24. Nie Chcesz Się Zemścić?

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Orzeźwiający zapach cytryny unosił się w powietrzu wraz z kłębami pary. Florence nuciła cicho, pozwalając by gorąca woda rozluźniła jej mięśnie. Iana nie było już trzeci dzień, więc czuła się swobodnie będąc sama. Małe mieszkanie idealnie starczało na jej potrzeby. W pewien specyficzny sposób martwiła się o mężczyznę, który wyszedł zły, jednak tłumaczyła sobie, że jest dorosły i sam za siebie odpowiada.

Walcząc ze sobą w końcu wyłączyła wodę i otworzyła kabinę. Sięgnęła ręką po kupiony z rana puszysty ręcznik. Jego delikatny dotyk był jak pieszczota. Myślą osuszyła włosy, które natychmiast uformowały się w naturalne loki. Spojrzała ostrożnie na małą siateczkę, która była częścią jej zakupów.

W markecie, do którego skierowała się, gdy zabrakło jej jedzenia zaczepiła ją konsultantka działu kosmetycznego, a Florence była zbyt apatyczna, by stanowczo ją zbyć. W ten sposób skończyła z pełnym wyposażeniem kosmetyczki. Wzruszyła lekko ramionami do swojego lustrzanego odbicia. Wczorajsza buta, niechęć upodabniania się do ludzi zniknęła. Kpiący głos w głowie naigrywał się z niej jak długo jeszcze ma udawać czarownicę, skoro nawet nie należy do sabatu. Jeśli mam mieszkać wśród ludzi, dlaczego nie miałabym robić tego co oni? Ostrożnie wyjęła pakiecik z różnokolorowymi kostkami. Wzięła do ręki leżący w środku pędzelek i po namyśle umieściła go w ciemnobrązowym cieniu. Delikatnie musnęła powiekę, pozostawiając na skórze brązowy ślad.

Po parunastu minutach wpatrywała się z zastanowieniem w lustro. Wyglądała... Jak paleta malarza. Prychnęła śmiechem. Wielkie, brązowe plamy wokół oczu w ogóle nie przypominały tych delikatnych smug z plakatu, a rzęsy wyglądały jak grube szpice. Mimo to musiała przyznać, że rozumie zwykłe kobiety. Nakładanie makijażu wymagało precyzji i wyrównania oddechu, co było w pewien sposób bardzo relaksujące.

Jednak najszczersze chęci nie wystarczą bym nauczyła się tego używać. Jednym gestem sprawiła, że jej twarz ponownie była czysta. Po zastanowieniu przyczerniła sobie rzęsy. Moc w przeciwieństwie do tuszu była precyzyjna i efekt był w pełni naturalny. Opatuliła się szczelniej ręcznikiem.

Nucąc pod nosem zasłyszaną w sklepie melodię, wyszła na mały korytarzyk i zamarła w pół kroku. W kuchni na stołku siedział Ian, a obok niego drugi, brązowowłosy mężczyzna. Na jej widok gwizdnął przeciągle, co uświadomiło Florence, że stoi przed nimi jedynie w ręczniku i wpatruje się w bezruchu jak wystraszony kot.

— Nie mówiłeś, że ta twoja dziewczyna jest taką ślicznotką. — Wstał ze stołka z iście kocią gracją. Ciemne, głęboko osadzone oczy patrzyły na nią drapieżnie, kiedy się do niej zbliżał.

— Nie radzę.

Głos Iana jeszcze nie umilkł, kiedy nieznajomy z krzykiem odsunął od niej dłoń. Florence uśmiechnęła się ostro, widząc jak wampir patrzy na nią z wyrzutem. Nawyk wytwarzania wokół siebie tarczy już wielokrotnie okazał się przydatny.

— Przeklęta czarownica — syknął, tuląc do siebie dłoń.

— Ma na imię Rafael, możesz nie zwracać na niego uwagi — powiedział chłopak spokojnie. — To znajomy z dawnych lat.

— To wampir— odpowiedziała mu równie beznamiętnie. — Chyba nie powinno mnie dziwić, że masz krwiopijcę jako przyjaciela— zawiesiła głos i po chwili dodała. — Nie było cię trzy dni.

Twarz Iana przybrała dobrze znany jej, lekko zawadiacki uśmiech. Całkiem uroczy... jak na człowieka. Lub coś, czym jest. Z rezygnacją przekształciła ręcznik w zwykłe ubranie, mając nadzieję, że moc jej nie zawiedzie. W ciągu kilku ostatnich dni niemalże na nowo uczyła się granic, o których zdążyła zapomnieć gdy wypełniała ją siła sabatu.

— Powiedzmy, że... musiałem poukładać parę spraw.

— A on? — kiwnęła głową na Rafaela. Wampiry i czarownicy nigdy nie przepadali za sobą nawzajem z powodu toczonych w przeszłości wojen. Krew wypełniona mocą była olbrzymią pokusą dla krwiopijców, co niejednokrotnie powodowało konflikty.

— Już mówiłem, to znajomy z dawnych lat. Znał mnie kiedy jeszcze byłem... — Ian przegarnął jasne włosy. — Poznaliśmy się w moim trzecim życiu. Miał ochotę cię poznać.

Czarownica splotła ręce na piersi i otaksowała gościa wzrokiem. Co takiego uczyniło ją wystarczającą interesującą? Odkrył, że jest tu samotna, bez troskliwego sabatu i postanowił urozmaicić sobie dietę o nowy rodzaj krwi? Spojrzała na niego, nie kryjąc wyzwania. Jeśli chce ją skrzywdzić czeka go niemiłe zaskoczenie. Nawet jeśli podług innych ze swojego rodzaju jest śmiesznie słaba, dalej ma wystarczająco dużo siły, by go unieszkodliwić.

— Plotka głosi, że nienawidzisz ognistowłosego czarownika Blasku — wymruczał jedwabiście wampir, używając swojej perswazji. — Uznałem, że wobec tego wiele nas łączy...

Florence prychnęła z pogardą. Każda, nawet najmniejsza myśl o Maksymilianie powodowała w niej wybuch bezsilnej wściekłości. Przed oczami stanął jej jego pełen triumfu uśmiech. Zupełnie odruchowo dotknęła policzka, który uderzył zaledwie parę dni temu. Mimo, że tkanka została szybko naprawiona, wspomnienie wywoływało piekący ból. Zupełnie jakby cios spadł na nią przed chwila.

— I rozumiem, że teraz możemy nienawidzić go razem?

— Nie chcesz się zemścić? — spytał zdziwiony jej brakiem reakcji. W szarych z głodu oczach błysnęło zdziwienie i niedowierzanie.

— Zemścić? — powtórzyła szyderczo. — Mam ruszyć w pojedynkę na dwa połączone ze sobą sabaty, które będą go bronić do upadłego?

Rafael poruszył się niespokojnie.

— Jesteś córką królowej Carmen, urodziłaś się podczas błękitnej pełni. Jesteś najsilniejszą czarownicą jaka żyje na ziemi.

Dziewczyna wybuchła śmiechem. Jak długo słyszała tę bajkę. Odkąd była na tyle duża, by rozumieć, słyszała powtarzane raz głośniej, raz ciszej słowa o tym jak potężna będzie, gdy otrzyma moc. Ponadprzeciętnie zdolna matka i równie utalentowany ojciec wraz z niezwykłymi okolicznościami narodzin, nie mogli mieć zwykłego dziecko. Błękitna pełnia dawała każdej osobie wypełnioną mocą dodatkową siłę. Spodziewano się więc, że dzięki temu oraz olbrzymiej mocy obojga rodziców będzie niepokonana. Może gdyby tak się stało przywódca Blasku nie przewodziłby teraz sabatowi, zajmując należne jej miejsce. Gdyby spełniła wszystkie oczekiwania, ta sytuacja nigdy nie miałaby miejsca.

— Najwyraźniej masz złego informatora — odpowiedziała zimno.

— Mówiłem ci już, że Florence nie będzie remedium na twoje problemy — wtrącił Ian grzebiąc w siatkach, które przyniosła ze sklepu i po chwili wyjął puszkę pepsi. Napój otworzył się z sykiem, lekko pryskając. — Płaciłaś tymi waszymi pieniędzmi?

— Nie miałam innych, skoro postanowiłeś zniknąć — zaperzyła się, wiedząc o co mu chodzi.

Pieniądze stworzone za pomocą magii były nietrwałe. Zwykle po parunastu dniach znikały bez śladu. Oczywiście można było sprawić, by były trwałe, jednak wymagało to znacznie więcej wysiłku, którego Florence jak większość obdarzonych mocą osób nie chciała się podejmować. Krótkotrwała iluzja była dużo łatwiejsza i szybsza w wykonaniu.

Chłopak westchnął z dezaprobatą.

— Następnym razem zostawię ci kasę. To co robisz jest nieuczciwe.

— Wolę być nieuczciwa niż głodna — prychnęła w odpowiedzi. — Skąd miałam wiedzieć kiedy wrócisz i czy w ogóle wrócisz? Poza tym to tylko małe zakupy.

— Ludzie kradną bezustannie, ona zapłaciła chociaż na chwilę — poparł ją Rafael. — Dlaczego miała czekać na ciebie? Florence— zwrócił się do niej — miałem nadzieję, że plotki o twojej niemocy były mocno przesadzone.

Wzruszyła ramionami zaciskając mocno zęby. Czego oczekiwał od niej krwiopijca? Że pomoże mu zabić Maksymiliana i sama zapewne przy tym zginie? Wampiry były świetnymi manipulatorami, a ich przysługi były często bardzo drogie i kosztowały życie. Mimo, że została skazana na egzystencję wśród ludzi, jej pragnienie zemsty nie było na tyle silne, by odważyła się zaatakować Maksymiliana. Część jej umysłu, ta odpowiedzialna za determinację, poddała się. Nie było już o co walczyć.

— Co takiego ci zrobił? — zapytała od niechcenia. Wychodziła z założenia, że lepiej być poinformową w tej kwestii.

— Wiek temu zniszczył nasze leże, przez co zginęło wielu z rodziny. Nie jestem sam Florence — powiedział poważnie. — Gdyby sytuacja uległa zmianie wiedz, że wampiry cię poprą. Wystarczy słowo.

Zaskoczona dziewczyna nie odpowiedziała, a wampir z właściwą dla nich szybkością opuścił pomieszczenie. Florence podniosła wzrok na Iana, który kończył pić puszkę pepsi i właśnie zabierał się za jedną z kupionych drożdżówek. Kim on u licha jest? Żyje niewiele krócej ode mnie a jego przyjacielem jest wampir z Elity.

Rafael. Dopiero gdy powiedział o zniszczonym leżu przypomniała sobie zasłyszaną niegdyś sytuację sprzed lat, kiedy jedna z najliczniejszych grup wampirów w okolicy została zdziesiątkowana przez nieznanych sprawców. Jeśli Maksymilian był za to odpowiedzialny może mieć z nim równe szanse. W przeciwieństwie do sabatów czarownic rodziny wampirów były bardzo liczne i szybko się powiększały. Nigdy też nie zapominały o należnej wrogom zemście.

Czyżby światełko nadziei?



Po całym dniu opierniczania się na trawce przy rzeczce jestem nader łaskawa. Łaskawa do jutra, ponieważ chyba spaliłam sobie słońcem mniej szlachetną część ciała :P


Niepodzielna Królowa Kocingu I Smażingu,

Blanccca


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro