8.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- No nie wiem, Psotniku... Ten projekt jest pilny i... - Zaczął Stark, początkowo na nich nie patrząc, lecz kiedy zwrócił swój wzrok na Valiego, a potem twarz Lokiego... Westchnął głęboko wiedząc, że nie powinien odchodzić. Chłopiec przecież nadal był mały, a Psotnik anorektycznie chudy i lekko niestabilny psychicznie, więc mógł się trochę poświęcić i z uśmiechem pomóc utulać bożkowi malca, co zresztą zrobił.

Niecałe pół godziny później zamykał już drzwi od pokoju Lokiego, wraz z tymże mężczyzną, bożkiem u boku.

- No to jak, Jelonku? Nadal mam zostać? Bo ja mogę... Jeśli przeniesiemy się na kanapę. Inaczej sobie pójdę. - Zastrzegł. 

- Tak, dobrze... - Mruknąłem tu i z lekka zawiedziony, tą nieco inną niż zaledwie... przed jedną chwilą postawą... Pomógł co prawda z Valim, ale źle, że nagle chłodny. W tym problem, taki... On chyba wie, tylko czy wykorzysta też wiedzę? Ale...Taki chce czegoś więcej? Tu zaczyna się problem... Nie wiem.

Poszedłem z nim do salonu tako i siadając jak zawsze w rogu niemałej kanapy. Milczałem...

- Nie podoba mi się to, Lolo. - Oświadczył Tony, siadając na kanapie ponad metr od Lokiego, z kubkiem kawy w dłoni.

Whisky... cudowne whisky nie miał już w dłoni od ponad dwóch tygodni. Wino... od tygodnia. A o drinku nie miał nawet co marzyć. I to wszystko dla kogoś, kto reaguje alergicznie na nawet najmniejszy jego dotyk. Bo co złego jest w zwykłym rozmasowaniu zbyt długo spiętych mięśni?

Stark westchnął ciężko, podając bożkowi czarny kubek z zieloną herbatą, której ten nie chciał, dopóki nie dostał i tak było z większością rzeczy, które mu dawał. Bo Loki nie chciał niczego dla siebie, a jedynym, kto się tu liczył, był Vali. I to nie było dobre i sprawiało, że jeszcze trudniej było dostrzec, kiedy coś było nie tak dla samego Psotnika. W kuchni tak właśnie było, i teraz również. Tylko tak trudno jest dostrzec co że aż korciło Starka, aby po prostu zejść na dół, upić się, zapomnieć o całym zdarzeniu, a rano znów być... dobrym gospodarzem. Tyle, że wtedy też coś będzie nie tak, tylko... Co? Co?! Co?!!

- Loki... Powiesz mi w końcu, czego chcesz? Czego oczekujesz? Ja nie gryzę, naprawdę. A może nawet postaram się ci to dać... Właściwie jestem prawie pewien, że ci to dam. Nie mogę co prawda zrobić wszystkiego, ale mam naprawdę duże możliwości, geniusz... Zależy mi Psotniku żebyś czuł się tu lepiej i uśmiechał czasem. Szczególnie do mnie. No to? Wyobraź sobie, że jesteśmy w bajce, ja jestem złotą rybką, a ty rybakiem. Albo ja Dżinem, ty Aladynem. I jak w tej drugiej możesz mieć wiele życzeń, ale jedno musi być tym najważniejszym. Co to będzie Śnieżko?

Czego? Życia... Takiego jak przed laty, nim rozpocząłem... przeklęty atak, który zaciągnął mnie na to samo dno i nie pozwala się wybić. Celu jednego, maleńkiego, co... i przez mrok zaprowadzi... Sensu nawet nikłego, mogącego zmienić takie postrzeganie i przywrócić wierne szczęście raz na zawsze. Oddać bezpieczeństwo, którego... ja już na skórze nie czuję... Czego? Snu spokojnego, czystości ciała, by tu ten ból ustąpił, nie katował swoją formą i myślą. Czego? Siły, a tako słów, co się same... na usta cisną, nie powstrzymane przez niczyje spojrzenie, ręce czy mowę ciała... Czego? Łez utrzymania w swych kanałach, tak by nie płynęły nigdy bez zezwolenia... Masek licznych, zacierających ból i chyba odwagi, która pozwoli władać... na powrót kłamstwem, sprzeciwem. Krzyku, co tako opanuje płuca i Starkowi wykrzyczy prosto w twarz. Czego tak naprawdę chcę... To tu wiele?

- Nie chcę już niczego, Anthony...

- Loki. - Szepnął Stark wręcz czule, odkładając swój kubek na blat stołu, żeby mieć wolne ręce, choć nie dotknie nimi Psotnika, by go nie wystraszyć. Niech to szlag. Naprawdę nie wiedział, co ma zrobić.

- Loki... Musisz czegoś chcieć. Spokoju, bezpieczeństwa... przecież widzę i próbuje ci to zapewnić, czego z kolei ty nawet nie dostrzegasz. Nie czujesz tego, prawda Psotniku? Co mam zrobić, żeby to się zmieniło? Wyjść, zostać, otoczyć ramieniem? Bo już powoli kończą mi się pomysły, choć ponoć jestem geniuszem. Więc powiedz mi Loki, co mam zrobić?

- Co ja mam Ci na to odpowiedzieć, Anthony? - Spytałem, bo i racja, że jestem już tutaj tym wszystkim z wolna zmęczony. Vali, mały chce poznawać świat, ludzi i ufa im. A ja? Nie potrafię tak nawet z nimi słowa zamienić... Oni wydają się obcy. Obawiam się, że to zmianie nie ulegnie. Nikt mi nie ufa... Sam sobie nie ufam i rzecz w tym, że... Nie wiem czego chcę, a raczej o co prosić mogę. Chcę stąd wyjść, z domu, i jakoś winy odpłacić. Nie wystarczy zwykłe... "przepraszam?". 

Stark przetarł dłońmi twarz, nim znów spojrzał na Psotnika. Nadal zbyt szczupłego, niepewnego i smutnego tak od gruntu, jak było to w czasie pierwszych dni jego mieszkania tutaj. Wciąż zbyt rzadko uśmiechniętego, nigdy jak dotąd - od pokazania mu pokoju Valiego – przy nim nie szczęśliwego, nie żartującego jak powinien mieć chyba w zwyczaju bóg psot. Naukowiec nie potrzebował żadnej różdżki, czy więcej słów, aby wiedzieć, że ten nadal mu nie ufa. Tyle że... Tony mu zaufał i choć podejrzewał, iż maczała w tym palce jego skłonność do autodestrukcji, to chciał mu coś pokazać. Teraz.

- Nic, Śnieżko. Teraz zła królowa, zazdrosna o twoje piękno, zaprowadzi cię do swego lochu. Choć. - Powiedział Stark, wstając z kanapy i z lekkim uśmiechem wyciągając dłoń do bożka, aby pomóc mu wstać.

- Gdzie mnie zaprowadzisz? - Spytałem nieufnie, a przez ramię spojrzałem, by tylko w kierunku sypialni synka tęskno westchnąć bezgłośnie... Dłoń też przyjąłem, wszak i jeśli chce to tak, czy też inaczej zaciągnie... Silniejszy ode mnie, nie będę polemizować, że tak nie jest, mimo wszystko. A i uparty być potrafi nie raz bardziej niż przysłowiowy osioł i przeczucie mam, że nadeszła taka właśnie chwila. Tony nie mówił mi gdzie prowadzi nas... - Anthony, proszę.

- Cii... To niespodzianka, Psotniku. Nie ładnie je psuć. - Skarcił lekko miliarder, prowadząc go w stronę windy mieszczącej się niemal naprzeciwko wejścia do salonu, w którym wcześniej przebywali.

- Jarvis, piętro minus trzy. - Polecił geniusz, gdy już stali w środku tego nowoczesnego dźwiga, który miał ich zawieźć do podziemi wieży i królestwa technologii Starka, jego pracowni, a zarazem placu zabaw, do którego oprócz niego wstęp miała jedynie Pepper.

Przełknąłem ślinę, aż... nazbyt gwałtownie... czując jako mięśnie znów się buntują i nie chcą, żeby na dół prowadził. Co innego niźli cele pod ziemią nisko być może? Nie chciałem... o tym myśleć, ale nie ma innej drogi. Wrócę tako do syna? Pozwoli na to..? Nie wiem. Choć... Gdyby chciał mnie zamknąć, czy nie zrobił by tego już wcześniej? Zawsze mógł... w dziwny sposób odczytać moje wcześniejsze słowa. Ze Starkiem zawsze wszystko było możliwe.. Jak pójście na lody zakończone kupieniem przez niego kawiarni w zeszłym tygodniu.

- Chcę wrócić do sypialni... Teraz. 

- Oj Psotniku... Nie ładnie. Pytałem już czego chcesz i nie chciałeś niczego. Teraz moja kolej żeby chcieć.Właściwie.. To za ciebie chcieć dla ciebie, tak jak czasem ty chcesz dla Valiego rzeczy, których on nawet nie wie, że potrzebuje dopóki ich nie dostanie. Podobnie będzie teraz. Obiecuję. - Zwrócił się do bożka Stark, ignorując strach obecny w jego oczach, a przynajmniej ignorując go na zewnątrz, pod uśmiechem. Był w środku znów zatroskany, zaniepokojony tym, co widzi, lecz z planu zrezygnować nie zamierzał.

- Jarvis, zgaś światła na tym poziomie i zostaw tylko panele. Ustaw Trik przodem do windy, na jego podwyższeniu. - Polecił AI wynalazca.

- Tak jest, sir. Czy mam podświetlić go na pana sygnał? - Spytała sztuczna inteligencja, a filantrop mógł przyrzec, że w jego głosie było słychać radosną nutę konspiracji, tak jakby byli w konspiracji i razem planowali dla Lo przyjęcie niespodziankę. Tony nie wątpił jednak, że z tego bardziej niż imprezy ucieszy się Jelonek.

- Tak... Świetny pomysł, Jarvis. Zrób tak, ale wybierz odpowiednie światło. Ach i OldPunk też ustaw. - Odpowiedział wynalazca, patrząc przy tym na Lokiego i próbując odgadnąć, czy to, co widzi na jego twarz, jest w większym stopniu zaciekawieniem, czy strachem. 

Zdziwiłem się, bo i czego... znów nie przewidziałem? Miał słuchać, ale nie chciał i może... Drzwi winy odsłonić miały obraz wnętrza, acz... Ciemność z lekka zmysły okryła, iż tu czułem wszystko wokół... Zapach uderzył intensywny, znajomy zgoła. Smar, być może paliwo, metal? Dziwna to mieszanka, ale podpowiedź to i duża... Warsztat? Laboratorium? Po co tutaj zabrał? Do swojego z pewnością królestwa, czy może bardziej terytorium? Dziwna rzecz... że chciał tu intruza..

- Anthony..? - Spytałem, nawet nie mogąc się cofnąć, bo i ciekawość do przodu pchała... Światło to już w zupełności przełamało. Zieleń, złoto błysnęło przed oczyma, tak kilka stóp zaledwie przede mną...

Pierwsze co przykuło uwagę, była to zbroja... hełm dokładnie. Złoty, wysadzany kamieniami szlachetnymi, zielonymi, jako co i gwiazdy świeci, a może jaśniej? Doń peleryna, równie bogata i - jak to As - nie mogłem się dłużej tak... powstrzymać, aby nie dotknąć. W dłoniach chłód, który bił od tych kamieni... Zarzuciłem na się pelerynę, przy czym uśmiechając dumnie... Jak król, cesarz, Wszechojciec... Nie mogłem uwierzyć w to, co oczy ukazały, bo i... Anthony mi to dał? Rzuciłem mu niepewne, pytające spojrzenie, wszak... Co chciał tu uzyskać? Gdzie bym miał też iść?

Nie wiedziałem też nawet kiedy przebyłem te kilka metrów dzielące uprzednio nas obu od podwyższenia, na którym stała moja zbroja. Chyba.. Być może moja. Teraz ja byłem tu, a Tony niższy ode mnie zawsze w tej chwili tym bardziej zdawał się mały. Stojąc na niżej usytuowanej niż ja podłodze, kilka kroków przede mną.

Po co to wszystko? 

- Tak, Śnieżko... Nowe szaty dla księżniczki. Chciałem ci je dać tuż po wyborach, no ale wymusiłeś na mnie pośpiech, Psotniku. Mam nadzieję, że ci się podoba, bo nawet Pepper uznała, że wydałem na nie... całkiem okrągłą sumę i jeszcze musiałem bawić się w jubilera, więc wybacz, jeśli coś poszło nie tak, ale po raz pierwszy obrabiałem kamienie szlachetne i to w takich ilościach. To... chyba nazwać można sztuką, choć sam nie przyczepie sobie miana artysty. - Mówił Stark, podchodząc do Lokiego, poprawiając ostrożnie hełm na jego głowie i pelerynę na ramionach, po czym odwrócił go powoli, stając za jego plecami i dając Jarvisowi znak, na który kilka metrów przed nimi, na podwyższeniu, z mroku wyłoniła się zbroja... podobna kształtem do tych Iron-Mana, lecz jednocześnie... zupełnie inna. Teraz podświetlona w czysto matematyczno-artystyczny sposób przez AI, który jej zdaniem najlepiej podkreślał wszystkie walory zbroi dodatkowo nadając jej swoistego, indywidualnego charakteru.

- Z tym poszło mi szybciej, choć pierwszy model był felerny, to ten jest już po wstępnych testach i działa znakomicie. No, jeśli nie masz Jelonku lęku wysokości.

Usta rozchyliłem, tako do się nie podobnie, przyglądając się temu, co dla mnie stworzył... Pancerz? Rzecz z pozoru lekkomyślna, ale za razem i zrozumiała w każdym calu. Zaś odpowiadając na to... pytanie Starka... Tak, mam też lęk wysokości, acz nie tak mocny...

- Jakie ma funkcje? Chyba ta nie jest uzbrojona? Prawda, Anthony?

- Oczywiście, że jest, Psotniku... Myślisz, że dałbym ci zepsutą zabawkę? Tylko pamiętaj kochanie, zbroja słucha się ciebie, ale też Jarvisa, więc żadnych nieładnych akcji z jej udziałem nie zrobisz, ale... Jeśli ktoś, teoretycznie dobry, będzie cię atakował, to oczywiście się obronisz, a nawet ona cię obroni. Ym... Chcesz ją przetestować? Możemy wybrać się na lot nad miastem? I polecieć, gdzie będziesz miał ochotę. Co ty na to, Psotniku? Jarvis nas zawiadomi, gdy tylko mały zacznie się budzić. - Zapewnił Stark, z pełnym samozadowolenia uśmiechem.

Geniusz był przygotowany na każdy typ scenariusza, na ten w którym zbyt wcześnie drużyna odkrywa obecność Lokiego w wierzy, albo robi to Furry również. I to było właśnie tym, co przygotował na taki wypadek, a skoro dziś już rodzeństwo Maximoff zakłóciło ich spokój, to na zaprezentowanie jej była najwyższa pora. Oczywiście - jak już wspomniał Jelonkowi – zbroja przede wszystkim słuchała się Jarvisa, a to na wypadek gdyby Loki jednak znów chciał stać się zły. Sam Tony w to co prawda nie wierzył, lecz na wszelki wypadek nie chciał mieć potem sobie nic do zarzucenia. Chociaż nie wkluczał, że gdyby bożek miał walczyć z agentami S.H.I.E.L.D., czy Avengers to stracił by nad sobą panowanie i w tedy autopilot również byłby najlepszym wyjściem. Przed wszystkim jednak ta zbroja, w odróżnieniu od prawdziwego Iron Mana, miała tryb bojowy, w którym za Lokiego – nie obeznanego przecież z jej możliwościami - ona wykonała by lwią część roboty. Autopilot mógł też nakazać i przeprowadzić odwrót, zabierając Psotnika w bezpieczne miejsce. Było to na wypadek, gdyby doszło do walki, a bożek powinien, lecz nie chciał i czynnie się opierał zostawieniu Starka samego z zagrożeniem.

Ale o tym wszystkim nie mówi się przecież komuś, kto znów na szczęście okazuje pozytywne emocje, kiedy jeszcze niedawno martwiliśmy się, że utonie w smutku. Prawda?  

- Tak, Śnieżko... Nowe szaty dla księżniczki. Chciałem ci je dać tuż po wyborach, no ale wymusiłeś na mnie pośpiech, Psotniku. Mam nadzieję, że ci się podoba, bo nawet Pepper uznała, że wydałem na nie... całkiem okrągłą sumę i jeszcze musiałem bawić się w jubilera, więc wybacz, jeśli coś poszło nie tak, ale po raz pierwszy obrabiałem kamienie szlachetne i to w takich ilościach. To... chyba nazwać można sztuką, choć sam nie przyczepie sobie miana artysty. - Mówił Stark, podchodząc do Lokiego, poprawiając ostrożnie hełm na jego głowie i pelerynę na ramionach, po czym odwrócił go powoli, stając za jego plecami i dając Jarvisowi znak, na który kilka metrów przed nimi, na podwyższeniu, z mroku wyłoniła się zbroja... podobna kształtem do tych Iron-Mana, lecz jednocześnie... zupełnie inna. Teraz podświetlona w czysto matematyczno-artystyczny sposób przez AI, który jej zdaniem najlepiej podkreślał wszystkie walory zbroi dodatkowo nadając jej swoistego, indywidualnego charakteru.

- Z tym poszło mi szybciej, choć pierwszy model był felerny, to ten jest już po wstępnych testach i działa znakomicie. No, jeśli nie masz Jelonku lęku wysokości.

Usta rozchyliłem, tako do się nie podobnie, przyglądając się temu, co dla mnie stworzył... Pancerz? Rzecz z pozoru lekkomyślna, ale za razem i zrozumiała w każdym calu. Zaś odpowiadając na to... pytanie Starka... Tak, mam też lęk wysokości, acz nie tak mocny...

- Jakie ma funkcje? Chyba ta nie jest uzbrojona? Prawda, Anthony?

- Oczywiście, że jest, Psotniku... Myślisz, że dałbym ci zepsutą zabawkę? Tylko pamiętaj kochanie, zbroja słucha się ciebie, ale też Jarvisa, więc żadnych nieładnych akcji z jej udziałem nie zrobisz, ale... Jeśli ktoś, teoretycznie dobry, będzie cię atakował, to oczywiście się obronisz, a nawet ona cię obroni. Ym... Chcesz ją przetestować? Możemy wybrać się na lot nad miastem? I polecieć, gdzie będziesz miał ochotę. Co ty na to, Psotniku? Jarvis nas zawiadomi, gdy tylko mały zacznie się budzić. - Zapewnił Stark, z pełnym samozadowolenia uśmiechem.

Geniusz był przygotowany na każdy typ scenariusza, na ten w którym zbyt wcześnie drużyna odkrywa obecność Lokiego w wierzy, albo robi to Furry również. I to było właśnie tym, co przygotował na taki wypadek, a skoro dziś już rodzeństwo Maximoff zakłóciło ich spokój, to na zaprezentowanie jej była najwyższa pora. Oczywiście - jak już wspomniał Jelonkowi – zbroja przede wszystkim słuchała się Jarvisa, a to na wypadek gdyby Loki jednak znów chciał stać się zły. Sam Tony w to co prawda nie wierzył, lecz na wszelki wypadek nie chciał mieć potem sobie nic do zarzucenia. Chociaż nie wkluczał, że gdyby bożek miał walczyć z agentami S.H.I.E.L.D., czy Avengers to stracił by nad sobą panowanie i w tedy autopilot również byłby najlepszym wyjściem. Przed wszystkim jednak ta zbroja, w odróżnieniu od prawdziwego Iron Mana, miała tryb bojowy, w którym za Lokiego – nie obeznanego przecież z jej możliwościami - ona wykonała by lwią część roboty. Autopilot mógł też nakazać i przeprowadzić odwrót, zabierając Psotnika w bezpieczne miejsce. Było to na wypadek, gdyby doszło do walki, a bożek powinien, lecz nie chciał i czynnie się opierał zostawieniu Starka samego z zagrożeniem.

Ale o tym wszystkim nie mówi się przecież komuś, kto znów na szczęście okazuje pozytywne emocje, kiedy jeszcze niedawno martwiliśmy się, że utonie w smutku. Prawda?

- Nie jestem co do tego przekonany, ale... To chyba nie jest najlepszy pomysł. Nie czuję się dobrze i nie... Dziś nie, Anthony. - Odparłem, bo w rzeczy samej bałem się trochę tego, co może mnie spotkać i jakoś nie wyobrażam sobie zostawienia malca samego w wieży, wszak Jarvis to, mimo wszystko, tylko maszyna. Nie zastąpi mu Ojca.. Tym bardziej, iż Vali jest jeszcze taki mały... nie chciał bym aby obudził się sam by żadnego z nas nie było też, kiedy wyjdzie już z pokoiku przecierając oczka...

- Vali. - Odparł cicho Stark, zgadując raczej, co bożek tak naprawdę miał na myśli. - Ciągle o nim myślisz Psotniku i jesteś świetnym ojcem. Mój niemal w ogóle nie miał dla mnie czasu. Ale... skoro ty nie myślisz o sobie, to ja pomyślałem. W przyszłym tygodniu zaczynasz lekcje pod okiem najlepszego... Profesora na Ziemi. A teraz... Może jednak założysz swoją zbroje. Proszę... Na chwilkę. - Mruknął Stark, z miną pięciolatka, któremu zabroniono zjeść ulubionego ciastka. Częściowo się on wygłupiał, po części chciał przekonać do wypróbowania zbroi bożka, a w pewnej mierze była to prawda. Najważniejsze jednak aby Psotnik nie założył zbroi po raz pierwszy w sytuacji awaryjnej, kryzysowej. Jak miałby sam kierować zbroją, której funkcji nie zna?

- Dobrze, ale... Nie zacznę tych lekcji Tony, nie są mi potrzebne, poradzę sobie... - Mruknąłem, z lekka oburzony tą propozycją, a wręcz nią dotknięty. Obawiałem się nieco reakcji Starka na takie zachowanie, ale... Nie będzie nikt mnie uczył, jako się zachowywać czy wychowywać synka. Jestem i zawsze byłem w miarę mobilny, samowystarczalny i nic się nie zmieniło. Nadal jak kiedyś... Tak?

- No nie wiem, Psotniku... niekontrolowane moce ujawniają się zwykle w najbardziej burzliwych chwilach, a nie chcę, żebyś zniszczył mi wieżę, czy zrobił sobie krzywdę. No tak, wiem Jelonku, że nikt nie lubi szkoły... Ale on jest naprawdę spoko i nie wygląda jak Albus, czy Snape. Pamiętasz Rogasiu, jakie maratony urządzał nam Vali, prawda? Na pewno pamiętasz... Ostatni był... Tydzień temu? No. W każdym razie jesteś już umówiony i nie ma mowy, żebyś się nie stawił. Z Xavierem nie jest łatwo umówić się na korki, naprawdę. - Powiedział z ręką na sercu miliarder, bo z tego nigdy by nie zrezygnował i choć jego słowa mogły brzmieć trochę jak żart, to były szczerą prawdą.

- Kim jest ten Xavier? Tako o nim mówisz, acz... Nie wierzę, by On jakoś zdołał mi pomóc. Dziwne i tak niedorzeczne... Nie potrzebne korepetycje. Z magią, jej brakiem, zdążyłem się pogodzić. Szkoła tu więc nie dla mnie. Daj spokój, a i czy ten Profesor wie, kim jestem? Zrozum, nie... - Mruknąłem cicho, odkładając na miejsce te... nowe szaty i hełm. - Nie chcę i koniec...

- No wiesz, Psotniku? Naprawdę nie zrobisz tego dla mnie i nie pójdziesz na te lekcje? Choć przez miesiąc powinieneś spróbować. Nie po to czytałem te wszystkie pozycje i opracowania. Zaprzątałem sobie głowę danymi, byś teraz zakończył wszystko, bo moja księżniczka ze Śnieżki, postanowiła stać się Śpiącą. No wiesz? Przecież widziałem, jak patrzysz na Petera i to jak junior na niego patrzy... Masz iść na te lekcje i już. Nie żebym nie doceniał cię jako Kopciuszka, ale skoro można, to nie wahaj się spróbować i zamienić w księżniczkę. I wiem, że wcale się z tą stratą nie pogodziłeś. A poza tym mówiłem o twoich naturalnych mocach Jelonku, które gdzieś tam w tobie są i które musisz okiełznać nim zerwą się kiedyś ze smyczy, bo w przeciwnym razie jestem pewien, że to zrobią. - Dokończył Stark, kładąc dłoń na tej bladej, która odkładała hełm na jego wcześniejsze miejsce i westchnął cicho z kwaśnym uśmiechem na ustach, kiedy patrzył, jak dobrze widoczne pod skórą mięśnie napinają się mocno. Bo dotknął.

- Loki. Czemu ty wciąż nie dostrzegasz tego, że próbuje ci pomóc się podnieść. Bo wiem, że możesz, Psotniku i tym razem nie będziesz jak Ikar. Tylko musisz mi pozwolić, skoro nie chcesz pomóc. Nie uniosę cię nad ziemię, jeśli będziesz zapierał się rękami i nogami. Rozumiesz już? Bo jeśli w końcu nie przestaniesz ciągnąć się w dół, to ja cię kiedyś puszczę. 

- Puścisz? - Mruknąłem, z lekka odwracając od niego głowę, tak by nią poruszać, a skręcić jedynie z paskudnym uśmiechem na tych popękanych ustach... - Nie, na to jesteś zbyt słaby, Anthony. Widzę jako patrzysz, co robisz, ale... Nie. Nie masz odwagi. - Syknąłem mu do ucha, chcąc wyczuć, czy myśli są prawdziwe. Usłyszeć je? Nie dane... ale mężczyźni pozwalają się za sznureczki ciągnąć... Sam wiem jako jest. Krążyć zacząłem wokół niego, odsuwając też tym samym ręce z policzków... Dotyk, stał się nieprzyjemny. Wzrok tako ostry i uważny... - Czego chcesz?

- A ty czego chcesz, Jelonku? - Spytał Stark, otrząsnąwszy się z chwilowego osłupienia, spowodowanego zachowaniem Lokiego. Jego ręce, które schodząc bezczelnie w dół po jego podkoszulku, zatrzymały się w końcu na biodrach. Ostry wzrok, wbity w swoją osobę i pytanie w którym było tyle zachęty, że gdyby nie czujność i bunt w tych szmaragdowych oczach, filantrop byłby w stanie mu uwierzyć.

- Wciąż mi nie powiedziałeś. - Przypomniał, biorąc szczupłe, blade ręce w swoje i zaciskając palce wokół ich przegubów na tyle słabo, by nie pozostawić po nich śladu, lecz na tyle mocno by nie mógł ich wyrwać. Nadal był w stanie przytrzymać je jedną dłonią, co też teraz zrobił drugą gładząc zapadnięty policzek bożka.

- Naprawdę chcesz tego, Loki? - Spytał miliarder szepcząc wprost do ucha boga, nim przygryzł lekko jego płatek, by pocałować następnie go czule. - Gdybym ja tego chciał, chciałbyś tego? - Pytał dalej, puszczając jego dłonie, by móc obie swoje przenieść na wąską talię. - Wiem, że nie, więc po co te gierki, Psotniku? - Spytał na koniec, jakby z wyrzutem odsuwając się od niego lekko. - Przyjmij po prostu to, co chcę ci dać i nie prowokuj do tego, czego nie chcę. Sam wiesz, że nie możesz teraz odejść, ale kiedy wszystko zostanie ułożone. W lato, późną wiosną, będziesz mógł. Dam ci pieniądze, może stałe dofinansowanie, kupię dom jaki i gdzie będziesz chciał i droga wolna, będziesz mógł odejść. Tylko wcześniej powiedz mi, że tego właśnie chcesz, Jelonku. 

Wmurowało mnie w ziemię, a te usta na muszelce, płatku ucha... Stały się niemal wizytówką tego człowieka, wyrytą dłutem na tako szarym ciele. Dreszcz... przeszył niezdrowo smukły kręgosłup, a i zatrzymał się nagle jakby ujście miał w stopach. Czy chcę odejść - uprzednio - Tak, teraz zaś... już nie mam co do tego pewności... Ucałował, oddał się, a... podłożył pod stopy, ukazując teraz ułamek niezdrowego wręcz pożądania... Chcę, tego, acz... Nie jak Anthony. On potrafi zapewnić ciepło? Już poczułem... Odsunąłem nieco, by wzrokiem znów wygasłym tego bruneta wyczytać. Czuł... więcej?

- Dasz mi czasu, Anthony? Ciepła, opieki, bezpieczeństwa? Mam tu już jedno dziecię. Nie chcę tako i marznąć z kolejnym. Dasz siebie, kiedy ja Ciebie... już nie poznam? Żadna... ze mnie nagroda, bądź kara? Zabawka, którą... porzucisz, jeśli ta zniszczy się, znudzi. Tony to Ty musisz mi powiedzieć... Ja jestem tylko... pionkiem, w twoim ręku. - Szepnąłem cicho i miękko, przelotnie całując jego usta, acz i rychło wycofałem się w tył. Musi znać granice i nie atakować... 

Tym razem to Tony potrzebował chwili, aby na powrót zebrać myśli. Był... playboy'em, a jednak od dwóch miesięcy jego łóżko było zimne i przez kolejny przynajmniej będzie, jeśli rzeczywiście to przyzna. Przez tego anorektycznego bożka zniknął gdzieś dawny Stark, pracujący po kilka dni, niemal bez przerwy, żywiący się fast foodami, goszczący w swoim łóżku - i nie tylko - jednorazowe numerki i upijający się jakoś kilka razy w miesiącu. Gdzieś tam była pustka, lecz nie było barier. Tu one były, lecz nie było pustki. A gdyby tak można je znieść, choć po części i wciąż nie mieć tej pustki?

Geniusz przyciągnął do siebie lekko Lokiego, z wyrozumiałym uśmiechem na wargach, kiedy ten znów lekko się spiął. Wsunął rękę pod czarną podkoszulkę i zaczął sprawnym ruchem masować smukłe plecy.

- Nie wiedziałem, że chcesz mieć ze mną dziecko, Jelonku. Pochlebia mi to, naprawdę. A co do bezpieczeństwa... to próbuje ci je dać, odkąd wszedłeś do wieży, Rogasiu. Ciepło... Musisz mi już pozwolić ci dać, i opiekę. Połóż głowę na moim ramieniu. Nie bój się, nic ci nie zrobię złego.

Zarumieniłem się na te słowa, co przecie niczego nie wnoszą... ale skoro tak, to i z ociąganiem tako ułożyłem swą głowę na ramieniu mężczyzny... Wystraszył się? Nie, być może nie, wszak czego? Tu i mnie dziwił, wyznaniem którego nigdy być nie winno. Relacja, taka rzecz dziwna, ale ile szczęścia w swej prostocie dać może... Obca.

- Wierzysz, że będziesz u mego boku szczęśliwy? Od przeszłości nie ucieknę... Dosięgnie wszędzie.

- Lubię wyzwania Psotniku. Gdybym ich nie lubił, nie byłbym tu, gdzie jestem, ani tym, kim jestem. Nie jesteś żadną karą, ani zabawką, ani nagrodą, ani nieszczęściem. Choć nie wiem, kim jesteś, to cię nie porzucę, Loki. - Mówił Stark, wolno przesuwając jedną dłonią po chłodnych, pokrytych bliznami, chudych plecach, zaś drugą, wplótłszy w czarne włosy, masował wrażliwą skórę na głowie bożka z zadowoleniem odnotowując, jak ten mimowolnie rozluźnia się pod jego dotykiem i z westchnieniem pewniej opiera na nim swój ciężar. - Lepiej?

Wyczułem to, co ten ze mną w jednej chwili robił, acz nic nie poradzę... Zdradliwe są mięśnie i rozum, co go pojąć bez rady. Nic, mimo iż nie winien, zgodziłem się, czujnym będąc bez końca.

- Tobie z pewnością. - Mruknąłem, chcąc okazać swoją frustrację... Nie wytrzymałby już dłużej, co i prosto sprawdzić można, tylko... Nie zrobię mu tego teraz. No nic.

- Oj Jelonku... Nieładnie. Nie o to pytałem. - Skarcił Stark cicho, wciąż trzymając Lokiego na tym samym miejscu choć, ręką jedną sięgnął po złoty hełm, zakładając go ostrożnie, z powrotem na głowę bożka. Chciał go w nim zobaczyć, przodem i tak też się stało, a widok był naprawdę piękny i godny jego wysiłku.

- Chyba w końcu wiem, co w nim widzisz. Teraz naprawdę wyglądasz jak królowa, Śnieżko.

- To bez niego nie? - Szepnąłem do uszka, acz nie poczyniłem większego ruchu, niż podmuch chłodnego powietrza, prosto w Miliardera. Za to co ze mą robił, zasłużył sobie z nadwyżką...

- Oj... Nie obrażaj się kochanie. Co poradzę, że mi za dobrze wyszło? Jeszcze będę musiał cię pilnować, żeby mnie cię nie ukradziono. - Mruknął Stark, nie pozostając dłużny wobec tego chłodnego oddechu, który przyprawił go o delikatny dreszcz, biegnący wzdłuż kręgosłupa. Nie... On pocałował delikatnie jego usta, nie będąc przy tym ani trochę nachalnym, natarczywym. Chciał zaproszenia do wnętrza jego ust, lecz póki nie zostało mu dane, zadowolił się pieszczeniem wrażliwych warg bożka. 



Od Autorki

Dziękuję za nową okładkę i sprawdzenie błędów w rozdziale mojej becie AnikaWinchester. Jednocześnie przypominam, że za postać Lokiego odpowiada Trikster16  z którą razem napisałam to opowiadanie. Więcej naszych wspólnych prac znajdziecie na jej profilu.

W poprzednim głosowaniu zwyciężyła ta kursywa, która i wcześniej była, tak więc wraca, a poprzedni rozdział już jutro również powinien być już w "starej" formule.

Przepraszam, że tym razem rozdział ukazał się dopiero w niedziele, ale okazuje się, że na Polskim weselu, kiedy jest się już pełnoletnim... cóż, nie chciałam ani retuszować rozdziału w stanie nietrzeźwości, ani wstawić nie w pełni obrobioną wersje. Przepraszam więc za taki poślizg i mam nadzieję, że mi go wybaczycie. Siedziałam przy edycji tego rozdziału prawie sześć godzin, tak jeśli ktoś sobie to ceni proszę o zostawienie gwiazdki. Wszelkie komentarze również mile przyjmę, także krytykę, byle by była ona konstruktywna.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro