14.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Patrzył to na przyjaciela, to na nieprzytomnego mężczyznę z iście pokerową miną, myśląc, a kalkulując wszystko... Wiele czynników powinno zebrać w jedną całość, ale... one już nie tworzyły jedności, tylko dwie... Osobne i rozbieżne drogi. Ta z dawnych lat w nim była... Czuł na sobie to spojrzenie, widział ruchy. To była jedna strona... W tym ciele żył morderca. Cel, mieć wszystko, zniszczyć, ale podzielić, by znów w tę całość nie mogło się złożyć. Litości, On nie znał, bez względu na to, czy młody, czy stary. Jak dziś pamięta... staruszka, który mu się sprzeciwił w Niemczech. I miał za nic, jego życie... Zabił Colsona, chciał zabić brata. W jednej chwili zniszczył, to co ludzie... Przez lata gromadzili. Zniewolił przyjaciela, perfidnie wykorzystał doktora, tę siłę w nim tkwiącą... Potwór. Tylko jeśli obrócić szalę. Ojciec. Ten, co nie skrzywdził, a jedynie w nieco inny sposób, tak osłonił syna. Malec Lokiego kochał i Rogers... nie miał co do tego wątpliwości. Widział te małe przestraszone oczka, niemal łzawe i mimo zapewnień tako opuścić nie chciał. Dlaczego?
- Ile to już trwa i jak się stało?

- Trzy... i pół miesiąca Kapitanie. A zaczęło się tak, że Jelonek przyszedł do mnie, do wierzy z Sopelkiem na rękach, żeby nie zamarzli. No, tylko Psotnik wylądował w celi, ale... właściwie nie wiem co myślał, choć raczej miał mnie za potwora. A nie. Wróć. Przykładnego obywatela, który pierwsze co zrobi to wyda go piratowi. Z tym że ja nie lubię piratów. Tego złotego, który go skazał na te tortury i śmierć z głodu i wychłodzenia jeszcze bardziej od naszego. Choć nie znam typa. I w sumie nie żałuję. Co jeszcze... Vali ma cztery lata, Loki został osadzony sześć lat temu i jest to jego tata. Chyba sam dodasz dwa do dwóch Kapitanie.

Umiał dodać to przysłowiowe »dwa, do dwóch« tyle, że nie było to takie proste, jakby też mogło się zdawać. Loki był... I jest mężczyzną, co nie zgadza się zbytnio, ale nawet Jim mi mówił, że „Tami”. Mama i tata. Nie chciał wiedzieć, co też go tam spotkało, zważywszy na to, co właśnie widzi. Psotnik, jakby nieobecny, a tu staje w obronie sam Tony Stark. Steve czuł, że przez te trzy miesiące wiele się zmieniło... Ludzie też? Wierzyć bądź nie tylko Kapitan ufał i tak zostanie. W praktyce był gotów pomóc, ale w teorii nie mógł. Nie wyda tylko dlatego, że może... Nie.
- Nie wydam go... Tony, tyle że jesteś za niego teraz i zawsze odpowiedzialny. Miej na niego oko... Ludzkie życie nie towar.

Stark prychnął pod nosem przyglądając się Kapitanowi z cierpkim, pełnym ironii uśmiechem.
- Jasne Kapitanie. Ty w zamian miej oko na mnie i Nat. Wiesz... w końcu kto jak kto, ale ja byłem Handlarzem Śmierci, a Wdowa agentką KGB. Ach. I nie zapomnij o Buckim, kto wie, czy nawróciliśmy się naprawdę... Nawet nie odbyliśmy należnej nam pokuty. Steve... Nie bądź gołosłowny. Co byś dla mnie wybrał Kapitanie? Wór pokutny i pielgrzymkę do...? Oczywiście pieszą, czy może na kolanach? Bądźmy sprawiedliwi. Przeliczmy ile niewinnych ludzi zginęło z ręki i za przyczyną każdego z nas, a potem porównajmy to z jego skalą zabójstw i kary. Ciekawe czy któreś z nas zdołałoby przeżyć tą „świętą sprawiedliwość”. – Dokończył Tony wzdychając głęboko. Czuł się dużo lepiej uwolniwszy to z siebie. Dużo... Lżejszy.

Westchnął, a dłonią przetarł twarz... To nie to, że nie był w stanie przebaczyć, za winy... ale starał się nie myśleć tak jednostronnie. To chyba był w tej sprawie największy błąd.
- Masz rację Tony, ja tego nie neguję i nie spisuję Lokiego na straty, tyle że każdy z nas, niezależnie od chwili, czasu, czy ilości krwi na rękach zna swoją przeszłość i próbuje ją naprawić. Nie widzę pełnego obrazu, by go ocenić. Taki to masz tylko Ty... Nieprzytomny, sam nie może się bronić, ale ma Cię... Dobrze trafił, jego syn również. Zrozum, że ja nie chcę źle i z ręką na sercu to... mogę zapewnić. Mam syna...

- Jelonek ma tę drogę chwilowo zablokowaną Kapitanie. Ale doceniam... Twoje neutralne zdanie. Rozumiem, że na wsparcie w razie ewentualnego ujawnienia nie mam co liczyć? W sumie całkiem rozumiem... najwyżej zacznę współpracować z X-Menami. Peter jest naprawdę dobrym chłopcem, a skoro Xavier i tak musi już o tym wiedzieć... Ale na razie nie zostaje wydalony z drużyny Steve? – Spytał Stark chcąc wybadać przyjaciela. A skoro Rogers był człowiekiem honoru... to jeśli powie teraz z jednak twardo będzie stał po ich stronie, to tak też się stanie.

- Masz Tony i to całkiem dużą, sporą... Nie zostawiamy ludzi naszych, w potrzebie, tak więc wciąż jesteś w drużynie i tak łatwo się nas nie pozbędziesz, chyba że sam tego chcesz... – Odparł na to przygaszony, bo przecież zawsze służy wierną pomocą, jak głosiło zadanie... Obiecał pomóc i zamierzał tu dotrzymać słowa. Zawsze...

- Przepraszam Steve, ale mam dojść i powoli... zaczynam czuć jak Judasz Iszkariota. Choć mój Jezus jest trochę inny, ale za to sam się oskarża i nazywa najlepszym zbrodniarza. – Stark przetarł dłońmi twarz.

- Nic złego nie zrobiłeś, więc nie możesz się obwiniać Tony. – Szepnął, uśmiechając się pokrzepiająco do przyjaciela. Gdyby nie On Loki z pewnością już by nie żył.

- Tak... – Odparł z uśmiechem, przeciągając samogłoskę Tony. – Tylko że ja też nabroiłem Rogers i jestem bohaterem niby, według opinii, jego chyba też. A Psotnik? Ja widzę Kap jak on się zmienił, bardzo i jest naprawdę dobrą... osobą. I co? I dla każdego niemal jest potworem, mordercą. Dla siebie też zły. – Westchnął Stark. – Nie podoba mi się to Steve. Tyle w temat.

- Kochanie... jest tyle oryginalnych, pieszczotliwych zwrotów, a wybierasz właśnie to? Zawiodłem się... – Odparł, z lekkim uśmiechem, który już mimo woli pojawił się na jego twarzy. Steve nie był ślepcem, tak więc widział przywiązanie, uczucie, którego nie umiałby nazwać. Inne, ale silne jak stal a kto wie? Może to silniejsze?

- Wybieram wszystkie »oryginalne, pieszczotliwe«, ładne zwroty, które pasują... A ten pasuje szczególnie mój Kapitanie. – Odparł miliarder z uśmiechem obserwując jak Loki zaczyna się wiercić, a następnie zamiera. Zmarszczył brwi. To nie wróżyło raczej niczego dobrego, raczej.


Co się działo? Nie jestem też pewien, ale... Leżałem teraz na czymś miękkim, a tu podobną rzeczą okryty. Zapach miękki, wyraźny, znajomy co oznacza, że wciąż w domu jestem... W objęciach ukochanego, ale już dobrze? Wtuliłem się w niego. Z przestrachem „Nie oddawaj mnie”. Nie powiedziałem, ale...

- Nie oddam cię Psotniku nikomu. Jestem zbyt samolubny, żeby to zrobić. – Wyjaśnił Stark odgarniając z twarzy Lokiego zbłąkane kosmyki. Jego ruchy były delikatne, głos miękki. A choć mógł wmawiać sobie, że nie chciał jedynie wystraszyć bożka... to nie o to jedno chodziło.

- Nie jestem rzeczą... – Prychnąłem, acz zauważając obecność. Kapitan Rogers był tu co i zauważyłem szybko. Ja chyba nie jestem pewien... Ale byłem dobry dla Jima. Racja?

- Nie jesteś Rogasiu. Jesteś moim bożkiem, a ja tylko przytaknąłem twoim słowom. – Wyjaśnił głosem niewiniątka Stark.

Steve... jedynie siedział i nie wierzył... że było to prawdą, ale widocznie się mylił. Ta też była tu przed nim i nie dało się jej ukryć. Uśmiechnął się... a też straszyć, czy Bóg wie co jeszcze złego – przeciw nim – czynić. Przyglądał się tylko...
- Słyszysz co chcesz, Anthony.

- Nie prawda... To, że mogę cię oddać, oznaczy, że mam taką władzę, a to oznacza, że jesteś mój Psotniku. Ot, tyle. – Mruknął Tony nim zamknął Lokiemu usta pocałunkiem. Jedyny, niezawodny sposób, by postawić na swoim zabierając czarnowłosemu oddech.

- Yh... – Charknąłem jedynie na ten atak, chcąc jakoś wyrazić swoje zdanie, ale... Trudno to uczynić mając ten obcy język wewnątrz ust. Jeśli postawił na swoim, należy... umiejętnie to wykorzystać... dominować. Przygryzłem dość mocno jego wargę, acz ten nie pozostał dłużny. Zassał, a jako ja zęby zatopił w miękkich wargach... Dobrze mi, acz oddechu brak.

Stark oderwał się od ust Psotnika, dopiero gdy i mu brakowało tchu i z radosnym uśmiechem oblizał lekko krwawiącą dolną wargę.
- Delicje. – Mruknął, a po chwili zerkając na kapitana spytał. – Masz może ochotę Stevie na mojego Jelonka?

”Masz ochotę” Ja nie jestem rzeczą, którą tako może mieć każdy i jak chce... Przeżyłem już tyle... i nie pozwolę więcej się tak traktować. Mam swoją dumę, mimo iż ta cierpi... Nie tylko Ona, bo i... serce krwawi. Zerwałem się z kolan, łokciem wymierzając prosto w nos, a żuchwę szatyna. Skrzywdzić go nie chciałem a uciec tylko.

Loki zerwał się z kanapy i pobiegł do swojego pokoju. Przynajmniej na to wskazywało trzaśnięcie drzwi gdzieś na końcu korytarza. Tony dotknął dłonią nosa, krwawił. Ale to nic w porównaniu z tym, co zobaczył w oczach Psotnika chwilę wcześniej. A przecież żartował, choć tylko rumieńców na policzkach kapitana, co z resztą udało mu się wywołać.
- Musisz mi wybaczyć Steve. – Powiedział miliarder, wstając z kanapy i pobiegł udając się w ślad za Lokim. Odpowiednie drzwi otworzył mu Jarvis.

Jak mógł, powiedzieć coś tak okropnego? Źle się czuję, ale, co więcej, mogę zrobić? Przez ten cały czas był On dla mnie wszystkim i wciąż jest... tyle że nie mówi tego poważnie... ? Skuliłem się... pod ścianą za łożem, a kolana rękami lekko, szybko objąłem, by tam skryć głowę. Łzy same już ciekły po policzkach, jakby chciały tako zmyć brud, który po dziś dzień pokrywa całe ciało. To tu boli.
- Zostaw... – Wychrypiałem, tu i słysząc skrzypnięcie. Wszedł.

Stark wszedł cicho ignorując prośbę Lokiego i przyklęknął tuż przed nim skruszony, chyba pierwszy raz w życiu naprawdę.
- Przepraszam cię Psotniku. Nie miałem tego na myśli. Chciałem tylko zawstydzić Steve’a. Wiem, źle zrobiłem. Już się to nie powtórzy. Przecież nie dałbym cię nikomu skrzywdzić. Loki? Przepraszam. Wybaczysz mi? Jelonku? Nie chciałem.

Oczy na niego podniosłem, by spojrzeć, jakie mu szkody z przypadku uczyniłem... Krew mu z nosa ciekła, na co małą chusteczkę podałem, bo też i nie chciałem... Instynkt kazał.
- Wiem, ale zważaj na słowa... Te nie raz bardziej... niż jeden policzek bolą. Kocham Cię...

- Wiem Psotniku. Przepraszam. To się już nie powtórzy. – Zapewnił, a ujmując dłoń Lokiego w swoją zbliżył ją do ust i pocałował czule. Był dżentelmenem... Od dawna po raz pierwszy.

- Anthony, wróć do przyjaciela, ja zostanę tutaj, albo zajrzę do dzieci. Już i tak dałem popis... Tak będzie lepiej. – Szepnąłem cicho, przenosząc się z ziemi na posłanie. Wygodniej to tak.

To, co Loki mówił było dobre... gdyby to była jego wina, wina bożka, a przecież nie była. To on, Anthony Stark zawinił i był gotów się do tego przyznać. Na przykład teraz, kucając przed bożkiem i ujmując jego dłonie we własne. Bo choć nigdy nie był szczególnie uczuciowy, to na Lokim akurat mu zależało, bardziej niż kiedykolwiek na Pepper i nie mógł, nie chciał patrzeć jak ten bierze wszystko na siebie. W sumie Tony był też głową tej rodziny, tatim, a Psotnik był mami. Mami, którą... którego należało chronić i zająć się nim w końcu, skoro chyba nikt nigdy nie zrobił tego porządnie. No może oprócz Friggi, wiele, wiele lat temu.
- O nie Psotniku. Bez ciebie się stąd nie ruszam. To moja wina kochanie i nie ma sensu twierdzić, że jest inaczej, a skoro tak jest... to chyba muszę ci to jakoś wynagrodzić?

Miłość, a wierność i szczęście były dla mnie wszystkim, tego mogłem chcieć... Bez żadnej przeszkody, czy obciążników... Życie to za pasem ciągnęło w sznurku kłamstwa, które są, a nie jakie winny... Ucałowałem, z pokorą usta, pochylając się nad szatynem, aby całą siłą tu przyciągnąć go do swoich ust. Język śmigły, złoty wsunąłem, między wargi perfidnie, tym i samym... powstrzymując jego właściciela od protestu. Tak i mocno, za fraki... podnosząc z kolan, a wciągając na... łóżko. Ułożyłem się wygodnie wśród poduszek, ciągnął mężczyznę za sobą, aby zawisnął niejako nad moim ciałem. Oddech, jak i kolejny namiętny, wręcz tako agresywny pocałunek. Ręce z precyzją dobrały się do złota... guzików koszuli Starka. Małe, ale jak uciążliwe? Nigdy... już nie założy czegoś podobnego. Zdjąłem koszulę, ale Tony nie pozostał mi dłużny tym... też i samym się odwdzięczając. W oczach mieniła się zdrowa, ale wciąż skóra, miękka, jedwab. Czułem błądzące, ciche wargi po szyi, ustach, obojczyku, co coraz to niżej opadają. Jak a krwi zostawia, malinki na znak, że jego jestem jedyny. Jego... Spodni się pozbył, ja tych, co nie pozwalały dostać się dalej. Chciałem tego z własnej woli, z nim i nikim innym. Wiernie.




***
Od Autorki
Przepraszam, że rozdział jest dwa razy krótszy niż zwykle, ale nie dała bym rady przed sobotą wstawić dłuższego, a obiecałam i choć częściowo chciałam dotrzymać słowa.
Przypominam, że za postać Lokiego odpowiada Trikster16, moja współautorka. Zapraszam do innych, moich i jej opowiadań.
Dziękuje za wszystkie komentarze i gwiazdki, bo jest to po prostu dla mnie miłe widząc, że kogoś interesuje to opowiadanie, lub że ktoś je lubi.





Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro