Część 5

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng



Eva

Co to za dźwięk? Kto hałasuje z samego rana?
Nadal z zamkniętymi oczami sięgam po małą poduszkę i zakładam ją sobie na głowę. Wczoraj popełniłam błąd pijąc z piersiówki Borisa, a potem mieszając mocny alkohol z szampanem. Na szczęście rodzice byli zajęci na przyjęciu i nie widzieli, że ich córka jest lekko wstawiona. Myślę, że mało kto się zorientował. No może Sarah, która odwiozła mnie do domu.

Dlaczego piłam?
No tak, z bardzo prostego powodu.

Widok na parkiecie tanecznym mną wstrząsnął. Jason obejmował zjawiskową blondynkę i nie wyglądali na tylko znajomych. Moje przypuszczenia potwierdziła Amelia, która wyznała, że przyjechał z dziewczyną, niejaką Vanessą.

Jest modelką, co wcale mnie nie zdziwiło, widząc jej długie nogi i zgrabną figurę. Amelia nie wie, że skrycie podkochuję się w jej bracie od lat i nie zauważyła, że moje serce rozpadło się na milion kawałków, gdy opowiadała o niej w superlatywach. Podobno to bardzo miła i fajna dziewczyna, z którą można porozmawiać na każdy temat. Ich rodzice także polubili wybrankę najstarszego syna.
Ja z marszu ją znienawidziłam. Widząc minę Lilly, gdy wszystko jej opowiedziałam, śmiem stwierdzić, że ona także nie obdarzy ją sympatią. Lojalna do bólu.

Co tak do cholery buczy?!

Odrzucam poduszkę na bok i postanawiam wstać i sprawdzić co wywołuje taki hałas. Wychodzę z pokoju, ubrana w zwykłą t - shirtkę i bawełniane spodenki. Na korytarzu nikogo nie zastaję, ale uchylone drzwi od sypialni Enrico to znak, że to on od rana hałasuje, jednocześnie nie szanując ludzi, którzy walczą z kacem.

Idę w bojowym nastroju, aby zrobić z nim porządek, a gdy wchodzę do jego sypialni, ten patrzy na mnie i krzyczy.

- Co za wiedźmin jest w naszym domu! Ratunku!

- Zamknij się i powiedz co ty wyprawiasz z samego rana? - pytam, a potem dostrzegam w jego rękach wiertarkę.

- Naprawiam biurko.

- W niedzielę rano? Pogięło cię? Wszystkich obudzisz!

- Jest już prawie południe śpiochu. Wszyscy jesteśmy po śniadaniu.

- Poważnie?

- Tak.

- To faktycznie trochę pospałam. Czy mógłbyś jednak zostawić majsterkowanie na później?

Enrico ciężko wzdycha, ale gdy odkłada urządzenie, wiem, że uszanuje moją prośbę. Uśmiecham się do młodszego brata i wychodzę z jego męskiej jaskini.
Wracam do swojej sypialni, po czym rzucam się na łóżko. Okrywam się szczelnie kołdrą i próbuję znowu zasnąć. Jednak myśli na temat McCarthy'ego utrudniają to zadanie.

Ma dziewczynę. Jest prawdopodobnie zakochany. Inaczej nie prosiłby ją, aby przeprowadziła się z nim do Nowego Jorku.

Czuję łzę spływającą po moim policzku, choć nie wiem, dlaczego tak mi smutno. Nigdy między nami do niczego nie doszło, nigdy nie dawał mi do zrozumienia, że jest mną zainteresowany. A jednak wyobrażałam sobie, że w końcu zobaczy we mnie kobietę i zakocha się bez pamięci.

Zakochał się, ale w innej kobiecie...

***

Wskakuję do basenu, aby nabrać trochę energii. Pływanie zawsze poprawia mój nastrój. Dzięki wysiłkowi fizycznemu, mogę oczyścić głowę i choćby na chwilę zapomnieć o troskach. Przepłynięcie kilku długości sprawia, że czuję pracę niemalże każdego mięśnia.

Nagle coś zauważam za szklaną szybą, oddzielającą ogród od sali z basenem. Zatrzymuję się na środku i patrzę na mężczyznę, który przygląda mi się zza szyby. Przecieram oczy, aby ścignąć nadmiar wody i dopiero wtedy widzę, kto zakłóca mój trening.

Nie mogę uwierzyć własnym oczom. Skąd wziął się tutaj do cholery Dario De Matteis?

Ubrany cały na czarno, wsuwa dłonie do kieszeni swoich spodni, a na jego twarzy wypływa uśmiech. Okulary przeciwsłoneczne zakrywają jego oczy, ale ja wiem, jakie potrafią być przeszywające.
Mam ochotę się zasłonić, choć nie bardzo mam sposobność, by to uczynić. Kilka sekund patrzymy na siebie, po czym mężczyzna odchodzi.

Zaskoczona jego obecnością, nie wiem co myśleć. Podpływam do drabinki, wychodzę z basenu i sięgam po ręcznik, leżący na poręczy. Owijam się szczelnie, a następnie idę w stronę przebieralni. Tam osuszam się dokładnie i ubieram w suche rzeczy.

Kilka minut później idę korytarzem, a gdy mijam gabinet taty, zauważam, że drzwi są lekko uchylone. Podchodzę bliżej i zaglądam do środka. Na basenie wcale mi się nie przewidziało. Dario jest w naszym domu i rozmawia z tatą. Stoi przed jego biurkiem wyprostowany, a jego postawa już nie jest tak nonszalancka jak w ogrodzie.

Nie słyszę o czym rozmawiają, ale gdy tata nagle patrzy w moją stronę, odsuwam się od drzwi i odchodzę.

Po co przyjechał?

Znamy się od dziecka z Dario. Jest synem bossa oddziału we Włoszech. Jego ojciec został wyznaczony na tę pozycję przez samego Luigiego Coletti, który zmarł, gdy byłam małym dzieckiem. Nie pamiętam wuja taty, ale słyszałam o nim same dobre rzeczy. Co roku wyjeżdżamy do Toskanii, gdzie znajduje się dom i winnica Luigiego. Wszystkie swoje dobra przepisał na moich rodziców.

Tata i Emilio De Matteis zawarli przed laty pakt przyjaźni, dlatego miałam okazję poznać Dario. Ma dwadzieścia cztery lata i przynajmniej od pięciu lat zasila szeregi swojego ojca. Od tego czasu rzadko go widywałam, a nasz kontakt zwyczajnie się urwał.

Idę do kuchni, aby zrobić sobie koktajl owocowy. Wrzucam do blendera kilka truskawek, garść poziomek, pokrojone jabłko i wlewam odrobinę soku pomarańczowego, po czym wszystko miksuję. Gdy moja bomba witaminowa jest już gotowa, sięgam do szafki po szklankę i nalewam sobie sporą porcję soku.

Spragniona po pływaniu, wypijam wszystko duszkiem. Płuczę szklankę pod strumieniem wody, po czym wkładam ją do zmywarki.

Wychodzę z kuchni akurat, gdy drzwi wejściowe zostają zamknięte. Tata stoi sam w holu i nie ma pojęcia, że go obserwuję.

Wygląda na zamyślonego, może nawet zmartwionego. Postanawiam zaspokoić swoją ciekawość i dowiedzieć się, dlaczego w naszym domu pojawił się tak niespodziewanie Dario.

- Tato?

Odwraca się zaskoczony moją obecnością. Teraz, gdy widzę jego oczy, wiem, że czymś się martwi.

- Co tutaj robił Dario?

- Przyjechał na prośbę swojego ojca.

- Coś się stało?

- Nie kochanie, nie musisz się o nic martwić.

Tata podchodzi do mnie i całuje mnie w policzek. Następnie odchodzi w stronę gabinetu.
Nie wierzę mu, wiem, że coś ukrywa. Rozumiem, że nie może mi powiedzieć wszystkiego, ale ja także się o niego martwię.
Może mama coś wie...

Biegiem pokonuję schody i gdy jestem już przed drzwiami sypialni rodziców, mama akurat otwiera je, by wyjść.

- Evo? Dlaczego jesteś taka zdyszana?

- Dużo schodów - mówię z uśmiechem.

- Przepraszam cię na chwilę, ale muszę porozmawiać z tatą.

- To ma coś wspólnego z przyjazdem Dario?

Moje pytanie zaskakuje mamę, ale nie tym, że Dario przyjechał, tylko tym, że o to pytam.

- Wasi ojcowie razem współpracują, Dario już u nas gościł.

- Lata temu, gdy byliśmy dzieciakami.

- Kochanie, każdy ma swoje życie i choć przyjaźnimy się z rodziną De Matteis nie oznacza, że co chwilę będziemy się odwiedzać. Zwłaszcza, gdy dzieli nas ocean.

Mama uśmiecha się pocieszająco, a potem mija mnie i rusza w stronę schodów.

***

Asa

Gianna wchodzi do gabinetu, a ja nie potrafię nie zauważyć, że i ona jest zmartwiona.

- Więc przyjechał - mówi poważnie, a ja już żałuję, że po telefonie Emilio od razu jej wszystko opowiedziałem.

Nie chodzi o brak zaufania, ani o to, że będzie przeciwna. Po prostu nie lubię jej martwić. Nie chcę przysparzać jej smutku i rozterek.

- Tak, w końcu się zgodziłem.

- Nie musiałeś tego robić. Dario nie jest twoją odpowiedzialnością.

- Emilio poprosił mnie o przysługę. Od lat nie tylko łączy nas przymierze, ale także coś na kształt przyjaźni i chciałem pomóc.

Gianna zbliża się, omija biurko, więc odsuwam się nieco na fotelu i wyciągam w jej stronę rękę. Kiedy ją ujmuje, ciągnę ją na swoje kolana, co w końcu wywołuje uśmiech na jej twarzy.

- Jesteś dobrym przyjacielem Asa.

- Tak, ale gdy już tu przybył, zaczynam się zastanawiać, czy podjąłem słuszną decyzję.

- Rozumiem. Nie da się uciec przed problemami. I to mnie martwi.

- Gianna wiesz, że nic wam się nie stanie...

- Wiem, że nas chronisz, ale wyobraź sobie, że ja też martwię się o ciebie.

Od ponad dwudziestu lat jesteśmy małżeństwem, a moja miłość do tej kobiety nawet na chwilę nie zmalała. Ba, mam wrażenie, że jest jeszcze większa. Mamy tyle wspólnych i pięknych wspomnień. Jest kobietą mojego życia, która dała mi wspaniałą rodzinę.

- Jestem Coletti, jestem niezwyciężony.

Żona przewraca na mnie oczami, co zawsze mnie bawi. Przytulam ją mocniej do siebie, a potem całuję w szyję.

- Jesteśmy już za starzy na igraszki w gabinecie - mówi, jednocześnie śmiejąc się na wskutek moich pieszczot.

- Bzdura, na to nigdy nie jest się za starym. Po za tym jesteśmy piękni i młodzi.

- Tak, po czterdziestce. Chociaż ty za chwilę będziesz miał piątkę z przodu.

Odsuwam twarz od jej smukłej szyi i patrzę groźnie na ukochaną.

- I co z tego? Według ciebie tracę siły czy co?

- Nie, oczywiście, że nie.

- Czegoś ci brakuje w naszym pożyciu?

- Absolutnie - mówię z uśmieszkiem.

- No i tego się trzymaj. I zaraz ci udowodnię, że wiek nie ma znaczenia, gdy ma się chętkę na swoją seksowną żonkę.

Udowodniłem jej, że nie straciłem wigoru. I to dwa razy.

***

Następnego dnia

Jason

Wychodzę cicho z pokoju, aby nie obudzić Vanessy, która nadal smacznie śpi. Za godzinę mam spotkanie z ciocią Gianną, która pomoże mi w znalezieniu odpowiedniego mieszkania. Jej pomoc będzie dla mnie błogosławieństwem, zwłaszcza gdy czeka mnie teraz wiele spraw urzędowych w związku z otworzeniem kancelarii prawniczej.
Zanim ruszę z pełną parą minie sporo czasu, ale jestem młody i zawzięty. Jestem pewien sukcesu i po latach pracy dla kogoś, w końcu stworzę coś własnego. Coś, co będzie sygnowane moim nazwiskiem.

Wchodzę do kuchni, gdzie zawsze pachnie jak w raju. Maślane bułeczki stygną w wiklinowym koszyczku, więc sięgam po jedną i wgryzam się, jednocześnie mrucząc z zachwytu.

- Głodomór.

Marina uśmiecha się na mój widok, a potem podchodzi do ekspresu i chwyta za dzbanek ze świeżo zaparzoną kawą. Pyta czy chce się napić, więc przytakuję nadal wcinając smaczne pieczywo jej roboty.

Z kubkiem gorącej kawy siadam na hokerze przy wyspie kuchennej i opowiadam Marinie co muszę dzisiaj ogarnąć w związku z przeprowadzką do Nowego Jorku. Ona odwdzięcza mi się opowieściami na temat tego, co działo się w domu, gdy byłem, jak to ujęła "milion lat świetlnych od nich".

Za każdym razem, gdy wracałem tutaj na święta słyszałem nutkę pretensji w jej głosie. Długo sprzeciwiała się mojemu wyjazdowi na studia. Twierdziła, że to za daleko i na miejscu też są dobre uczelnie. Anton i mama także nie byli zachwyceni moją decyzją, ale w końcu zrozumieli, że wyjazd do Stanford było spełnieniem moich marzeń i życiową szansą.

Naszą rozmowę przerywa babcia, która widząc mnie, uśmiecha się szeroko, po czym podchodzi do mnie i całuje w czoło.

- Jedz kochany, ostatnio zmizerniałeś w tym San Francisco.

To nieprawda, wyglądam tak samo, ale nie będę sprzeciwiał się Oksanie Nawczenko. To dziarska babcia, która ma cięty język i nie lubi sprzeciwu. Co nie znaczy, że jest czuła i opiekuńcza. Zawsze świetnie dogadywałem się z dwoma Rosjankami, które towarzyszą mi podczas szybkiego śniadania. Wystarczy posłuchać ich babskich dogryzek, by zacząć się śmiać w niebogłosy. Nikt nie poprawia mi humory jak te dwie wariatki.

- A gdzie twoja dziewuszka? - pyta Oksana z uśmieszkiem.

- Vanessa jeszcze śpi.

- Wykończyłeś ją w nocy? - pyta niespodziewanie Marina, a ja prawie dławię się kawą.

- Daj spokój Marina, zawstydzasz mojego wnuka. I popatrz na niego? Zobacz jaki przystojniak, myślisz, że nie daje czadu w łóżku?

Kolejny raz czuję się zażenowany przez starsze panie, które z lekkością mówią o seksie. Tylko szkoda, że to moje współżycie jest na świeczniku.

- To jak długo się spotykacie?

- Od kilku miesięcy.

- I po tak krótkim czasie postanowiła przeprowadzić się na drugi koniec kraju? Musi cię kochać Jason - oznajmia babcia, a ja przytakuję.

- A ty ją kochasz łobuzie? - dopytuje Marina.

- Vanessa jest wspaniała. Mądra, miła, ambitna i piękna. Cudownie się przy niej czuję i...

- I nie odpowiadasz wprost - kwituje moja babcia, po czym zauważam, że obie panie patrzą na mnie uważnie.

- To nie tak. Nie chcę się z niczym spieszyć. Nadal się poznajemy i myślę o niej poważnie.

- Ale nie wiesz czy ją kochasz?

- Nie chcę rzucać słów na wiatr. Gdy będę pewny, powiem te słowa.

Obie dziwnie patrzą na siebie, po czym skupiają ponownie na mnie swoją uwagę.

- Nigdy nie powiedziałeś żadnej dziewczynie, że ją kochasz? - pyta Oksana.

- No...nie.

- Nawet w szkole? Gdy człowiek zakochuje się co drugą przerwę?

- Miałem dziewczyny, ale to było zauroczenie.

- I nigdy nie pomyliłeś zauroczenia z miłością? Nie powiedziałeś " Kocham cię"?

Tym razem pytanie Mariny sprawia, że zaczynam się zastanawiać nad jej słowami. Faktycznie nigdy nie czułem potrzeby, by komuś to powiedzieć, nawet gdy szalałem za jakąś dziewczyną. Po prostu wiedziałem, że na takie słowa trzeba sobie zasłużyć. Że są najważniejsze na świecie i nie można ich mówić każdej dziewczynie, z którą się spotykam. W tym departamencie byłem zawsze powściągliwy. Potrafię okazywać czułość i zaangażowanie, potrafię być wierny i uczciwy, ale nigdy nie wyznałem nikomu miłości.

- Dzień dobry.

Anton wchodzi do kuchni, więc babcia i Marina odpuszczają, a mnie zalewa ulga. Tata nalewa wody do czajnika i wstawia wodę na kawę. Po tylu latach nadal nie przekonał się do ekspresu, tylko robi sobie zwykłą kawę sypaną.

- Czy te baby męczą cię Jason? - pyta, gdy sięga po porcelanowy kubek z napisem "Tata", który wykonał Boris, gdy miał jakieś sześć lat. Obok napisu jest narysowany samochodzik wyścigowy. Gdy zaczął w nim pić, zrozumiałem, że groźny Anton Nawczenko jest tak naprawdę cholernie sentymentalnym facetem.

- Jak możesz tak mówić?! Nie tak cię wychowałam ruski czorcie! - burzy się Oksana, na co jej synek odpowiada spokojnie.

- Wychowałaś na własne podobieństwo.

Zaczynam się śmiać. Brakowało mi tych rozmów w kuchni. Tych wszystkich drobnych uszczypliwości, które sprawiają, że jesteśmy sobie jeszcze bliżsi.

- Pytałyśmy tylko jakie ma zamiary względem Vanessy - oznajmia dumnie Oksana, na co tata parska śmiechem.

- Tak, wtrącajcie się jeszcze bardziej, a Jason wróci do San Francisco szybciej niż myślicie. Allie wam tego nie wybaczy.

- Nic takiego się nie wydarzy, prawda Jason?

Cała trójka patrzy na mnie z wyczekaniem. Nawet Anton wygląda na nieco zmartwionego moją ewentualną zmianą decyzji.

- Postanowiłem, że wracam i zdania nie zmienię. Tutaj chcę rozwijać karierę.

- Kariera jest bardzo ważna, ale przyznaj mały bzyku, tęskniłeś za nami.

Patrzę na szczerzącą się Marinę, która cóż...ma rację. Tęskniłem za rodziną. Mam trzydzieści lat i chyba też staję się coraz bardziej sentymentalny.

I choć w San Francisco wyrobiłem sobie renomę, a przyjazd tutaj oznacza pracowanie na własne nazwisko od początku, to i tak nie żałuję swojej decyzji. Nowy Jork to mój dom i tutaj chcę się ustatkować.

Tyle mnie ominęło przez wyjazd i chcę nadrobić stracony czas z rodziną. Jednak to nie znaczy, że nie chcę własnego gniazdka. A propos mieszkania...

- Muszę już się zbierać, jestem umówiony z ciocią Gianną.

Żegnam się, ale zanim wyjdę z kuchni sięgam po jeszcze jedną bułeczkę, przyda się na drogę.

Wychodzę z domu i idę w stronę garażu. To raczej spora hala, gdzie znajdują się samochody rodziców. Wybieram czarnego mercedesa AMG GTS. Dostałem go w prezencie od Antona, gdy tylko wróciłem do domu. I choć nie musiał tego robić, to i tak jestem wdzięczny. Przynajmniej nie muszę szukać także samochodu, a i dla niego to była przyjemność.

Wyjeżdżam z garażu, a gdy zbliżam się do bramy, po chwili otwiera się i gdy przez nią przejeżdżam, kiwam Denisowi, który stróżuje tego ranka. Przyznaję, że odzwyczaiłem się od tego, że tylu ludzi Antona kręci się po posiadłości. Jednak w pełni rozumiem środki bezpieczeństwa.

Gdy wyjeżdżałem na studia, Nawczenko nalegał, aby przydzielić mi ochroniarzy, jednak odpuścił, gdy mama wytłumaczyła mu, że muszę żyć normalnie. Jednak mam swoje podejrzenia. Nie wierzę, że nikt mnie nie obserwował. Za dużo Anton wiedział, gdy dzwoniłem do domu. Postanowiłem jednak nie poruszać tego tematu, nie chciałem się kłócić, a zwłaszcza z powodu jego troski o mój los.

Włączam się do ruchu i kieruję się w stronę posiadłości Colettich. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro