Część 2
Chłopacy się zaprzyjaźnili... nie wliczając Johnego, on nigdy nie lubił "obcych". Oprowadziłam Collina po naszym "schronisku" pokazując mu najbardziej przykre i straszne widoki i zakątki, bo chciałam go zniechęcić.. nie chciałam by przegrał życie... wystarczy, że ja przegrałam.
Około 17 odprowadziłam blondyna parku.
-Wiesz jak trafić do domu?-zaśmiałam się.
-Tak, tak, jeszcze pamiętam jak tam się idzie.-Chłopak łobuzersko się do mnie uśmiechnął przez co zrobiło mi się tak.. miło?
-Nadal chcesz zostawić swoje życie i być "wolnym człowiekiem"- Zapytałam po czym spojrzałam po sobie myśląc, że mój wygląd jako wolnego człowieka przeleje czarę i Coll się podda.
-Kochana jesteś, ale nie udało Ci się.
Westchnęłam. Jak go przekonać? Z resztą... co mi odbiło by się nim przejmować?! Co ja kurna Święta Teresa jestem czy ktoś tam? Jednak mimo wszystko strasznie chciałam mu pomóc. Coś było w nim takiego, że nie mogłam go tak zostawić. Zamyśliłam się chyba, ponieważ Coll pomachał mi się ręką przed twarzą.
-Vin, wszystko w porządku?
-Co? Tak, tak. Słuchaj. Lubie Cię. Chłopacy też Cię polubili, może spotkamy się jutro albo pojutrze co? Może od przebywania z nami odwidzi Ci się ten pomysł z wolnością.
-Jasne. Jutro przy tamtej brzozie o...?
-O 8.00, zobaczysz jak żyje ja i chłopaki. - Mruknęłam, ale Collina to nie zniechęciło.
-Jasne. Do zobaczenia. -Uśmiechnął się.
*
Wróciłam do pokoju, ale tych głupków nie było w nim. Och całe łóżko dla mnie. Ściągnęłam buty i położyłam się na łóżku. Już miałam zasnąć kiedy drzwi od pomieszczenia otworzyły się z wielkim impetem. Do pokoju wtargnęła cała moja banda.
-Zamknijcie sie, próbuje spać. -Syknęłam, kiedy zaczęli głośno gadać i śmiać się.
-Dobra... Zamknijcie się...- W pewnym momencie odezwał się Mike. Już chciałam mu podziękować, ale nieoczekiwanie cała trójka buchnęła śmiechem.
-Kurwa mać czy to już w własnym pokoju nie można się przespać?!- Wrzasnęłam i wstałam z łóżka na co moi durni przyjaciele cofneli się bojac się, że coś im zrobię. Krzyk poskutkował, ponieważ w sekundę opuścili mój pokój. To naprawdę wspaniałe słowo "moj". Uśmiechnęłam się do siebie i położyłam się spać.
*
Poczułam jak materac ugina się pod czyimś ciężarem. Mruknęłam niechętnie.
-Vin, śpisz? -Usłyszałam słodki głos Johnego. Zaczął całować mnie po szyi.
-Śpierdalaj. -Burknęłam. Johny położył się obok mnie na łóżku spychając mnie w bok przez co prawie spadłam. Warknęłam.
-Hej, a jak znalazłaś Colina?
-O co Ci chodzi?- Zapytałam odwracając się by spojrzeć na bruneta.
-No... jak znalazłaś tego blondi?
-Aaa... tak jakoś samo wyszło.
Odparłam lekceważąco. Nie chciałam się przyznawać, że Coll nakrył mnie na kradzieży. Gdyby Johny się dowiedział o tym to byłoby po mnie. Brunet niby jest ok i trzymamy się ze sobą, ale w jego życiu nie ma miejsca na takie błędy. Raz wywalił jednego chłopaka z naszego schroniska dlatego, że dał się złapać na kradzieży. Nie chce skończyć jak on.
-Jest bogaty prawda?
-Wiem o co Ci chodzi. Najpierw niech nam zaufa, potem stanie się naszym źródłem pieniędzy.
Johny zaśmiał się. Uśmiechnęłam się, a tak naprawdę czułam się źle. Nie chce wykorzystywać blondyna. Czasami robiliśmy tak, że zaprzyjaźnialiśmy się z kimś by potem go okraść, ale szczerze nie podoba mi się ten pomysł jeśli chodzi o Colina. Brunet przerwał moje rozmyślania, zaczynając znowu całować moją szyję.
-Spierdalaj. - Burknęłam i zepchnęłam go z łóżka. Chłopak jęknął gdy jego ciało uderzyło w twardą posadzkę, a ja zaśmiałam się. Przykryłam się kołdrą i zasnęłam.
[Następny dzień]
*Godzina 7:00*
Obudziłam się. Głowa mnie strasznie bolała. Kurna. Leniwie otworzyłam oczy i usiadłam na łóżku. Przeciągnęłam się, wstałam, ubrałam się i poszłam na śniadanie. Na hali było mało osób. Usiadłam przy naszym stoliku i zjadłam śniadanie. Dochodziła 7:30. Wyszłam ze schroniska i poszłam do parku. Kiedy doszłam, była chyba już 8 bo Colin stał przy drzewie i wypatrywał mnie.
-Hej!
-Cześć!
-To co? Idziemy?
-Dokąd?
-Jak to dokąd? Do schroniska! - Krzyknęłam. I ruszyłam w stronę powrotną, a Coll poszedł posłusznie za mną. Gdy szliśmy do schroniska chłopak opowiedział trochę o sobie a ja o sobie. Zbliżyliśmy się do siebie trochę. Colin to ciekawy człowiek. Ma dużo pasji. Potrafi jeździć na motorze i na koniu, gra w teatrze i tańczy. Ma wspaniałe życie. Jest miły i sympatyczny ale naiwny. Sam fakt że nie zna mnie, a jednak ufa mi... Doszliśmy do schroniska. Poszliśmy do hali, gdzie przy naszym stoliku siedziała cała moja paczka.
-Hej! - Krzyknęłam.
-Cześć Vin, cześć Colin! - Zawołali chórem Mike i Joe. Johny tylko skinął głową lustrując blondyna po czym spojrzał się na mnie. Chłopaki zjedli śniadanie, a potem ruszyliśmy na miasto.
-Więc.... gdzie idziemy? - Zapytał Colin.
-Tam gdzie możemy coś zarobić. -Odparłam.
Staliśmy na środku dziedzińca.
-Dobra...-Zaczął Mike. Zebraliśmy się w małe kółeczko.
-Mike idziesz pod kościół, może coś dostaniesz; powymyślaj coś o jakiejś chorobie, zaginionej rodzinie czy coś takiego. Joe, obejdziesz śmietniki.. kto wie co ludzie teraz wyrzucają, może znajdziesz jakieś perełki. Vin i Coll wy pójdziecie w jakieś takie miejsca jak np. Metro, tylko nie dajcie się złapać.
Brunet mrugnął do mnie na co się nieśmiało uśmiechnęłam, ale w głębi czułam jak wszystko we mnie się skręca. Przytakneliśmy i każdy ruszył w swoją stronę. Uznałam, że pierwsze co odwiedzimy to autobusy.
-Słuchaj Coll. Po pierwsze, nie możesz dać się złapać...
-Tak jak ty dałaś się złapać mi? - Przerwał mi uśmiechając się łobuzersko.
-To był wypadek przy pracy!- Krzyknęłam.
Jeśli komuś powiesz to dostaniesz kulkę w łeb! Zwłaszcza żeby Cię nie podkusiło powiedzieć to Johnemu bo wtedy po tobie i po mnie..
-Okay, okay.. wyluzuj. - Blondyn uniósł ręce w geście obrony cały czas się śmiejąc. Nastała cisza, która po paru minutach przerwał Coll.
-Czy ty.. i Johny... czy wy.. jesteście razem? - Zapytał. Zdziwiłam się. Czemu takie pytanie przyszło mu do głowy?
-Nie.- Zaśmiałam się. Nie było to do końca prawdą, ale nie chciałam drążyć tematu. Colin wyczuł to więc nie pytał już więcej. No i bardzo dobrze, bo właśnie podeszliśmy na przystanek autobusowy.
-Pamiętaj najważniejsza to dyskrecja. - Przypomniałam blondynowi, akurat gdy podjechał autobus z tłumem ludzi w środku. Weszliśmy do autobusu ze spuszczonymi głowami i zaczęłam się przepychać w stronę środka tłumu. Chłopak mi zniknął z oczu, za to zauważyłam kobietę z otwartą torebką zawzięcie rozmawiającą przez telefon. Podeszłam do niej przepychając się między ludźmi, aż stanęłam za nią. Złapałam się jedną ręką rury nade mną, a drugą drapałam się po głowie. Rozglądnęłam się czy nikt na mnie nie patrzy, ale prawie każdy był do mnie odwrócony plecami co było dość dziwne ale i pomocne. Przeniosłam rękę z głowy nad torebkę i delikatnie zaczęłam szukać portfela. Po pewnym momencie rozpoznałam jego kształt. Powoli wyciągnęłam portfel i w następnej sekundzie wyszłam z autobusu na umówionym przystanku. Dopiero po chwili udało mi się odnalazłam Colla. Trzymał w lewej ręce portfel, a w drugiej telefon. Podeszłam do niego i zaśmiałam się. Następne godziny mijały szybko, "zarobiliśmy" całkiem niezłą sumę. Przyjechał kolejny autobus. Pewnym krokiem weszliśmy do autobusu. Staliśmy obok siebie i gadaliśmy o różnych pierdołach, bo było mało ludzi więc ktoś by nas złapał na kradzieży. Wolałam odpuścić.
-Dobry, bilety do kontroli.
Odwróciłam się na pięcie i zobaczyłam jak starsza kobieta przykłada mi plakietkę prawie że do nosa. Kurwa kanar... Spojrzałam się na Colina. Był zdenerwowany. Odwróciłam się z powrotem do kobiety i uśmiechnęłam się niepewnie.
-Ee..Bileten? Picolo bileten?- Zaczęłam gadać od rzeczy z jakimś porąbanym akcentem wymachując rękoma.
-Bileten?! Bella to to bileten stupido! - Kurna co ja gadam?! Zauważyłam że podjeżdżamy do przystanku więc zaczęłam się powoli cofać w stronę drzwi. Autobus podjechał pod przystanek a ja wraz z Colinem wyskoczyliśmy z autobusu. Zanim drzwi się zamknęły z osłupiałą babą w środku zdążyłam krzyknąć:
-Bella toż to ty jesteś stupido. - Mrugnęłam i zaczęłam się śmiać a Colin ze mną. Zaczęliśmy biec, bo autobus dziwnie zwolnił. Biegliśmy przed siebie, aż udało nam się ukryć za jakimś sklepem. Zaczęliśmy się głośno śmiać.
-"Bella to to bileten stupido?!" Po jakiemu to hm?- Zapytał się przez śmiech blondyn.
-Nie wiem tylko to wpadło mi do głowy!- Zaśmiałam się.
-Ty to masz niezłe pomysły. - Powiedział cichym głosem. Wyszczerzyłam do niego zęby i znowu zaczęliśmy się śmiać.
-Dobra to co udało nam się złowić?
- Cztery portfele, trzy zegarki, naszyjnik, broszke, telefon i parę kolczyków.
-Nieźle.
-To co? Idziemy na lody?
-Na lody?!
-Tak, skąd to zdziwienie?
-Nigdy nie byłam na lodach. Szkoda pieniędzy..
-Nie bój się. Ja stawiam. - Chłopak wyciągnął z kieszeni swoich dresów 5 złotych.
-No... dobra.
No to... druga część :D właśnie zdałam sobie sprawę, że się nie przedstawiłam ani nic w 1 części xD
To może tak. To jest moje 1 opowiadanie na Wattpad'zie. Nie piszę na wysokim poziomie, ani jakoś mega, ale mam nadzieje że będzie się miło czytało i będzie się podobać :3 zachęcam do komentowania i gwiazdkowania!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro