Rozdział czwarty. Rywalizacja.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng



Poprowadzisz mnie
Przeprowadzisz mnie
Przez zaufania próg
Gdzie już byś mieć
Mnie mógł za swojąA ja umknę ci
A ja wymknę się
I ty nie będziesz mógł
I ty nie będziesz mógł
Mnie pojąć

Anna Jantar ,,Nie wierz mi, nie ufaj mi"

https://youtu.be/tUSIwl1U9ow


Alicja spacerowała z matką po Plantach, starając się poruszać lekkie, niezobowiązujące tematy, aby nie zacząć rozmowy o panu Adamie i panu Januszu. Nie wiedziała, jak rodzice zareagowaliby na ewentualnego drugiego konkurenta do jej ręki, więc wolała najpierw sama rozeznać się we własnych uczuciach i chęciach. Pod kościołem Karłowski dość wyraźnie dał znać, że jest nią zainteresowany, ale nie wiedziała, czy ona to odwzajemnia. Podczas pierwszego spotkania niespecjalnie zwrócił jej uwagę, dopiero Hala sprawiła, że zaczęła myśleć o nim jako potencjalnym adoratorze. Ale przecież nie powinna przyjmować zalotów, tylko dlatego, że jest młodszy od pana Bogackiego. Nie chciała wyjść na głupią gąskę.

— Dzień dobry, miło panie widzieć. — Podeszła do nich pani Karłowska z Januszem u boku.

— Zgodnie z zapowiedzią przyszłyśmy na Planty — odpowiedziała matka Alicji. Wydała się córce zagubiona.

— Mojego męża rozbolał brzuch po obiedzie, ale na szczęście kochany Jaś zgodził mi się towarzyszyć. — Uśmiechnęła się z dumą Karłowska.

Alicja poczuła dziwne zimno na sercu. Pomyślała, że pani Karłowska tak uwielbia Janusza, bo nie miała własnych dzieci. Zastanawiała się, czy łatwo przyszło jej wypełnić po nich pustkę, czy w głębi duszy tęskniła za niespełnionym macierzyństwem. Czy żona pana Adama czuła podobnie?

,,Chyba nie, bo przecież też mogli zająć się kimś z rodziny. Wtedy on nie chciałby się żenić ze mną" pomyślała Alicja. ,,Wbrew temu, co mówi Hala, nie podobam mu się sama w sobie".

— Mój mąż nie przepada za Plantami. Jest tu dla niego za głośno — powiedziała spokojnie pani Beata.

— Naprawdę? — wykrzyknęła Karłowska. — Jakie to dziwne. Zieleń, drzewka, człowiek może poczuć się jak na wsi...

Ujęła drugą kobietę pod ramię, jakby chciała zaznaczyć, że teraz pani Kostecka ma rozmawiać tylko z nią, a córkę zostawić bratankowi.

— Proszę wybaczyć mojej ciotce — szepnął Janusz do Alicji, gdy znaleźli się kilka kroków przed opiekunkami. — Jest zawsze pełna entuzjazmu... a wiedziała, że chcę pomówić z panią.

Alicja zaczerwieniła się. Pan Karłowski musiał myśleć o niej poważnie, skoro poprosił o wstawiennictwo ciotkę, którą traktował jak matkę. Nie była pewna, co ona sama czuje, wydawało jej się, że wszystko idzie za szybko, ale coś jej się w tym podobało. Przynajmniej nie poszedł od razu do jej ojca, nie zaczął wypytywać o posag i dzieci. Może naprawdę mu się spodobała i chce ją lepiej poznać.

— Ja nie jestem zbyt ciekawa... — wykrztusiła.

— Jest panienka po prostu bardzo skromna. Stryjostwo opowiadało mi, że kocha panienka muzykę i operę.

— Tylko słuchać — odparła Alicja. — Nie umiem śpiewać ani grać.

— Umiejętność przyswajania muzyki to także bardzo cenna sztuka. Mam nadzieję, że spełnią się plotki i otworzą w końcu we Lwowie operę.

— To pan nie chce zostać u nas? — Alicja popatrzyła na niego zaskoczona.

— Jeśli nie wyrzucą mnie stryj i mój pracodawca. — Zaśmiał się Janusz. — Ale dobrze jest mieć... wiele możliwości.

— Ja właściwie zawsze myślałam, że nigdy się nie ruszę z Krakowa i tu umrę — przyznała Alicja.

— Miłość do swojej małej ojczyzny też musi być piękna. Ja chyba nigdy nie miałem takiego prawdziwego domu, który mógłbym kochać — westchnął Janusz. — Moja matka zmarła dość wcześnie, dzieciństwo spędzałem głównie w szkole. Może kiedyś znajdę miejsce, które będę umiał kochać... — Posłał jej tęskne spojrzenie.

Alicja miała zwyczaj co wieczór przed snem żegnać się z rodzicami i całować ich na dobranoc, toteż będąc już w nocnej koszuli, podążyła w stronę ich sypialni. Ktoś ze służby musiał nie domknąć drzwi, ale wierzyła, że nie będzie im to przeszkadzać, póki nie usłyszała głosu matki:

— Ten Janusz chyba naprawdę spodobał się Alicji... Młody chłopiec, grzeczny, prawi komplementy. Może powinniśmy... nie mówić stanowczego ,,nie".

— Ty chyba żartujesz! — Rozległ się głos ojca. — Nie oddam mojego jedynego dziecka w ręce jakiegoś łowcy posagów!

Alicja dobrze wiedziała, że nieładnie podsłuchiwać rodziców, ale skoro rozmowa dotyczyła jej, a oni nie zamierzali jej w nią włączyć, chyba nie stanie się nic złego, jeśli ukryje się za drzwiami i dowie się, o co chodzi.

— Może źle go oceniasz. Może naprawdę zależy mu na naszej Alusi — prosiła łagodnie matka.

Alicja przyłożyła dłoń do serca. Gdyby mogła, podziękowałaby teraz mamie. Jednak wcale nie była tak zapatrzona w Bogackiego, zależało jej na szczęściu córki.

— Nie bądź naiwna, Beato. Dobrze znam ten typ młodych ludzi. Jego rodzina jest zadłużona, pewnie szepnęli mu parę słówek, że Alicja dostanie korzystny posag i próbuje ją teraz urobić. Nie będę w przyszłości utrzymywał jakichś nierobów. Bogacki to porządny człowiek i dobrze przypilnuje naszej córki.

— Ależ... mąż nie jest od pilnowania. Ona ma być jego żoną, nie dzieckiem.

— Nie łap mnie za słowa. Bogacki nie sprawi, że Alicja będzie klepać biedę i nie przehula jej posagu. Ona teraz może narzekać na jego wiek, ale gdy dojdzie do ślubu, dojrzeje i zmieni zdanie. Ty też mało mnie znałaś, gdy braliśmy ślub.

— Ale ja jestem inna, zawsze szukam dobrych stron we wszystkim, a Alicja jest taka uczuciowa. Jeśli zakocha się w Karłowskim i zostaną rozdzieleni, jej serce pęknie.

— Zatem nie dopuść, by się w nim zakochała. Matka ma chyba wpływ na córkę.

— Widzisz przecież, że starałam się przekonać ją do Bogackiego, a ona wciąż się go boi. Też żałuję, bo myślę, że to dobry człowiek i traktowałby ją należycie, ale nie jestem jakimś starożytnym bogiem, żeby rzucić na kogoś zaklęcie miłości. Och, Halszka nie zamknęła drzwi, ja to zrobię.

Alicja usłyszała stukanie stóp matki. Przestraszona natychmiast pobiegła w stronę swojego pokoju i położyła się pod pościelą.

Przytuliła głowę do poduszki i zaczęła rozważać to, co usłyszała. Nie nazwałaby swojego stosunku do Janusza miłością, ale zabolało ją stwierdzenie ojca, że ten chce tylko jej posagu. Jego zainteresowanie sprawiało jej przyjemność, czuła się doceniona i ważna. Nie chciała żyć z myślą, że mężczyźni mogą widzieć w niej tylko pieniądze, albo łono do noszenia dzieci. Jednocześnie nie była głupia i zdawała sobie sprawę, że wiele małżeństw opiera się tylko na tym.

Ale przecież gdyby Janusz chciał tylko posagu, mógłby rozpocząć oficjalne zaloty i stanąć do rywalizacji z Bogackim. On tymczasem zaczął od rozmowy z nią, chciał, żeby go polubiła. Nie próbował przekonać do siebie jej ojca, co wiele by mu ułatwiło. Wprawdzie tatuś mówił o jego rodzinie z niechęcią, ale gdyby Janusz się postarał, sam zdobyłby szacunek.

,,To jest młody, ambitny i wrażliwy chłopak, który po prostu kocha swoje stryjostwo, nawet jeśli odziedziczy po nich same długi" uznała Alicja. ,,I nie wiem, czy kocha mnie i czy da się pokochać po trzech spotkaniach, ale miło mi się z nim rozmawia i nie peszy mnie tak jak Bogacki. Nie powinnam myśleć o nim niesprawiedliwie" postanowiła twardo.

Tydzień później Grzegorz, narzeczony Haliny, wrócił w końcu z Wiednia i jego przyszli teściowie postanowili zorganizować wieczorek muzyczny. Hala była tak dumna z przyszłego męża, że stworzyła niezwykle długą listę gości i zaprosiła zarówno pana Bogackiego, jak i rodzinę Karłowskich.

— Musiałaś to zrobić? — spytała Alicja, gdy się o tym dowiedziała. — Nie chcę być z nimi oboma w jednym pomieszczeniu. Ja... nie nadaję się do flirtowania z dwoma mężczyznami naraz.

— Nie musisz flirtować, powiedz tylko jednemu, że wolisz tego drugiego. — Wzruszyła ramionami Halina.

— Kiedy ja nie wiem, którego wolę! — zawołała Alicja, ale wiedziała, że brzmi to dziecinnie i niepoważnie. Chyba nie dorosła do małżeństwa i najchętniej zostałaby w domu, zajmując się swoimi sprawami, ale to było niemożliwe. Nie miała najlepszego wykształcenia, więc nie dałaby rady jako guwernantka ani właścicielka własnego interesu. Nie umiała śpiewać i recytować. Może powinna zacząć pisać powieści, ale nie przychodził jej do głowy żaden pomysł na fabułę.

W sobotę wieczorem zjawiła się więc w saloniku Haliny. Po przywitaniu się z gospodarzami do rodziny Kosteckich podeszła Hala z Grzegorzem u boku.

— Dzień dobry państwu, dzień dobry panience — przywitał się Grzegorz. — Miło państwa znowu widzieć.

Miał tak surową i lodowatą minę, że Alicja wątpiła w jego słowa, w dodatku komicznie kontrastowało to z entuzjazmem Haliny. Panna Kostecka zastanawiała się czasem, jak dwie tak różne w temperamencie osoby mogły się zaręczyć i jak będzie wyglądać ich życie. Pan Bogacki miał w sobie więcej energii, a przecież był jakieś dwanaście lat starszy od Grzegorza. Ale jej rodzice też byli przeciwieństwami i jakoś się porozumiewali, przynajmniej póki nie doszło do dyskusji o Januszu.

— Grześ był w Wiedniu — wyjaśniła Halina, jakby wszyscy wokół już o tym nie wiedzieli. — Bardzo za nim tęskniłam, ale cieszę się, że mógł zobaczyć takie wspaniałe miasto. Następnym razem pojedziemy gdzieś razem w podróż poślubną.

Pan Kostecki przewrócił oczami. Alicji zadrżały ręce. Od czasów, gdy były na pensji, ojciec uważał Halę za głupiutką i ,,roztrajkotaną", z trudem znosił to, że jego córka się z nią przyjaźniła. Wyobrażała sobie, jak rozzłościłaby go wieść, że to ona pierwsza wspomniała o panu Karłowskim.

— Bogaccy przyszli, chodźmy powiedzieć im ,,dzień dobry" — zaproponował ojciec. W tym wypadku nawet Alicja wolała niechcianego adoratora niż oglądanie amorów Haliny i Grzegorza.

Starała się nie krzyżować wzroku z panem Adamem. Nie wiedziała, czy doszły już do niego pogłoski o Januszu i czy uznał ją za niestałą, nielojalną dziewczynę. Nie chciała mieć opinii kogoś, kto bawi się męskimi sercami, nawet jeśli pan Adam wprost jej powiedział, że uszanuje odmowę, i wcale nie zasugerował, że ją kocha.

— Dawno się nie widzieliśmy, ale pewnie jest pan zajęty swoją fabryką mebli. — Ojciec prowadził konwersację za nią. — Zajmowanie się interesami w tym mieście to zajęcie dla odważnego człowieka.

— Może i tak, ale co nam zostało? — odparł Bogacki. — Kto ma zmodernizować Galicję, jeśli nie jej mieszkańcy?

— Austriacy, to podobno ich teren — stwierdził Kostecki. — Aczkolwiek szanuję Franza Josepha. Jest lepszy niż ci, co byli przed nim.

— Ale to nadal nie swój — nieśmiało odezwała się matka.

— Może doczekamy niepodległości — pocieszył ją pan Adam. — Skoro Grecja doczekała...

— Mówicie tak od trzydziestu lat — stwierdził zgryźliwie Leszek.

— Ja nie mówię, bo mnie wtedy na świecie nie było — odpowiedziała odruchowo Alicja. Chyba nie lubiła większości mężczyzn ze swojego otoczenia i pan Lech zajmował jedne z najwyższych miejsc w jej antypatii. Był jeszcze zimniejszy i bardziej szorstki niż Grzegorz, nic mu się nie podobało. Dlaczego panowie nie umieli wyrażać uczuć i być delikatni?

Rodzice popatrzyli na nią z upomnieniem. Same ich spojrzenia starczyły za słowa, że panience nie wypada się tak odzywać i ironizować. Panom było wolno.

Odwróciła wzrok tak, że patrzyła teraz wprost na pana Adama. Zaczerwieniła się na myśl, że gdy o niej jeszcze nikt nie myślał, jej rodzice nawet się nie spotkali, on już uczył się czytać i pisać. Wiedziała, że istnieje wiele bardziej niedobranych małżeństw, ale wyczuwała w tym jakąś nieprzyzwoitość, która ją krępowała. Tak jak mówiła matka – mężczyzna powinien mieć żonę, nie dziecko, a ona uważała się za niedojrzałą.

Pan Adam nie zwrócił uwagi na jej zdenerwowanie i uśmiechnął się do niej.

— Rzeczywiście, panna Alicja nie powinna być tu wymieniana. Właściwie chyba żadne z nas trzydzieści lat temu nie rozmawiało o niepodległości ani Grecji, ani Polski.

Alicja mimowolnie odwzajemniła jego uśmiech. Przynajmniej pan Bogacki nie wymagał, by tylko siedziała cicho. Gdyby się pobrali, prawdopodobnie mogliby razem narzekać na Leszka.

— Zamknijmy ten temat, jest taki smutny — poprosiła pani Beata. — Pan, panie Leszku, pracuje teraz w banku?

— Próbuję, ale matematyka mi nie idzie. Głowa boli od tych wszystkich liczb.

W tym momencie Hala siadła do fortepianu i zaczęła grać, jednocześnie śpiewając piosenkę Basi z ,,Cudu mniemanego" pana Bogusławskiego. Alicja nie przepadała za stylem wiejskich przyśpiewek, ale przyjaciółka miała tak miły, melodyjny głos, że dla jej to nie przeszkadzało. Poza tym odwracało uwagę od dyskusji z panami Bogackimi.

— Dzień dobry państwu. — Usłyszała przed sobą głos Janusza Karłowskiego. — Cieszę się, że znów państwa widzę. I pannę Alicję.

Ucałował lekko jej dłoń, na szczęście krótko i bez specjalnego uczucia. Alicja i tak została wystarczająco zawstydzona. Stała się to, czego najbardziej się obawiała – znalazła się w tym samym momencie z dwoma adoratorami.

— Dzień dobry panu — odezwał się napomykająco Leszek. — Chyba od dawna się nie widzieliśmy.

— Jeszcze nie byłem u pana rodziców z wizytą, ale spędzam dużo czasu na terminowaniu u adwokata.

Janusz zwracał się do Leszka, ale co chwila posyłał spojrzenia Alicji. Dziewczynie zabrakło tchu. Nie wiedziała, czy uwaga jej pochlebia, czy ją denerwuje. Zaloty Janusza były miłe, ale nie powinien ich uskuteczniać przy panu Adamie.

— Podszedłem, bo wiem, że panna Alicja lubi operę, ale nie mówiła mi, czy Bogusławskiego też.

— Nie do końca... — przyznała Alicja. — Nie lubię muzyki ludowej. I myślę, że to bardziej śpiewogra niż opera.

— Alicjo, nie musisz bez przerwy rozprawiać o muzyce — upomniał ją ojciec. — Już wszyscy to słyszeliśmy.

— Ja nie słyszałem. — Stanął w jej obronie Janusz. — I chętnie dowiem się czegoś więcej, bo w szkole nas o tym nie uczono, a znam to dzieło i zawsze nie brzmiało mi jak prawdziwa opera.

Skłonił przed nią lekko głowę, a Alicja odpowiedziała mu tym samym. Wiedziała, że wielu mężczyzn gotowych było nawet kłócić się, ile jest dwa plus dwa, jeśli kobieta wyrażała swoje zdanie. Cieszyła się, że ktoś doceniał jej wiedzę, nawet jeśli chodziło tylko o stary, zapomniany wodewil.

— Ale to mądre dzieło — powiedział nagle pan Bogacki. — Wiele mówi o ówczesnej sytuacji politycznej. Szkoda, że się go teraz nie wystawia. Może coś by nam dało w tej kwestii, o której przed chwilą mówiliśmy.

— T... to prawda... — przyznała Alicja. Zrobiło jej się zimno. Domyślała się, że panu Adamowi nie chodzi o rozmowę o muzyce. Chciał przypomnieć jej o sobie i że to z nim powinna konwersować. I niespecjalnie mu się dziwiła. Domyślała się, że gdy ktoś zaczyna adorować twoją potencjalną narzeczoną w twej obecności, mężczyzna przeżywa duże upokorzenie.

,,Nie chcę sprawiać mu przykrości" pomyślała. ,,Mimo wszystko chyba jest dobrym człowiekiem. Powinnam posłuchać Hali i go odrzucić".

Tymczasem w pokoju roznosił się delikatny głos jej przyjaciółki:

Ras na pniu między dębami

Siedziały w paze turkawki,

Nie wiem, dla jakiej zabawki,

Tsepotały sią sksydłami.

Patsąc na to ich rusanie,

Taka mnie lubość psejena,

Zem słodko Stasia ścisnena.

I stąd wsceno się kochanie

Dwa dni później pan Adam przyszedł do Kosteckich na herbatę. Po wieczorku rodzice Alicji uznali, że nie widzieli się tak dawno, że Bogacki otrzymał natychmiastowe zaproszenie.

Alicja spędziła dwa dni, zastanawiając się, jak powinna postąpić. Uznała, że zasady rządzące światem są wyjątkowo nierozsądne. Wiedziała, że ma prawo przyjmować zaloty kilku mężczyzn, ale nie chciała trzymać nikogo w niepewności. Ale jak miała wybrać, skoro z każdym kandydatów przeprowadziła raptem kilka rozmów, i to w towarzystwie? Może gdyby mogła spotykać się z panami przez dłuższy czas, poznać ich w codziennym życiu, łatwiej byłoby się zdecydować, z kim ma szansę na udane małżeństwo. Tylko że wtedy wzięto by ją na języki i albo zostałaby zmuszona do ślubu, albo nigdy nie wyszłaby za mąż.

Matka najwidoczniej dała się przekonać ojcu i znów uwierzyła, że z Bogackim jej córka zazna szczęścia, bo zmusiła ją do ubrania najnowszej i najlepszej jasnoróżowej sukni w białe kwiaty i z rękawami ozdobionymi koronką. Pokojówka ufryzowała jej włosy w loczki. Alicja pokornie to przyjmowała, chociaż wątpiła, by pan Bogacki interesował się damskimi ubraniami i włosami.

Podczas spotkania ręce drżały jej tak mocno, że musiała bardzo się skupiać, by nie wylać herbaty na spódnicę. Pan Bogacki rozmawiał z jej ojcem o swoich interesach, ona nawet się nie odzywała, bo nic z tego nie rozumiała, ale od czasu do czasu czuła na sobie jego spojrzenie. Sprawiało to, że robiło jej się zimno i sama nie wiedziała czemu.

— Kucharka piecze ciasto, zobaczę, czy jest gotowe — powiedziała w pewnym momencie matka, po czym wyszła z pokoju.

,,Czy znowu chcą nas razem zostawić?" myślała Alicja. ,,Czy on mi się oświadczy?".

Wpatrywała się w jasnozielone oczy pana Bogackiego, ale nie wyrażały one jakichś szczególnych emocji.

— A ja pójdę na chwilę do sypialni, bardzo chce mi się zapalić cygara, a wiem, że Alicja nie znosi dymu. — Chwilę po swojej żonie powstał ojciec. — Przepraszam pana, moja córka na pewno zabawi pana rozmową — zwrócił się do pana Adama.

Serce podeszło Alicji do gardła, gdy zamknęły się za nimi drzwi. Pan Adam nadal siedział na fotelu i nie zrobił żadnego zwrotu w jej stronę. Była za to wdzięczna. Właściwie dobrze, że zainteresował się nią tylko ze względów praktycznych. Chyba by nie wytrzymała, gdyby okazało się, że naprawdę się w niej zakochał i zacząłby z nią flirtować albo oczekiwać jeszcze czegoś.

— Domyślam się, że ta sytuacja nie jest dla panienki lekka — odezwał się w końcu łagodnie Bogacki.

— Przepraszam pana — wydusiła Alicja. — Wiem, że mam już osiemnaście lat, ale... chyba nie dorosłam do tego wszystkiego.

Miała nadzieję, że ta odrobina zaufania, jaką w nim pokładała, nie zawiedzie i nie wyszydzi jej za szczerość, spróbuje ją zrozumieć i uszanować. Chyba ostatecznie był dobrym człowiekiem, który nie zasłużył na pogrywanie ze sobą.

— Rozumiem, że jest między nami różnica wieku i to panienkę onieśmiela. – Mężczyzna pokiwał głową. — Miałem tyle lat, co panienka, gdy... przyszłaś na świat. Musielibyśmy dołożyć starań, aby zatrzeć różnice między nami. Z kimś innym byłoby to może łatwiejsze.

— To nie tak, nie uważam... — wykrztusiła Alicja, ale pan Adam nie dał jej dokończyć.

— Spokojnie, nie traktuję tego jako urazę. Zauważyłem, że interesuje się panienką też ten młody Karłowski. To za niego panienka chciałaby wyjść za mąż?

,,Nie wiem, nie mam pojęcia" najchętniej odpowiedziałaby Alicja, ale to byłoby głupie. W końcu nie mogła oczekiwać, żeby dwaj mężczyźni czekali, aż ona w końcu się zdecyduje.

— Myślę, że tak — powiedziała w końcu.

— Rozumiem. Zatem nie będę już panienki niepokoił. Za jakiś czas... powiem panu Kosteckiemu, że na razie nie planuję kolejnego małżeństwa. W końcu biedna Konstancja odeszła zaledwie dwa lata temu — westchnął w jakiś dziwny, melancholijny sposób. Może jednak kochał żonę i wcale nie miał do niej pretensji o brak potomka.

— Ja... dziękuję bardzo — wydusiła Alicja. — Jest pan bardzo miły i dobry. Myślę, że pana przyszła żona będzie z panem szczęśliwa.

Bogacki uśmiechnął się, ale było w tym coś gorzkiego.

— Myślę, że pani mąż z panienką na pewno.


Witajcie w kolejnym rozdziale :) Mam nadzieję, że przypadł Wam do gustu. Dajcie znać, co sądzicie o decyzji Alicji i czy macie jakieś przewidywania, co do dalszego ciągu.

Jeśli chodzi o ciekawostki z tego rozdziału:

1. Galicja była najbiedniejszym i najbardziej zacofanym z zaborów, o czym pewnie sporo z Was wie, bo wałkuje się to w szkole XD Przemysł i handel nie rozwijały się tam tak prężnie jak w zaborze rosyjskim i austriackim, niemniej pod koniec XX wieku próbowano to zmienić i powstawały różne mniejsze czy większe przedsiębiorstwa. Zawsze mam problem z wyborem zawodu dla postaci w tego typu historiach XD

2. W 1830 roku Grecja ogłosiła niepodległość od Imperium Osmańskiego. To zdarzenie wbrew pozorom miało spory wpływ na odzyskanie niepodległości przez Polskę, bo Polacy dostrzegli, że można zawalczyć o ojczyznę nawet po wielu stuleciach braku suwerenności.

3. ,,Cud mniemany, czyli Krakowiacy i Górale" to napisana w Oświeceniu sztuka Wojciecha Bogusławskiego, była wystawiana przed powstaniem kościuszkowskim. Poza dość sztampowym wątkiem miłosnym (mamy dwoje zakochanych, których próbuje rozdzielić jej żądna romansu machocha) zawiera ona sporo aluzji politycznych i wezwanie do zjednoczenia się ponad podziałami, więc była odczytywana jako komentarz utraty niepodległości przez Polskę i obecnie też się ją wystawia jako komentarz polityczny (ja widziałam wersję, gdzie dodano wątki feminizmu i relacji jednopłciowych i miało to sens). Niestety, w czasie zaborów była lekko zapomniana, ale odzyskała popularność na początku XX wieku. Początkowo była odbierana jako opera narodowa, ale ma sporo cech, które ją od opery odłączają (jak po części ludowa muzyka czy rozbudowane partie dialogowe), dlatego często była też nazywana śpiewogrą, a obecnie jest tendencja do wystawiania jej w konwencji musicalowej.

Rozdział z dedykacją dla  - dziękuję, że zdecydowałaś się tu wpaść i za wszystkie komentarze <3

Do następnego :)




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro