Roz. 7 cz.1 - Półedmon demonowi człowiekiem

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

 – Jeszcze raz, tylko mocniej – nakazał hrabia, poprawiając się na krześle i odkładając filiżankę z krwawnikiem. – Czymś takim nie zdołałbyś nawet połaskotać bardziej agresywnego kłobuka – zachichotał, patrząc jak jego wychowanek z całych sił próbuje zaatakować słomianą kukłę stojącą za werandą, podmuchami słabiutkiego zefirku.

– J-jestem zmęczony – wydyszał Noah.

– Dla innego demona nie będzie miało znaczenia czy jesteś zmęczony, znudzony czy chce ci się siku. Jeszcze raz póty twój kryształ ma moc – nakazał szorstko krwiopijca. – Potem nastawisz go na ładowanie, w nocy jest pełnia Leizach.

Neher z widoczną niechęcią zebrał się w sobie i ponownie uderzył porządną falą powietrza w chochoł, wyobrażając sobie jednocześnie jak zdmuchuje arystokracie filiżankę wraz z jej cenną zawartością. Kukła na szczęście tym razem w końcu się przewróciła, kończąc tym samym kolejny trening.

– Dobrze? – zapytał z nadzieją w głosie nastolatek.

– Może być – uśmiechnął się wampir. – A teraz wymień rośliny, których dym najlepiej działa na oczyszczenie przestrzeni z negatywnych sił – poprosił tłumacz, wstając z ustawionego na werandzie krzesła.

– Igły sosny, piołun i... i liść maliny? – spytał chłopak, przysiadając na schodkach.

– Jak już to łodyga – mruknął bibliofil, mijając go, aby zabrać chochoła pod dach. – Muszą być takie, które zniechęcają do zbliżania się. Zamiast maliny bezpieczniej byś używał pokrzywy – pouczył stary, stawiając słomianą kukłę przy drzwiach. – Jakie zaklęcia są najbardziej nieprzyjemne dla demonów ognia?

– Te sprowadzające deszcz – odparł chłopiec, prostując się.

– A wodnych? – Arystokrata sięgnął po klucze do posiadłości.

– Jakieś piorunowe. Ogólnie takie, które mogą je podsmażyć.

– Pięknie, widzę, że wykułeś podręcznik niemal na blachę – pochwalił bibliofil. – Starczy na dzisiaj. – Poklepał chłopca po ramieniu, po czym otworzył drzwi. – Mam nadzieję, że nigdy nie będziesz musiał używać tej wiedzy w praktyce – mruknął wampir, zerkając na zbierające się na horyzoncie chmury.

🙡🪶🪶🪶🙣

Samater, Księstwo Ferrent – Zima 3789r.

Świat od dwóch miesięcy tonął w bieli. Ziemię skuła gruba warstwa lodu, a z nieba powoli sypały się białe płatki zamrożonej wody. Zbliżało się zimowe przesilenie; ostatnia, najdłuższa noc w roku. Od tej pory każda kolejna miała być coraz krótsza by osiągnąć swoje apogeum w czasie letniego przesilenia, będącego świętem miłości.

Czas leczy rany – powiadają kapłani i mają rację. Postrzał z końcówki przedzimia zagoił się bez śladu. Jedynymi świadectwami tego, że mały łowczy ze wsi Brzegi zaatakował wiekowego wampira z sąsiedniego księstwa, były cztery niezgrabnie zszyte dziury w koszuli i surducie hrabiego.

Wydarzenia z tamtego dnia nie zmieniły jednak specjalnie relacji niewolnego z jego najlepszym przyjacielem, a nawet nieco ją poprawiły. Odkąd prawda wyszła na jaw Neher nie musiał go już okłamywać. Eze zwyczajnie rozumiał, a czasem za drobną opłatą, chętnie zostawiał na ganku ustrzelone w kniei zwierzęta, by następnego dnia odebrać od Noaha zasłużoną zapłatę.

Oczywiście ojciec parę razy pytał rudzielca czemu nie sprzedaje zdobyczy w bardziej cywilizowanym stanie czyli bez głowy, oskórowanych i wypatroszonych, najlepiej ze spuszczoną krwią, która miała tendencje do szybkiego gnicia. Ezeaw jednak wykręcał się tym, iż opiekun Noaha coś z tymi zwierzakami robi i wymaga by trafiały one do arystokraty w całości. Balszoj nie drążył. Wiedział od szwagierki, że pan Aleksander jest dziwakiem i po prostu nie warto zgłębiać pokręconych ścieżek jego zwichrowanego umysłu.

Chłopcy często wychodzili się razem bawić i ćwiczyć strzelanie z łuku, a gdy robiło się im zimno coraz częściej zawijali do rezydencji wampira. Drapieżnik mimo początkowych oporów po kilku takich wizytach zwyczajnie się do tego przyzwyczaił.

– Zaparzcie mi krwawniku z makiem. – Do zdejmujących ubrania dzieciaków dotarł wyniosły ton arystokraty.

– Dobrze mistrzu! – odkrzyknął Neher, zabierając Ezego do kuchni.

– Zachowuje się, jakby nic się nie stało. Nie wiem czy cieszyć się tym czy raczej martwić – mruknął mały kłusownik, wyjmując z szafki trzy kubki.

– Nie masz czym się przejmować, mistrz nie chce zrobić sobie z ciebie wroga – rzekł uspokajająco Noah, stawiając czajnik na rozgrzanym, kaflowym piecu.

– Ale kiedy na mnie patrzy mam wrażenie jakby chciał mi rozszarpać gardło, zwłaszcza gdy zdejmie te swoje czarne okulary. – Rudzielec wzdrygnął się na samo wspomnienie okropnych, czerwonych ślepi, po czym usiadł wraz z naczyniami za stołem.

– To normalne, w końcu jest demonem. Ja już przestałem na to zwracać uwagę. – Wzruszył ramionami niebieskooki, nurkując w szafce z ziołami. – Na co masz ochotę?

– Na lipę i czarny bez!

– Lipę mam na pewno... – Czarodziej zaczął przeglądać krzywo zapisane etykietki na przykurzonych słoikach. – Dobra, bez też mam.

– Genialnie – ucieszył się kłusownik. – Noah, a co byś dał na święta swojej mamie, gdyby tu była?

– Co masz na myśli? – spytał szatyn, wyjmując na blat kilka słoików z ziołami.

– Szukam prezentu dla mojej. Jest strasznie wymagająca i nie mam pomysłu co jej dać na nowy rok – poskarżył się syn myśliwego. – Dla ojca spróbuję upolować lub kupić głuszca, bo bardzo je lubi. Dla Belinki zmajstrowałem grzechotkę z orzechów, ale moja matka nie zadowoli się byle czym...

– Wiesz, trochę za mało znam twoją mamę by coś podpowiedzieć. Mistrza by ucieszyła jakaś książka naukowa, dla niej może jakieś romansidło, ale nie wiem czy twoja mama umie czytać. – Zastanowił się na głos szatyn, wsypując do kubka wampira kilka kwiatostanów krwawnika, a sobie mięty z nawłocią i rumiankiem.

– Nie umie... za to lubi chodzić na plotki z matką Pity i Tio do młyna – westchnął Ezeaw, lustrując naczynia.

– To może herbata? Ziołowy napar mógłby być całkiem przyjemny gdyby go sobie parzyła w do pogaduszek. – Neher zastukał o siebie słoikami.

– Sprytne! – pochwalił rudy. – Tylko zima jest. Teraz raczej nic nie kwitnie...

– Ale u mnie jest cała szafka różnych ziół i nawet suszonych owoców tak twardych, że można sobie zęby połamać za to się nie psują, a gdy je zalać wrzątkiem to robią się miękkie. Mistrz z nich nie korzysta zupełnie, a ja chyba do starości ich nie przepiję. Chcesz? – zapytał szatyn, wyjmując pusty słoik po suszonych owocach dzikiej róży.

– Naprawdę mogę? – spytał ucieszony nastolatek.

– Jasne. – Skinął głową Noah. – Moim zdaniem najlepiej wybrać dwa, trzy zioła i może jakieś owoce? Jakie zapachy lubi twoja mama?

– Jak tata przynosi jej róże to lubi je wąchać.

– No to dodamy płatki róży – stwierdził pewnym głosem młody czarodziej wracając do szafki z ziołami. – Według mnie dobrze smakuje rumianek, bo jest delikatny i coś specjalnego, suszone owoce poziomki.

– I lipę! Idealnie łączy się z maliną.

Za chwilę w słoiku wylądowała aromatyczna mieszanka. Noah ostrożnie przetarł szkoło z kurzu.

– Proszę – podał rudemu herbatę wyraźnie zadowolony z tego co ukręcili.

– Dzięki. – Eze schował słoik do swojej myśliwskiej torby. – A ty masz dla Niego jakiś prezent? – spytał szeptem, wskazując na korytarz.

– Prezent? – zdziwił się szatyn, dorzucając do pieca kilka kawałków sosnowego drewna.

– Tylko mi nie mów, że zapomniałeś.

– Nie zapomniałem... Mistrz zwyczajnie nigdy tego ode mnie nie wymagał. Raczej on dawał mi prezenty, a ja go karmiłem i... – Noah zamilkł.

Nagle dotarło do niego jak niewdzięcznym dzieckiem był. Ani razu nie przeszło mu przez myśl, aby zdobyć dla hrabiego jakikolwiek świąteczny prezent, czy w ogóle podarek poza zwierzyną, której i tak nie był w stanie upolować.

– Toś zrąbał po całości. – Rudy pokręcił z dezaprobatą głową. – Jak lubi książki to mu zdobądź jakąś i po problemie.

– Już mówiłem, że nie mam kieszonkowego. Nie mam z czego kupić mu książki, z resztą bez jego nadzoru nie mogę iść do żadnej wioski.

– No dobra, a coś z jego pracą związane co byś mógł sam zrobić? Wiem! Mogę zdobyć dla ciebie pióra z bażanta albo gęsi, jakbyś chciał je przerobić na takie do pisania.

– Nie wiem czy umiałbym je tak przysposobić.

– No dobra, a coś innego związanego z książkami? Zakładka?

– Zakładka to dobry pomysł! – zawołał uradowany niewolny. – Mogę ją sam z papieru zrobić i namalować coś na niej.

– Co masz zamiar namalować? – zaciekawił się młody kłusownik.

– Nie wiem... może czaplę? – zastanowił się na głos nieboiesooki.

– Czemu? – zdumiał się rudy.

– W jego herbie jest ten ptak. – Neher pokazał wygrawerowany symbol na swojej obroży.

– Wygląda na dość trudną do narysowania. Na pewno dasz radę? – spytał sceptycznie rudzielec.

– Będę musiał ją mocno uprościć i poćwiczyć. Może przerysuję z jakiejś ryciny.... O wiem! I jeszcze uplotę ze sznurka taki warkoczyk do ozdoby.

– Cieszę się, że mogłem pomóc.

༺❘🪶❘༻

Następne kilka dni Noah spędził na rysowaniu czapli w zastraszających ilościach, przynosząc do swojego pokoju wszystkie książki o ptakach i heraldyce jakie tylko zdołał znaleźć. Naszykował sobie też kształt zakładki, którą wyciął z papieru i wielokrotnie złożył z zamiarem sklejenia jej mącznym klejem.

Niestety żadna z narysowanych przez niego czapli nie nadawała się na zakładkę, jedne miały za krótkie szyje inne nie anatomiczne nogi, połamane skrzydła czy tułowia jak beczki i przypominały po prostu jakieś straszydła. Natomiast uproszczone wyglądały, według Noaha, na za mało zjawiskowe jak dla kogoś tak dostojnego jak hrabia.

Być może nie powinien się tym tak przejmować, w końcu wampir hodował go tylko dla krwi. Choć gdzieś głęboko w sercu był święcie przekonany, że to tylko kolejna gra demona, który mimo wszystko starał się utrzymywać fasadę obojętnego drapieżnika, skoncentrowanego wyłącznie na własnym dobrostanie, a w rzeczywistości arystokracie bardzo na nim zależało.

Neher porzucił przerysowywanie, które szło mu dość kiepsko i spróbował innej metody, którą widział parę razy, że tłumacz się posługiwał. Zamazał fragment kartki bardzo dokładnie miękkim ołówkiem, po czym wybrał rycinę która najlepiej pasowała do prezentu, pod stronicę książki podłożył zakładkę oraz zamalowany papier i ostrożnie zaczął rysować po linii ilustracji. Szło mozolnie, bo rycina była dość bogata w drobne szczegóły, ale mały czarodziej nie miał zamiaru się poddać. Wolał kilka razy przeciągnąć po tej samej kresce niż przypadkiem jakąś pominąć. Musiał też bardzo uważać, by ołówek nie wykraczał za linię, ponieważ nie chciał uszkodzić cennej księgi.

Gdy skończył słońce niemal całkiem schowało się za horyzontem, zmieniając barwę śnieżnej pierzyny na różowawy krem. Krytycznym wzrokiem ocenił swoje dzieło. Było dobrze, jedyne co mu pozostało to poprawienie wszystkiego atramentem i zrobienie obramówek z papieru pomalowanego farbą.

Nie mógł się tylko zdecydować którą. Czerń choć elegancka sprawiała wrażenie przygnębiającej. Czerwień zdawała mu się zbyt krzykliwa i posępna za razem. Żółć zupełnie nie miała racji bytu, zieleń podobnie.

Właściwie nigdy nie pytał krwiopijcy o jego ulubiony kolor. Nie wiedział co lubił jeść nim umarł? Ani jak odszedł? Czy tęskni za jakimiś znajomymi lub rodziną?

Hrabia był po prostu osobą tajemniczą i w dużej mierze ukrywającą zarówno swoją przeszłość jak i w ogóle wszystko. Choć być może gdyby Noah zadał odpowiednie pytanie we właściwych okolicznościach, dowiedziałby się czegoś więcej.

Może mistrz miał rację, że go zupełnie nie znam? – pomyślał cierpko chłopiec, patrząc na purpurowe obłoczki przysłaniające gasnące słońce. – Ale skoro żyje tak długo i lubi książki, tłumaczy je i w ogóle, to może napisał jakąś własną? Może ma gdzieś ukryty manuskrypt albo jeszcze lepiej, pamiętnik!?

༺❘🪶❘༻

Niestety przejrzenie biblioteki ani biura nic nie dały, to samo jeśli chodziło o piwnicę. Pozostały więc jedynie górne piętra, do których z reguły mistrz nie chciał go wpuszczać po akcji z niedźwiedziem.

Gdy demon zniknął w piwnicy, chłopiec wszedł na najwyższe piętro. Dawno nie zwiedzał tych rejonów posiadłości, właściwie nie był tu od dobrych kilku lat, odkąd DeSallath pozwolił mu zabrać z jednego z pokoi drewniane klocki. Potem już tu nie zaglądał poza sporadycznym nastawianiem pułapek na szczury w korytarzu.

Właściwie wystarczyłyby mu nawet wspominki którejś z pokojówek. To rzuciłoby jakieś nowe światło na życie hrabiego, a może nawet dało wskazówkę co do koloru jaki szlachcic preferował. Podejrzewał, że arystokrata mimo tylu lat niespecjalnie przejął się sprzątaniem swojego domostwa, gdy właściwie do egzystencji potrzebował tylko dolnego piętra, biblioteki i piwnicy. Reszta pomieszczeń wyglądała więc jak w dniu, w którym je zamknięto.

Wszedł do pierwszego lepszego pokoju na najwyższym piętrze. Sypialnia miała zabite drzwi od balkonu oraz oba okna. Noah znał to miejsce. Za pomocą kryształu rozświetlił bogato urządzone wnętrze, z którego kiedyś ukradł mosiężną figurkę i wybił nią szybę. Przejrzał kufer, zajrzał pod łóżko i komodę, przewrócił starą, ptasią klatkę jednak nie było tam nic interesującego, poza śladami bytowania szczurów, odłamkami szkła oraz kurzem.

Jakaś szafa w kolejnym pokoju przywitała go dużą porcją kobiecych ubrań, doszczętnie przeżartych przez mole i myszy. Po pewnym czasie chłopiec zaczął mieć w ogóle wątpliwości czy warto sprawdzać pozostałe sypialnie.

Westchnął naciskając na kolejną pozłacaną klamkę, pokrytą grubą warstwą lepkiego kurzu. Pomieszczenie było gustownie umeblowane, zawierało: ogromną szafę z drogą intarsją przedstawiającą, a jakże by inaczej, czaple; wielkie, dwuosobowe łóżko z zasłonami; kilka obrazów z martwą naturą oraz toaletkę trochę podobną do tej stojącej w łazience, jednak wyglądającą na znacznie bardziej wystawną, bo w ramę lustra wprawiono prawdziwe bursztyny. Chłopiec ostrożnie zajrzał do jednej z szufladek. Tak jak się spodziewał była pełna jakichś nieciekawych bibelotów jak wszystkie pozostałe zakamarki w innych sypialniach.

Dostrzegł jednak dziwnie wyglądający sznureczek pośród zwietrzałych butelek po perfumach. Pociągnął za niego i otworzył maleńką skrytkę, po czym wydobył zakurzony, nieprzyzwoicie pożółkły notesik. Zajrzał do niego.

Książeczka opatrzona była na pierwszej stronie tytułem „Sennik Finet" oraz datą 3666 rok. Notatnik miał więc prawie półtora wieku. Przejrzał zapisy. Sennik nie był nim w rzeczywistości albo nie do końca, ponieważ między opisami snów znajdowały się też luźne myśli i wspomnienia z poszczególnych dni pracy u hrabiego Anastazego DeSallatha, młodej ledwie szesnastoletniej pokojówki. Noah uśmiechnął się, znał te wampirze sztuczki ze zmianą imion i udawaniem krewnych. Doskonale wiedział, że dziewczyna pracowała u Augustusa. Jego pan miał tendencje do wybierania zawsze imion na "A", jakby chcąc mimo wszystko zachować choć cząstkę siebie. Zadowolony siadł na łóżku i zagłębił w lekturze.

„Pan DeSallath jest nader wesołym jegomościem, który nierzadko raczy służbę bankietami, a prostemu ludowi festyny sprawiać zwykł, przy czym nad wyraz kurtuazyjnym jest w obyczajach swoich."

„Słyszałam od moich towarzyszek, iż niejednokroć napotkały go w stajniach z parobkami lub widziały w objęciach kucharek, a ponoć nawet z prawdziwym Sukkubem kiedyś sypiał. Lecz sądzę, iż to czcze bajania, którymi pragną wzbudzić we mnie odrazę, albowiem same chętnie by go w swej pościeli grzały."

Noah ominął jakiś erotyczny sen panny Finet i zajrzał do następnego zapisu.

„Matka rzecze, iż jeśli serce me ku niemu skłonne, powinnam ważyć się na próbę o jego łaski. W istocie, słusznie prawi, wszakże ani trądu nie noszę, ani garbu, bym nie mogła spróbować go uwieść. Rozumiem, że niełatwa to będzie batalia, gdyż na dworach innych arystokratów, gdzie zwykł bywać, niewątpliwie wiele dam z domów znaczniejszych od mego zabiega o jego względy. Wszelako, uczynię, co w mej mocy, aby serce jego ku mnie skierować."

Szatyn znów przekartkował i przeczytał kolejne kilka wpisów cicho kibicując małej Finet.

„Czasem mamże wrażenie, iż czyta on me myśli, a uśmiech jego tajemniczy, gdy zmieniam mu pościel lub gram na flecie dla jego przyjemności."

„Jeszcze się chyba nie zoczył, iż z rodowej jego biblioteki księgi skradam do mego pokoiku. Pragnę wiedzieć, o jakich poematach z państwem Martini rozprawiał i co tak ochoczo szczebiotał z tą złotowłosą wywłoką, hrabiną Nelinor."

Dzieciak zachichotał w duchu, nie było tajemnicą, że konikiem jego mistrza były książki i o nich mógłby rozmawiać z każdym, dosłownie godzinami.

„Nakryłże mnie, gdym pośród jego ksiąg szabrowała, wielce się obawiałam, iż w gniew popadnie, lecz on, zamiast tego, zdziwieniem wielkim był przejęty, iż poezją w teryjskim języku się zajmuję. Długo o autorach prawił, o tłumaczeniach i tematach wierszy, a ja na nowo poznałam, jakże przesympatycznym jest człekiem."

O zdecydowanie, kiedy Augustus chciał potrafił być bardzo sympatyczny – pomyślał Noah, cicho wzdychając. – Tylko szkoda, że zwykle mu się nie chciało być takim przy innych ludziach... – dodał kwaśno.

„Hrabia ciągle mnie w korytarzach wygląda, pozwala przy prawicy swej zasiadać, jemy razem, a wczoraj zaprosił mnie na prawdziwy bal zimowy, na którym zjawić się mam wśród szlachty! Lecz co ja na siebie włożę!? Nie posiadam żadnej sukni godnej takowej okazji, ni srebrzaków, by ją zdobyć! Co ja teraz pocznę, gdy bal już za trzy dni!? O patronko moja Orenai, dopomóż!"

Odpowiedź na lamenty kobiety, nastolatek znalazł już na następnej stronie, zaraz po jakimś dziwnym śnie o motylach.

„Hrabia Anastazy jestże nadzwyczajnym jegomościem! Suknię jedwabną mi sprawił, z gorsetem o prawdziwych fiszbinach! Nie mogę w to uwierzyć! Zaiste, kosztować musiała fortunę, zwłaszcza iż barwy fioletowej jest, ać to matka powiadała, iż takie barwniki są straszliwie kosztowne. A onże, pragnąc mnie za swoją lawendę uczynić, takową mi ofiarował. Jestem przepełniona szczęściem! Winnam złożyć bogini losu sowitą ofiarę!"

Młoda dziewczyna brzmiała na szczerze zakochaną w hrabim, a i sam arystokrata nie traktował jej najwyraźniej obojętnie. Noah uśmiechnął się. Znalazł wskazówkę co do koloru, ale nie zamierzał zostawić pamiętniczka. Był wielce ciekawy jak skończył się płomienny romans Finet z jego właścicielem. Czy dziewczyna zestarzała się obok niego czy może rozdzielił ich jakiś wypadek?

Przerzucił kilkanaście stron przenosząc się o kilka długich lat. Charakter pisma dziewczyny się zmienił, był pewniejszy, ale przy tym mniej czytelny. Chłopiec zastanawiał się, kiedy DeSallath powiedział jej o byciu demonem, czy może sama się tego domyśliła i to po prostu zaakceptowała. Był bardzo ciekawy jej reakcji, jednak zamiast tego napotkał na coś co go zaniepokoiło.

"Jego pocałunki smakują tytoniem i jakimś dziwnym metalicznym posmakiem." Utyskiwała była pokojówka. – „...a w uściskach jego zimno niczym u trupa, jakby dusze jego dawno się na księżyce udały. Gdy się kochamy, drżę nieprzerwanie. Anastazy powiada, iż choroba go taka trawi, iż dotyk jego lodowaty. Lecz nazwy owej dolegliwości za żadne skarby wyjawić mi nie chce, a ponadto odmawia wzięcia mnie za żenę*!"

Żena* – żona

Dziwne, że jeszcze się nie domyśliła – pomyślał Noah. – Minęło pięć lat. Czemu mistrz ukrywał przed nią wampiryzm tak długo? Przecież powinien jej powiedzieć skoro oboje się kochali.

„To tylko raz się zdarzyło! Raz! Ale Ren był tak namiętny, a wino szumiało w naszych głowach. Ognisty był w namiętnościach. Hrabia się nie dowie, lękam się go zmartwić ..."

Chłopiec nerwowo przerzucił kilka kartek, nie rozumiejąc dlaczego dziewczyna zdradziła krwiopijcę. Czy zrobił coś niewłaściwego wobec niej? Zaniedbywał? Pamiętnik nie zawierał żadnej wskazówki, jednak dalej opisywał romans Finet z młodym parobczakiem oraz to jak ukrywała dowody zdrady, a nawet, że starała się nie myśleć o Renie przy szlachcicu, bo wydawało jej się, że arystokrata jest czarodziejem albo innym magikiem i potrafi czytać w myślach. W sumie niewiele się pomyliła, kwalifikując swojego „Anastazego" jako istotę przynajmniej częściowo nadprzyrodzoną.

„Ren coraz częściej bywa alkowę mą odwiedzić, boję się, iż hrabia coś w końcu zoczy i pogonić mnie każe, a i Renowi mógłby chłostę sprawić i także na banicyję odesłać"

Nic dziwnego, przecież przyprawiasz mu rogi – pomyślał z irytacją niebieskooki, przeskakując do kolejnej notatki.

„Źle się dzieje, albowiem comiesięczne krwawienia me ustały. Zielarka powiada, że to oznaka, iż brzemienną się stałam. Lęk mnie ściska, iż mój romans z Renem wyjdzie na jaw, gdy dziecię okaże się niedostatecznie podobnym do hrabiego. Może winnam napar z wrotyczu spożyć? Ach, nie wiem sama! Wszakże ciąża mogłaby wymusić na Anastazym swadźbę**ze mną, by mezaliansu uniknąć. A czy dziecię to Rena czy hrabiego, co za różnica, gdy pod dachem szlachica miejsce będę miała zapewnione."

swadźba** – ślub

Chłopak przetarł twarz dłonią. Nie był w stanie zrozumieć pani Finet, choć zachowywała się zupełnie racjonalnie jej postępowanie było całkowicie podłe wobec osoby, która obdarzyła ją tak wielkim zaufaniem i opieką. Znaczy rozumiał, że bardzo chciała ślubu z Augustusem, ale wmawianie mu, iż dziecko jest jego było zwyczajnie nie do przyjęcia. Niechętnie przewrócił pożółkłą stronicę, na której znajdował się rażący popis ludzkiej nietolerancji oraz mieszanki strachu z orgią uprzedzeń.

„O, Bogowie... wyznał mi! Wyznał! Nie wierzę, iż mogłam tak długo być zwodzoną. Sypiałam z wampierem! Jakżem tego nie dostrzegła? Te oczy jak płomień, zimne niczym lód palce, te jego upodobania do kaszanki i czerniny, a także te polowania, co rusz podejmowane. Ach, demony są przecież bezpłodne! Jeśli dowie się o dziecku... jeśli zrozumie... zabije mnie z pewnością, a i niemowlę niechybnie ukatrupi. Muszę działać ostrożnie, a prędko! Liczę na pomoc Rena!"

Neher wzdrygnął się czytając ostatnie słowa. Nie był w stanie uwierzyć, że Finet była gotowa podejrzewać tłumacza o tak okropne zamiary. Jasne, mistrz potrafił czasami brzmieć groźnie, ale zwykle unikał przemocy i jakoś chłopcu ciężko było uwierzyć, by kiedyś mogło być inaczej.

„Stało się, sama nie wierzę, iż tego dokonaliśmy! Laputhcie niech będą dzięki za pomysł podtrucia go piołunem! Ren ranny, ohydnik go w twarz drasnął, gdyśmy wyrywali mu kły. Już więcej nikogo nie skrzywdzi! Serce jego przebite żelaznym prętem, ciało zakopane za cmentarzem. Wieś Bartniki najbliższa, nie wydostanie się stamtąd, zgnije w ziemi lub słońce go unicestwi, bowiem drzewa tam nie rosną, a Ren i jego kompani zadbali, by miejsce bezpiecznym uczynić. Jesteśmy wolni, wolni i bezpieczni!"

„Reszcie pokojówek rzekłam, iż hrabia pilnie na kontynent do krewnych wyjechał. Niebawem urodzę, a czędo*** schedę obejmie, wszakże wszyscy wiedzą, iż byłam kochanicą jego. Teraz muszą mnie zwać panią DeSallath."

czędo*** – niemowlę

Chłopiec zmartwiał czytając zapiski pani Finet, czuł gorycz i obrzydzenie. Mistrz jej ufał, kochał, a ona dosłownie wbiła mu nóż w plecy. Wszystko ze strachu, z czystego niezmąconego strachu i braku zaufania. Przecież Augustus by się nimi zaopiekował, może nawet jakoś przemienił i włączył do swojej rodziny. To nie musiało się tak skończyć.

A jednak wydarzyło się, to co się wydarzyło. Nic dziwnego, że hrabia zobaczywszy portrecik spod komody cisnął go z furią w ogień. Jego oprawcy i ich dziecko zobaczeni nawet po tylu latach dalej wywoływali skrajne emocje.

Ciekawe ile lat spędził tam pod ziemią? – pomyślał Neher, krzywiąc się, gdy przypomniał sobie słowa arystokraty o tym, iż głodował niemal całe sto lat. – To musiało być okropne, siedzieć samemu w ciemności, czuć ból, głód, wściekłość oraz żal i nie móc się wydostać, póty drewno nie przegniło na tyle by jakoś się wygrzebać z tego strasznego więzienia.

Po tym co przeczytał lepiej rozumiał strach i niechęć tłumacza do zbliżania się do ludźmi oraz to czemu zgadzał się odpowiadać chłopcu na większość pytań. Nie chciał mieć znów wroga w domu i wręcz panicznie obawiał odebrania tego co do niego należało, skoro raz już został z tego brutalnie ograbiony.

༺❘🪶❘༻

Zabrał niebieski, biały oraz czerwony, po czym ostrożnie naniósł na wolną kartkę i zmieszał do uzyskania porządanego odcienia. Następnie rozprowadził na papierze i naszkicował kolejne części oblamówki. Poczekał aż papier wyschnie, gotując wodę by dodać ją do mącznej, klejowej masy.

Od zimowego przesilenia dzieliło go już tylko parę godzin. Musiał się sprężać inaczej cała praca poszłaby na marne. Użył zaklęcia powietrznego, aby farba szybciej zastygła. Gdy skończył poczuł jak kryształ mrowi go w dłoń. Uczucie było co najmniej nieprzyjemne, jakby miał na ręce stado mrówek. Wypuścił kamień przestraszony i odskoczył kawałek, przyglądając dziwnemu zjawisku. Wnętrze kryształu było jak nigdy dotąd przejrzyste. Niby mistrz wspominał, że kryształy trzeba ładować, ale nic nie mówił po czym się poznaje, że tego wymagają. Teraz Noah już wiedział.

Dotknął kartek i stwierdziwszy, że są suche, przygotował klej, po czym rozsmarował go na wąskich paskach, które wcześniej wyciął i ostrożnie zaczął przyklejać. Musiał bardzo uważać, aby nie uszkodzić czapli ani znajdującego się po drugiej napisu.

Uśmiechnął się z zadowoleniem, przyglądając efektowi swojej pracy, po czym zabrał zakładkę i przeniósł do salonu, aby nastawić kryształ w oknie i sprawdzić godzinę.

Do północy brakowało paru minut, a mistrz pewnie dalej siedział w swoim biurze nad tłumaczeniami. Trochę był ciekawy co tym razem od niego dostanie na nowy rok. W poprzednie przesilenie otrzymał od wampira zestaw miękkich ołówków z gumką. Na dobrą sprawę zawsze dostawał od niego coś praktycznego, ale nigdy żadnych zabawek czy planszowych gier. Westchnął, macając przytroczony do zakładki warkoczyk z białego kordonka. Miał ogromną nadzieję, że wampirowi spodoba się choćby tak skromny dar.

Odetchnął i nacisnął klamkę gabinetu. Wampir siedział do niego tyłem, wertując któryś z pokaźnych słowników. Neher podszedł do niego na palcach i znienacka zasłonił demonowi oczy. Krwiopijca najpierw się spiął, ale nie czując by małe paluszki, próbowały wydłubać mu gałki oczne, uspokoił się trochę.

– Zgadnij kto tam? – zachichotał nastolatek, czekając z niecierpliwością na odpowiedź.

– Hmm... – Wampir delikatnie przejechał zimnymi palcami, po miękkich dłoniach dziecka. – Mam nadzieję, że nie ten gałgan Eze.

– Hi hi, nie, zgaduj dalej – zaszczebiotał mały magik, zachwycony tym, iż tłumacz pozwolił wciągnąć się w jego małą grę.

– A może to jednak moja droga baryłka z krwią? – zapytał, pociągając głośno nosem. – Czyżbym miał rację? – zamruczał drapieżnik, delikatnie odsuwając drobne rączki od swojej twarzy.

– No zgadłeś – burknął Neher, udając nadąsanego. – Mam coś dla ciebie! – dodał, momentalnie się rozchmurzając.

– Dla mnie? – zapytał lekko zdziwiony wampir, zerkając czy aby chłopiec nie ma gdzieś schowanego za plecami bandaża z butelką spirytusu.

Trochę miał ochotę na noworoczny toast z krwi, dlatego bardzo się zdziwił, kiedy zamiast nadstawionego ramienia przed jego oczy wjechała drobna, prosta zakładeczka ze sztywnego papieru.

– Podoba ci się? – spytał młodzik głosem drżącym z podniecenia.

Wampir ostrożnie obejrzał kartonik ze wszystkich stron, podziwiając dość równo przyklejoną lawendową lamówkę oraz zgrabny rysunek czapli. Jednak to nie obrazek, a napis zrobił na staruszku największe wrażenie.

"Mistrzu, dziękuję za wszystko co dla mnie robisz 

Noah 3789/90 rok."

🙡🪶🪶🪶🙣

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro