2.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

,, - ... I pamiętaj wnusiu. Jakby nie wiem co się działo, pamiętaj. Zawsze trzymaj się swojego zdania. Nie pozwól, by ktoś Cię złamał. Nigdy się nie poddawaj.

Uśmiechnęłam się szeroko i przytaknęłam..."

Otwieram szeroko oczy. Lekki powiew wiatru łaskotał moje pliczki. Szumiał w moich uszach, do których co chwile docierały donośne głosy ptaków. Ich melodie układały się w tylko im znane melodię. Gdzieś w oddali wiaterek strzepywał liście z drzew, które tworzyły swój własny taniec w powietrzu, by kolejno opaść na trawę. Spojrzałam wyżej, na niebo. Przepiękny odcień błękitu, który co chwile zasłaniany był przejrzystymi, białymi obłokami. Promienie słońca, które przedzierały się przez korony drzew zasłaniające horyzont, oślepiały moją twarz. Podniosłam się z kocyka, którego prawie od razu schowałam do torby.

Odpoczynek na jednej z łąk w lesie należał do lepszych pomysłów. Jednak moim celem nie było wylegiwanie się, lecz szukanie ogrodu. Wróciłam na mało udeptaną ścieżkę i wędrowałam między drzewami. Paprocie łaskotały moją skórę na nogach. Od zawsze kochałam chodzić w takie miejsca. Uwielbiam oglądać cuda natury, to mój drugi dom.

Od kilku godzin jestem już w tym miejscu. Jednak te poszukiwania wydawały się jakby bezskuteczne. Jakby te mity i opowieści były tylko słowami i marzeniami, lecz nie istniały. Może nie wszyscy mają prawo tam wchodzić. Zapewne pełno nastolatków pragnęło znaleźć to miejsce dla popisu i popularności. Zapewne tylko osoby inteligentne, które mają coś w głowie, mogą być przepuszczone przez barierę lasu. Podczas moich młodzieńczych lat prawie codziennie oglądałam Alicje z Krainy Czarów. Tak więc fantazja we mnie została. Gdy wchodzę do tego lasu zawsze wyczuwam jakąś magię. Jakby to nie był zwykły las. Miał coś w sobie. A ja chciałam dowiedzieć się co konkretnie.

Słońce znikało za koronami drzew pozostawiając za sobą pomarańczową poświatę na niebie, która po chwili zmieniła się w granatowy. Co chwile na czarnej płachcie nade mną pojawiały się kolejne, małe światełka. Za nimi wysoko zawisnął księżyc. Zmiana dzień na noc. Wspaniały widok. A co do niego... Jednak wędrowanie w nocy nie jest za dobre, a latarka w telefonie nie daje za dużo światła, by oświetlić drogę. Westchnęłam zastanawiając się czy nie wracać do domu. Jednak nie musiałam iść kolejnego dnia do pracy, więc mogłam jeszcze trochę zostać.

Myślałam, że w tym lesie nocą, jak w każdym innym, będzie czuć odrobinę grozy. Jednak wszędzie latały świetliki, dzięki czemu czułam się swobodnie. Po jakimś czasie w oddali, między drzewami zauważyłam wyróżniające się światło. Było one nienaturalne, sztuczne. Czyli... Możliwe, że ktoś tu również jest? Jednak nie wygląda jak światło z urządzenia przenośnego. Bardziej jak... Z żarówki? Ciekawość była silniejsza, niżeli rozsądek, więc stwierdziłam, iż się tam wybiorę.

Przede mną ukazała się ogromna, drewniana budowla. Jakby opuszczony dom. Rozwalony, popękany. Ze ścian odchodziły ze zniszczonych belek ogromne kawałki drewna. Przy ziemi widać było, że wszystko jest zarośnięte, posiada grzyb spowodowany wilgocią. Obeszłam to miejsce dookoła. Przystanęłam przy podwójnych drzwiach, które były w jeszcze znośnym stanie. Jednak spray na nich psuł efekt. Gdy dotknęłam jednej z pary wrót, po popchnięciu, udało usłyszeć się głośny zgrzyt. Zanim się zorientowałam, otworzyły się na oścież uderzając o ścianę, a echo rozniosło się po całej posiadłości. Nabrałam powietrza do płuc i postawiłam pierwszy krok do środka pomieszczenia, które okazało się być korytarzem, na końcu którego mieściły się strome schody.

- Halo? - zapytałam cicho, mając cichą nadzieję, że nikt mi nie odpowie.

Czemu to w ogóle zrobiłam? Czy ja się spodziewałam, że ktoś mi odpowie? A jak... Ktoś tu mieszka? Raczej w to wątpię ale nigdy nic nie wiadomo.

Po rozejrzeniu się dokładnie po pomieszczeniu, uznałam że na razie nic mi nie grozi. Tak mi się zdawało. Zaczęłam powoli stąpać do najbliższych drzwi oglądając się za sobą. Chwyciłam nieśmiało za klamkę i powoli je otworzyłam, uważając by nie zrobiły wielkiego hałasu.

Na pierwszy rzut oka, pokój do którego zajrzałam był kuchnią połączoną z jadalnią. Na pobliskim stoliku zauważyłam naczynia. Talerz i... jedzenie na nim? Lecz to nie było najdziwniejsze. Unosiła się nad nim para, więc posiłek był świeży i gorący. Przełknęłam ogromną gule w gardle i cofnęłam się na przeciwną ścianę w korytarzu, jednak oparłam się o kolejne drzwi, które z hukiem się otworzyły, a ja wpadłam do środka kolejnego pomieszczenia. Jednak po małym zawale, odwróciłam się. w środku było ciemno i można by myśleć, że nic tu, prócz mebli nie ma.

Podniosłam się powoli łapiąc się za głowę, gdy nagle usłyszałam przełącznik. Na przeciw mnie, w wielkim fotelu siedziało... coś. Jedna z jego kończyn, prawdopodobnie ręka trzymała sznurek od stojącej lampy tuż obok niego. Wpatrywałam się w ową postać, jakbym zobaczyła ducha. Gdybym była w kreskówce to szczęka opadła by mi do ziemi, albo bym zemdlała. Był nienaturalnie wielki, a jego kończyny były o wiele dłuższe. Już nie wspomnę o jego twarzy, której nie miał. A na jej miejscu były ogromne usta. Nie miałam bladego pojęcia co mam zrobić. Nie mogłam się ruszyć. Strach odebrał mi całkowicie zdolność funkcjonowania. Jakbym dostała paraliżu.

Postać wstała, zadarłam lekko głowę do góry. Na mojej twarzy dało się zauważyć strach. To coś mierzyło z 3 metry, jak nie więcej. Podziwiam projektanta tego wysokiego sufitu.

Wykonał jeden krok w moją stronę, a ja... zemdlałam, a jak?

---

Otworzyłam oczy zupełnie zapominając o wydarzeniach poprzedniego wieczoru. Jednak nie byłam w swoim pokoju. To miejsce było mi zupełnie obce. Dziwniejszym było to, iż nie byłam w swoim ubraniu, tylko obcej piżamie. Co się tu dzieje?!

Jak na zawołanie podniosłam się z łóżka. Szybko rozejrzałam się po pomieszczeniu. W rogu, tuż obok regału z książkami, leżała moja torba. Podbiegłam i ją zabrałam. Podbiegłam do dopiero co zauważonych drzwi i je otworzyłam. Gdy byłam na korytarzu...

.

.

.

.

.

.

Do moich nozdrzy dotarł zapach jajecznicy. Are you fucking kidding me? Gdy tylko go poczułam, mój brzuch jak na rozkaz zaczął wydawać swoją pieśń. Odnalazłam wzrokiem schody, po których niepewnie zeszłam. Gdy znalazłam się na dole, byłam w dobrze znanym mi korytarzu. Jak na zawołanie, wszystko mi się przypomniało. Zabrałam z pobliskiej komody pierwszą lepszą rzecz. Patelnia? Nie pytam jak, ani dlaczego... Otworzyłam drzwi po lewej, prowadzące do pomieszczenia, gdzie zaliczyłam glebę. Nikogo nie było. Jednak z okien wlatywały promienie słońca rozświetlając pokój. Westchnęłam i gdy już miałam otwierać drzwi prowadzące do kuchni, one z impetem się rozwarły, uderzając mnie o głowę. Upadłam na tyłek i złapałam się za głowę. Cicho syknęłam.

- Au... - Powiedziałam cicho.

- Jejku! Najmocniej Ciebie przepraszam! - Z prędkością światła postać kucnęła przy mnie pomagając mi wstać - Czasem jestem taki niezdarny! - złapał się teatralnie za czoło.

Spojrzałam na niego wzrokiem, który mówił: Serio? Wyglądasz jak jakiś jebany potwór, pewnie jesteś mordercą i jesteś "niezdarny"? No to zajebiście. Lepiej trafić nie mogłam...

- Kim ty jesteś...? - zapytałam ze strachem w głosie.

- Ach! Mój błąd! Offenderman, madam... - Złapał mnie za dłoń i ucałował w nią kłaniając się przy tym.

- Wioletta...

- Ach! Piękne imię dla pięknej damy!

- Proszę wybaczyć... Ale gdzie ja jestem? Co się stało... po moim upadku...?

- Gdzie jesteś? To niegdyś był dom mój oraz moich braci, jednak się z nimi pokłóciłem, więc wszystko zostało dla mnie. A co się stało... Miałem trochę mindfucka na twarzy, jednak darowałem Ci kary za wtargnięcie na moją posesję, gdyż jesteś bardzo urokliwą kobietą... I mam do takich słabość. Zaniosłem Cię do jednej z sypialni, lecz kobieta z klasą nie śpi w ubraniach... Więc musiałem Cię przebrać! - popatrzyłam na niego jak na debila i zboczeńca - Wiem... nie powinienem... Ale to było silniejsze ode mnie! - Nagle spojrzał na patelnię. - Co ona tu robi? - wskazał na nią.

- Em... Chciałam mieć się czym bronić - odwróciłam głowę

Po kilku minutach ciszy.

- Jesteś głodna?

- Trochę...

- To zapraszam na najlepszą jajecznicę w lesie! - uśmiechnęłam się lekko.

...

- Więc szukasz ogrodu? - Zapytał mnie mój towarzysz odprowadzając mnie do wyjścia z lasu. - A wiesz przynajmniej czy on istnieje? Albo kto jest właścicielem?

- Babcia mówiła mi, bym nigdy się nie poddawała i że kiedyś na pewno go znajdę...

- A chcesz jutro do niego iść? - znów popatrzyłam na niego jak na debila.

- Wiesz gdzie on jest...?

- Jasne! On należy do mnie - Powiedział dumnie.

- Jesteś niemożliwy... - właśnie moja teoria poszła się walić

- Wiem - Również powiedział dumnym głosem.

- Wiesz... Jutro mam pracę... Ale może w czwartek? Kończę wcześniej. 15 przed tym wejściem Ci pasuje? - popatrzyłam na wyjście, przy którym staliśmy.

- Oczywiście! Już nie mogę się doczekać! Padniesz na widok tego miejsca! Przygotuje też obiad! - Uśmiechnęłam się na jego słowa..

- To... Ja już pójdę, miło było Cię poznać... Cześć...

- Do zobaczenia, Wioletto!

Pomachałam do niego i zniknęłam za drzewami.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro