Rozdział 1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Naprawdę nie pamiętałam początku. To przychodzi powoli, oswaja się z tobą, zaczyna się w tobie zadomawiać, zanim zdasz sobie sprawę z tego, co się dzieje. Pierwszy cios nie boli tak bardzo. Szok hamuje odczuwanie bólu. Po prostu trzymasz się za policzek i nie dowierzasz, że książę z bajki miał odwagę podnieść na ciebie rękę. Wcale nie miał odwagi. Sprawdzał cię. Sprawdzał, czy pozwolisz, czy wybaczysz, czy nadstawisz drugi policzek. To test... A czas na odpowiednią reakcję ucieka. Masz zaledwie kilka sekund, żeby zdecydować, w którą stronę pójdzie twoje życie.

W tym momencie powinnyśmy z całych swoich sił krzyknąć, zagrozić, a później się spakować... tu nie będzie happy endu. Facet, który podniósł na ciebie rękę, na zawsze pozostanie facetem, który podniósł na ciebie rękę. Chciałabyś tego dla swojej córki, przyjaciółki, mamy, siostry? Nie? To dlaczego pozwalasz traktować tak siebie?
Nie bój się, nie oceniam, nie mam prawa. Sama źle zareagowałam, dlatego przestrzegam.

A później tonie się w tym bagnie po kolana, po piersi, po szyję...

Nie pamięta się wszystkiego. W głowie pozostają strzępki awantur, przepychanek, różnych sytuacji. Za to niektóre momenty zapamiętuje się na zawsze, można je opisać ze szczegółami o każdej porze dnia i nocy.

Tamten wieczór też pozostanie ze mną na zawsze tak jak pierwszy cios, bo to on sprawił, że znów stanęłam przed wyborem. Miałam tylko kilka sekund na reakcję.

Czy tym razem postąpiłam dobrze? Ty mi powiedz.


***


– Wszystko jest przepyszne. – Uśmiechnęłam się do gospodarzy, po czym nerwowo spojrzałam w lustro wiszące na ścianie w salonie, upewniając się, że mój uśmiech pozostał równie nienaganny, co makijaż i fryzura. Cała musiałam być idealna, żadnej sałatki między zębami ani rozmazanej szminki.

– Dziękuję. – Pani domu odwzajemniła uśmiech, a jej mąż patrzył na mnie zbyt długo. Za to Cameron właśnie położył swoją wielką dłoń na moim drobnym karku, powodując nieznośne napięcie w ciele.

– Tak, dziękujemy, że nas zaprosiliście i tak wspaniale ugościliście, następnym razem to my zapraszamy. Prawda, kochanie? – Skupił na mnie swój wzrok, nie musiałam patrzeć, żeby wiedzieć. Wypalał mi wnętrzności.

– Oczywiście – odpowiedziałam grzecznie, zwracając się do gospodarzy, za bardzo bałam się spojrzeć w oczy Diabłu. Chociaż i tak musiałam wrócić z mężem do domu i już wyczuwałam jego zły nastrój, więc nie spodziewałam się miłego zakończenia wieczoru.

Po kolejnym drinku mój mąż poluzował krawat, tym gestem powodując u mnie deszcz dreszczy, ale nic nie dałam po sobie poznać. Siedziałam prosto i grzecznie się uśmiechałam, choć w głowie miałam wszystkie złe chwile z krawatami w roli głównej, nic nie mogłam poradzić na uwierające myśli, że już daje mi znaki, szykuje się do ataku.

Nadszedł czas, którego się obawiałam. Przekroczyliśmy próg domu. Zsunęłam z nóg szpilki, choć nogi drżały lekko, gdy wciąż wyczuwałam za sobą jego obecność. Na razie nie mówił nic, więc wolnym krokiem ruszyłam na górę, a gdy tylko zniknęłam mu z oczu, przyspieszyłam, zamykając się w łazience. Oparłam się o drzwi, biorąc głośny wdech. Nadal niczego nie mogłam być pewna, ale uspokoiłam się odrobinę. Zmyłam makijaż, wzięłam szybki prysznic i wypielęgnowałam ciało. Po założeniu piżamy nie miałam już więcej powodów, żeby zostać w łazience. Podeszłam do drzwi, po czym nasłuchiwałam odgłosów domu. Niczym niezmącona cisza oznaczała, że mąż zasnął. Gdziekolwiek, ale zasnął. Przekręciłam zamek i przełykając ciężko ślinę, nacisnęłam na klamkę. Wyjrzałam, nie dostrzegając niczego niepokojącego, więc nareszcie opuściłam łazienkę.

Weszłam do ciemnego pokoju, drogę do łóżka znając na pamięć.
Jednak wtedy światło rozbłysło...

Pchnął mnie na szafę, dociskając do niej krawatem, znajdującym się właśnie na mojej szyi.
– Musiałaś flirtować? – wycedził przez zęby, cuchnąc alkoholem. Na komodzie stała kolejna rozpoczęta butelka. – Przez ciebie wszystko zrujnowane, wszystkie moje plany. Myślisz, że łatwo być kimś takim jak ja? Polityka rządzi się swoimi zasadami.

– Nie flirtowałam – powiedziałam na wydechu, luzując uścisk materiału wsuniętymi pod niego palcami.

– Gapił się na ciebie! A jego żona to zauważyła! Baba nie zniesie innej baby! Więcej nas nie zaproszą!

– Sam wybrałeś mi ubrania! – syknęłam z nienawiścią w oczach, kopiąc go gdzie popadnie, ale on był jakby ze skały, nic go nie ruszało. Czasem miałam wrażenie, że lubi opór, obronę, stawianie się. Mógł wtedy więcej niszczyć.

Nachylił się do mojego ucha, zaciskając krawat tak mocno, że nie pomagały nawet wsunięte pod materiał palce, dusiłam się.
– Jak założysz świnie perły, nadal będzie świnią. Jak przebierzesz dziwkę za damę, nadal będzie dziwką. Ten smród wyczuje każdy facet. Nawet jeśli cię zabiję, nikt nic nie zrobi, bo nie jesteś nic warta.

Odpychałam go od siebie, pragnąc tylko jednego... Powietrza!


– W sumie niegłupi plan, do czego ty mi jesteś właściwie potrzebna? – Zaśmiał się paranoicznie, robiąc krok w tył.

Złapałam się za szyję, próbując wyrównać oddech. Nie myślałam o tym, co mówił, bo instynkt przetrwania był silniejszy, chciałam znów regularnie oddychać i napić się wody, żeby załagodzić pieczenie gardła. Groził mi niezliczoną ilość razy, więc i tym razem puściłam te teksty mimo uszu.

– Tak wiele ci dałem, a ty rujnujesz moje życie! – kopnął mnie w brzuch, przez co opadłam na kolana. Wiedział, że nie ma innego sposobu, żebym przed nim uklęknęła. Owinął krawat wokół mojej szyi i chociaż szarpałam się, nie miałam z nim szans.

Ciągnął mnie po podłodze, szarpiąc z całych sił, a ja musiałam na czworakach iść za swoim panem, niczym pies. Musiałam, jeśli chciałam zaczerpnąć powietrza. Tylko robiąc krok w przód mogłam złapać wdech.

Dotarliśmy do szczytu schodów, pociągnął krawat w górę, ale ja nie miałam już wielu sił, żeby stawiać opór. Chwycił mnie więc za ramię, podnosząc wyżej, po czym oparł moje ciało o swój tors, wokół dłoni owinął po raz kolejny krawat, żeby móc go mocno trzymać na mojej szyi. Nachylił się, szepcząc wprost w policzek:

– Myślisz, że jak teraz cię puszczę, przeżyjesz? A może pchnę, nie puszczając krawata? Czy to tak, jakbyś się powiesiła? – Zaśmiał się, luzując uścisk, żebym mogła odpowiedzieć. Pierwsze, co poczułam, to woń alkoholu.

– Jesteś pijany, jutro będziesz żałował. – Przeraziłam się, bo mimo stosowania całego wachlarza przemocy, nigdy nie posunął się aż tak daleko.

– A ty nie jesteś mi już potrzebna – zagroził. – Łożę na ciebie, twoją matkę, wyciągnąłem cię z bagna, a co mam w zamian? Nie jesteś damą i nigdy nie będziesz. Nie pasujesz już do mnie.

– Więc mnie wypuść – poprosiłam, starając się nie patrzeć w stronę schodów.

– Nie ma mowy – zaakcentował mocno. – Byłem zakochany i niepotrzebnie wziąłem z tobą ślub. Nie dostaniesz moich pieniędzy.

– Zróbmy tak – próbowałam przybrać opanowany ton. – Weźmiemy rozwód z mojej winy. Nic od ciebie nie chcę, nic nie wezmę. Wyjdę teraz, nie zabierając kompletnie nic, dobrze?

– Nie, niedobrze – wysyczał, zostawiając ślinę na moim policzku. – Wrócisz i będziesz chciała mi wszystko odebrać. Piękna żona była mi potrzebna do robienia interesów i stwarzania pozorów, a ty wszystko rujnujesz! Tak! To jest twoja wina!

– Masz rację, zawiniłam. Byłam złą żoną. Dlatego pozwól mi odejść, puść mnie – zamilkłam, bo ponownie mocno przyciągnął krawat, aż przylgnęłam do jego ciała.

– Mam cię puścić? Mam? – Zaśmiał się złowieszczo. – To leeeć.

Pchnął mnie, po czym od razu przyciągnął do siebie. Krew uderzyła mi do głowy, powodując jej zawroty. Naprawdę myślałam, że mnie zrzuci. Teraz stałam już stopami tylko w połowie pierwszego schodka.

– Proszę... – błagałam cichutko – proszę...

– A może jednak? – Znów pchnął i znów przyciągnął do siebie. Stałam na schodach już niemal samymi piętami, a oczy zaszły mi łzami.

Wyczułam, że zamierza zrobić to po raz kolejny, a do głowy przyszła mi myśl. Spłynęła na mnie wola walki.
– Dziękuję za dziesięć lat małżeństwa. – Ucałował moją skroń, a gdy napinał mięśnie, ja wyciągnęłam w bok rękę. Nie zdążył zareagować. Chwyciłam się mocno jego przedramienia.

Gdy pchnął z całych sił... Zabrałam go ze sobą.


^^^^^

Hej, kochani ;)
Jak podoba Wam się początek?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro