Rozdział 1 •|• Monotonia dnia i nocy

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Klacz powoli wstała z łóżka. Nie mogła zasnąć tej nocy. Wciąż bała się, że nawiedzające ją nieustannie koszmary będą ją dręczyć, jak tylko zamknie oczy. Zdecydowanym ruchem rozsunęła zasłony, po czym ochlapała swój pyszczek wodą. Musiała się jakoś orzeźwić.

Spokojnym krokiem dotarła do salonu, włączając przy okazji maszynkę do robienia kawy. Przechodząc przez sterty poduszek leżących dosłownie wszędzie, dostała się do kuchni. Ziewając, przygotowała sobie śniadanie. Nic zwyczajnego – kanapka ze stokrotką i serem. Ze znudzonym wyrazem twarzy włączyła swoje radio, jedyny kontakt z zewnętrznym światem. Słuchała, popijając świeżą kawę, aż w końcu przyszedł czas na ostatni fakt, tak zwana wiadomość dnia.

— A na koniec, powoli cichnąca sprawa Kryształowania młodej Flurry...

Alicorn wyłączyła dźwięk z poirytowaniem. Od kilkunastu dni wszyscy mówili tylko o tym, co było już naprawdę dręczące. Zastanawiało ją, jak ktoś mógł to wrzucić do najważniejszych wydarzeń tego dnia.

Po krótkim zastanowieniu, skoro i tak wysłuchała już porannych wiadomości, stwierdziła, że najlepiej wyjść na świeże powietrze. Nie wiedziała, czy lepiej będzie pójść posiedzieć chwilę na balkonie, czy zaczynać mozolną wędrówkę przez cały zamek, aż do miejsca spotkań, jej i Ragnara.

— Zdecydowanie nie warto marnować tyle energii — mruknęła do siebie.

Otworzyła drewniane wrota, za którymi powinien znajdować się dziedziniec i droga wyjazdu z zamku.

Ale nie. Ktoś musiał mieć inne plany i dodać pole siłowe. Bo bez tej bańki zamek miał zepsuty wystrój — pomyślała z frustracją.

Z tej perspektywy całą budowlę było bardzo dobrze widać. Wiele elementów było naprawdę starych, często drewnianych. Alicorn była pewna, że gdyby nie byłoby tej fioletowej bariery, pozostałyby tu tylko gruzy. Dalej było widać spaloną ziemię, rozciągającą się aż po horyzont. Na jej tle były porozmieszczane sylwetki smoków, co niektóre mieniące się wszelakimi barwami w słońcu. Nad wszystkim górowała budowla, coś na kształt zamku. Cała czarna, z akcentami kolorowego ognia. Wszyscy poddani krążyli wokoło niej. Ragnar kiedyś jej wspominał, że ich sanktuarium wykonano z kości. Smocze królestwo wyglądało naprawdę imponująco z tej pespektywy.

Z tyłu zamku natomiast rozciągał się pas gór, co większe z nich skute były wiecznym lodem. Z tego, co udało jej się dowiedzieć, jej „więzienie” mieściło się na wyspie, na otwartym morzu, już poza samą Equestrią. I chociaż hektary spalonej ziemi i wiecznie zmrożone góry, brzmiały mało ciekawie, to jednak był to naprawdę niepowtarzalny i piękny widok.

Daylight, widząc ten krajobraz, popadła w chwilową zadumę. Jednak nie poczuła się lepiej, wręcz przeciwnie. Zrezygnowana położyła się na zimnej posadzce balkonu.

Porastający go bluszcz łaskotał jej skórę. Ukryła pyszczek w kopytach, łykając słone łzy.

~ • ~ • ~

W jednej z zamkowych komnat odbywała się jednocześnie głośna narada, mimo że brały w niej udział tylko trzy kucyki.

— Ostatnio jest naprawdę źle. Powinniśmy coś zrobić. — Biała klacz nerwowo poprawiła grzywę.

— Jestem za. Ostatnio w ogóle nie można z nią żartować. — Pegazica zmieszała się pod wpływem wzroku jej towarzyszy. — Znaczy, z niej. No, kiedyś ją to bawiło — mruknęła na swoją obronę. Pośród zebranych zapadła niezręczna cisza. Trójka lewitujących kucy zanurzyła się w swoich myślach. Znajdowali się w „istniejącej nicości”, która była niczym gigantyczne połączenie pomiędzy wszystkimi lustrami w zamku. Nawet w ich nowym domu istniała jednak bariera nie pozwalająca opuścić tego terenu. Zostali tutaj przywołani przez Daylight już wiele lat temu, jak przypuszczali, po ich własnej śmierci.

Każde z nich doskonale pamiętało, jak pewnego dnia obudziło się tutaj bez pamięci, jako widma swoich dawnych wcieleń, zastanawiając się, czym jest otaczająca ich jaskrawa różowo-pomarańczowo-fioletowa materia.

Pierwsza odezwała się Cream Petal.

— Jeżeli ktoś kiedyś stworzył to idiotyczne pole siłowe, to musi być jakiś sposób, żeby je rozwalić. Nie zniechęcajmy się…

— Jasne, nie zniechęcajmy się, w końcu rozwiązanie tego problemu nie przyszło do nas przez setki lat. Jasne. — Cassea przerwała jednorożcowi. Przewróciła oczami. — Przestań wygadywać głupstwa.

— Wydaje mi się, że największym problemem jest to, iż jesteśmy tu zamknięci. Raczej nic nie zrobimy. Jednak muszę też wyjątkowo przyznać Cass rację. Nie działa magia Daylight oraz nie działała jej magia. Każde możliwe zaklęcie dało tyle, co nic. Nieważne, co działało na barierę, ona wciąż była niewzruszona. Jeżeli nie pamiętacie, to raz nawet dostało jej się smoczym ogniem. — Silent Watcher spojrzał w oczy białej klaczy, — Musimy, w przeciwieństwie do niej, pogodzić się z zaistniałą sytuacją, Petal.

~ • ~ • ~ 

Deszcz zaczął padać. Z tego powodu Daylight musiała przerwać swoją rozmowę, z przyjaznym smokiem.

Ragnar, jak przypuszczała, rozmawiał z nią z czystej, młodzieńczej ciekawości.
Teoretycznie go nie potrzebowała. Po przeżyciu blisko stu lat w zamknięciu odnalazła zaklęcie, którym zwołała sobie kompanię kucyków-widm.
Co nie zmieniało faktu, że w praktyce porozmawianie twarzą w twarz z kimś realnym, było ogromną przyjemnością.

Turkusowa klacz siedziała teraz na kanapie, czytając po raz kolejny jedną z ksiąg z tutejszej biblioteki. Z zarzuconym na siebie kocem przewracała kartki z coraz mniejszym zainteresowaniem. Zresztą, jak mogły ją ciekawić słowa powieści, które znała na pamięć. Była wręcz pewna, że gdyby się uparła, wyrecytowałaby to całe bezbłędnie. Przycisnęła skrzydła do skóry. Konstrukcja zamku była stara, nie trzymała więc ciepła. Opatulając się szczelniej kocem, próbowała rozpalić magią ogień w kominku.

Gdy w końcu jej się udało, usiadła tuż przed nim, czując jak robi jej się coraz goręcej. Obserwowała tańczące płomienie, których blask padał na jej spokojny pyszczek.

Kiedyś czytała głównie po to, by znaleźć sposób na wydostanie się stąd. Jednak z czasem zmieniło się w to łapanie myszy, a ona przyjęła rolę kota.
Po wielu przeczytanych książkach, udało jej się to. Miała już mysz w swoich kopytach, a ona patrzyła się na nią wyczekująco i radośnie. Wtedy zadała jej pytanie.

Znasz jakiś sposób, żeby się stąd wydostać? Wiem, że wiesz, po prostu to powiedz.

Ale ona tylko uśmiechnęła się chytrze i odpowiedziała w agonii pytaniem na pytanie.

To stąd da się wydostać?

————————

Łapcie w mediach mocno stary art Daylight, więc poprawnością to on nie grzeszy :,,,)

I nie bijcie, że ostatni rozdział był w lipcu

Nie mam nawet zbytnio czasu na wchodzenie na watt ostatnio :"")

No i dziena za *ekhem* coś w rodzaju motywacji ShineGem

Inaczej nie wiem kiedy by był ten rozdział

Opinie i krytyka mile widziane ;w;

Dobranoc
~ Lunara

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro