9. ~ Musimy walczyć, aby uciec. ~

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

   Chwycił mocno rękę kobiety i unieruchomił samą ją i szybko podał jej zawartość strzykawki. Po chwili ją puścił i czekał aż zacznie działać. Dziewczyna po chwili zaczęła się uspokajać i ciężko oddychać. Podszedł do niej i zawisł nad nią. Wpatrywał się pustymi oczami w jej przepełnione bólem.

   Chwycił za liny, a następnie je przeciął. Spojrzał kobiecie głęboko w oczy i zaczął oczyszczać jej rany. Shana w bezruchu patrzyła zdziwiona na twarz oprawcy nie zwracając uwagi na ból, który pojawiał się za każdym razem, gdy mężczyzna dotknął lekko jej ciało, w tym rany.

— Co Ty wyprawiasz? — spytała łamiącym głosem.

— Oczyszczam Twoje rany, ślepa?

— Ale... Dlaczego? Paniczu... Po co? Czemu chcesz dalej mnie utrzymywać przy życiu? Czy nie znudziłam Ci się już czasem? — Z każdym słowem jej głos łamał się, a do kącików oczu zaczęły napływać łzy, które jednak nie opuszczały swojego miejsca.

— Myślisz, że pochowam Cię w takim stanie? Może i mi się znudziłaś, jednak nie lubię mordować warzyw, ludzi, którzy już chcą umrzeć i nie mają woli życia. Chce byś jeszcze trochę pocierpiała, lecz nie tak jak dotychczas. Nie ujawnię Ci tego jednak, w jaki sposób będziesz teraz cierpieć. Zobaczysz w swoim czasie. Tymczasem zapomnij o aktualnym bólu, ten który nadchodzi, będzie większy, lecz Twojego ciała już nie zranię. Tylko tyle mogę powiedzieć — Odłożył gazę i bandaże patrząc się na jej twarz. Westchnął głęboko i zamknął drzwi na klucz wychodząc z pomieszczenia. Uśmiechnął się szeroko na swój plan opierając się plecami o drzwi i poprawiając rękawy bluzy, opuścił budynek.

   Shana wpatrywała się jeszcze chwilę w drzwi, za którymi jeszcze parę minut temu zniknął jej oprawca. Westchnęła cicho, przy czym poczuła ból na klatce piersiowej. Wyglądała jak potwór, przez niego. Bała się tego co jeszcze wymyśli. Co jest gorsze od tych tortur? Wyniszczył ją już psychicznie, nie ma woli do życia, jest zdana na jego łaskę. Jednak czuje niepokój. Strach i niewiedza zamieniają jej myśli, mimo że były już negatywne, na czarniejsze. Coraz ciemniejsze scenariusze opętywały najmniejsze kąty jej umysłu. Już chciała umrzeć, czemu znowu się boi? Przecież nie powinna! Powinien być jej obojętny los jaki ją spotka, czy to juto, czy tydzień, jeśli tyle będzie jej dane żyć, jeśli on na to jej pozwoli. Tak. Pozwoli. On jej pozwoli. On jej pozwolił. Wymusił na niej te emocje. Coraz szybciej biło jej serce, już nie z adrenaliny spowodowanej kolejnymi zadawanymi ciosami, kolejnymi ubytkami w jej ciele. Tym razem strach postanowił zabawić się jej ledwo żyjącym serduszkiem, które zostało oszukane i nadal jest torturowane. Czuła się coraz słabiej. Miała wrażenie, że rany się otwierają. Oczy zamglone, krew wylewa się z niej coraz szybciej, coraz bardziej obficie, gdy jej wzrok osiada na białym suficie, na którym farba zaczęła odpadać przez wiek. Zaczęła odpływać przez schizę, jakiej doświadcza. Jest on jednak wytworem jej zmęczonego mózgu. Nie wie o tym, lecz powinna, a nie ma sił nawet pomyśleć nad tym, co jest prawdą, a co fikcją. Prawdą jest to, że powinna się nacieszyć swoim stanem. Amon zapewne już szykuje coś gorszego, coś, z czego już żywa nie wyjdzie. Zaplanuje coś gorszego, jak sam powiedział. Gorszą torturę. Mordercy nie mają przecież serca, głupia chyba myślałaś że może i nawet potrafią kochać. Naiwna ty.

   Mroczki zajęły jej wzrok, a ona blada i wycieńczona zemdlała na białej pościeli, która ani trochę nie przesiąkła czerwoną cieczą jej wyobrażenia.

---

   Przez kolejne dni nie zastała swojego oprawcy ani razu. Była odwodniona i głodna. Rany jej się zagoiły na ile były w stanie. Z niecierpliwością oczekiwała jego powrotu. Tak, to jest już ten stopień, gdy nawet tęskni za jego widokiem. Wolałaby już, żeby dalej się nad nią znęcał, byleby nie musiała sama siedzieć w tym zamkniętym pokoju. Ostatnio nawet była w stanie wstać, jednak okna jak i drzwi były zamknięte i zabarykadowane. Siedziała więc skulona na łóżku i myślała nad tym, co planuje dla niej Amon. Czy może już to się zaczęło i jej odosobnienie to część jego planu. Nie tylko to męczyło jej myśli. Złapała się na myśleniu o jego ciele oraz gwałcie. Podświadomie pragnęła znowu być przez niego zbezczeszczona. Umysł wymyślał już różne sytuacje, w jakich by się znaleźli i uprawiali seks. Podniecała się tym. Czuła ogromną potrzebę jego bliskości. Nawet dotyk jego ust na swoich. Uśmiechała się myśląc, jak jego usta obcałowują jej całe ciało. Tęskniła za nim. Była pewna, że się zauroczyła. Ale jak to tak zauroczyć się w swoim oprawcy? Przecież to chore. Skarciła się w głowie na samą myśl o jakimkolwiek pozytywnym uczuciu co do niego. Jednak ono rosło z każdą minutą braku mężczyzny. Myśli kłóciły się w jej głowie. Była cała zestresowana i zlękniona na samą myśl, jak zareaguje na powrót. Musiała jeszcze trochę wytrwać. Musi znów poczuć brak chęci do życia, mimo że zdobyła nowy powód, by nie umrzeć. Postanowiła jednak udawać niewzruszoną i niedotkniętą jego torturami. Znów jak w tramwaju być oziębłą dla tego faceta.

   Do jej uszu dotarł odgłos przekręcanego kluczyka. Mężczyzna z bezuczuciową miną wszedł do pokoju. Jedyne co zrobił to postawił talerz z tostami na komodzie razem ze szklanką wody i wyszedł zamykając ponownie drzwi na klucz. Shana wpatrywała przez ten czas swój wzrok w jego twarz. W jego oczy. W jego puste oczy, które nawet na nią nie spojrzały. Coś zabolało ją w sercu. Pragnęła by na nią popatrzył. Pragnęła jego uwagi. Nie zauważyła nawet kiedy zaczęły płynąć jej łzy z oczu. Opadła na poduszkę i cicho szlochnęła. Zakryła twarz kocem, który znalazła dzień wcześniej w szafie. Nie minęło długo, by płacz się pogłębił. Nie chciała jednak sprawiać mu kłopotów, więc szybko umilkła, podniosła się do siadu i zjadła jedzenie, które jej przyniósł. Posiłek ledwo przeszedł przez jej ogromną gule w gardle.

---

   Przez kolejny tydzień została ignorowana przez morderce. Codziennie jedynie jeden posiłek i coś do picia. Nie powiedział ani słowa do niej. Nawet na nią nie patrzył. Shana czuła się jak najgorszy śmieć. Nie wiedziała, po co on utrzymuje ją nadal przy życiu. Przecież nawet ją już nie torturuje. Zapomniał może o niej? Bała się tej odpowiedzi. Zraniłaby ją bardziej niż wszystko co dotychczas przeżyła. To był jego plan? Czy to był jego plan? Czy myśli o czymś gorszym?

   Amon pierwszy raz wszedł tego dnia do pokoju, w którym kobieta siedziała na łóżku i wpatrywała się w okno. Była jedna różnica. Nie przyniósł nic ze sobą. Podszedł do kobiety i złapał ją za najbliższą dłoń, którą od razu pociągnął. Kobieta nie zareagowała, jej twarz nawet nie drgnęła. Pociągnął ją mocniej, przez co podniosła się i stanęła przed nim wpatrując się głęboko w jego oczy. Nawet jakby spojrzała w każdy zakamarek, nie znalazłaby żadnego uczucia w jego pustych oczach. Amon położył dłoń na jej głowie i pogładził ją po włosach. Nie trwało to długo. Dał jej sukienkę do założenia, którą od razu odziała. Odwrócił się i szedł w stronę wyjścia trzymając kobietę dalej za dłoń. Wyszli z budynku i stanęli przed drzwiami. Szana była zszokowana. Poczuła rozluźnienie na dłoni i spostrzegła, że nie jest ona już obejmowana przez jego dłoń. Wolałaby, żeby nigdy jej nie puszczał.

— Możesz iść — Powiedział głośno i bezuczuciowo Amon

   Szana wbiła w niego wzrok nie rozumiejąca słów, które krążyły jej po głowie. Może sobie iść? Ale... Jak to? To przecież niemożliwe. Zaczęła stawiać pierwsze kroki przed siebie. Szła coraz szybciej. Oddalała się od niego, lecz on nic nie mówił. Lub go nie słyszała. Zaczęła biec kuśtykając co chwilę odwracając się za siebie, czy on nadal tam stał. Nie gonił jej. Czy była... wolna? Jej ciało zawładnęła wola przetrwania. Biegła ile sił w nogach upadając co chwile i potykała się o wystające korzenie i kamienie. Zaczęła się śmiać. Z jej oczu lał się wodospad łez. Nie umiała powstrzymać emocji. Zaczęła szlochać na cały głos. Dotarła po jakimś czasie zadyszana do autostrady. Jednak jej szczęście nie trwało wiecznie. Przed oczami zrobiło się jej ciemno. Poczuła się słabo, a po chwili jak upada. Straciła kontakt z rzeczywistością.

---

— Już się obudziłaś — Pierwsze słowa, jakie usłyszała, gdy lekko otworzyła oczy. Jeszcze nie dostrzegła, nie rozpoznała gdzie się znajduje. Głos też wydawał jej się na początku nieznany. Zaczęła się rozglądać. Pierwsze co dostrzegła to bezuczuciowy wzrok Amona. Była znów w tym pokoju.

— Jakim cudem...? — wyszeptała i podniosła się do siadu łapiąc za głowę.

   Nie dane było jej długo pozostać w tej pozycji, gdyż Amon od razu ją przygwoździł do łóżka chwytając za nadgarstki. Zawisł nad nią. Czuła jego szorstki oddech na swojej twarzy. Przełknęła gule w gardle i już chciała coś powiedzieć, gdy mężczyzna pocałował ją tym samym nie dając jej dojść do głosu. Poczuła jak palą ją policzki. Nie odpowiedziała jednak na tą czułość, co dość szybko poczuł oprawca. Sam nawet nie spodziewał się u niej takiej reakcji, lecz nie okazał tego. Westchnął tylko i odsunął się od niej. Usiadł tyłem do niej na krawędzi łóżka.

— Jak rany?

   Shana się speszyła lekko słysząc jego ala troskę. Przybliżyła się do niego, lecz nie za blisko. Gdzieś z tyłu głowy coś jej mówiło, że to jest to o czym mówił. Że w ten sposób chce ją bardziej skrzywdzić. Psychicznie. Chce ją rozkochać, wykorzystać, skrzywdzić. Wzbudzić poczucie bezpieczeństwa w tym miejscu, przy nim. A potem pęknie tą bańkę kłamstw zostawiając jedynie gorzką prawdę.

— Chyba... Chyba lepiej... — Dotknęła się w pozbawione szpikulca ucho. — Niemniej jednak niezbyt dobrze się czuje pozbawiona wyznacznika swojego dziedzictwa. Masz gdzieś je? Zachowałeś jako pamiątka? Mówiłeś coś o trofeum, że brakuje Ci elfa. Czyżbym już uzupełniła Twoją kolekcję?

   Amon parsknął śmiechem. Odwrócił głowę w jej stronę, a następnie przybliżył się do niej. Jego wzrok można porównać ze wzrokiem szaleńca, psychopaty. Styknął się nosem z Szaną, która nawet nie drgnęła. Po jej ciele przeszły dreszcze. Zamrugała i już chciała coś dodać, gdy ten, przysuwając usta do jej zranionego ucha, szorstkim głosem szepnął.

— Wisi już na ścianie obok czaszki mojej matki, zadowala Cię ta odpowiedź, panienko?

   Mężczyzna spojrzał na jej twarz poważnym wzrokiem. Kobieta znowu chciała coś powiedzieć, lecz nie mogła nic wydusić z siebie. Amon od razu wyszedł i zamknął drzwi na klucz.

---

   Shana obudziła się w nocy. Jej twarz okalało światło księżyca. Przetarła twarz i podniosła się. Oparła się o parapet okna, a jej oczy były wpatrzone w niebo. Nawet jedna chmura nie śmiała zbrukać gwiazd, które wybijały się spod gałęzi drzew. Dziewczyna wpatrywała się w ten obraz jak zaczarowana. Ze snu wyrwał ją odgłos sowy. Spojrzała na drzwi niedaleko niej. Idąc do nich spojrzała na lustro. Miała na sobie piękną czarną suknię, lecz nie pamięta, by ją zakładała. Nie zamierzała się tym przejmować. Szarpnęła za klamkę i ku jej zdziwieniu, drzwi były otwarte. Jej oddech przyspieszył tak samo jak bicie serca. Gdy tylko wyszła na korytarz, bała się, by nikt nie usłyszał jak mocno wali w jej klatce. Zeszła bosymi stopami po stopniach na parter. Ku jej szczęściu żadna stara deska w podłodze nie zaskrzypiała. Cały czas rozglądając się, wyszła z budynku i szła drogą wskazaną przez światło księżyca. Wpatrywała się w korony drzew, na których siedziały sowy, inne ptaki i wiewiórki, które o tej porze powinny spać. Lecz zaciekawione patrzyły co kobieta robi. Zza drzewa wyszła sarna, stanęła na chwilę, by spojrzeć swoimi świecącymi oczami na kobietę. Nie zaciekawiła jej, więc odeszła dalej. Przez chwilę jeszcze Shana wpatrywała się w miejsce, gdzie odeszło zwierzę. Ruszyła dalej za światłem księżyca, które dziwnie tworzyło ścieżkę. Skręciła parę razy w prawo, potem w lewo i znów w prawo. Szła w znanym tylko księżycu kierunku. Wpatrując się w piękne niebo zza koron drzew, dziewczyna potknęła się o wystającą gałąź i z krzykiem zleciała stromym urwiskiem obrywając i obijając się o kamienie i drzewa. Opadła obolała i z ranami na mchu głośno stękając. Zaraz potem zemdlała, a krew z jej ran zaczęła ściekać do rzeki obok.

---

   Kiedy obolała otworzyła oczy, znajdowała się znów w pokoju. Przez chwilę myślała, że to był tylko sen, jednak gdy postanowiła się podnieść, poczuła siniaki, a na sobie zauważyła tą samą sukienkę, którą widziała na sobie w lustrze. Z tą różnicą, że teraz była cała obdrapana i w błocie. Wraz z chwilą, gdy chciała się podnieść, ogromny ból głowy opanował jej umysł. Próbowała podnieść dłoń, by przyłożyć ją do czoła, jednak nie mogła tego zrobić. Była przywiązana do łóżka, na którym leżała. Jej głowa opadła na poduszkę zniechęcona. Shana myślała co jej teraz zrobi Amon. Czy jest na nią zły, że się wymknęła w nocy? Czy spotka ją za to kara? Inaczej przecież nie przywiązywał jej do łóżka? Chciało jej się płakać. Już sama nie wiedziała co ma myśleć o tej sytuacji. Była zagubiona. Nawet uczuć nie była pewna. Chciała tu zostać czy, jak normalna osoba, uciec stąd? Szarpnęła mocno rękoma i poczuła ból w nadgarstkach. Prawie od razu jednak minął. Lekko zdziwiona dziewczyna podniosła dłoń i wpatrywała się w nią. Jakim cudem? Po co? Czemu miałby ją tak słabo przywiązywać? Nie bał się, że znowu ucieknie? Przecież to głupie! A może... Może myślał, że znów tu wróci? Nie ważne ile razy będzie uciekać, za każdym razem wróci w to cholerne miejsce? Kobieta nie chciała o tym myśleć. Jej myśli przejął fakt, że nie jest przywiązana. Szybko podniosła się na równe nogi i podbiegła do drzwi, które tym razem znów były otwarte. Uśmiechnęła się niepewnie i zbiegła po schodach i znów uciekała jak najdalej od tego miejsca. Chciała znaleźć się jak najdalej. Mimo ogromnego bólu w nogach, adrenalina opanowała jej ciało i biegła ile sił, gdy znalazła się przy drodze, na której jeździły auta. Ktoś zatrzymał się obok niej. Otworzył drzwi po stronie pasażera. Szana cała zdyszana wpatrywała się nieruchomo w kierowcę, który był przerażony stanem dziewczyny.

— Wszystko w porządku? Podwieźć Panią gdzieś?

   Lekko zdziwiona kobieta szybko się otrząsnęła i z lekką obawą usiadła obok kierowcy. Zamknęła za sobą drzwi i spojrzała przed siebie na obraz za szybą.

— Więc? Gdzie panienka chce jechać? Niedaleko jest stacja benzynowa, mogę Panią tam podrzucić.

— Em... Jasne, dziękuje Panu. — Uśmiechnęła się lekko i zapięła pasy. Chwilę potem samochód ruszył.

---

   Shana wysiadła z auta na stacji benzynowej dziękując kierowcy, który zaczął tankować auto. Rozejrzała się wokoło i tuż za budynkiem, pomiędzy drzewami lasu ujrzała białą mackę. Przerażona cofnęła się, zamknęła oczy i potrząsnęła głową. A gdy przestała i spojrzała w tamto miejsce, niczego tam już nie było. Westchnęła i spojrzała na nazwę stacji. Wiedziała mniej więcej gdzie jest. Zaczęła iść wzdłuż ulicy rozglądając się po pobliskich drzewach, czy nikogo nie spotka. Ku jej zdziwieniu, po jakichś paru godzinach wędrówki, żadne auto nie przejeżdżało obok niej. Trwało to strasznie długo, a kobieta modliła się, by ktoś przejechał i ją zabrał do miasta, by mogła wejść do swojego mieszkania. Nie miała do nich klucza, lecz pamiętała, że schowała zapasowy w skrzynce.

---

    Zaczęło się ściemniać, a aut jak nie było, tak nie pojawiały się nadal. Robiło się coraz bardziej zimnie. Zaziębiona Shana szła chwiejnie dygocząc. Do jej uszu dotarł dźwięk silnika. Nadzieja jej wróciła i obejrzała się za siebie. Ujrzała ciężarówkę, która po chwili stanęła obok niej. Bez wahania, szybko do niej weszła. Nawet nie patrząc na kierowcę zapięła pasy i oparła się o szybę. Na jej twarzy gościł szczery, delikatny uśmiech. Kierowca odgarnął swoje długie, białe włosy do tyłu i ruszył uśmiechając się szeroko ukazując szereg ostrych zębów. Shana nie wiedziała, że gospodarz domu, w którym gościł ją Amon, ma swoją ludzką formę. Jechali przez nieoświetloną drogę dość długo, bez ani jednego słowa. Nie spojrzała jeszcze nawet na niego. Wydało jej się trochę głupio jak postąpiła. Przecież nawet nie powiedziała mu gdzie chce jechać, lecz on też nie spytał. Może na coś liczył? Znała przecież prawdziwą naturę ludzi. Byli bardzo chętni na jej ciało. Od kierowcy jednak nie dało się wyczuć jakichkolwiek chęci. Shana spojrzała na godzinę na zegarku, który był wyświetlony na jakimś panelu. Lekko zdziwiona stwierdziła, że już dawno powinna być w swoim mieście. Nawet jak szła, to powinna już dawno tam być. Coś jej nie grało. Spojrzała na kierowcę, lecz ujrzała tylko miłego z twarzy mężczyznę o długich, białych włosach. Wydawał się jej młody, może był nawet w jej wieku. Nie mogła oderwać wzroku od jego twarzy, a raczej jego profilu. Wydawała jej się taka przyjemna i przyjacielska. Od razu poczuła nić przyjaźni, jaka mogłaby się zrodzić. Jego mina też była bardzo ciepła, wyrażała tyle pozytywnych uczuć. Kierowca szybko się zorientował, że kobieta się w niego wpatruje. Spiął się na moment i szybko spojrzał na kobietę, by znów odwrócić wzrok na ulicę. Na jego jasnych polikach pojawił się rumieniec.

— T-to dokąd chcesz jechać? Bo w sumie mi nie powiedziałaś. Ja zazwyczaj jak kogoś zabieram, to od razu zaczynają rozmowę. Wybacz, nie jestem przyzwyczajony do rozpoczynania rozmów. — Mówił speszony i z przerwami co kilka słów. Jego głos wydał jej się znajomy, jakby gdzieś go już słyszała, lecz nie wiedziała gdzie. Milczała jeszcze przez długi czas, gdy mężczyzna stanął przy jakiejś przydrożnej uliczce leśnej. — Słuchaj, jak nic nie powiesz, będziemy musieli się pożegnać, a jest ciemno, zimno i zapewne nikt już tędy nie przejedzie. — Spojrzał na nią wymownie.

   Shana speszona wysiadła z pojazdu i od razu poczuła gęsią skórkę na ciele z zimna. Westchnęła i rozejrzała się. Ku jej zdziwieniu, pojazd jeszcze nie ruszył. Popatrzyła się na kierowcę, lecz to nie była ta sama osoba. Za kierownicą siedział gospodarz domu w lesie.

— Droga Szano... Nie ładnie tak uciekać od mojego przyjaciela... Ale wiesz? Chyba nie będzie na mnie zły, jak odwiozę Cię do Twojego domu. Co Ty na to?

   Lekko speszona wsiadła z powrotem na swoje miejsce. Była bardzo zdziwiona postawą Offendermana, jednak w pojeździe było bardzo ciepło. Kierowca wyjął jedną ze swoich macek i objął kobietę, by było jej ciepło, po czym ruszył.

---

   Offenderman odstawił kobietę niedaleko jej mieszkania. Gdy Shana wysiadła z pojazdu i już chciała mu podziękować, pojazd zniknął. Stała jeszcze chwilę na zimnym powietrzu, gdy zdecydowała się wejść do środka. Znalazła szybko zapasowe klucze i wbiegła na piętro, gdzie mieściło się jej mieszkanko. Chwilę zajęło jej uspokojenie się po ostatnich wydarzeniach, nim opanowała dłonie i wycelowała kluczem w dziurkę na klucze. Powoli otworzyła drzwi i od razu zapaliła światło. Opadła na kolana. Łzy zaczęły płynąć samoistnie po jej policzkach. W końcu tutaj dotarła. Wyrwała się od tego psychopaty. Po kilku minutach opanowała łzy i zamknęła za sobą drzwi. Weszła do sypialni, gdzie od razu rzuciła się na łóżko. Uśnięcie nie zajęło jej jednak długo. Wymęczona spała jak dziecko.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro