Wyjątkowi

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

~~Narracja 1 osobowa~~

23 grudnia 2001 roku

Eh... Rodzice znowu wyszli do pracy i nie mam nic do roboty. W tej Japonii to same nudy! Ani nie ma wystarczająco dużo śniegu aby wyjść na sanki, ani nie jest wystarczająco ciepło, aby wyjść na spacer. Chciałbym wrócić do Rosji, do moich przyja...dziadków. Zawsze spędzaliśmy razem święta, które niestety w tym roku będą takie smutne...

W sumie, to mogę wyjść na łyżwy, Yakov na pewno by się na mnie wydarł gdyby mnie teraz zobaczył. Już słyszę jego niski, charczący głos w mojej głowie:

- Vitya, niedługo twoje PIERWSZE w życiu zawody, a ty się KURWA OPIERDALASZ na kanapie, jak jakiś kot syjamski czy jakiś inny sierściuch! Zrobię ci taki trening, że się KURWA nie pozbierasz przez tydzień! I nie licz na ŻADNĄ łaskę robiąc te swoje CHOLERNIE słodkie, znaczy wkurzające psie oczka! TYM RAZEM SIĘ NIE DAM!

Tak to zdecydowanie byłoby w jego stylu. Niby mógłby wydzierać się na mnie przez kilka godzin bez przerwy, ale ja i tak swoje wiem. On się martwi, ale nie potrafi tego okazać, a przynajmniej mam taką nadzieję...

~~Narracja 3 osobowa~~

Po chwili srebrnowłosy wstał i od niechcenia skierował swoje kroki w kierunku małego przedpokoju. Stało tam jeszcze kilka pudeł, wraz z rodziną przeprowadził się stosunkowo niedawno i jeszcze nie zdążyli wszystkiego rozpakować. Po ubraniu się, chłopiec zwinnym ruchem chwycił torbę z łyżwami i wyszedł z mieszkania.

- Dzień dobry, cukiereczku- Usłyszał, kiedy schodził po schodach. Gdy się odwrócił zobaczył uśmiechniętą od ucha do ucha twarz sąsiadki - siedemdziesięcioletniej wdowy o imieniu Yuuki.

- Dzień dobry, pani Libova.

- Nikomu nie przeszkadza, że tak wychodzisz? W końcu masz tylko dziewięć lat, nie powinieneś chodzić sam po mieście, a w szczególności w święta Bożego Narodzenia.

- Przyjaciele na mnie czekają na lodowisku, niech się pani nie przejmuje! - Zapewnił ją, uśmiechając się nerwowo.

- To leć, nie zatrzymuję cię - uśmiechnęła się jeszcze szerzej po czym ruszyła w tylko sobie znanym kierunku.

***

W drodze na lodowisko ośmiolatek mijał mieniące się kolorowym blaskiem kolorowe witryny sklepowe. Wszyscy śpiewali kolędy oraz nieśmiertelne ''Last Christmas". Uśmiechali się, byli dla siebie mili, spędzali czas z rodziną. 

Po dziesięciu minutach marszu znalazł się przed lodowiskiem o nazwie "Ice Castle Hasetsu". Jako, że święta były już dziś, a ludzie mieli wolne przyszło mnóstwo ludzi wraz ze swoimi pociechami.

Szybko usiadł na ławce i zaczął zakładać łyżwy. Kiedy starannie zawiązał sznurówki, powoli wszedł na lód. Delikatnie zamknął oczy, aby delektować się przyjemnym chłodem bijącym od lodowiska. Z gracją zaczął jechać, nie przejmując się zdziwionymi spojrzeniami oraz lecącym w tle "Halleluja" .

Jednak po chwili sielanka się skończyła, bo ktoś z wielkim impetem na niego wpadł, przez co stracił równowagę i upadł na tyłek. Zaskoczony uniósł głowę i ujrzał parę czekoladowych tęczówek przewiercających go na wylot. Nieznajomy odwrócił głowę speszony, po czym jakby się zorientował, że staranował obcą mu osobą i zaczął przepraszać, na co chochlik zareagował napadem śmiechu.

- C...co cię tak bawi? - zapytał szczerze zdziwiony.

- Nie musisz mnie tak przepraszać - zachichotał ponownie

- N...niby dlaczego? - zapytał - Przecież na ciebie wpadłem, mogłeś sobie coś zrobić - mówił dalej, jednak Victor już go nie słuchał. W tamtym momencie jedyne o czym myślał to ten mały, nieśmiały Japończyk.

Ciekawe jak wygląda gdy się uśmiecha.

Potrząsnął głową. Dlaczego o tym pomyślał? To strasznie dziwne, chociaż bardzo miło by mu było gdyby się do niego szczerze uśmiechnął.

- Słuchasz mnie wogóle?

- Eee... ,a o czym mówiłeś?

- No wiesz ty co, ja tutaj próbuję coś ci przekazać, a ty mnie nawet nie słuchasz - westchnął ze zrezygnowaniem.

- A możesz powtórzyć? - platynowłosy spytał z małą nadzieją przewiercając chłopca na wylot. W końcu po paru minutach się poddał i powiedział:

- Pytałem się czy nie chciałbyś ze mną pojeździć teraz na łyżwach, bo widzę, że jesteś tutaj sam. Mam rację?

W końcu się coś dzieje!

- Z wielką chęcią! - krzyknął entuzjastycznie rusek.

- A tak wogóle, to Victor jestem, a ty?- powiedział, po czym wyciągnął rękę w stronę chłopaka.

- Yuri, Yuri Katuski - odpowiedział i podał mu rękę.

I tak po zapoznaniu się chłopcy zaczęli dalej jeździć. Tym razem jednak było ich dwoje. Bardzo zwracali na siebie uwagę żartując i śmiejąc się do rozpuku.

- Yuri, może pójdziemy na ciastko i gorącą czekoladę, bo już się zimno zrobiło, co ty na to?

- Jasne, czemu by nie - i zgodnie ruszyli w stronę wyjścia.

***

Godzinę później siedzieli w przytulnej kawiarence popijając czekoladę i rozmawiając o różnorakich tematach.

- Serio Yuri, jak to jest możliwe, że razem chodzimy na zajęcia dodatkowe i jeszcze ze sobą nie rozmawialiśmy - wykrzyknął rozentuzjowany chłopiec.

- Zastanawia mnie to, jak mogłem cię nie zauważyć, biorąc pod uwagę, jak wiele szumu potrafisz wywołać wokół siebie - mruknął czarnowłosy.

- Ranisz - po czym teatralnie złapał się za serce, na co japończyk zareagował cichym parsknięciem.

- A tak właściwie, to dlaczego nie jesteś teraz w domu, tylko się włuczysz po mieście? -  wypalił bez zastanowienia - T...to znaczy jeśli nie chcesz odpowiadać, to nie mów. Ja nie naciskam! - zaczął się szybko tłumaczyć.

Ale urocze!

- Po prostu mi się nudziło w domu. I tyle - uśmiechnął się przyjaźnie.

- Uff, to dobrze, bo już się bałem, że nie masz rodziców czy coś i nie lubisz o tym rozmawiać, a z grzeczności odpowiesz, lecz później byś mnie znienawidził, a ja nie wiedziałbym co wtedy zrobić i znowu zostałbym sam! - powiedział na jednym wydechu

-Yuri, NIGDY już nie będziesz sam, rozumiesz?

Odpowiedziało mu energiczne przytaknięcie głową.  

- Cieszę się, że się rozumiemy

- Ja też - po chwili dodał ciche - Vitya...

- WOAH! Czy ty nazwałeś mnie Vityą?

- No... tak, a co nie podoba ci się?

- Podoba. I to bardzo.

***

Później skończyli bawiąc się i śmiejąc w domu Katsukiego. Mały Vitchan - pies Yuriego bardzo polubił towarzystwo nowego przyjaciela okularnika i rzucał się chaotycznie na Victora, liżąc go oszalale po twarzy. Na dodatek czarnowłosy cały czas za niego przepraszał i mówił, że się za niego bardzo wstydzi!

- Za to urocze, niewinne stworzenie? Przecież to anioł w psiej skórze!

- Chyba chciałeś powiedzieć demon! Nie widziałeś go jeszcze w akcji!

Jak na zawołanie pies podbiegł do swego pana i rzucił się na niego, łaskocząc go po twarzy delikatnym, puszystym futerkiem.

- Nie przekupisz mnie! Nie tym razem!

- Ale mnie już tak! - Wkrzyknął Victor i mocno wtulił się w małego pudelka.

***

Kiedy zaczęło się ściemniać, a Wigilia była tuż tuż, Yuri nieoczekiwanie powiedział:

- Może spędzisz z nami Wigilię, Vitya? - Po chwili chłopiec uświadomił sobie, że jego przyjaciel pewnie ma rodzinę i nie będzie chciał z nim spędzać świąt. Jednak zanim zdążył coś powiedzieć usłyszał tylko:

- Pewnie, z miłą chęcią.

- W takim razie chodźmy, w końcu nie chcemy się spóźnić, prawda?

- Oczywiście, że nie!

***

- Napewno będę tam mile widzany? - zapytał zdenerwowany

- Mama napewno się ucieszy-zapewnił go już dwudziesty raz tego wieczora - Czuj się jak u siebie! - Powiedział kiedy na horyzoncie było widać charakterystyczny japoński domek. Obwieszony był lampkami świątecznymi, a przed nim stał mały reniferek.

W środku można było wyczuć świąteczną atmosferę. W kuchni cicho grały kolędy, w powietrzu unosił się aromat pieczonego mięsa, a choinka mieniła się blaskiem tysiąca gwiazd.

- Yuri, napewno mogę tutaj być, przecież Wigilia to dzień spędzania czasu z rodziną - wyszeptał Victor.

- A z kim dziś spędzałeś dzień?- Zapytała Hiroko

- No, z Yurim - powiedział niepewnie.

- W takim razie jestem twoją rodziną- tym razem odezwał się Yuri.

- A każdy, kto jest przyjacielem Yurisia, też należy do naszej małej rodzinki. Wybacz kochaniutki, ale już się od nas nie uwolnisz - Powiedział przyjaźnie ojciec japończyka

Przez kilka minut nikt się nie odzywał, czekając na odpowiedź, więc jakie było ich ździwienie, kiedy ten zaczął płakać.

- N...nikt nigdy nie powiedział mi t...tak miłych rzeczy - mówił desperacko ocierając łzy spływające po jego policzkach strumieniami.

***

Od tamtego pamiętnego dnia Yuri i Victor spotykali się codziennie. Byli nierozłączni. Jako wspólny cel obrali sobie złoty medal na Grand Prix. Po dwóch latach znajomości Victor znów wrócił do Rosji. Długo utrzymywali ze sobą kontakt, jednak z niewiadomych przyczyn zerwał się rok później.

Miały lata, a dwójka starych przyjaciół kompletnie o sobie zapomniała.

Kilka razy spotkali się na Grand Prix, tak jak sobie to nawzajem obiecali. W niewiedzy walczyli dla kogoś, kogo nie znali, ale to właśnie dla tej osoby tak się starali. Było to bardzo smutne i jednocześnie niezwykłe.

Upadać, płakać, cierpieć i jednocześnie nie wiedzieć nic. Dla kogo i po co. Ale im to nie przeszkadzało. Właściwie to było to nawet bardzo przydatne w chwilach zwątpienia!

Nikt tego nie rozumiał, lecz wszyscy wiedzieli jedno. Jeden dla drugiego zrobiłby wszystko. I dla tego ta osoba musiała być wyjątkowa.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro