Część 11

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Eva

Czuję napięcie w całym ciele, moje serce kołacze, a oddech wydaje mi się sto razy cięższy niż przed sekundą. Cały czas patrzę na łańcuszek, który wygląda dokładnie tak samo, jak na zdjęciu Marli Jones. Dziewczyny, która zapadła się pod ziemię, a swój ostatni wieczór spędziła w tym klubie. W klubie mojego ojca, gdzie pracuje Dario.

Dario De Matteis. Syn sprzymierzeńca taty, którego znam od najmłodszych lat. I choć ciężko teraz nazwać nasze relacje przyjacielskimi, nigdy nie odczuwałam przy nim strachu. Aż do teraz. Aż do łańcuszka.

W pomieszczeniu zapada grobowa cisza. Dzieli nas kilka metrów, ale mam wrażenie jakby jego postać zawładnęła całą powierzchnią. Jesteśmy sami, zamknięci. On nas zamknął. I nawet jeśli dziewczyny są tuż za drzwiami, w tej chwili nikt nie pomógłby mi w razie ataku.

Czy to możliwe, aby Dario miał coś wspólnego ze zniknięciem studentki? Czy Fiona także bywała w tym klubie? Dario przybył do Nowego Jorku, tuż przed zniknięciem Marli, ale czy na pewno? Może jest w mieście dłużej niż sądziłam.

Nie mogę tak stać i czekać, aż coś zrobi. Odwracam się w jego stronę, a gdy napotykam jego zimne spojrzenie, nieprzyjemny dreszcz przechodzi przez moje zdrętwiałe ciało.

Atmosfera między nami zmieniła się diametralnie. Jeśli wie o łańcuszku, jeśli zdaje sobie sprawę, że go widziałam, jaki wykona kolejny ruch?

– Dario?

– Lepiej, abyście już opuściły klub.

Odsuwa się od drzwi, sięga po klucz w zamku i go przekręca. Następnie otwiera je, a przed moimi oczami pojawiają się moje przyjaciółki. Obie zaskoczone, patrzą to raz na mnie, to raz na Dario. Słyszę Lilly, która zwraca się do Daria, ale nie rejestruję słów. Jestem otępiała, a jedyne co mogę rozbić, to patrzeć na człowieka, którego kiedyś dobrze znałam. Jednak od kilku lat nie utrzymywaliśmy kontaktu i Bóg jeden wie, co się stało w tym czasie z tym sympatycznym i zabawnym chłopakiem. Zdecydowanie nie tylko jego wygląd się zmienił. Jest inny, ta aura tajemniczości nie jest dla mnie w tej chwili atrakcyjna. Jest cholernie przerażająca.

– Evo, już czas na was – oznajmia poważnie, patrząc mi prosto w oczy.

Mam ochotę odwrócić się i chwycić łańcuszek, ale jego czujne spojrzenie mnie onieśmiela. Ruszam naprzód, a gdy go mijam przy wyjściu, mam przez chwilę pewność, że zaraz mnie złapie i zacznie dusić.
Gdy przekraczam próg pokoju socjalnego i mam u swego boku przyjaciółki, spada na mnie ulga. Obracam głowę, aby jeszcze raz spojrzeć na Dario. Nadal jego mina wyraża niezadowolenie z mojej obecności tutaj. Następnie zamyka za sobą drzwi.

– Co tam się stało? – pyta Amelia, a gdy dotyka mojej dłoni, nagle się wzdrygam.

Obie patrzą na mnie zaskoczone, ale to nie jest miejsce ani czas, by im wszystko wyjaśnić.

– Wynośmy się stąd – mówię cicho, a potem ruszam naprzód. Dziewczyny idą tuż za mną.

Mijamy tańczących ludzi, a gdy w końcu wychodzimy przed klub, mogę odetchnąć świeżym powietrzem. Idę chodnikiem zaaferowana i nie zwracam uwagi na to, że dziewczyny coś do mnie mówią. Nagle wpadam na kogoś. Przez chwilę mam wrażenie, że odbywam z kimś szalony taniec przy ulicy. W końcu odsuwam się na bezpieczną odległość i gdy mam pewność, że złapałam równowagę, patrzę na osobę, która stanęła mi na drodze. To dziewczyna, która z pewnością wybierała się na imprezę. Chyba że na co dzień ubiera się tak wyzywająco. Krótka, obcisła, czerwona sukienka, niebotycznie wysokie szpilki i pełny makijaż sprawiają, że wygląda nie tyle atrakcyjnie co wulgarnie. No może faceci inaczej oceniliby jej stylówę, ale dla mnie przesadziła w każdym aspekcie swojego wyglądu. Nawet jej wielgachne cycki wyglądają na sztuczne, to pewnie od nich tak bardzo się odbiłam.

– A ty co kurwa robisz szmato?! – krzyczy piskliwym głosem, a ja ponownie mam wrażenie, że tracę kontakt z rzeczywistością. Kto się tak odzywa, gdy na kogoś się wpadnie?

– Trochę grzeczniej koleżanko – odpowiadam poważnie, ale to tylko ją nakręca.

– Nie mów mi co mam robić! Wpadłaś na mnie suko!

– Nie zrobiłam tego umyślnie, więc się odpierdol.

– Ja mam się odpierdolić?!

– A kto? Święty Mikołaj? Tylko ty wrzeszczysz jak poparzona.

Chyba nie lubi Świętego Mikołaja, bo po tych słowach rzuca się na mnie ze szponami. Poważnie, są tak długie, że mogłaby nimi wydrapać nowy tunel dla metra.

Próbuję się od niej uwolnić, ale gdy ciągnie mnie za włosy, tracę resztki rozsądku. Odpycham ją jak najdalej od siebie, ale nie po to by się uwolnić, a po to by zadać cios. Uderzam ją w twarz, a gdy ta robi się cała czerwona ze złości, wiem, że zaraz przejdzie do kontrataku.

Po sekundzie dokładnie tak się dzieje. Ponownie szarpiemy się, aż w końcu obie lądujemy na chodniku. Słyszę w tle nie tylko krzyki Lilly, ale także inne głosy. Znajome lalki barbie zaczynają wyzywać moje przyjaciółki, a gdy zerkam na nie podczas własnej bójki, widzę, że Mitchell także bije się z jakąś laską. Tylko Amelia próbuje rozdzielić dwie szamoczące się kobiety tuż przy jej stopach.

Kuźwa, jeszcze bójki nam trzeba! Ale jak trzeba, to trzeba, nie wygrasz z przeznaczeniem!

Jason

Po zjedzeniu chińszczyzny na wynos, postanawiam sprawdzić nowe łóżko w sypialni. Oprócz mebli kuchennych i wyposażenia w łazience, to jedyny mebel w moim nowym mieszkaniu. Postanowiłem jak najszybciej wyposażyć to miejsce, aby móc spędzać tutaj jak najwięcej czasu. Zwłaszcza że mam masę pracy papierkowej, a w domu rodziców nie mogę się skupić. Uwielbiam wszystkie kobiety w naszej rodzinie, ale po długiej rozłące potrafią zagłaskać na śmierć. Do tego wścibskie pytania Mariny i Oksany nie są w tej chwili mile widziane. Potrzebuję spokoju. Spokoju i snu...

Dźwięk dzwoniącego telefonu jest jak kara za grzechy. Kto dzwoni do mnie po dwudziestej trzeciej? Nosz kurwa mać!

Sięgam po telefon, którego położyłem na podłodze i gdy widzę na wyświetlaczu imię siostry, nagle czuję się w stu procentach przebudzony. Nie ma śladu po jakimkolwiek zmęczeniu. Coś musiało się stać, inaczej nie dzwoniłaby do mnie o tej porze!

– Amelia? Co się dzieje?

– Jason, mamy problem.

– Coś z rodzicami? Z Borisem?

– Nie, chodzi o Evę i Lilly.

– Nie rozumiem, co się stało?

Moje pytanie przez chwilę pozostaje bez odpowiedzi. Słyszę jej ciężki oddech, a może nawet i płacz.

– Musisz przyjechać i nic nie mówić rodzicom. Dziewczyny zostały aresztowane.

***

Gdy tylko przyjeżdżam pod posterunek, zauważam Amelię, która czeka na parkingu. Podchodzi do mnie szybko, a gdy wysiadam z auta, pada mi w ramiona. Przytulam ją do siebie, bo to moja mała siostrzyczka i zrobiłbym dla niej wszystko. Jednak jest mi winna wyjaśnienia.

– Opowiadaj co się stało – mówię poważnie, gdy w końcu się ode mnie odrywa.

Przez kilka minut relacjonuje bójkę przed klubem i choć mam ochotę zapytać, co tam do cholery robiły, zdawałem sobie sprawę, że czas odgrywa teraz najważniejszą rolę. Amelia wybłagała, abym nie dzwonił do starszych. Nie wiem, dlaczego się zgodziłem, ale trudno. Obym tylko tego nie żałował.

***

Po załatwieniu wszystkich formalnych spraw, czekam z Amelią na korytarzu. Za chwilę Eva i Lilly będą zwolnione. Całe szczęście, że jestem dobrym prawnikiem, także synem byłego policjanta. Znajomości załatwią wszystko. Najtrudniej było przekonać porucznika, aby nie kontaktował się z rodzicami Lilly, w końcu ma zaledwie osiemnaście lat. Jednak najważniejsze, że się udało.

– Idą – mówi szczęśliwa Amelia, po czym wstaje z plastikowego krzesełka.

Idę w jej ślady, a gdy dostrzegam dwie buntowniczki zmierzające w naszą stronę w towarzystwie policjanta, mam ochotę z jednej strony się zaśmiać, a z drugiej zabić je gołymi rękoma. Obie mają poczochrane włosy, jak mniemam od bójki, a ich miny są bezcenne. Jeśli tak wygląda skrucha, to ja jestem arabskim szejkiem.

Moje spojrzenie pada na Evę, która także mnie zauważa. Nagle jej kroki wydają się powolniejsze. Cały czas patrzymy na siebie i choć w takich momentach zawsze uśmiecham się, to tym razem nie mam powodu do zadowolenia. Musiała to wyczuć, ponieważ także nie decyduje się na okazanie sympatii. Natomiast Lilly to inna sprawa. Ona zawsze jest inną sprawą. Nagle przytula mnie mocno, dziękując za uwolnienie z paskudnego więzienia. Dziewczyna chyba nie ma pojęcia jak naprawdę wygląda pobyt w prawdziwym kiciu, ale postanawiam to spostrzeżenie zostawić dla siebie.

– Błagam, powiedz, że rodzice nic nie wiedzą – mówi nadal przyciśnięta twarzą do mojej klaty.

– Nie wiedzą, choć powinni.

Odsuwa się ode mnie z szerokim uśmiechem. Następnie przytula Amelię, chwaląc przy tym jej genialny pomysł, aby wezwać siły specjalne.

W końcu podchodzi Eva. Panna Coletti wygląda na zawstydzoną, ale gdy ponownie patrzy mi w oczy, wiem, że już się na nią nie gniewam. To dobra dziewczyna, a ta bójka i aresztowanie, musi być fatalną pomyłką. Cholera, jestem za miękki dla tych dziewczyn. Powinni przyjechać ich rodzice i zobaczyć co wyczyniają. Ale jak mógłbym zdradzić własną siostrę? No kurwa nie potrafię, a one to ewidentnie wykorzystują.

– Wszystko w porządku? – pytam, nadal patrząc na Evę.

– Tak, dziękuję, że przyjechałeś.

– Nie ma sprawy.

Eva finalnie się uśmiecha. Lubię jej uśmiech, jest uroczy. Zaraz, co ja wygaduję! Naprawdę potrzebuję odpoczynku.

Dziewczyny odbierają swoje rzeczy, które zostały skonfiskowane przez dyżurnego, a następnie wychodzimy z komisariatu. Gdy siedzimy w samochodzie, patrzę na Amelię, która zajęła miejsce obok mnie. Bezgłośnie mówi kocham cię i już wtedy, zdaję sobie sprawę, że cała złość na ich wybryki właśnie gdzieś uleciała.

– Złapiemy coś na ząb? Bo umieram z głodu. Odsiadka sprawiła, że straciłam na wadze.

Wszyscy patrzymy na Lilly, która teatralnie łapie się za brzuch. Jaka odsiadka? Były w areszcie jakieś dwie godziny!

Wyjeżdżamy z parkingu, więc przychodzi trudniejsza część dla dziewczyn.

– Odwiozę was do domów, nie wiem, jak się wymknęłyście i jak się wytłumaczycie teraz, ale ja oficjalnie nic nie wiem.

– Nie możesz nas odwieźć do domów! Oszalałeś?! Chcesz już nas nigdy więcej nie zobaczyć?!

Dramatyzm Evy udziela się także Lilly, która zaczyna wymieniać kary, czekające na nią w domu. Biczowanie i głodzenie jakoś nie pasują mi do wuja Krisa, a tym bardziej do cioci Julii, ale to właśnie ma się wydarzyć według szalonej blondynki, jeśli rodzice o wszystkim się dowiedzą.

– To jaki miałyście plan? Chciałyście zostać w klubie do pory śniadaniowej czy co?

– Oficjalnie śpimy u Wendy – oznajmia Lilly.

– Kim jest Wendy?

– Boże drogi, osłabiasz mnie McCarthy. Wendy nie istnieje.

– Więc gdzie miałyście zamiar spać?

– Chciałyśmy wynająć pokój w hotelu.

– O tej porze może być z tym problem. Przeważnie recepcja jest otwarta do dwudziestej drugiej. Wasz genialny plan ma wady moje drogie panie.

– Cholera, nie pomyślałyśmy o tym. Nigdy same nie wychodzimy – dodaje zmartwiona Eva, a mnie znowu kruszeje serce.

– Dobra, mam pomysł, ale jak to się wyda, to powiecie, że mnie jakimś cudem zmusiłyście.

– Co to za pomysł? – pyta siorka, która nie potrafi ukryć uśmiechu.

– Zostaniecie na noc u mnie. Uprzedzam, że jest jedno łóżko, ale powinnyście się zmieścić.

– Jak nic nie zjem to na pewno się zmieścimy. Zaraz zrobię się jak suchar z głodu.

Pozostałe dziewczyny zaczynają ją uciszać, bo chyba także mają dość jej lamentów. W aucie robi się całkiem gwarno od dziewczęcych przepychanek słownych.

Skupiam się na drodze, ale nie potrafię ukryć rozbawienia.

***

Eva

Mieszkanie Jasona jest nadal nie urządzone. W salonie na podłodze leży tylko dywan, a na nim laptop i stos papierów. Brak umeblowania sprawia, że przestrzeń wydaje się gigantyczna. I ten widok zza szklanej ściany. Po prostu coś niesamowitego. Podchodzę bliżej, aby spojrzeć na rozświetlone miasto nocą. Panorama zapiera dech w piersi. Tuż obok mnie pojawia się Jason. Oboje uśmiechamy się do siebie. On chyba także nadal jest pod wrażeniem widoku, który ma teraz na własność.

– Lilly i Amelia atakują lodówkę. Jeśli jesteś głodna, to dobry moment, aby do nich dołączyć. Za chwilę nic nie zostanie.

– Nie jestem głodna, ale dziękuję.

– Więc biłyście się przed klubem...

Dobrze, że światło jest przytłumione dzięki stojącej daleko lampie w koncie pokoju, bo zauważyłby moje rumieńce zawstydzenia.

– To było nieporozumienie. Nie planowałam się bić.

– Domyślam się, że pojedynek nie był planowany.

– Ta laska była paskudna i opryskliwa...

– I dałaś jej nauczkę?

Ponownie na niego patrzę, a gdy widzę, że próbuje powstrzymać śmiech, rozumiem, że robi sobie ze mnie żarty.

– Śmiej się, śmiej. Założę się, że sam nie raz się biłeś i to z błahszych powodów.

Nagle jego nastrój się zmienia. Po uśmiechu nie ma śladu, za to na twarzy wypływa czysta powaga.

– Nie biję się Evo. Zawsze szukam innego rozwiązania, nawet jeśli ktoś sobie zasłużył na cios.

Po tych słowach odchodzi w stronę kuchni. Odprowadzam go wzrokiem, zastanawiając się o co mu chodziło. Nie miałam nic złego na myśli. Przecież każdy czasem z kimś się spiera, a chłopacy są chętni na zaczepki i przepychanki.

Postanawiam dołączyć do nich w kuchni. Zastaję tam Lilly, która wydobywa łyżeczką resztki jogurtu owocowego. W końcu wyrzuca kubeczek do kosza, po czym znowu nurkuje w lodówce. Już mam ochotę powiedzieć jej, aby nie nadużywała gościnności Jasona, gdy patrzę właśnie na niego i znów czuję się jak pod wpływem romantycznego zaklęcia.

McCarthy poprawia na nosie okulary Amelii, która także jest zajęta wcinaniem winogron. Śmieje się podczas rozmowy ze starszym bratem, który jest cholernie słodki w tym momencie.

Zawsze taki troskliwy i opanowany. Tego człowieka nie da się wyprowadzić z równowagi. Oaza spokoju. Przykład godny naśladowania.

***

Łóżko Jasona jest bardzo wygodne. Mimo że dzielę je z dwoma rozpychaczami. Jednak nie mogę zasnąć i wiercę się nieustannie. Leżę na skraju, a gdy odwracam się do Amelii, która zajęła środkowe miejsce, zauważam, że nie śpi. Poświata księżyca pada na jej twarz, a gdy się uśmiecha, odwzajemniam ten gest.

– Nie mogę zasnąć – mówię cicho.

– Ja też.

– Dużo emocji jak na jeden wieczór.

– Zdecydowanie za dużo.

– Amelia? Mogę o coś zapytać?

– Pewnie.

– Czy to prawda, że Jason nigdy się nie bił? Nawet w szkole?

– Nie wiem, czy nigdy się faktycznie nie bił, ale nigdy o czymś takim nie słyszałam. Skąd to pytanie?

– Rozmawialiśmy i powiedział, że zawsze szuka innego wyjścia, zamiast zadawać cios.

Amelia przez chwilę milczy, a ja nie wiem co to oznacza. W końcu wyjawia mi prawdę na temat postawy Jasona.

– Jego ojciec, Rick używał przemocy na naszej mamie, gdy byli małżeństwem.

– Co takiego?

– Podobno zanim mama spotkała tatę, przeżyła koszmar z pierwszym mężem. Nie znam szczegółów, ale musiało być jej ciężko. Podobno uciekła z Jasonem w środku nocy i wtedy wkroczył mój tata.

– Nigdy wcześniej o tym nie mówiłaś. Słyszałam, że ojciec Jasona to nie za ciekawy typ, ale nie sądziłam, że było aż tak poważnie.

– Nie rozmawiamy o tym w domu, bo należy to do przeszłości. Jason także nie jest super wylewny, ale powiedział mi kiedyś, że gdyby ktoś robił mi krzywdę, gdybym w przyszłości zakochałabym się w nieodpowiednim facecie, to mam mu natychmiast powiedzieć. Mam nie czekać, bo to zawsze najgorsze wyjście.

Wkrótce Amelia zapada w sen, a ja nadal rozmyślam nad tym co mi powiedziała. Nie miałam pojęcia o koszmarze, w którym żyli ciocia Allie i Jason zanim w ich życiu pojawił się Anton Nawczenko. Widząc zawsze uśmiechniętą ciocię, nigdy nie pomyślałabym, że ta radosna i pozytywna kobieta ma tak tragiczne doświadczenia z pierwszym mężem. Chyba byłam naiwna wierząc, że Rick McCarthy był tylko dupkiem, od którego odeszła. Był potworem. Teraz znam prawdę.

Myślę o Jasonie, który nadal utrzymuje z nim kontakt. Wiem, że ich więź nie jest tak mocna jak z ojczymem, ale nadal musi się w nim tlić złość na prawdziwego ojca. Czy to, dlatego jest zawsze taki poukładany? To, dlatego nie uznaje bójek?

Zerkam na drzwi, które zostawiłyśmy lekko uchylone. Widzę światło, dobiegające z salonu. Nadal nie śpi, mogę usłyszeć ciche klikanie w klawiaturę komputera.

Ostrożnie, aby nie obudzić dziewczyny, wstaję z łóżka i sięgam po swoje czarne dżinsy, które ścignęłam zanim wskoczyłam pod ciepłą kołdrę. Zakładam spodnie, poprawiam swoją błękitną koszulkę na krótki rękaw i ruszam w stronę drzwi.

Jason

Całe szczęście, że postanowiłem sprawić sobie ten dywan. Przynajmniej nie leżę na gołych panelach. Czytam jeszcze raz wniosek, który muszę złożyć w palestrze, a gdy stwierdzam, że wszystko jest w porządku, zamykam dokument, po czym odpalam stronę YouTube. Włączam po cichu moją ulubioną piosenkę, „Free bird" Lynyrd Skynyrd.

Nieoczekiwanie moją uwagę przyciąga postać, wychodząca z sypialni. Eva zbliża się do mnie powoli, a ja nie mogę oderwać od niej wzroku. Jej długie, czarne włosy są lekko pofalowane, a jej buzia bez grama makijażu jest po prostu śliczna. Nie będę oceniać jej sylwetki, bo wyjdzie ze mnie chory napaleniec. Nie da się nie zauważyć jej zgrabnego i ponętnego ciała. Z wysokiej i chudej nastolatki, wyrosła na piękną kobietę. Kobietę, która mogła by w sobie rozkochać każdego. Gdyby tylko oczywiście chciała.

– Przeszkadzam?

– Nie, właśnie skończyłem na dzisiaj sprawy związane z kancelarią.

– Lynyrd Skynyrd? – pyta, a następnie siada po turecku na dywanie, tuż naprzeciwko mnie.

– Znasz ten zespół?

– Pewnie, to klasyka. Lubię tę piosenkę. Spokojna, a na końcu z przytupem.

– Też ją lubię.

Przez chwilę słuchamy muzyki w ciszy, a gdy nasze spojrzenia się spotykają, każde z nas nie może powstrzymać się od uśmiechu. Znam ją od tylu lat i zwyczajnie lubię jej towarzystwo. Bywały momenty, kiedy denerwowały mnie razem z rodzeństwem, ale takie są nastolatki. W końcu dzieli na dziewięć lat. Zawsze jesteśmy na innych etapach życia.

– Nie będę się już biła. Przynajmniej postaram się szukać innych rozwiązań.

Jej słowa mnie zaskakują. Nie wiem, dlaczego tak nagle wypaliła z tą bójką. Owszem rozmawialiśmy chwilę o tym, ale nie mam do niej pretensji. Naturalnie, że wolałbym, aby to nasze szalone trio nie uciekało się do takich metod, jednak zdaję sobie sprawę, że młodość ma swoje prawa.

– Dlaczego to mówisz?

Eva nie odpowiada, tylko ciężko wzdycha. Wygląda na zawstydzoną, a może coś leży jej na sercu? Już nic nie rozumiem.

– Wiem, dlaczego nie pochwalasz...sam wiesz co.

W pierwszej chwili jestem zdezorientowany, ale w końcu dociera do mnie, co próbuje mi przekazać. Ma rację, nie pochwalam używania przemocy, mimo że mój ojczym, którego szanuję i kocham, jest szefem grupy przestępczej. Jednak trzeba odróżniać pewne sprawy. Anton nigdy by nikogo nie skrzywdził z powodu chorej satysfakcji. Od lat widzę jego oddanie względem naszej rodziny. Prędzej by umarł niż podniósł na kogoś z nas rękę. To dobry człowiek i tak zawsze o nim myślę. Co innego tyczy się mojego ojca. Do dziś zastanawiam się, czy żałuje swoich czynów. A skoro mam wątpliwości, to znaczy, że Rick nie zasługuje na moje pełne wybaczenie.

– Może lepiej nie rozmawiajmy o tym.

– Rozumiem i nie chciałam naciskać. Nie przemawia przeze mnie też ciekawość, po prostu chciałam abyś wiedział, że gdyby przyszedł taki moment...gdybyś chciał...to ja zawsze cię wysłucham.

Eva zdecydowanie jest skrępowana, ale jej propozycja udowadnia to, jak bardzo ta dziewczyna potrafi być troskliwa. Jest prawdziwą przyjaciółką, która poszłaby za kimś w ogień.

– Doceniam to i dziękuję.

Jej uśmiech jest nieśmiały, chociaż na pierwszy rzut oka nie wydaje się taka. Zawsze przebojowa, zawsze rozgadana i pełna niespożytej energii. Fajnie jednak widzieć, że ma też tę inną stronę swojej osobowości. Czuła, opiekuńcza, delikatna.

Patrzę na jej usta, które są w kształcie serca. Wygląda zarazem tak niewinnie i seksownie. Nie wiem skąd ostatnio biorą się we mnie takie myśli na temat Evy Coletti, ale to musi się skończyć. Powinienem patrzeć na nią jak na siostrę, a nie jak na atrakcyjną kobietę. Nie tylko ze względu na naszą wieloletnią przyjaźń, ale także ze względu na Vanessę.

Nie mogę pozwolić sobie na zerkanie na Evę, gdy odsuwa włosy od twarzy. Gdy nieświadomie zgryza pulchną wargę, a potem je oblizuje. Gdy wstaje i podchodzi do szklanej ściany i mam widok na jej zgrabne nogi oraz krągłą pupę. Cholera, ta dziewczyna jest zjawiskowa. Jest piękna, jest...Nie, nie idź tam myślami!

– Kiedy wraca twoja dziewczyna? – pyta, lecz nie patrzy na mnie.

– Za dwa tygodnie powinna już do mnie dołączyć.

– Kochasz ją?

Co wszyscy z tą miłością do cholery?! Ja rozumiem, że to normalne pytanie, ale czy muszę już teraz się określać? Jest mi dobrze z Vanessą, to wspaniała dziewczyna i nie wykluczam, że może kiedyś być moją żoną. Chcę założyć rodzinę, mam swoje lata, a Van idealnie się do tego nadaje.

Eva nie uzyskawszy odpowiedzi, obraca się w moją stronę i opiera się plecami o szybę. Wstaję z podłogi i nawet nie przeszkadza mi to, że całe moje ciało pod wpływem twardego podłoża jest zdrętwiałe. Jestem skupiony na Evie, która wygląda na smutną.

– Vanessa jest moją dziewczyną i jestem z nią szczęśliwy.

– Ale czy ją kochasz? Czy jesteś pewny, że to ta jedyna?

– Dlaczego pytasz?

– Czy jak się kogoś kocha, odpowiedź nie powinna być oczywista?

– Nie wszystko jest czarno – białe Evo. Zależy mi na niej, ale nadal się poznajemy. Wspólne mieszkanie to kolejny etap w związku.

– To brzmi trochę tak, jakbyś miłość dzielił na etapy. Ten mam już zaliczony, więc przechodzę do kolejnego.

– Nie to miałem na myśli. Mówiłem o związku, a nie o...

– O miłości – kończy za mnie zdanie, a ja zdaję sobie sprawę do czego dąży. Uważa, że skupiam się tak bardzo na stworzeniu związku, że pominąłem w nim najważniejszą istotę, czyli uczucie.

– Byłaś kiedyś zakochana Evo? Byłaś kiedyś w takim stanie, że serce biło ci szybciej, tylko dlatego że jesteś w pobliżu pewnej osoby?

Eva

Jason podchodzi bliżej, a gdy pada z jego ust pytanie, czy byłam zakochana, mam ochotę wykrzyczeć, że ja jestem zakochana i to w nim! Czy biło mi szybciej serce w jego pobliżu? Cholera, tak łomocze, że zaraz wyskoczy z mojej piersi niczym obcy z kultowego filmu z Sigourney Weaver! Czy on nie widzi, jak na mnie działa? Jak wzdycham do niego od kilku dobrych lat?

– Byłaś?

Nadal nie odpowiadam, a on jeszcze bardziej zmniejsza odległość między nami. Nie sądzę by robił to świadomie. Patrzymy sobie w oczy, ale w jego mogę dostrzec jakiś smutek w związku z naszą nieoczekiwaną rozmową. Przychodząc do salonu nie spodziewałam się, że nasza konwersacja zejdzie na taki temat. Jednak sama sobie jestem winna. Tak bardzo kusiło mnie, aby zapytać o Vanessę. Tak bardzo chciałam poznać jego uczucia. A teraz boję się, że zaraz wyzna miłość, ale nie mnie. Powie, jak bardzo kocha Vanessę i moje serce rozpadnie się na kawałeczki.

Czeka na moją odpowiedź, ale zamiast użyć słów, postanawiam zrobić coś innego. Odpycham się od szklanej ściany, chwytam za jego koszulę i przyciągam do pocałunku...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro