9.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nie oddałem pocałunku, mimo iż z lekka schlebiał tym słowem, jak i czynem wyraźnym... ale to póki co wystarczyć musi, bo i chęć a... To co w żyłach, umyśle się dzieje jest przeciwne, odmienne zgoła. Ufam mu, nie opieram się, acz w tym rzecz, że dopiero uczę się od serca kochać, rozumieć, nie zaś z uczuciem pożądania walczyć... Nie własnym. Była pewna bariera, a tylko brunet mógł ją bezkarnie przekroczyć tu, wedle mojej woli. On nie jest taki jak tamci... Tylko czy przygarnie nieślubne dziecko, a nie swoje? Vali... zdawał się go polubić, stworzyć więzi i nie chcę by te zostały rozerwane. Strach o tym nawet myśleć, acz On też nie taki? Dał nam tak wiele... a siebie samego. Nie odtrąci więc... Tako?

Loki drżał, nie opierał się, poddawał ufnie, lecz nic ponad to. Tak... trauma, czas o który prosił, by powoli było mu to dawane. Uczył się od nowa? W takim razie Tony powinien być dobrym nauczycielem, choć tak naprawdę być tak nie musiało. A on znów się bał, niepokoił i Tony dużo by dał żeby umieć czytać jego myśli, a te złe wygonić. Odsunął się lekko od Psotnika, wciąż z dłonią na jego plecach i spytał: "Co cię niepokoi Śnieżko? Wiesz że mi możesz powiedzieć... Naprawimy.. to razem, albo jedno z nas to zrobi."

- To... Nie twoja wina Anthony, ja muszę... Do tego znów z wolna wrócić, ale dziękuję że pytasz... – Szepnąłem pokornie, a jako się dało ostrożnie głowę miękko w tył odchyliłem. Lekki, acz i łatwy dostęp do szyi... Jeśli by chciał. Ja sam chyba się nie odważę, w końcu i tak już zdominował. Nic to złego, ale czas... Leczy rany.

Czy Loki naprawdę musiał go tak kusić? Wcześniej... i teraz znowu? Przecież nie był święty. Był playboyem, który już od kilku miesięcy nie uprawiał podobnej gierki. Nie daje się narkomanowi na odwyku działki, żeby podzielił ją na porcję, bo oczywiste jest, że weźmie całą.
- Naprawdę sądzisz że jestem tak dobry Psotniku? – Zaczął szeptać Stark skubiąc bladą szyję. – Tak bardzo dobry? A ty tak bardzo zły? Nie Loki. To oczywiste że się boisz i nie wymuszaj na sobie godzenia się na to, co nie miłe jest tobie. Bo wystarczy, że powiesz żebym przestał kochanie. To nie trudne, jedno słowo. I nic złego się nie stanie. Świat się nie rozpadnie Psotniku. Zasługujesz na czas. Dam ci go jeśli powiesz gdzie przebiega granica. Kiedy do niej dojdę... Wystarczy "przestań".

Czułem w miarę jako mówił usta na szyi z początku, gdzie i zejść nie miały, acz... te wędrowały na obojczyk, zapuszczając się coraz to niżej... Podgryzał skórę, a tako językiem śmigłym rozdzierał... W tym problem, zbyt dużo, szybko...
- Anthony... – Jęknąłem cicho, nie mogąc rąk zmusić... by go od się odepchnąć i głosu podnieść, gdy ten drżał pod nadmiarem szoku... Brak sprzeciwu, ciało zaś tu jako sparaliżowane... Jak wtedy cichy.

Wiedział że powinien przestać, ale nie zrobił tego dopóki nie usłyszał tego cichego jęku, desperacji. Dopiero w tedy zdołał w pełni wrócić do świadomości i odsunąć się od sparaliżowanego bożka, ale nie puścił go, by nie upadł, nie uciekł, nie... wiedział co teraz Loki mógł zrobić.
- Za dużo? – Spytał, choć było to raczej pytanie retoryczne. Miał winę w tej sprawie wypisaną na czole, sercu i poniżej pasa. Toteż musiał od niego odgonić jak najszybciej myśli Lokiego, za nim bożek zauważy jak łatwo zdołał pobudzić miliardera. – Wrócimy na górę, czy mogę ci coś jeszcze pokazać? Jelonku...

Głową niepewnie skinąłem, bo i jeśli to ważne? Nie chciałem być niewdzięczny, czy co gorsza tako zniechęcić do siebie bruneta. On chyba nie ma tego za złe? O ten czas... prosiłem właśnie, wszak sprawa to delikatna nad  wyraz, ale może to błędem... się okazało?
- Tylko, nie dużo... – Szepnąłem, jakby od niechcenia i strachu?

- Nie dużo Jelonku. – Przytaknął Stark przyglądając się przez chwilę uważnie bladej twarzy i wystraszonym lekko, ciekawskim oczom, by zaraz odwrócić się na pięcie i podejść do jednego ze stołów, z którego wziął metalową czarno-zieloną bransoletkę i podał ją Lokiemu.
- To dla ciebie Reniferku, dalej ile zobaczysz zależy od ciebie. Choć radził bym zacząć od założenia jej i powiedzenia „rękawica", a... no zobaczysz. Nie chcę psuć ci niespodzianki. – Powiedział miliarder pokazując białe zęby w nie do końca bezpiecznym uśmiechu.

Do tej rzeczy, urządzenia z lekka głosem niepewnym mówić? Nie... To tak dobrego znaku ostawić nie może, a nawet gdybym już chciał mowę wzmocnić, jako..? Słabe, a rezygnacji, straty, żalu – nawet tu cień – westchnienie zatrzymało w gardle swoją siłę rażenia... Palce na metalu tym zacisnąłem nadal milcząc, bo i co być to może? Na myśli miałem jedynie te obręcze ozdobne, co je Panny noszą, ale ciężkie. Mocowanie łańcucha? O tym umysł, instynkt... prawił, acz nie... Gdyby chciał już, by uwięził.
- Nie jestem żadnym Reniferkiem, Anthony. – Mruknąłem, aby oczy... Na niego podnieść... niepewnie?

- Oczywiście. Jesteś moim Jelonkiem, a teraz załóż i powiedz „rękawica". Proszę Rogasiu... Zrób to dla mnie. – Powiedział cicho, wydymając lekko dolną wargę i marszcząc brwi, z pod których na niego patrzył miliarder. Kochany Jelonek... Nie miał się czego bać przecież. Ale mu tego jednego odmówić nie mógł.

Założyłem, ale... słowa też i nie wyrzekłem żadnego, bo... Czegoś tu brak było. Może wiary, iż Tony nie zrobi niczego głupiego dla się bo i co dalej? Sen z powiek ciągle będzie ściągał? Nie uwierzę...
- Nie powiem tego, nie Anthony.

Stark schował twarz w dłoniach i przetarł ją, zatrzymując jednak palce tak by schować za nimi usta.
- Na hipotezę Riemanna... To tylko jedno słowo. Nie chcesz rękawica to powiedz naramiennik, ale... Okey, dobra. Nie sądziłem że aż tak mi nie ufasz Psotniku. Oświadczam że nie powiem do ciebie ani słowa do puki nie powiesz tego jednego słowa, ani cię nie dotknę. Nie żartuję.

- Tony... Ja Ci ufam. Proszę... – Szepnąłem cicho, bo i rzecz taka nie winna odbić piętna na relacji. Przecie, mogłem to wyrzec, tylko dlaczego brunet nie mógł dać mi choć przez chwilę tego... czasu? Obiecał, ale nic to? Kocham go... Acz czy to nie za mocne słowo?
- Przedramiennik. – Szepnąłem, a nie tak jak o to brunet prosił... Oj.

Wedle pierwotnej intencji Starka zbroja miała pokryć rękę Lokiego jedynie do łokcia, skoro jednak ten użył słowa, którego nie wypowiedział, zielono-czarna zbroja z elementami złota i niebieskim repursolem, jak i kilkoma mniejszymi źródłami energii ze sobą połączonymi sięgnęła aż do barku. A wyglądała pięknie... i pasowało do Psotnika. Nie tak grubo ciosana, mniej jednorodna, lecz utworzona z nanomateriałów równie wytrzymałych, a nawet bardziej niż vibranium. W końcu jej nie dało się przeciąć, a amortyzacja także była niczego sobie.
- I jak Jelonku? Uciąłem ci rękę? – Spytał Stark lecz teraz znów na powrót wesoło. Sam miał ochotę na krótki lot nad miastem, tylko że Vali.... Ale to w końcu była by tylko chwilka, prawda? Jarvis im powie kiedy junior zacznie się budzić.

- Nie, nie uciąłeś... – Szepnąłem nieco zdziwiony tym co na mnie było, wszak i... Nie tego bynajmniej oczekiwałem, ale skoro już jest to, chyba winienem się przyzwyczaić do podobnych niespodzianek... Dziwna to rzecz.

- No Psotniku. To jak powiesz „Jarvis zbroja"....  Domyślasz się już co się stanie? Chyba że wolisz najpierw sprawdzić jej funkcje. Spokojnie nie gryzie. Bo nie ugryzła? – Spytał Stark pełen samozadowolenie, pewnej dumy i cichego rozbawienia okrążając stół, aby nalać sobie szklankę whisky. Tylko do połowy i tylko jedną, co po tylu opróżnionych w jego życiu już butelkach nie powinno zrobić mu żadnej różnicy. Nadal będzie trzeźwy, a ten alkohol tak dobrze pasował do sytuacji że grzechem było by nie skosztować go choć trochę.
- Nie pytam czy chcesz Jelonku, bo to nie na twój żołądek. – Mruknął odkładając butelkę z bursztynowym płynem do małego, ale dobrze zaopatrzonego barku.

- Jarvis, cofnij to... – Mruknąłem, acz tonem nie skorym do żadnej dyskusji. Stało się też wedle woli, a całe to... żelastwo ukryło się w obręczach... Szklanka, w połowie pełna nie wróżyła teraz i niczego dobrego... zaś ja nie pozwolę, by choćby łyk tego płynu znalazł się w ustach mężczyzny... Hełm też z lekka zająłem, co ułatwi wielce racjonalne podejście do sytuacji.
- Nie wypijesz tego Anthony... Tu w tym domu jest dziecko... Moje dziecko i... nie ma, też i alkoholu.

- Czemu nie? To wolny kraj Rogasiu, co Cap lubi podkreślać, więc zrobię co chce. A tak w ogóle to jedną szklanką się przecież nie upije, nie będę nawet wstawiony. Gdybyś wiedział ile ja dziennie potrafię opróżnić butelek... z Thorem prawie i ugrałem raz remis. Wiesz Śnieżynko? – Mruknął Stark zaczynając powoli sączyć swoje whisky, po łyku z nieskrywaną przyjemnością. Pierwszy alkohol od tygodni... aż przymknął oczy z rozkoszy, kiedy go w sobie poczuł. To było piękne i Loki mu tego nie zepsuje. Jedna szklanka, przecież nie wyrzeknie się wszystkiego.

- Tony... – Warknąłem, z lekkim tu i poruszeniem... Które w głosie za serce samo rwało... Poświęcił, a choć nie była to tak jasna, dobra sprawa... Nie radziłem sobie już z poczuciem, że przez ten alkohol kiedyś mi go zabraknie. Kocham i być może to egoizm, ale nie chcę stracić jedynej osoby... Na tym że świecie. Nie... – Ostrzegam Cię...

- Psotniku... To jedna szklanka. Naprawdę tak ci zależy żebym został abstynentem? W Asgardzie pewnie leje się  wino karafkami i założę się, że nigdy nie miałeś problemu żeby wypić kieliszek. A mi tak bronisz? Nieładnie księżniczko, nieładnie... – Mruknął Stark dopijając wolno swoją szklankę, choć jakąś jedną czwartą zawartości zostawił na trochę później. Trochę, minutę, dwie. To była jedna jedyna szklanką tego wieczoru. Już bardziej nie mógł się ograniczyć. Bo jeśli Loki liczył na to że nagle zostanie zakonnikiem... to on chyba jednak wolał stan sprzed kilku minut.

Zbliżyłem się z lekka do bruneta, a dłonie jego w swoje ująłem, by jakoś tak pozwolić mu zaciągnąć się zapachem własnego ciała. Na nic więcej nie mógł już liczyć, acz może tako poczuje się lepiej, zaś ja... Zawczasu przeproszę? Tak... to bardzo rozsądne posunięcie, w skromnym mniemaniu rzecz też i jasna... że słowem bez powodu nie uczynię. Nie ma siły przebicia po co się wysilać? Bez powodu...
- Nie w tym problem. – Szepnąłem opróżniając przechyleniem małym zawartość szklanki... Mocne to...

- Właśnie widzę księżniczko. Wracajmy na górę zanim mi się tu ty upijesz. – Westchnął Tony wywracając oczami. Zabrał też zaraz ostrożnie szklankę z chudych, bladych dłoni i nalał do niej trochę bursztynowego trunku.
- Tylko trochę. – Zwrócił uwagę Psotnikowi zgarniając ze stołu laptopa i kilka drobnych urządzeń. Chciał popracować trochę w salonie. Miał jeden projekt nie całkiem ukończony. Mógł tworzyć już w prawdzie materiały, które - początkowo zajmując mało miejsca - na wezwanie odpowiedniej osoby zmieniały się w wielkie struktury, tak jak jego zbroja. Problem jednak był w tym... czy raczej nie były one nadal doskonałe... tak, to było lepsze określenie. A nie były doskonałe bo choć zmieniały się w daną rzecz, to... z niej potrafiły już się raczej tylko zwinąć. Trzeba było poprawić ich program tak by zmieniały się w różne struktury, rzeczy. A może i dla Juniora będzie to niezła zabawa? Motylek, sarenka, królik... gorzej jak ten królik rozpadnie się na części. Tak... to był poważny problem, usterka i wada, którą należało naprawić.

- Było by łatwiej... – Mruknąłem, bo i prawda taka, że gdyby nie... Vali już dawno zalał bym się tu w trupa... Zapominając o tym całym świecie, który i tak jedynie bólu, a zawodu przynosi... Czy to wiele? Chcę od świata tylko spokoju, na głowę... kolejny obowiązek już w oka mgnieniu zwala... Gorzki, bo mocny smak alkoholu ostał mi w ustach, które więcej niż kiedy już i wcześniej pragną. Wiele? Jedna szklanka? Butelka..? Chyba nie... Wepchnąłem więc ciało na sofę, kanapę, jakby siłą całą obco tako skierowane na oparcie skórzane. Woda żywa, gdzieś i tu być musi, acz szukać należy dyskretnie. On nie pozwoli... Mimo iż sam pije...

- Wątpię Loki by zalanie się w trupa było dobrym pomysłem na wieczór. Nie żebym nie poradził sobie z tym aniołkiem, ale co zrobię jeśli się pochorujesz? Nie myśl tyle i chodź tutaj. Wybierzesz co dziś obejrzymy i jeśli chcesz dam ci wina. Uczciwy układ. – Powiedział miliarder opadając na kanapę w drugiem jej rogu. W jednej ręce miał pilota, zaś w drugiej, którą opierał na podłokietniku, szklaneczkę z whisky. Nie sprecyzował też gdzie by miało znaczyć to „tutaj". Nie... Tu liczył na kreatywność Psotnika, podobnie jak w doborze filmu, serialu, czy też jakiegoś show telewizyjnego. Sam skakał zaś obecnie po kanałach poszukując znajomego tytułu, który mógłby zaciekawić boga.

Przysunąłem się, a wtuliłem tak ufnie niemal w mężczyznę, że i sam sobie się dziwię. Wino Stark przecie oferował, wszak... Nie z jego powodu tu jestem. Oparłem się wygodnie, kładąc głowę tu na ramieniu bruneta, a włosy czarne rozrzucając wokół siebie falami. Miliarder coś włączył, acz to nie ważne... Znów byłem Ojcem, nie zaś kim innym zgoła. Dawniej, za dotyk gardło bym rozpłatał, acz teraz... To wydaje się obce, inne...
- Sam sobie wybierz. – Burknąłem cicho pod nosem, przymykając powieki... – Daj mi już spokój. Co?

- No dobrze Jelonku. Jeśli nie chcesz zobaczyć jak ludzie wyobrażają sobie... mieszkańców innych planet... To już daje ci spokój. – Mruknął Tony do swojej szklanki, z której upił kilka pyłów, nim odstawił na stolik poza zasięg dłoni Lokiego. Jedną ręką objął lekko, lecz pewnie szczupłą talię bożka, zaś drugą podgłośnił nieco telewizor, w którym zaczynali się właśnie „Faceci w Czerni". Loki naprawdę powinien ich obejrzeć, a Stark mówiąc to nie miał w cale niecnych zamiarów. Ani trochę.

- Sobie popatrz. – Mruknąłem, acz jednym okiem oglądałem co tam dzieje się na ekranie... ale nie tak żebym coś z tego wiedział. Tylko ja jakoś nie przypominam sobie... aby któryś z moich pobratymców miał kilka zaledwie centymetrów, nieludzką, wręcz zdeformowaną twarz, nagie smukłe ciało i rybie oczy. Okropieństwo, za co brunet dostał między żebra... – Anthony? Ty mnie tako nie widzisz... Racja?

- Nie Loki, oczywiście że nie. Ty jesteś moją Śnieżką i do niej jesteś najbardziej podobny. To jest komedia Rogasiu, nie należy jej brać na poważnie. – Wyjaśnił cicho Tony całując czoło bożka z nieskrywanym rozbawieniem.

- Mocniej chcesz oberwać? – Szepnąłem, bo i winien ramieniem otoczyć, a nie marudzić... Mówić może, byle nie o niczym, tako istotnym. Czas miał być tylko nasz, więc... Tak też będzie? Czekam na to długo...

- No wiesz Psotniku? Przecież jej opis pasuje do ciebie idealnie... No prawie. Ym... Masz czarne jak heban włosy, białą jak śnieg cerę i czerwone jak krew usta. Najważniejsze cechy zgadzają się w pełni. No i też jesteś księżniczką Jelonku. – Szepnął miliarder do bladego uszka kreśląc jego kształt czubkiem języka. Przecież nie był nachalny... Chociaż nie omieszkał też otoczyć bożka ramieniem, lecz tylko dla czystej wygody.

- Nie. – Prychnąłem dość miękko, ale... wzbroniłam się tym samym przed pieszczotą. Na dziś to i już wystarczy... Nie potrzebuję tako niczego więcej niźli ciepła, acz te nie kosztem niczego więcej? Taki On, zaś ja? Pasuje do mnie, bo... Księciem już nie jestem. Skąd to i wie? – Wystarczy mi już... 

- Wystarczy... – Przytaknął Stark z cichym westchnieniem i uśmiechem na ustach. Przyglądał się bożkowi wtulonemu w swoje ramię i zastanawiał nad zmianami, które ostatnio zaszły wywracając jego świat da góry nogami. Dawniej wypił by nie jedną whisky w taki wieczór i dawniej nie przejął by się tak cichym sprzeciwem, ale Loki był teraz inny, wrażliwy, kruchy, delikatny, więc i on był delikatny. Dziwne, że tak naturalnie, lekko mu to przyszło. 

Usłuchał, co i obce tako, że i też... uwierzyć się nie da... Zmęczony, ale ważniejsze że ten usłuchał. W tym właśnie krył się cień dobra i łagodności... Nie chciał, acz mimo to uszanował. Wdzięczny... Raz na zawsze, mogłem być tu z nim i nikim innym. Nie zostawię...
- Śmierdzisz... – Mruknąłem z lekka nos marszcząc. Nie ładnie.

 
- Całkiem możliwe Jelonku. Smarem i metalem, prawda? Może ogniem... – Spytał rozbawiony Stark przeczesując palcami czarne włosy. Szybko jednak się zreflektował i z udawaną skruchą przeprosił Lokiego za to że „śmierdzi". Choć on sam tego nie czuł... A za to poczuł coś innego. Włosy Psotnika pachniały... pachniały ładnie, przyjemnie, lecz i dziwnie znajomo.
- Używasz mojego szamponu kochanie? Czy to ja jednak pachnę?

- Śmierdzisz i nie... Nie używam. – Mruknąłem, a na to lica nawet nie uniosły się lekko... Kłamstwo ma to do siebie, że prawdą okazać się może... W końcu jaką tu mam pewność, że to szampon bruneta, a nie... gości? Westchnąłem tako znów zaciągając się tym ciężkim, mocnym zapachem. – Jest mój...

- Ach, tak... Twój. Ale wcześniej był mój księżniczko. A skoro tak... to znaczy że jednak podoba ci się jak śmierdzę. – Odparł pokazując zęby w rozbawionym, triumfalnym uśmiechu Stark. – Lubisz mój zapach Jelonku, to miłe.

- Nie wącham Cię jak pies... Więc i zapachu nie znam. Stwierdzam jedynie fakt, koniec w temacie... – Mruknąłem, sięgając po nie duży koc. Zima przeminęła, ale... Ciało jak tylko potrafi broni się przed przegrzaniem. Taki urok...

- Nie kochanie... Nie jak piesek, jak Jelonek. Tak jak przed chwilą... – Szepnął Tony pomagając bożkowi przykryć się miękkim kocem. Taki szczupły, chudy... to mu zimno. Oczywiste to niemal było, a choć był tu już te dwa miesiące, to nie przytył niestety niemal w cale. Nie żeby Tony'emu przeszkadzały jego kościste ramiona, czy talia zapewne dla dziewiętnastowiecznych dam idealna. Nie, taki też był piękny, atrakcyjny i... słodki, czego by raczej nigdy na głos nie powiedział nie chcąc poznać gniewu bożka. Jego bożka, który nie odejdzie i nie zniknie, i o którego trzeba dbać, by się nie poruszył.

- Nie, nie... – Prychnąłem znów, bo i doń mówić tylko to jak z głucho-niemym. A by tego też mało, nie słucha... Nie jestem już dzieciną, wszak nie musi na każdym kroku pilnować, a oferować pomoc. To miłe, acz niekonieczne... Przecie nie jestem kaleką, nigdy nie będę. 

- Tak, tak. – Odpowiedział Stark upijając kolejny łyk whisky, która właśnie, nieubłaganie się kończyła. A on, Tony Stark nie napełni jej po raz drugi, aby nie nadużyć cierpliwości boga. Boga nordyckiego, bożka psot i kłamstw, jeśli być dokładnym. Niby ludzie już wiedzą o ich istnieniu, a... nic się nie zmieniło.
- A ty wiesz Jelonku że Cap wierzy w Boga silniejszego od tego waszego pirata i Blondi i kogo wy tam jeszcze macie? Ciekawe Rogasiu... W Asgardzie też wierzycie w niebo i piekło? Czy... Walhalle? Swoją drogą głupi wynalazek ta kraina wojowników... bardzo głupi. Gdyby ludzie dążyli tylko żeby tam się znaleźć mielibyśmy ciągłe wojny, a i tak mamy ich dużo. A tak w ogóle to jak wy godzicie to z życiem w pokoju? 

- Sam wierzę że jest coś... Ktoś ponad nami, to i żadna nowość. Nie ma w tym fałszu, zaś tak... Miejsce umarłych, rządzone tako twardo z ramienia... Pani. Tłoczą się w nim drżące, cieniste duchy tych, którzy nie umarli śmiercią chwalebną, lecz z powodu zarazy, ludzkiej choroby, samobójstwa lub po prostu ze starości. Niebo? To od nas zbyt daleko... Nie sięga tam oko... – Mruknąłem, bo kraina wiecznego szczęścia... Nie tutaj. Ni nigdzie... – Walhalla? Ławy tako złote, bogate, całe już obłożone są zbrojami wojowników, którymi Walhalla jest wypełniona. Całymi dniami toczą nieustające bitwy, a wieczorem wszyscy ucztują... Rogi z miodem podają walkirie, pije się również takie mleko kozy Heiðrún. Wojownicy piją, jedzą i ćwiczą, aby w... chwili końca świata stoczyć ostateczną bitwę ze złem u boku Thora. Wiesz, już kto tym złem być winien? Kat sam sobie poradził... Żałosny...

- Kto ci tych bajek naopowiadał Jelonku? Albo nie, nie mów. Sam zgadnę. Pirat tak? Loki...  nie rozumiesz jeszcze że piratom nie można ufać, kochanie? Mówią to co jest dla nich dobre, zwłaszcza kiedy nie można sprawdzić czy prawdziwe. – Powiedział Stark miękko nie chcąc aby jego słowa poczytane zostały jako zarzut wobec bożka. Ale... nie był by sobą gdyby pozwolił mu od tak trwać w tym przeświadczeniu o Walhalli i mrocznej krainie zwykłych zmarłych. Nie żeby to było szczególnie złe, dla niego była to wizja zaświatów tak dobra, jak niemal każda inna. Ale skoro Loki był przekonany, że są , i że jest coś nad nimi, to Tony nie miał zamiaru nie podważyć chociaż samej wersji tego, jaką widział bożek. Tony znał jedyne pobieżnie nordycką mitologię, lecz był pewien, że Loki został w niej potraktowany niemal jako ucieleśnienie zła dla wikingów, zaś wersję samego Odyna uznał, za z natury do niej zbyt podobną. Należało więc ją czymś zastąpić, najlepiej zaś tym, z czym ma się najczęściej do czynienia i co dla Lokiego (odpowiednio przedstawione) jest bardzo korzystne. – Poza tym mi bardziej podoba się chrześcijańska wersja nieba, i końca świata też. Tylko nie mów naszej Fladze jak ją spotkasz, dobrze Jelonku? Jeszcze by mnie męczył.

- Co Ty możesz wiedzieć..? Hel istnieje, acz nie mi już oceniać co pośmiertnie się dzieje... Kiedyś tam trafię, ale jeszcze nie teraz... Przynajmniej nic mi nie wiadomo o tym... – Szepnąłem cicho, bo i nie wierzę, że Stark ma zamiar się teraz zająć... – Odpoczywaj...

- Oj, Psotniku... Nie wierzę że to mówię, ale... jeśli chcesz się dowiedzieć czegoś o bardziej prawdopodobnej niż ta twoja krainie umarłych... Powiedzmy. I Bogu, w którego wierzą ludzie... No po prostu przeczytaj Biblię. – Poradził Tony sam zdziwiony konkluzją jaką nabrał, lecz skoro Loki chciał rozmyślać nad życiem po śmierci... to najlepsza, najsprawiedliwsza kryła się właśnie tam. Kapitan był by z niego dumny. Musiał się napić, ale nie mógł...

- Jutro Anthony... Jutro, dziś już nie mam do tego głowy. Salon, a sypialnia? Wybór należy do Cię... I co z nim zrobisz. – Szepnąłem chcąc jakoś ust dosięgnąć, ale te wysoko... Nie podoba mi się to...

- Ym... W takim razie zaniosę cię Śnieżko do sypialni, mojej. Pozwolisz? – Spytał Tony z uśmiechem kładąc jedną dłoń pod udami Psotnika, a drugą na jego barkach. Loki nadal był chudy, a Stark nadal był w stanie nosić go niczym pannę młodą. Podobało mu się to, bardzo.


Od Autorki

Miało być punktualnie... i jest, tyle że w nocy. Przez wakacje w końcu zapomniałam, który jest dzień tygodnia. W każdym razie przypominam:

że następny rozdział ukarze się w przyszłą sobotę

+ to opowiadanie to RP, w którym za postać Lokiego odpowiada Trikster16

+ rozdział sprawdziła i okładkę wykonała AnikaWinchester, za co jej serdecznie dziękuję i polecam zarówno jako autorkę, betę, jak i grafika amatora

Przypominam, że jeśli rozdział wam się podobał i/lub chcielibyście mi dodać motywacji do dalszej pracy, to wskazanym jest zostawienie gwiazdki pod rozdziałem. Wszelkie komentarze związane z książką także mile zobaczę, łącznie z konstruktywną krytyką. Każde zdanie jest dla mnie ważne, a zwłaszcza zwrócenie mojej uwagi na coś, czego mogłam wcześniej nie zauważyć.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro