15.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Uwaga❕
Sceny, które (choć zależy od osoby) można uznać za 18+ znajdują się tylko na początku rozdziału.

Stark zawisł nad Lokim ponownie, z rękami opartymi po obu stronach jego głowy i choć czuł, że długo tak nie wytrzyma, że musi iść dalej zatrzymał się na tę chwilę. Mogli to dokończyć na nie jeden sposób. A ten, do którego zmierzali... Czy będzie on dostatecznie delikatny dla Psotnika?

Rozgrzane ciało, przymglone oczy, mokre czoło, czerwone policzki i ciężki oddech świadczyły, że Loki był blisko. Taki piękny... będą musieli to powtórzyć, kiedy już dostanie to ułaskawienie, w jego sypialni. Biel tego ciała była piękna wśród zieleni, ale szkarłat odznaczałby ją lepiej. Musiał zachować ten obraz. Obraz, jaki wykona Jarvis, a on wybierze ten najpiękniejszy. I będzie dla niego tym, co ludzie czasem noszą w portfelach. Najpiękniejsze zdjęcie. Obraz godny największych malarzy. Bóg, jego bóg... Już powoli sfrustrowany tym, że przestał tak nagle. A na ten lekki grymas Stark uśmiechnął się czule i musnął ustami policzek Lokiego, dalej robiąc ścieżkę językiem aż na jego szyję, gdzie znów zassał lekko skórę tworząc niewyraźną malinkę, ale to było już za mało by zaspokoić boga. Tylko czy to, co chciał zrobić nie będzie za wiele?

- Skarbie... Chcesz tego? Chcesz mnie teraz? Wiesz, że możemy to zrobić inaczej. Dostosuję się do ciebie kochanie. I raz to ja przyjmę to, co mi dajesz. - Szeptał mu Tony schodząc ustami coraz niżej, aż na podbrzusze bożka, by zacząć drażnić go językiem, nie pobudzając jednak bardziej. Nie dając tego spełnienia. Bo... nie, jeszcze nie. Bez pośpiechu. Najpierw odpowiedź.

Ułamki sekund, mknęły, jak i oddech... przyspieszony, bez krzty opanowania, czy choćby ułamka trzeźwości... Zawsze wiem czego chcę... Teraz też.
- Jestem twój... - Szepnąłem, tym i... potwierdzając... słowa Starka. A co dalej? Ta chwila już zostanie w mojej sypialni...

***

Rogers siedział wciąż tam na swoim miejscu, nie do końca wiedząc, gdzie zniknął jego przyjaciel. Wybiegł za Lokim i od czego czasu, już go tu nie widział. Dziwna sprawa, ta, że siedział. Rogers nie był tak w swej... naturze wścibski, ale... Ciekawski. Musiał sprawdzić.

***

Loki zasnął w rozchełstanej pościeli, która zakrywała go jedynie od kolan do podbrzusza, a odkrytym pozostawiała zarówno płaski, pokryty bliznami brzuch, jak i jeszcze wyraźniej potraktowanym ostrzami i batami, dawniej tors. A mimo to był piękny i może właśnie dlatego? Jak rzeźby ze starożytnej Grecji i Rzymu, okaleczona, a przez to jedynie piękniejsze od tych współczesnych. Doświadczone przez historię, antyczne, stare i świeże, bo niestarzejące się, a jedynie doświadczone przez ząb czasu i podłości ludzkiej. Rzeźby bogów, Loki był bogiem i Stark po raz pierwszy to dostrzegł. Wodząc palcami po zasklepionych bliznach, na pół ubrany i pochylony nad idealnym przez niedoskonałość ciałem.
Thor... Thor był idealnym złotym, honorowym, odważnym i silnym złotym dzieckiem Asgradu. A jednak tego mu brakowało. Tej powagi życia, tego doświadczenia starca, a ciała młodzika. To właśnie... była ta antyczna boskość i leżała teraz ona przed Starkiem idealna niemal. Niemal... wystarczyło bowiem jeszcze tylko od dać jej należną moc, aby wizerunek był piękny, idealny w niedoskonałości i wyższy ponad wszystkich piratów na tym, czy innym świecie.
A Anthony był budowniczym, rzeźbiarzem, który miał dopełnić swoim dłutem obraz. Jeszcze nie skończył i musiał odejść, aby dodać doń kolejny element. Musiał wyjaśnić Steve'owi co chce zrobić, ale tak ciężko nagle było wstać.

Zmęczenie zdziera moje ślady jeden po drugim... Jakby było to w świecie zupełnie istotne. Sen z powiek spędził promień słońca, a karmazynowa, tako i miękka pościel powinna skórę cieszyć. Czemu więc jest dziś inaczej? Odpowiedź ta prosta, nie jestem w moim, a naszym miękkim łożu... Wyrwano tak i wcześnie, aby siłą niemal... do drogi zmusić... Nie wierzę, by mi ktoś był... w stanie pomóc. Wycięto struny, zaś... to raz na zawsze przekreśla szansę, by magia na powrót mogła lekko, równomiernie rozkładać się w ciele... Straciłem, powrotu nie ma, na tym kończę wszystko. Pogodziłem się i nie chcę doń wracać. W innym wypadku ta siła może rozerwać mi szyje. Skończył ten etap życia... Wie i Anthony wiedzieć musi, że nie chcę... ale co mu z tego? Zabrał przed ten budynek... i zostawił przed bramą. Tyle że ja nie chcę tam wchodzić. Vali został w domu, z doktorem...

***

Eryk wyszedł nowemu... uczniowi Xaviera na spotkanie skoro Charles twierdził, że tak najlepiej będzie. Ciężka, mosiężna brama otworzyła się z lekkim skrzypnięciem, kiedy idąc wykonał przy twarzy gest palcami, taki jakby odganiał natrętną muchę. Westchnął cicho i uniósł brwi widząc tak wymizerniałą sylwetkę bożka. Spodziewał się czegoś innego, mimo słów partnera, dzieci. Jego dopiero własne oczy zdołały przekonać.
Uśmiechnął się przyjrzawszy Lokiemu i podszedł bliżej wyciągając przed siebie dłoń, by się z tym nietypowym gościem przywitać. Choć... Tu raczej zwykle miewali typowych.
- Eryk Lehnsherr, Magneto. - Powiedział szatyn ze zwykłym dla siebie, lekko rekinim uśmiechem na ustach, a widząc że Loki najwyraźniej zamierza co najwyżej uciec wywrócił oczami prostując jego niekompletną najwyraźniej wiedzę. - Ojciec Petera, Pietra i Wandy Maximoff.

Ojciec... Przeszyłem go nieco surowym, może zbyt surowym spojrzeniem. Oczy zgoła nie mogły odwrócić się... od tych jego... Wydawał się inny, a bił od niego dziwny chłód, który za nic nie mógł przekonać, do zaufania. Przedstawił się, acz ja milczałem, czytając z Eryka jako otwartej księgi. Nie był... Taki jak jego dzieci, wyczułem przy mowie, gestach, ale i tym spojrzeniu. Nieustępliwy, a też zbyt pewny. To się nie podoba, ale też nie odpycha, tylko tak ciągnie. Syna by mu nie oddał.

- Wątpię byśmy nie byli siebie warci Loki. Może z tym wyjątkiem, że ja już dawno naprawiłem swoje błędy z nawiązką. Choć jeśli się nie mylę to nie wiesz kim jestem. - Dodał jeszcze Eryk nie cofając na tą chwilę ręki, lecz z takim niewątpliwym zamiarem, jeśli ten jednak wyraźniej okaże swoją niechęć.

- W to nie wątpię. - Mruknąłem a podałem dłoń, którą ten tu z lekka uścisnął... Odwróciłem wzrok, by mimo to nie widział uderzyły mnie jego słowa. Nie miałem... okazji tako naprawić własnych, ale... pokutowałem.

- Ale słyszałem, że wątpisz w zdolności profesora do wykrzesania z ciebie na powrót mocy, a to raczej łatwiejsze niż ujarzmienie Dark Phoenix, co mu się przecież udało. Ale o tym też nie słyszałeś? Dobrze... rozumiem, że sprawy Ziemskie cię nie interesują, ale chodźmy już. Charles czeka. - Objaśnił Lehnsherr zapraszając ruchem ręki Lokiego na teren instytutu z tą myślą, że jeśli ten nie pójdzie pierwszy, to jest duża szansa, że nie pójdzie wcale.

Feniks, niby ptak zrodzony z popiołów i tak samo spalony i zwęglony przed śmiercią... by znów się... odrodzić. Profesor ujarzmił to zwierzę? Wątpię w to z całego serca, ale możliwe wszystko, czego się już tutaj nauczyłem. Tym dalej... tylko szedłem, to i... coraz dziwniej. Przy drzwiach... rosłych, stała nie niska, ale i nie tak wysoka kobieta, o rudawych włosach. Szła... w naszym kierunku, na co i Lehnsherr wspomniał, że to ich Phoenix... Może to po włosach? Nie byłem pewien... Uwagę tu jednak przyciągnął mężczyzna, smukły, ale nogi... Nie umiał nimi władać. Dziw, bo i to On ma mnie uczyć? W życiu bym nie pomyślał, tak.

- Loki. Jestem profesor Charles Xavier, dyrektor tej szkoły, który ma ci udzielać korepetycji... choć ja raczej nazwałbym to lekcjami poza programowymi, pewnym przypomnieniem. Tylko najpierw muszę wiedzieć, czy ty sam chcesz spróbować znów się tego nauczyć? Nie wykrzesze z ciebie mocy na siłę. Z tego zdajesz sobie sprawę, prawda? - Spytał Charles Xavier z lekkim, ciepłym uśmiechem na twarzy. Nie potrzebował wiele. Ot kilka myśli, wspomnień, aby upewnić się, że jego gość... jest dobry i chce szczerze naprawić wyrządzone krzywdy. A dla tych... cóż, jak do tej pory zawsze miał otwarte drzwi i nie widział powodu, przez który miałoby się to zmienić. Eryk też o tym wiedział, choć... w tym konkretnym przypadku był czysto obojętny, może trochę zrezygnowany.

Wykrzesać... Dobre słowo, ale czy ryzyko nie jest zbyt duże? Skłębiona tu magia w ciele co prawda nie sieje spustoszenia, acz to nie oznacza, że... jeśli i coś pójdzie nie tak ta rozerwie od środka. Narząd dawno tako został wycięty, więc w... czym się ma zagnieździć..? Szansa przepadła i nie wierzę, aby to można było zmienić. Koniec. Spojrzałem nagle rejestrując ruch... To Lehnsherr unosił w powietrzu, metalowe formy... obracając... nimi, jakby były z plastiku. Żal nagle ogarnął, a i brak, pustka zupełna. Głowę z lekka spuściłem, aby tylko nie patrzeć, zaś skinąć, ruszyć nią minimalnie. Niech zacznie...

- Dziękuję Eryku. - Powiedział z ciepłym uśmiechem Charles, otrzymując w zamian od partnera lekkie skinienie głową. Xavier chciał zostać z Lokim sam i chwilę potem tak się właśnie stało i profesor poprowadził nowego ucznia do bazy X-Menów ukrytej pod szkołą, w niej zaś do jednej z sal, która na jego polecenie zmieniła swój wygląd i przypominała raczej leśną polane ukrytą pośrodku gęstego, liściastego lasu niż w czymkolwiek salę lekcyjną.
- Wydawało mi się, że tęsknisz za naturą Loki. - Wyjaśnił Charles, przyglądając się Psotnikowi z dobrodusznym, ciepłym uśmiechem na ustach. - Usiądziesz? Spokojnie nie pobrudzisz się, to tylko trawa.

Rozejrzałem się tak... nieufnie wokoło, że i dziwiłem się sam sobie. Od sześciu lat widzieć nie mogłem widoku, polany a ta była szczególna, jak ogrody w Złotym mieście. Dlaczego? Właśnie przyprowadził? Tak tu wiele pytań przemilczanych, a co za tym idzie, omyłka celem. Usiadłem, jak poleciał, tyle że gotów wstać. Ruch poczynić...

- Loki... żebym mógł ci pomóc musisz mi zaufać, trochę, jeśli chodzi o twoją moc. Ludzie także mają w sobie magię, jak byś to zapewne nazwał, lecz zwykle bardziej konkretną, którą nazywamy mocą. Eryk włada metalem, ja... używam moich zdolności do sprowadzania ludzi na właściwe ścieżki, pomocy im i nauki korzystania z własnych zdolności, najczęściej. Jean, którom mijałeś w drzwiach ma najbardziej zbliżoną moc do magii, jest bardzo silne, przez co trudno było jej ją kontrolować. Eryk ci o tym wspominał jak mniemam. Sny i wizje prorocze, pewna umiejętności telepatyczne, czysta energia, lewitacja, telekineza. Tak to dzielimy Loki. To, co w tobie jest teraz jest podobne do tej mocy. Tony Stark wspominał o tym, co ci się przytrafiło i pytał o zdanie, opinie. A ta jest taka, że to, czego cię pozbawiono ułatwiało ci jedynie bardziej... fizyczną kontrolę twoich zdolności. Co wcale nie znaczy, że teraz nie możesz ich kontrolować w nieco inny sposób. - Wyjaśnił powoli Xavier nie podnosząc tonu ani nie zaostrzając go, a mówiąc jak do nowego, niepewnego ucznia. Może dziecka lub osoby zagubionej, jaką w ten kwestii niewątpliwie był Loki.

Ta przynależność do ciała, a ducha wydawała się... w niczym nie podobna do tego, co już widziałem. Przenikał... Czuł i zdawał sobie sprawę, z tego, co jest we mnie..? Jak by to mógł zrozumieć? Sam nie magiem. Kim nie powiedział i to wystarczy. Nie muszę... już wiedzieć niczego innego. Ufaj tym, co kłamią, bo wiesz, kiedy się od Ciebie oddalą, dobrych wykorzystaj, aby nikomu prócz tobie nie pomogli, a wiernych, sprawiedliwych trzymaj od się z daleka, żeby... nie stać takim jak Oni. Rady? Dała matka, ale nie moja. Natura, kara, wiara... zbrodnia trzy kazirodcze siostry i owoc ich związku. Ufność... Zabito nim urodziła się tu w kokonie zdrady... Okrutne, acz jak za to prawdziwe? Wiem to.
- Co... nas dzieli, to przepaść... Nie ja ją wykopałem, czy więc i oznacza to mam ją zasypać? W jakimś celu zrobiona, magia czy moc... Wszystko mi jedno, kiedy jej nie użyję. Wolę żyć... A Ona mnie zabije, jeśli choć pomyślę, żeby jej użyć. Wiem to, bo nikt jeszcze nie przeżył i nie chcę być następny... Nie wiem, po co tu jestem, ale już chyba czas na mnie. Profesor niech oszczędza siły, na... cóż kogoś innego. Uczniów wielu.

- Mogę ci zaręczyć że korzystając z mocy żyje wielu, mogę ci ich pokazać. Lecz ty nie boisz się tego, że podzielisz czyjś los. Boisz się zawierzyć i sobie. Natura Loki to twoja magia i przejawi się ona w końcu w jakiejś najbardziej skrajnej, kryzysowej sytuacji. A wtedy możesz zarówno kogoś ocalić, jak i wywołać tragedię. Może się też rzecz jasna nigdy ona już nie odezwać tak namacalnie, choć w to wątpię. Bo żyć będziesz zapewne bardzo długo, a tak silna energia zawsze w końcu się ujawni. Nawet teraz czuć ją w tobie Loki, choć ją tłumisz. - Powiedział Xavier nie pozwalając czarnowłosemu skończyć od tak tej lekcji. Zbyt wiele było tu do stracenia.

- Mocy, nie magi... Moja jest, była inna i nie taka jak ta Eryka a... Wielowymiarowa, obca w swej naturze... Najbardziej, tej skrajnej? Wiele już przeżyłem, co jedna to gorsza i ani iskry... Tłumię, bo w ciele zgromadzi się jej zbyt wiele i co wtedy? O to się troskam, nie zawierzam, bo znam... co siedzi w piersi. To nie światło... w które wierzysz.

- I z mrokiem już się spotkałem, prawie nas zniszczył nim zrozumiałem i udało się Jean nad nim zapanować. Rozumiem Loki, że masz wiele mocy, umiejętności. Mówiłem ci o osobie z podobną, choć mroczniejszą i silniejszą energią. Ty nie chcesz swojej pozwolić się ujawnić. Boisz się jej, choć jest częścią ciebie. Twoje zdolności umożliwiają ci jej poczucie i kierowanie nią. Robiłeś to zmieniając formę. To nie powodowało „coś", nad czym nie mógłbyś zapanować, a twoja podświadomość. Bo zepchnąłeś tam tę pierwotną moc, której ta przemiana jest okruchem, choć to przecież wiesz.

- Nie boję się, ale... - Mruknąłem, a i twarz z lekka skryłem nieco w swych dłoniach. Samo to z jednego w drugie... przejście było dla mnie trudne. Tyle że nie z powodu straty, a tego, jak na mnie spoglądać będą. Vali z krwi się wdał, to i On winien być błękitny. Młody, acz radzi sobie... To nie wymagające sił.

- Loki. Jesteś w mojej szkole. Tu nikt nie będzie patrzył na ciebie krzywo przez to, że inaczej wyglądasz. - Zapewnił ciepło profesor wyciągając przed siebie dłoń, by ująć nią te blade palce Psotnika. - Ale nie musisz zmieniać formy, jeśli nie chcesz. Choć przez nią mogłaby być najkrótsza droga do twojej magii, mocy. Jednak niejedyna.

- Inaczej? To chyba złe słowo. Szepnąłem, by mimo wielu nie tyle ile wątpliwości... a sił, bez których tego nie uczynię... W sobie zebrałem się, po to, aby zmienić, uformować się tu na nowo z gliny i ożyć. Tchnąć tę wiarę... - Lekcja skończona? - Spytałem uśmiechając się krzywo, bo jeszcze z ciała... wykrzesał?

- Przerwa? Krótka. - Odparł Charles z uśmiechem ciepłym. Udało się, ta pierwsza rzecz, która ledwo przypomnieć Lokiemu miała, że jest w nim ta moc, która sprawia, iż to zrobić umie i... i w tej postaci jest na swój sposób piękny, jak była Raven. Do której myśli wracały teraz i do pewnej kuchni, wiele, wiele lat temu. Raven przyjaciółka, siostra, najdroższa istota oprócz Eryka pod tym słońcem... Mistique bohaterka i złoczyńca. Jemu najdroższa, którą powinien chronić, a zawiódł wtedy. Jak by mógł krzywo patrzeć na Lokiego, w tej formie, skoro on teraz do niej był tak podobny? Xavier potrząsnął głową budząc się z przykrych wspomnień. Teraz miał ucznia i tym zająć się powinien.

- Tak, tyle że przypominam tak Panu kogoś? - Spytałem, tako czując na sobie spojrzenie, co i ciało ogląda drobne. Dziw, bo nie czułem obrzydzenia, złego raniącego, odepchnięcia. Jest to dobry człowiek, acz może i zbyt przenikliwy. Wobec tego może nie we mnie... Wszelkie plagi? Nie wiem sam, ale nic to. Brak mi tego ułamka magi. Wiem, że też syn ją przejął. To i nic chyba już nie ostało. Tak?

- Tak Loki, starą przyjaciółkę. Raven Darkholme, Mistique. Gdybyś był z Ziemi słyszałbyś o niej zapewne. - Odparł Xavier cicho, lecz już z lekkim, ciepłym, choć smutnym nadal trochę uśmiechem.

Widziałem już takie oczy... Tak pełne bólu, winy, jakby błędu...
- Och... Tak mi przykro, ja... nie wiedziałem. - Szepnąłem tako zwieszając nisko głowę. Grunt to dobre wrażenie, ale i to jak widać, można tak łatwo w pył obrócić. Wstyd, że wścibski tu właśnie ostałem. Znów ból...

- Nic nie szkodzi. Od przeszłości przecież nie uciekniemy, prawda? A to dobre wspomnienia. - Odparł Xavier z tym już jedynie ciepłym, pocieszającym uśmiechem dłoń kładąc na czarnych włosach jak ojciec na główce dziecka. - Wrócimy do lekcji? Historię ci zostawię, ale jeśli chcesz wiedzieć więcej, cokolwiek zapytaj. - Poprosił odsuwając rękę.

- Tak, dobrze. - Szepnąłem, bo i nigdy jeszcze nie widziałem, by... Ktoś ot, tak chciał ot, tak po prostu mi pomóc. Tutaj też wyjątkiem być Tony... Oczy tu i z lekka przymknąłem, żeby od początku... do końca wrócić... ale chyba niewłasnej postaci. Moc, ciekaw, jaką Profesor ma, jak nią włada, ale nie, nie chcę być niegrzeczny. Nie tutaj, nie.

- Nie jesteś Loki. Ja za to jestem teraz nieco nieetyczny, więc wybacz, ale musisz mówić, kiedy chcesz pytać. Dialog jest ważny, nie bój się więc go. - Poprosił Xavier, przykładając dwa palce lekko do skroni. Sam także nie chciał być natrętny, ale aby wiedzieć coś o kimś, kto ni zdania więcej niż to konieczne powiedzieć nie chce musiał jakiś argument dać, a i ingerencje doprawdy nikłą w te myśli, co na wierzchu tkwiły.

- Jest Profesor telepatą... Już wszystko wiesz. Prawda? Po to ta nauka? To wszystko... - Mruknąłem, bo i z pewnością już wie, o Valim, tyle bólu... a go ukryć, zapomnieć... się nie da. Serce samo wiedzieć tako winno. Znosić, w sobie przez te długie lata. Chwyciłem tu z lekka dłoń Xaviera, by ją już od skroni odsunąć. - Nie patrz...

- Nauka Loki po to, abyś nauczył się z powrotem władać swoją mocą. Nie więcej. Czy to, że jestem telepatą, to wystarczający powód, aby oskarżać mnie o złe intencje? - Spytał Charles, pozwalając odsunąć swoją drobną dłoń Lokiemu i wziąć ją w swoją obserwując ten nietypowy rytuał ze spokojem. Miał drobne dłonie, gładkie, zgrabne o długich palcach, nie tak blade i mniejsze od dłoni czarnowłosego, choć podobne, lecz drobniejsze.

- Nie, tylko proszę... By to... by nikt nie wiedział. - Szepnąłem tak bardzo wstydząc się tego, co było. Ten czas, winien już nie wypłynąć na wierzch... Co więcej, czemu nagle ujawnia? Jaki ma w tym cel? Dlaczego to robi? Pozwala? To jak Vali... Na świat przyszedł, wcześniej zaś... Nie, nie chcę pamiętać.

- Ja nikomu nie powiem. Tego możesz być pewny. Nie widziałem też wiele. Nie jestem wścibski, lecz kiedy z ciebie tak trudno zdanie wykrzesać Loki... to jest mi to pomocą. Jeśli nie zrozumiesz, że mówić mi możesz, pytać. Dobrze? Ja już nie będę patrzył, a ty nie będziesz wstydził się mówić tego, o co chcesz spytać, powiedzieć? - Spytał miękko Xavier emocje i bez telepatii, na twarzy czarnowłosego czytając.

- Sześć lat byłem sam, mówię, kiedy trzeba... - Szepnąłem, z lekka speszony tym, że taki to jestem i chyba szybko się nic nie zmieni. Nawet Anthony nie wie wszystkiego... - Nie wiem nawet, o co pytać. Nie umiem.

- Umiesz Loki. To o co pytałeś w myślach było jak najbardziej sensowne i na miejscu. Jeśli boisz się na razie mówić. Pozwolisz, że będę czytać twoje myśli, a raczej to o co tam mnie pytasz? I postaram się na nie odpowiedziać, a może powoli nauczysz się tego z powrotem? - Spytał łagodnie Charles. Nie nalegał, nie chciał wystraszyć czy zniechęcić do siebie... mężczyznę, boga, w którym widział zagubionego chłopca. Gdzieś tam... znów musiał znaleźć siebie, powoli, kawałek po kawałku, nieprowadzony już na manowce.

Nie wiem, czy to dobre, ale zgoła pytanie... Jak to jest mieć przyjaciela? Nigdy nie miałem, a Ci widać otaczają go ze wszystkich stron. Mały to syn, Tony... Sercu bliski, ale poza nimi są ludzie, których znam, acz to nie przyjaźń. Ten czas pokazał jak wiele tam... straciłem i dalej mogę tracić. Jak widać, podziało się źle...

- Cudownie, dopóki konflikt was nie rozdzieli, ale i wtedy trzeba mieć nadzieję. - Westchnął Charles z wesołym uśmiechem błąkającym się na ustach. - Przez całe życie tracimy, zyskujemy. Idziemy w górę w dół, a spaść zawsze łatwiej. Nie ty jeden spadłeś Loki. Każdy, którego dobrze znam spadł przynajmniej raz i każdy się podniósł. Twoja kolej także iść pod górę, polecieć. Byle nie jak Ikar. - Powiedział Xavier i pochylił się do przodu, do Lokiego, by dodać jeszcze... - A teraz skup się i wygoń już myśli. Spróbuje... my uświadomić ci, że nadal możesz kontrolować swoją moc.

- Jak mam to zrobić? Sam nie mam doświadczenia, już nie. - Mruknąłem, przecierając też i... nieco twarz dłonią. Wrócić do dawnej postaci było gładko co też zrobiłem odruchowo. W tym problem, że znów nic nie tłumaczył, a jedynie... dawał te życiowe rady. - Konkrety...

- Konkretnie skup się na swoim ciele. To trochę jak oddychanie Loki, a oddech przecież umiesz kontrolować, prawda? Zamknij oczy, wycisz myśli i idź za tym, co dało co się zmienić. Poczujesz to w sobie i znajdziesz swoją magię. - Objaśnił Xavier. Konkretniej... raczej zrobić tego nie umiejąc. To była rzecz bardzo indywidualna, a choć on mógł i właśnie naprowadzał Lokiego na właściwą ścieżkę to nie mógł za niego nią iść.
Położył ręce na kolanach pochylając się nadal, aby mieć twarz Lokiego bliżej, wyraźniej przed sobą i z lekko uniesionymi brwiami po prostu czekał aż... może, wypełni jego polecenie.

To bez sensu... a nie umiem i tyle... Po co więc się łudzić? W tym problem, że... nie wiem, od czego zacząć, zaś magię swą czuję, tyle tylko nie umiem jej z ciała wydobyć. Sztuka tak to ciężka... A boli? Sam nie wie...
- Nie działa. - Mruknąłem, tako krzywiąc się bezradnie... Nic.

- A spróbowałeś? - Westchnął Charles, przykładając dłoń do ust. - Dobrze. Spróbujemy trochę inaczej. Połóż się na trawie Loki. Zaufaj mi ten raz, dobrze? - Spytał Xavier, unosząc lekko brew. Widział, że Loki skupić się nawet nie chce, lecz... może to i to trochę zmieni? Z dziećmi było łatwiej.

Położyłem się luźno, ten raz do prawdy zawierzając komu innemu, niźli tylko sobie. Co i dalej będzie? Chyba, nic, ale... Szatyn nie jest zbyt młody jak na Profesora? Tak się zdaje... Skupiłem myśli na sobie, na energi ciała. Uniosłem kąciki ust równomiernie jak gdyby, byłem we własnym świecie. Czułem jak płtaki drobnego puchu opadają jako kamyczki na dno morza. Jedna wylądowała na czubku nosa, na co lekkuchno parsknąłem.
- Wystarczy? - Spytałem znów zostawiając to co było za sobą. Śniegu nie spadło już więcej płatków...

- Na pierwszy raz tak, jeśli tak ci się spieszy, aby stąd uciec, ale powinieneś to poćwiczyć także w domu. Stark Tower? Jeśli tylko znajdziesz trochę czasu. Kiedyś wszystko działo się według twojej woli, teraz potrzeba ci jeszcze skupienia i poczucia. A to wbrew pozorą niewiele, będzie dla ciebie kiedyś. I nie, nie jestem za młody. Mam... Jakieś osiemdziesiąt lat? Tylko Hank znalazł sposób... aby uaktywnić jeden gen, niestety jedynie u mutantów jest on... w odpowiednim ułożeniu? Cóż, nie jestem specjalistą w mikrobiologii. - Przyznał z uśmiechem Charles, patrząc jak Lokiemu chyba jednak nie spieszy się ze wstawaniem. Gładka, pociągła lekko twarz z zapadniętymi policzkami dopiero teraz zdała mu się niezdrowo blada. Pod szmaragdowymi oczami dostrzegł szare cienie. Włosy, czarne, nieułożone rozsypały się wokół tej głowy tworząc na trawie swoistą aureolę, lekko zbyt długie. Ciemno-zielona koszulka, czarne, poprzecierane dżinsy zakrywały szczupłe ciało, lecz nie wszystkie blizny. Zaś te, które ukryć się nie udało... Charles mógł podzielić na kilka rodzajów. Przez biel skóry i te nikłe ślady czarnowłosy był teraz podobny, do starej, marmurowej rzeźby leżącej w trawie. A antyki zawsze miały swój urok.
- Ty też jesteś młody Loki, ale nie za stary na nauczyciela? - Spytał Charles z wesołym błyskiem w błękitnych oczach.

- O ten czas trudno, z małym dzieckiem... ale postaram się, go odrobinę znaleźć. Oddałem mu już wszystko, a to... wciąż zbyt mało. - Szepnąłem, by i z lekka... dopiero teraz przyjrzeć się dokładniej... Spokojna, ale w swej naturze łagodna, zaś i lica na swój sposób, puchate. Szczupły, ale nie mizerny z tak bujną brązową czupryną, która niejako dodawała dziecięcego uroku. Błękitne świdrujące, a i spojrzenie, było... pełne troski, dobra i opieki, na którą przecie nie zasłużyłem. Dostałem od kolejnej osoby zbyt wiele. Nie wiem już jak mam spłacać te długi... Nic już nie wiem. Nic...
- Ciężko zrozumieć, ale... Chcę, żeby było jak przed atakiem... Eryk naprawił... szkody, ja nie mam nawet tej szansy. Czemu to musi, być tak uciążliwe. Co mam takie w sobie? Odpycha?

- Nic co by odpychało, choć ludzie nie raz wolą kopię od oryginałów. Dlatego, także nasz świat jest ich pełen. Ty się Loki wyróżniasz i będziesz, ale to dobrze. To odpycha i przyciąga. To siła, zdolności, moc jest w tobie. A szansę... jeszcze dostaniesz. Głęboko opadłeś, więc nie dziw się, że na powierzchnię co daleko. Ale w końcu wypłyniesz, polecisz, lecz nigdy nie będzie jak przed kiedyś, dokładnie. Wtedy byłeś Ikarem. Na przyszłość... Leć jak Dedal. - Polecił Xavier z uśmiechem odchylając się lekko na oparcie wózka.
- Wracamy?

- Tak, tak dobrze. - Odparłem, acz znów wrócić do czterech ścian i... tam leżeć i pachnieć. Odciąć się od wszystkiego, bo zmęczyło to nieco... Kocham tak bardzo Valiego, ale cztery lata... mając na niego oko... Z dnia na dzień jestem coraz to bardziej wyczerpany. Anthony może dziś się zaopiekuje? A... Peter? Nie chcę wykorzystać, ale byłbym bardzo wdzięczny.

- To powiedz. Mnie nie musisz, ale inni nie odgadną co masz na myśli, jeśli im tego nie powiesz. „Proszę", „dziękuję". Wątpię, żeby Peter miał coś przeciwko albo Wanda. - Odparł na myśli profesor wyjeżdżając z Sali na błękitny korytarz i prowadząc tak Lokiego z powrotem do wyjścia ze szkoły gdzie już czekał na niego Eryk. Nie było ich raptem godzinę, a już zdążył się... stęsknić? Tak... świat się zmienia, ludzie się zmieniają, a soboty wieczór jeszcze przed nimi, wszystkimi.

- Nie wszystko, o czym myślę, musi mieć swoje... ujście w rzeczywistości Profesorze... - Mruknąłem, też... nie wiedząc zbytnio co ze sobą zrobić, bo i... Chyba już wyjść winienem, czy do domu wrócić. Tyle że te ogrody były... Czymś innym niż, ta miejska pustynia. Same drzewa skłaniały do nikłego, a szczerego uśmiechu... Pójść tam? Nie... Bo i jeszcze ktoś w tych stronach zobaczy. Wiem, że to kłopot... Odwróciłem się, a Lehnserr ucałował szatyna. Nie winienem przeszkadzać i tak zabrałem zbyt dużo czasu.
- Co tak długo? Skarbie wiesz, że nie znoszę, kiedy się bardzo spóźniasz... - Mruknął, Eryk, by przykucnąć przed ukochanym. Czyżby mnie nie zauważył? W to wątpię, ale... - Chciałbyś... Mieć taki skarb? - Dodał cicho wyzywająco, przechylając też głowę w moim kierunku. Tak...
- Tak się składa, mam. Dwa.

Lehnsherr dostał po głowie, aż ta odskoczyła lekko. Kto by pomyślał, że w tak kruchym ciele można znaleźć tyle siły i determinacji przykrytej uśmiechem?
- Trzy minuty Eryku. To niewielki wycinek czasu. A ja jestem tylko swój. - Zbeształ dojść poważnym, pewnym tonem Charles partnera odwracając zaraz wzrok na Lokiego, a na czerwone już teraz usta wypłynął przy tym uśmiech. - Tony zaś czeka w salonie Loki, i tak, możecie iść do ogrodów. Jest weekend i większość uczniów pojechała do domów. To nie będzie problem ani się nie rozniesie. - Zapewnił.

- To... się nazywa przemoc w rodzinie. Właśnie podbiłeś mi oko... Przepraszam. - Mruknął, a głową na dawne już miejsce wrócił... Narazić się musiał, bo i... Profesor wydawał... się być cierpliwy. Pożegnałem się, a z wolna odchodzić zacząłem. Co prawda usłyszeć jeszcze mogę... A Tony'ego poszukać...



***
Od Autorki
Trochę OC, trochę X-Men, trochę bez Tony'ego. Ale Loki musiał w końcu zacząć odnajdować w sobie moc dziedzictwa Laufeya.
Mam nadzieję, ze nie macie do mnie żalu za lekkie OC i "odmłodzenie" moich kochanych postaci. Ten rozdział pisałyśmy przed premierą "Dark Phoenix" (tylko edycja jest straszną rzeczą), więc nie byłam pewna co się tam stanie. Opierałam się tylko na wcześniejszych filmach i z nich, oraz traileru wnioskowałam.
Wiem, że mam pewne zaległości w rozdziałach. Wszystko przez mój wyjazd za granicę. W tym tygodniu powinny być też one nadrobione. Przepraszam.
Jeśli rozdział wam się podobał to proszę o gwiazdkę. Jeśli macie opinie, którą chcieli byście się podzielić, lub po prostu skomentować jakiś fragment tekstu piszcie śmiało. Nie toleruje jedynie hejtu.
Osobą, która odpowiada za postać Lokiego, Eryka i Steva jest Trikster16, zaś moje role to w tym rozdziale Tony i Xavier. Gdybyście więc mieli uwagę do konkretnej postaci, to wiecie już do której autorki pisać ;)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro