8. ~Zawsze wiedziałam, że któregoś dnia wiatr przywieje mi ciebie z powrotem. ~

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

   Nie ubrał jej jednak ani nie przykrył. Zostawiając ją w takim stanie, wyszedł z pomieszczenia.

   W końcu po paru godzinach dziewczyna się ocknęła. Zaczęła się rozglądać czy to nie był sen. Lecz jednak poczuła linę na dłoniach i od razu wiedziała, że koszmar zacznie się na nowo. Od razu próbowała się jakoś wyszarpać z tego czy też nawet przegryźć linę lecz wszystko było na nic. Amon wszedł jak gdyby nigdy nic zajadając się tanimi chrupkami z przeceny. Usiadł na drugim końcu łóżka na przeciw dziewczyny.

— Jak się spało? — dotknął stopą krocza dziewczyny i się uśmiechnął. Dziewczyna od razu się wzdrygnęła i odskoczyła wręcz od mężczyzny. Patrzyła na niego poddenerwowana.

— Odejdź ode mnie! Spało się źle!

— Czemu? Myślałem że wygodne to łóżko... Chyba że śniłaś o kolejnych przyjemnościach i pragniesz powtórki.

— Przyjemnościach? Już Ci mężczyźni w barze by mnie pewnie potraktowali lepiej!

— Ta, jasne, jeszcze może by Cię odwieźli do domu i zrobili kolacje? Weź się obudź z tego twojego snu i przejrzyj na oczy. Świat to okropne miejsce. Trzeba tu nauczyć się żyć. Bo jak nie, to kończysz właśnie w ten sposób. — podszedł do torby dziewczyny i wyjął z niej klucze do mieszkania. — Chcesz coś z domu? Bo Się wybieram do niego po swoją rzecz.

— Jedyne co bym teraz chciała to wolność! Nie mówię, że by mnie odwieźli do domów ale przelecieli by mnie raz, może dwa w barze i zostawili. A ty mnie torturujesz — Warknęła w jego stronę — Weź mi ubrania...

   Prychnął na jej prośbę.

— Pierwszy raz słyszę że trup chce ubrania... Zabawane. Nie będzie mnie maks jeden dzień. Na ten czas popilnuje Cie gospodarz. Spokojnie, nie będzie Cie niepokoił. Ale gdybyś tylko sie uwolniła, on od razu przywróci Cię do porządku... — po tych słowach wyszedł.

   Gdy mężczyzna wyszedł dziewczyna na nowo próbowała się szarpać i rozwiązać jakąś linę. Zaczęła ją bardzo mocno przegryzać i się nie poddawała co troszkę pomagało. Nie wiele lecz była w stanie chociaż troszkę sobie tym pomóc. Cały czas czegoś próbowała. Nie było jednak w okół nic co mogłoby jej pomóc poza oknem nad głową, do którego niestety nie sięgała mimo, iż chciała chociażby spróbować je stłuc. Zza drzwi dało się usłyszeć głośne i ciężkie kroki. Drzwi się lekko uchyliły, lecz nikt nie zamierzał przez nie zajrzeć. Dziewczyna widząc to troszkę się uspokoiła. Przełknęła nerwowo ślinę i przyglądała się im.

— Halo? Jest tam kto?

   Zza drzwi wysunęła się tylko ogromna, śnieżnobiała, koścista dłoń.

— A szanowny gość mojego przyjaciela nie miał siedzieć grzecznie? — odezwał się strasznie niski chropowaty głos.

— Proszę pomóż mi — Powiedziała dość szybko w stronę drzwi.

— Ja? Pomóc Tobie?  W czym droga panno? — dłoń nadal spoczywała na drzwiach.

— Abym mogła stąd uciec paniczu. Albo chociaż aby mnie nie torturował. Błagam...

— Ależ nie mogę tego zrobić... Nawet moi goście nie wychodzą stąd żywi to co dopiero goście szanownego pana Amona. Przykro mi, gdyby Panienka była moim gościem, już dawno bym skrócił pani męki, lecz nie mogę wtrącać się w zabawy przyjaciela. — dało usłyszeć się głośne westchnienie.

— Czyli pan też jest mordercą? Czemu wszyscy takowi są? Ja chciałam po prostu odejść od swej rutyny w życiu — Westchnęła dość głośno — No cóż. Najwidoczniej po prostu będę powoli umierać — Dziewczyna położyła się na plecach.

— Mogę Pani tylko umilić czas podczas nieobecności naszego przyjaciela. — postać wyciągnęła macke poza drzwi, która zawędrowała aż na łóżko i zostawiła piękną róże obok kobiety. Shana lekko zdziwiona zerknęła na róże.

— Jaki piękny kwiat — Powiedziała w swoim typowym chłodnym stylu.

— Lubi Panienka kwiaty? Mam ich cały ogród, ale przyjaciel mówił że Panienkę już tam zabrał. Codziennie się nimi zajmuje. Zajmuje mi to strasznie dużo czasu, lecz jestem z nich bardzo dumny.

— Są bardzo piękne. Widziałam je. Wydawały się jakby były nie z tej ziemi. Kolory były jeszcze piękniejsze niż zwykłych kwiatów.

— Staram się by każdy kwiat z osobna był cudem tego świata. Oczywiście umieją się same też bronić. Nie pozwolą się zerwać nikomu prócz mnie.

— Jakim cudem? — Zapytała patrząc na drzwi i czasami się szarpiąc.

— Słyszała panienka o czarach? A nie, panienka jest elfem... Więc coś powinna o tym wiedzieć. — zabrał dłoń z drzwi.

— Moi rodzice coś potrafią lecz mnie nie uczyli.

— A może pokazać panience coś?

— Z chęcią zobaczę.

   Wysunął mackę i lekko dotknął róże, która od razu zaczęła się rozrastać i po chwili zmieniła się w cały bukiet. Dziewczyna widząc to nie mogła wyjść z podziwu.

—  Ale pięknie...

— A jak brutalne... — z boków róż, na łodygach zaczęły wyrastać grube i ostre kolce. Widząc to lekko się przeraziła lecz tego nie ukazywała.

— Ale duże kolce...

— Mogę zrobić wszystko z nimi. Nadalem na nie czar, dzięki czemu ten kto je dotknie, momentalnie pojawią się takie kolce. Czar nie działa tylko pod wpływem mojego dotyku.

— To brzmi bardzo ciekawie — Dziewczyna powiedziała wpatrując się cały czas na róże, która według niej była piękna. Nie potrafiła oderwać od niej wzroku.

— Nie tylko to sprawia ten czar. Gdy na nie spojrzysz, nie będziesz mogła oderwać od nich wzroku. Aż zapragniesz ich dotknąć. A wtedy kolce wbija się w twoje ciało wysysając krew. — w tym momencie odwrócił czar.

— Czyli to by mogło ukrócić me cierpienia?

— Nie mogą tego zrobić, mój drogi przyjaciel się na mnie pogniewa — Zamknął drzwi i odszedł.

   Zaczęła na nowo się szarpać i próbowała znów przegryźć line. Non stop bez przerwy czegoś próbowała.

----

   Wieczorem Amon w końcu wrócił do budynku. Od razu poszedł do pokoju w którym była uwieziona kobieta.

— Jak się leżało?

   Dziewczyna o dziwo lekko poluzowała liny co i tak nie pozwoliło jej na wiele

— Dobrze paniczu. Twój przyjaciel umilał mi czas.

  Podszedł do niej i mocniej zawiązał liny bardziej krępując jej ruchy. Spojrzał jeszcze tylko na róże, której kolce nadal wystawały.

— Widzę że nawet dał Ci prezent dla umilenia czasu... — odłożył kluczyki od mieszkania do torby kobiety.

— W porównaniu do ciebie był w stanie coś mi podarować — Powiedziała patrząc na piękny kwiat.

— A ja nic nie zrobiłem? Zapewniłem Ci rozrywkę — usiadł obok niej i zaczął głaskać jej nogę.

— Mi nie zapewniłeś. Sobie zaś tak.

— A pub? Wycieczka do lasu? — przeniósł dłoń wyżej na uda kobiety. Czując dotyk mężczyzny Shane przeszedł dziwny dreszcz.

— To były twoje pomysły, na które byłam skłonna, bo chciałam wiedzieć jak to jest się bawić — Powiedziała patrząc na niego z uśmiechem.

— No i się dowiedziałaś i bawiłaś się świetnie — usiadł w rozkroku na jej kroczu — Masz brzydkie ciało... Bez żadnych dziur, zadrapań, blizn... — mówiąc to dotknął zranionego kolana kobiety. Zasyczała cicho z bólu.

— Nie dowiedziałam się i nie bawiłam się za dobrze — Patrzyła na niego z uśmiechem — Było to ciało bez skazy, dopóki mi tego nie zrobiłeś i dlatego było tak piękne oraz tyle osób go chciało!

— Ja wole jak jest zalane czerwienią... — ścisnął jej kolano — Nie bawiłaś się dobrze? A byłaś taka radosna... — Zaczął wyginać je w drugą stronę. Dziewczyna próbowała nie ukazywać bólu zaciskała swe zęby.

— A mówiłam Ci to? - Zapytała zamykając swoje oczy.

— Widziałem to w twoich oczach... — przybliżył twarz do jej ust i je polizał.

— To najwidoczniej coś źle czytałeś - Dziewczyna odpowiedziała liżąc go w język. Odwrócił kobietę na brzuch i skręcił jej kolano. Dziewczyna krzyknęła z bólu nie potrafiąc się powstrzymać — CZEMU?

— Kłamiesz — powiedział stanowczo bawiąc się jej stopą, która była bezwładna.

— Nie kłamie! Dama nie może kłamać!

— A jednak istniejesz — zaczął po kolei łamać jej palce u stóp. Dziewczyna darła się z bólu jak głupia próbując drugą nogą go kopnąć.

— Istnieje, bo jestem damą!

— Ty? Damą? Damy tak się nie zachowują.

— Nawet damy się powinny bronić! Nie mogę liczyć na nikogo niż tylko na siebie!

— Tak? A co panienka zawsze robiła? Wykorzystywała ludzi by robili za nią wszystko... — wbił sztylet w kostkę u tej samej stopy. Dziewczyna wydarła się z bólu.

— Wykorzystywałam ich w pracy! Osoby, które wiedziałam, że to zrobią! Ale w takiej sytuacji nie mogę robić nic tylko się próbować bronić co i tak nic mi nie daje!
  
   Znów próbowała go kopnąć drugą nogą licząc, że coś to da. Widząc co kobieta próbuje zrobić, chwycił kobietę za druga stopę i mocno ścisnął, a po chwili zaczął w tym miejscu robić się siniak. Dziewczyna zaczęła syczeć z bólu.

—  Zostaw mnie w spokoju bestio!

— Bestio? — zaśmiał się głośno — Dopiero zacząłem się bawić... — wolną ręką jeździł po jej plecach.

— Czemu nie możesz przestać? Naprawdę. Mogę Ci dać wszystko... Nawet zwabić do ciebie ludzi!

— Czemu nie przestanę? Bo to lubię. A ofiary wole sam sobie sprowadzać.

   Zaczął nacinać skórę kobiety sztyletem robią jakiś wzór. Dziewczyna syczała podczas tego z bólu przy okazji się wiercąc.

— Jak będziesz się tak wiercić to tylko pogorszysz... A róża wyjdzie nieładnie... Artystą nie jestem, ale ładną róże wyciąć umiem — zrobił parę kolejnych cięć. Dziewczyna słysząc, iż może być gorzej przestała się wiercić.

— Czy jak będę bardziej posłuszna to będziesz łagodniejszy? — Zapytała raz po raz sycząc z bólu.

— Może... Zależy od mojego humoru... — mocniej wbił ostrze. Skończył róże a zaraz nad nią od razu zaczął wycinać serce. Dziewczyna syczała coraz to bardziej.

— A jaki masz dziś humor?

— Zły — mówiąc to jeszcze głębiej wsadzał nóż. Pomyślał że zrobi też do serca wypełnienie. Dziewczyna krzyknęła z bólu.

— Czemu? Przecież masz kogoś do tortur!

— Bo za mało bólu Ci to sprawia...

— Sprawia mi to więcej bólu, niż Ci się wydaje! - Powiedziała do niego nadal czasami krzycząc z bólu.

— Nie widzę... — zahaczył ostrzem o żebro. Dziewczyna czując to zaczęła już wręcz płakać z bólu.

— PRZESTAŃ!

— A jak nie? — mocniej zahaczył o kość i rozcinał skórę wokół.  Dziewczyna zaczęła krzyczeć w niebo głosy i płakać.

— NIE WIEM!

— Ludzie są żałośni gdy błagają o życie... Jak niewinne i bezbronne zwierzęta. Ale zwierzęta nie błagają o litość...

— Bo zwierzęta nie mówią! Ukazują to jakimiś gestami!

— Właśnie dlatego wole zwierzęta od ludzi. Przynajmniej nie kłamią i pokazują prawdziwe emocje... — wyjął sztylet by następnie wbić go lekko w pośladek kobiety — Jaki wzorek pani sobie życzy? — powiedział śpiewnym tonem.

— S... Serce... — Powiedziała ledwo co płacząc i krzycząc z bólu — A czy ja Cię okłamuje?

— Nie mnie... Lecz siebie... Nawet w takim stanie nie możesz przyznać sama przed sobą jaką naprawdę jesteś osobą... — zaczął głęboko wycinać serce na jej pośladku.

— Nigdy siebie nie okłamywałam! — Krzyczy przy okazji z bólu.

— Skoro przy tym zostajesz...— głębiej wsadził nóż a krew zalała już prawie całe łóżko — Patrz jak powoli stajesz się piękna — polizał krew z jej pleców. Dziewczyna krzyknęła głośno z bólu przy okazji płacząc.

— Ja naprawdę nigdy nie czułam, że się okłamywałam! Zawsze po prostu starałam się być sobą! — Powiedziała cały czas płacząc. Cały czas bezustannie zlizywał jej krew z ran. — Proszę... Przestań mi to robić... — Powiedziała gdy ta była już powoli zmęczona. Jej powieki powoli opadały — S...słabo mi — Powiedziała te słowa prawie mdlejąc przez fakt, iż spływa z niej duża ilość krwi. Mocno przycisnął język do rany prawie go tam wsadzając. Dziewczyna czując coś w ranie zaczęła cicho piszczeć.

— Spokojnie, tak szybko nie umrzesz...

— Ale... jestem taka zmęczona... — Powiedziała na nowo bardzo zamulonym głosem.

   Mężczyzna dotknął mocno jej zranionego kolana i je ścisnął. Dziewczyna czując ból na nowo krzyknęła dość głośno lecz nie był to taki krzyk jaki robiła gdy była żwawa. Teraz wykrwawiała się. Przynajmniej tak się czuła. W końcu oczy jej się zamknęły i ciężko oddychała lecz nadal kontaktowała co się dzieje. Widząc że kobieta słabnie wyjął spod łóżka bandaże i maści. Dokładnie opatrzył kobiecie rany, a gdy przykładał maść widział jak się wzdryga pod jego dotykiem. Dziewczyna delikatnie drgała gdy on dotykał jej ran. Miała już dość. Ból i krew to jedyne co widziała i odczuwała. Miała ochotę zrobić cokolwiek, żeby wreszcie był spokój. Żeby mogła odejść i nie musieć już tyle cierpieć. Gdy już skończył opatrywać jej rany, związał mocniej krepujące ją liny i wyszedł. Dziewczyna po paru godzinach poczuła się lepiej. Lecz jedyne co czuła to pragnienie i głód.

— Jeść...

   Odczekał parę godzin i zaczął robić parę kanapek i herbatę. Gdy wszystko było gotowe, zaniósł to do pokoju na piętrze. Przekręcił kobietę, że teraz leżała na plecach. Wiedział że ją to zaboli. Rozwiązał jej dłonie mimo to przywiązał jej nogi do łóżka. Podał jej jedzenie i usiadł pod drzwiami z dala od niej. Gdy związał jej nogi ta krzyknęła z bólu. Widząc jedzenie zaczęła powoli jeść oraz pić. Wiedziała, że nie ucieknie więc po prostu akceptowała fakt, że będzie ją cały czas torturować. Ból może kiedyś zamieni się w przyjemność. Miała przynajmniej taką nadzieję.

— Nie zatrułem, robiłem z miłością — uśmiechnął się szeroko do kobiety — Jak plecy?

— Bolą... - Powiedziała powoli jedząc i pijąc — Nie wierzę w twoją miłość...

— Jak to? Tyle uwagi i uczuć poświeciłem byś się nie zagłodziła...

— Dziękuję paniczu — Jadła cały czas zerkając raz na jakiś czas na niego.

— Spokojnie, jedz, nic Ci nie zrobię, jeszcze jakiś szacunek mam.

— Właśnie mnie torturujesz. Więc nie jestem pewna - Powiedziała kończąc kanapkę i pijąc herbatę.

— W tym momencie nic Ci nie zrobię... Mam dobry humor o dziwo.

— W takim razie się cieszę, że masz dobry humor — Powiedziała po czym skończyła pić herbatę - Czyli co wytniesz mi tym razem? Albo co mi gdzie włożysz?

— Dzisiaj masz dzień dziecka że tak powiem. Nic Ci nie zrobię. Zresztą jak stracisz dziś znów taką ilość krwi co ostatnio, to mi padniesz. A nie mogę sobie na to pozwolić.

— Ja bym chyba chciała... — Powiedziała bardziej do siebie niż do mężczyzny — Czyli jutro będzie gorzej?

— Pomyśle ale nie odpuszczę Ci na pewno... Dobra herbata? Ziołowa. Gospodarz się wkurzy że mu zabrałem.

— To niepotrzebnie mu zbierałeś. Ale widzę, że jutro znów powróci rutyna... Mogę. Mieć chociaż ubrania?

— A po co Ci? Mogę dać Ci jakiś koc jak już potrzebujesz... Chociaż twierdze że jak tak bardzo kochasz swoje ciało to nie powinno Ci to przeszkadzać że jest odkryte i można je oglądać.

— Przeszkadza mi gdy ktoś się na nie tak wpatruje... Gdy ktoś wywierca mi wzrokiem dziurę na piersiach bądź tyłku. Nienawidzę tego.

— Patrz, ja tego nie robię... Patrzę Ci w oczy, które też powinny być czerwone.

— Czemu czerwone? — Zapytała unosząc swą brew.

— Bo to najładniejszy kolor.

— Dla mnie najładniejszy jest zielony.

— Pochowam Cię wśród zieleni, pasuje Ci?

— Wolałabym... Żyć... — Powiedziała ewidentnie smutniejąc. Przez mężczyznę zaczęła ukazywać uczucia co ją przerażało. Usiadł za nią i objął ją od tyłu. Na co dziewczyna się wzdrygnęła

— Przykro mi, los tak chciał.

— Nie los. Ty.

— Może i tak... Ale ty się z tym pogodziłaś... — oparł brodę na czubku jej głowy.

— Czy ja wyglądam jakbym się pogodziła?

— Nie błagasz mnie w tym momencie o życie.

— Ja chce żyć... Naprawdę... Ale wiem, że mi nie dasz. Nie ważne jak bardzo będę prosić.

— Czyli przynajmniej tyle wiesz — dłońmi głaskał ją po ramionach. Dziewczyna dość szybko próbowała odepchnąć mężczyznę.

— Wiem i to mnie boli! NIC CI NIE ZROBIŁAM! Ale ty stwierdzasz, że robisz to co jest dla Ciebie zabawne. Nie patrzysz na innych ludzi.

— Bo mnie oni nie obchodzą — trzymał mocno kobietę by się nie wyrywała — Jak będziesz tak wierzgać, to rany się otworzą co zaboli.

— Ale może przynajmniej wtedy umrę wcześniej, żebyś nie mógł się mną, aż tak bawić!

— A kto przed chwilą mówił że chce żyć? — zakpił.

— Ale ty mi nie dasz! Więc ja Ci nie chce dać się sobą bawić!

— Przykro mi, kobiety w tym domu nie maja prawa głosu, tak postanowił gospodarz.

— Czyli jeśli bym była mężczyzną to byś się zastanowił?

— W sumie to nie, zabił bym od razu tylko się bawiąc w tortury a nie gwałtu.

— Czyli byłoby równie tragiczne... Ale szybsze...

— Byłoby gorsze jeśli chodzi o tortury moja Pani — pogłaskał ją po głowie.

— Ale to w ogóle nie jest fajne czy lepsze... Czuję się tak okropnie - Westchnęła cicho.

— Okropnie? Czemu? — szepnął jej do ucha.

— Bo nie dość, że straciłam dziewictwo w taki sposób to wszystko mnie boli...

— Wolała byś żeby to był brudny, brzydki facet i zerżnął by Cię na blacie w pubie? Phi!

— Nie chciałabym. Wolałabym aktualnie być sobie w korporacji i żyć jak co dzień...

— I żyć w stresie? Że coś tatusiowi się nie podoba? I że ludzie na każdym kroku chcą wskoczyć Ci do łóżka?  Chcesz takie życie?

— Aktualnie wolę żyć w taki sposób niż teraz leżeć na tym łóżku i być co dzień torturowana i rżnięta przez Ciebie.

— Jak codziennie? Przecież dzisiaj masz luzy...

— Ale jutro znów mi to zrobisz i pojutrze też...

— Aż mi się znudzi i skrócę twe cierpienie.

— No więc właśnie. Co to za życie teraz? A co jeśli jakimś cudem Ci się to nigdy nie znudzi?

— Szybko ludzie tacy jak ty mi się nudzą, wiec wiesz, za maks tydzień będziesz wąchała kwiatki od dołu.

— Wolałabym od góry gdzieś na polanie — Rzekła cicho.

— Pasuje w ogrodzie? Jak od góry to zaraz się rozłożysz i naturalny nawóz dla kwiatów.

— A mogę się nie rozłożyć?

— Wolisz żebym Cię w proch od razu zamienił?

— Wolałabym żyć po prostu!

— Niestety ta opcja jest dla panienki zablokowana.

— Wiem.

— Więc proszę nie protestować... — przejechał tylko dłonią po jej kroczu i wyszedł z pokoju zabierając puste naczynia.

— Chcę protestować —Powiedziała wierzgając się.

   Zignorował kobietę i wyszedł na spacer. Shana próbowała po raz kolejny jakoś rozwiązać liny lecz były one bardzo dobrze związane. Gwałciciel wrócił po paru godzinach i od razu wbiegł do pokoju gdzie jest kobieta.

— Odwracaj się.

   Dziewczyna zerknęła na niego bez uczuciowo.

— Czemu?

   Podszedł do kobiety i brutalnie przekręcił ją na brzuch. Przywiązał jej dłonie do krawędzi łóżka i zaczął rozwiązywać bandaże, pod którymi były rany.

— Na nowo się zaczyna? — Powiedziała sycząc cicho.

   Popatrzył chwile na rany które zdołały lekko się zagoić przy krawędziach. Bez chwili namysłu zaczął na nowo je otwierać, a krew wypływała ponownie. Dziewczyna na nowo próbowała nie krzyczeć ani nie ukazywać bólu co niezbyt jej wychodziło. Pociągnął ją za włosy by następnie zaczął lizać wnętrze jej ran. Dziewczyna zaczęła piszczeć dość głośno z bólu.

— Przestań!

— A jak nie...? — głęboko wsadził język w ranę.

   Dziewczyna krzyknęła niemiłosiernie głośno i zaczęła wierzgać. Przez to że dziewczyna się zaczęła wiercić, nie kontrolował dokładnie stopnia bólu jaki jej zadaje. Domyślał się że boli ją bardziej. Ścisnął mocno jej sutki wbijając paznokcie. Dziewczyna wtedy zaczęła się wiercić jeszcze bardziej licząc, iż wreszcie się to po prostu skończy. Wyjął z kieszeni spinacze metalowe i skręcając jej sutki, przyczepia je na nich. Dziewczynie już zaczęły lecieć łzy i krzyki zamieniły się też w błaganie. Wiedziała, że to na marne lecz był to normalny instynkt u człowieka. Wypiął jej pośladki w swoją stronę i przyczepił kolejne spinacze do jej warg w kroczu (inaczej tego nazwać nie umiałam). Dziewczyna po raz kolejny krzyknęła z bólu nie wiedząc przy okazji co robić. Zaczął gładzić jej pośladki.

— Jak sobie kiedyś wyobrażałaś swoją przyszłość?

— Że popracuje parę lat. Może wreszcie znajdę jakiegoś partnera i ustatkuje swe życie.

— Nudy — przeciągnął pierwszą samogłoskę. Zaczął gładzić w dłoni jej szpiczaste ucho. — Co byś zrobiła gdybyś straciła uszy?

— Bym słyszała o wiele gorzej i płakała. Są one dla mnie ważne. To jest ukazanie, że nasz gatunek nadal istnieje...

— Że nadal istnieje... Ile jest waszych przedstawicieli? Bo mi się wydaje że jest na skrajnym wyginięciu...

— Bo tak jest. Wiele elfów związywało się z ludźmi, a elf i człowiek nie mogą mieć elfiego dziecka...

— Więc jesteś jedyną czystej krwi? — drapał lekko jej ucho wbijając czasem paznokcie, na co jej łzawiły oczy.

— T... Tak — Odpowiedziała, czasami sycząc z bólu. Wyjął scyzoryk i odciął szpiczastą część ucha tak że wyglądały jak normalne. Dziewczyna krzyknęła z bólu i zaczęła się szarpać i wierzgać.

— Twoi rodzice chyba nie będą zadowoleni...

— PRZESTAŃ!

   Polizał ją po świeżej ranie.

— A czemu miałbym to zrobić?

— BO JA TAK MÓWIĘ! PRZESTAŃ!

— A jaką ty masz władzę nade mną? — zaśmiał się i jednym ruchem odciął drugi szpiczasty element z drugiego ucha. Dziewczyna pisnęła tylko głośno z bólu na nowo wierzgając jak głupia. — Śmieszne jak ludzie w chwilę mogą zmienić swój wygląd... — przekręcił ją przodem do siebie i zaczął robić nacięcia pod jej piersiami — Wyobrażałaś sobie kiedyś jak byś wyglądała bez piersi?

— NIE! NIE CHCĘ TEGO WIDZIEĆ! — Powiedziała wiercąc się jak tylko może, kręcąc też przy okazji swoją głową. Chwycił mocno głowę dziewczyny i ją ścisnął.

— Niegrzeczna... — uderzył ją mocno z pięści w policzek. Dziewczyna zaczęła głośno szlochać i płakać.

— PRZESTAŃ!

   Delikatnie wytarł jej łzy i wyszczerzył jej oczy.

— Lubisz swoje oczy?

— Tak...

— A jakby były czerwone też byś je lubiła...?

— Nie...

   Odsunął się lekko od niej.

— A wiesz że nie można mieć wszystkiego...?

— Ja aktualnie mam nic. A chciałabym po prostu spokój...

— Poczekaj jeszcze trochę... — przybliżył twarz do jej twarzy — A będziesz miała spokój wieczny...

— A czemu nie mogę dostać zwykłego spokoju? — Zapytała i bez namysłu, widząc jak blisko jest jego twarz, pocałowała go. Nie zdziwiło go to lecz to od razu zignorował.

— Tam gdzie trafisz odetchniesz od wszystkiego... — polizał ją po twarzy.

— Ale ja chce odetchnąć nadal żyjąc — Wyciągnęła swój język i próbowała go polizać po twarzy. Odsunął twarz by dziewczyna nie mogla go dotknąć.

— W takim stanie? W takim stanie jedynie w szpitalu Cie zechcą... Nie będziesz miała spokoju. Będziesz wyśmiewana i wykluczona.

— Przez ciebie. Nie wyciąłeś mi jeszcze moich atutów więc nie będę, aż tak wyśmiewana...

— Ale masz połamaną nogę... Do końca życia będziesz kaleką... Popatrz jak schudłaś przez ostatnie parę dni, niedługo atuty też znikną bo to tylko i wyłącznie tłuszcz.

— To wszystko i tak Twoja wina...

— Proszę mi wyjaśnić czemu moja wina. To ty się przyczepiłaś do mnie i mi głupio ufałaś.

— Ale to Ty mi robisz takie rzeczy.

— Będziesz wiedziała na przyszłość żeby nie zaczepiać nieznajomych... A nie, przepraszam, nie będzie żadnej przyszłości — zakpił i wbił nóż głęboko w pierś kobiety.

   Dziewczyna krzyknęła tylko z bólu płacząc przy okazji z bólu. Poprowadził ranę aż do pępka cienką linią. Zszedł z niej i podszedł do pobliskiej szafki, z której z szuflady wyciągnął strzykawkę. Dziewczyna zaczęła strasznie głośno krzyczeć i płakać. Przy okazji szarpiąc się jak dzika.

— Przestań...

   Podszedł do niej i usiadł obok niej. Chwycił jej dłoń i przysunął strzykawkę do zagięcia ręki przy łokciu. Dziewczyna szarpała się jak głupia aby mężczyzna nie mógł zbytnio trafić.

— PRZESTAŃ!

— To jest tylko na uspokojenie...  I na pobudzenie, byś mi nie odpłynęła jak ostatnim razem.

   Chwycił mocno rękę kobiety i unieruchomił samą ją i szybko podał jej zawartość strzykawki. Po chwili ją puścił i czekał aż zacznie działać. Dziewczyna po chwili zaczęła się uspokajać i ciężko oddychać. Podszedł do niej i zawisł nad nią. Wpatrywał się pustymi oczami w jej przepełnione bólem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro