wybaczenie matki nie liczę.

Tym razem to w moich oczach pojawiają się łzy. To tak cholernie boli. Chciałem, aby wypowiedział w końcu te słowa. Uważałem, że zasługuję na nie, ale gdy w końcu je usłyszałem, mam wrażenie, że coś mnie rozwala od środka.

Kładę dłoń na jego ramieniu.

– Mama wybaczyła ci lata temu.

Patrzy na mnie zaskoczony, a po jego policzku spływa pojedyncza łzy.

– To niemożliwe.

– Możliwe, sama mi to powiedziała. Prosiła także, abym i ja tobie wybaczył.

– I wybaczyłeś?

– Odpuściłem, ale teraz wiem, że to nie było wybaczenie. Musiałem usłyszeć twoje przeprosiny, zobaczyć, że naprawdę żałujesz. Jeśli tak faktycznie jest, to masz moje wybaczenie tato.

Na chwilę przymyka oczy, po czym ociera dłonią mokry policzek i się prostuje.

– Jak mam ci pomóc? Jak mam pomóc...Antonowi? – pyta, nie patrząc na mnie. Wiem, że wiele to go kosztuje.

– Utrzymujesz kontakt z kolegami z pracy? Potrzebuję informacji na temat śledztwa.

***

Kilka dni później

Jason

Przyglądam się z rozbawieniem, jak Boris po raz kolejny wchodzi w potyczkę słowną z Lilly Mitchell. Dziewczyna robi się purpurowa na twarzy, co w dziwaczny sposób satysfakcjonuje mojego młodszego brata. Przedstawienie także obserwują Eva i Amelia, które dyskretnie zerkają na siebie z uśmiechem. To zdecydowanie podejrzane. Mam wrażenie, że coś mi umyka.

Przyszedłem do kuchni, aby sprawdzić, czy została pieczeń z obiadu i zanim wziąłem pierwszy kęs, do pomieszczenia wpadła szarada energicznych nastolatków. Naturalnie Eva jest starsza i po tym co między nami się wydarzyło, nie sposób abym patrzył na nią, jak na dziecko. Cholera, jest tak seksowną kobietą, że ciężko mi zachowywać się przyzwoicie, gdy jest obok mnie. Nawet teraz, mimo dzielącej nas wyspy kuchennej, mam ochotę podejść do niej i zabrać w posiadanie te kuszące usta. O reszcie jej ciała nie będę myśleć, bo to tylko przyczyni się do powstania namiotu w moich spodniach.

W końcu i Eva na mnie patrzy, co wywołuje momentalnie uśmiech na mojej twarzy. Ona natomiast dyskretnie puszcza oczko i ponownie skupia się na kłótliwej parze.

– Jestem kapitanem drużyny i zobaczysz, że nie na darmo. Dam takiego czadu na boisku, że będziesz mówić do mnie królu – oznajmia dumnie swojej słownej przeciwniczce.

– Masz rację, będę do ciebie mówić królu. Królu przepoconych adidasów.

– Już nie udawaj, że wy dziewczyny nie lubicie, jak faceci uprawiają intensywny sport. Przychodzicie na trybuny dla nas, dla naszych umięśnionych ciał. – Boris bierze głęboki oddech, na wskutek czego jego klata się napręża. Bałwan.

– Dla jakich? Umięśnionych? Masz lustro w domu? Wyglądasz jak szachista, a nie koszykarz.

Akurat tutaj Lilly nie ma racji. Boris jest dosyć wysoki i dobrze zbudowany. Nie ma co się dziwić, skoro pochłania każde jedzenie na swojej drodze i do tego uprawia sport od dziecka. Za chwilę będzie większy ode mnie, co niekoniecznie mi się podoba. Muszę chyba częściej odwiedzać siłownię.

– Głupoty pierdolisz i dobrze o tym wiesz – mówi poważnie, po czym zmienia nastawienie. Uśmiecha się zawadiacko, zbliża się do Lilly, pochyla się nad nią i mówi spokojnym głosem. – Marzysz, by twój chłopak wyglądał tak, jak ja.

– Marzę, by mój chłopak był mądrzejszy i dojrzalszy od ciebie – odpowiada z uniesionym podbródkiem.

I wtedy dzieje się coś dziwnego. Ani Boris, ani Lilly nie odsuwają się od siebie, tylko patrzą sobie w oczy w totalnej ciszy. Napięcie jest wyczuwalne nawet dla mnie, faceta. Nie mówiąc już o zaintrygowanych dziewczynach, które z otwartymi buziami, przyglądają się całej akcji.

Drzwi od kuchni się otwierają, więc wszyscy wracamy do rzeczywistości. Lilly od razu odsuwa się od Borisa, który z uśmieszkiem patrzy na nią. Anton wkracza do środka, a gdy nas widzi, wita się z naszymi gośćmi, po czym podchodzi do lodówki.

– Nie ma już pieczeni? Dałbym sobie rękę uciąć, że był tu jeszcze spory kawałek.

– Winny – mówię, unosząc rękę do góry. Tata mierzy mnie ostrym wzrokiem, co zdecydowanie jest zabawne w tej sytuacji.

Zamyka lodówkę, po czym podchodzi do blatu, na którym leży miska wiklinowa wypełniona przeróżnymi owocami. Wybiera jabłko, po czym zbliża się do Amelii, zarzuca ramię na jej szyję i całuje w skroń.

– Co kombinujecie dzieciaki? – pyta, a potem wgryza się w owoc.

– Nic, przyszliśmy po napoje i idziemy do ogrodu – odpowiada siostra, po czym wyswobadza się z objęć ojca i pogania swoje przyjaciółki.

Eva idzie ostatnia, więc gdy mnie mija, wysuwam rękę i na moment dotykam jej dłoni. Zanim straciłem ją z pola widzenia, dostrzegłem błąkający się uśmiech na jej twarzy.

Boris, również sięga po jabłko i opiera się o blat. Jezu, jacy oni są do siebie podobni. Okej, Boris ma wiele cech mamy, jeżeli chodzi o twarz, ale postawa, ta nonszalancja, to wszystko geny Antona.

– Przyznaj się Boris, podoba ci się Lilly? – pytam, co wywołuje krztuszenie się taty. Chyba powinienem poczekać, aż przełknie kawałek jabłka.

– A co cię to obchodzi?

– Jestem ciekawy, a wasze przepychanki słowne są całkiem zabawne.

Boris uśmiecha się szyderczo, co z przerażeniem obserwuje nadal oniemiały Anton.

– Fajna z niej laska i ma cięty język. Tak, chyba mi się podoba.

– Lilly Mitchell? – pyta w końcu Nawczenko.

– No tak, ładna, bystra i nie mówi wiecznie o paznokciach i o zakupach, jak większość dziewczyn w jej wieku, które znam.

– Nasza Lilly? Lilly od tych Mitchellów? – dopytuje, co mnie niezmiernie bawi.

– Czy ja mówię niewyraźnie tato? Tak, Lilly Mitchell, dziewczyna, która przed chwilą wyszła z kuchni.

– Boże drogi, przecież wy się pozabijacie...

Po tych słowach tata wyrzuca ogryzek do kosza i rusza w stronę wyjścia. Zanim jednak opuści pomieszczenie, jeszcze raz patrzy na Borisa.

– Lilly?

– Tak, tato! Lilly!

– Chryste panie.

Anton w końcu wychodzi, a ja zaczynam się śmiać. Boris mi wtóruje, ale gdy znów kieruję na niego swój wzrok, widzę, że tym razem to on obdarza mnie szyderczym uśmiechem.

– Więc atakujemy przyjaciółki naszej siostry?

Jego pytanie delikatnie mówiąc mnie cholernie zaskakuje. W jednej chwili przestaję się śmiać, co zdecydowanie bardzo go zadowala.

– Nie wiem o czym mówisz.

– O tym, że ciągle gapisz się na Evę i to nie w przyjacielski sposób. Matteo też już to zauważył.

– Co?!

– Spokojnie braciszku, nikt nic nie powie. Na razie. Ale nie zazdroszczę ci przyszłego teścia. Jak Asa Coletti się dowie, to będziesz miał przechlapane.

– Myślisz, że tata Lilly będzie zachwycony, że ją podrywasz? Pamiętaj, że wiele lat pracował dla Coletti'ego i nadal trenuje wszystkich jego nowych pracowników.

Boris traci uśmiech zwycięzcy, po czym ciężko przełyka. Ten mały gnojek będzie mnie straszyć? Ha, sam nie jest w lepszej sytuacji. 

❤️❤️❤️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro