16

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

-Deku... Izuku kurwa hnm...

-Tak Kacchan?- Odezwał się podnosząc się. Znów wisiał nade mną i obserwował mnie bacznie.

-M-moi rodzice są na dole.- Wysapałem odwracając wzrok.

-Drzwi są zamknięte.

-Deku nie. Nie i jeszcze raz kurwa nie.- Powiedziałem zwalając go z łóżka i siadając.- Kurwa.

-Kacchan..?

-Jak pierdole nie wiem co o tym wszystkim myśleć.- Szepnąłem czując łzy w oczach.

-Kacchan nie płacz... Proszę cię...- Powiedział łagodnie chcąc mnie przytulić, ale tylko ode mnie oberwał.

-Wypierdalaj stąd. Muszę wszystko przemyśleć. Przemyśleć czy tego kurwa chce.

-Rozumiem... Dziękuję za to, że mnie wysłuchałeś.- Westchnął podnosząc koszulkę. Założył ją i wyszedł. A ja zostałem sam. Sam z swoimi myślami i załamaniem nerwowym.

(7 Grudnia. Poniedziałek)
[Katsuki]

Nie spałem praktycznie kurwa wcale. Jest piąta rano a ja już wychodzę z domu. Przed siódmą będę już w akademiku. Przepakuje się i posiedzę chwilę sam. Chociaż tyle.

Dalej nie doszedłem do wniosku co począć.

Rozum mi mówi bym kazał mu spierdalać. Że on się tylko mną bawi.
A serce doprowadziło do tego, że prawie się z nim jebałem.

Nie chcę go spotkać. Nie chcę odpowiadać mu na te cholerne pytanie. "co dalej?" Kurwa nie wiem.

Wysiadłem z pociągu wraz z tymi myślami. Było cholernie zimno a uszy wręcz mi zamarzały. Słuchając muzyki kroczyłem powoli w stronę szkoły. Chcąc jak najbardziej wydłużyć ten czas. I co? I chujów sto kurwa, dotarłem za dziesięć siódma pod drzwi akademika. Mimo tego, że poszedłem naokoło.

Wszedłem do środka. Wszyscy kręcili się szykując do szkoły. Sam skierowałem się od razu na górę ciesząc się tym, że nikt mnie nie zaczepiał.

Spakowałem potrzebne rzeczy i usiadłem odpoczywając. Mam jeszcze półgodziny zanim wyjdę do szkoły. Ostatnie półgodziny na uspokojenie myśli i nastawienie się na rozmowę z Deku.

-Wejść!- Warknąłem slysząc charakterystyczne pukanie.

-Bakubro? Dobrze widziałem jak wchodziłes na górę.- Stwierdził wchodząc w głąb pokoju, po zamknięciu drzwi.

-Ta. Jak widać, jednak nie udało mi się wszystkich wyminąć.

-Dobra... Zacznę od razu od tego po co przyszedłem.- Westchnął siadając obok mnie.- Wiem, że Midoriya u ciebie był.

-Skąd? Powiedział ci?

-Nie. Sam chciałem do ciebie przyjść ale widziałem jak dzwoni domofonem i zrezygnowałem, gdy twoja mama wpuściła go do środka.- Zaśmiał się niezręcznie.- Domyślam się, że przyszedł z tobą pogadać i przeprosić?

-Zapytał mnie też o związek.- Mruknąłem cicho.

-Co?! Zgodziłes się? Racja? Bakubro?!

-Nie.

-Co? Ale jak to? Czemu?!

-Bo nie.

-Ale jak to wyglądało?

-Wyjaśnił mi wszystko. Przeprosił tysiąc razy, wyznał uczucia i pocałował... Jestem tym wszystkim tak cholernie zmęczony, że ci kurwa to opisuje. Nie wierzę już sam w siebie do cholery.

-Marudzisz. Lepiej ci będzie jak się wygadasz. I co zamierzasz teraz zrobić?

-Logicznie myśląc?

-No?

-Karze mu spierdalać.

-A pod względem tego jak się czujesz?

-Chcę się zgodzić.

-I co wybierzesz?

Prychnąłem na to pytanie kręcąc z zażenowaniem głową i spuszczając wzrok w dół.

-Nie wiem.

-Powiem ci tak. Wylicz sobie za i przeciw. Zastanów się jak bardzo zależy ci na uczuciu.

-Łatwo powiedzieć. Inni jak się dowiedzą będą nas męczyć. Pośmiewiskiem będziemy.

-Od kiedy ty patrzysz na zdanie innych?

-Odkąd sam siebie pod tym względem nie akceptuje.

-Prawdziwi przyjaciele nie będą was oceniać. A resztę gnid będzie się tępić. Po za tym, kto nie ryzykuje ten nie pije szampana bro.

-Czy ty usiłujesz mnie kurwa namówić?

-Pamiętam jak szczęśliwy byłeś przy jego boku. Więc tak. Jeżeli znów będziesz sobą i to zadowolonym sobą to będę cię namawiać.

-Ta...

-Co ci szkodzi bro? Albo zmienisz orientację albo będziesz szczęśliwy po tym wszystkim.

-Myślisz, że tak łatwo jest zmienić orientację?- Prychnąłem.

-W ustawieniach fabrycznych - Zaśmiał się.

-Jesteś niedorzeczny.

-Za to mnie uwielbiasz.

-Debil.- Strzeliłem go w ramię a on dalej się śmiał.

-I jak? Pomogłem ci chodź trochę?

-Nie wiem. Okaże się w praniu. A teraz chodź jełopie bo na lekcje się spóźnimy.

Byliśmy na styk. Pierwsza lekcja z All Mightem. Usiadłem w ławce, jak zawsze za Izuku. Który chyba bał się spojrzeć na mnie bo szybko uciekł wzrokiem gdy kierowałem się na swoje miejsce.

Praktycznie cały dzień, pomiędzy lekcjami się wymijaliśmy i nie zamieniliśmy nawet słowa.

Wróciłem do swojego pokoju i od razu ruszyłem pod prysznic a następnie do wanny.

Przemyślałem wszystko ale tylko jeden prosty wniosek wydobyłem.

Kirishima jest zajebistym przyjacielem.

A z resztą dalej niewiem.

Po godzinie opuściłem łazienkę. Przepakowałem rzeczy i wyjąłem książki by szykować się na jutrzejszy sprawdzian. Zacząłem się uczyć. Minęła godzina i ktoś zaczął pukać.

Wdech i wydech... Jakie to szanse, że to Kirishima chcący korki? Boże jak bardzo bym chciał by to był ten debil.

-Mogę wejść Kacchan..?

-Wchodź.

Usiadłem na łóżku a Deku niepewnie zajął miejsce obok mnie.

-Wiem po co przyszedłeś ale ja kurwa dalej nie wiem.

-A... Odwzajemniała moje uczucia. Prawda?

-Niestety.

-Oh...

Siedzieliśmy w niezręcznej ciszy. Ta cisza mnie kurwa zabijała.

Z jednej strony chciałbym z drugiej nie.
A może rzeczywiście chodź raz posłucham rady Kirishimy?

-Może lepiej pójdę..  i po prostu zapomnijmy o tym wszystkim.- Westchnął wstając. Po czym pokierwał się do wyjścia.

Poderwałem się do niego i zatrzymałem.

-Tak Kacchan?

Zacisnąłem pięści i opuściłem wzrok na podłogę.

-Kacchan?

-Z-... zostań.

-Co się dzieje Kacchan?- Zapytał zmartwiony a ja czułem się jak błazen.

Jak jebany kurwa klaun.

-Spróbujmy.- Mruknąłem a on od razu mnie przytulił.

-Dziękuję Kacchan.

-Ale nie pozwalaj sobie kurwa za bardzo i nikt poza Kirishimą ma nie wiedzieć. Jasne?

-Jak słońce Kacchan... Nawet nie wiesz jak się cieszę.

-Jak też... Ale mnie nie zawiedź. Proszę cię.

-Nie zawiodę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro