Rozdział 1 ,,Nie rozmawiam z tobą!''

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Perspektywa Ani:
Byłam bardzo zestresowana pierwszym dniem w nowej szkole.Martwi mnie myśl,iż uczniowie nie zaakceptują mnie poprzez moje pochodzenie.Jestem sierotą,a niedawno zostałam zaadoptowana przez przecudowną dwójkę rodzeństwa Marylę i Mateusza Cuthbert.Lecz jednak,gdy znalazłam się w klasie przez większość osób zostałam przywitana ciepłym uśmiechem. Jeden chłopak z ciemnymi,kręconymi włosami i cudownymi brązowymi oczami intensywnie mi się przyglądał. Przez co delikatnie się zarumieniłam.Usiadłam w ławce z dziewczyną,która nazywała się Diana Barry.Zapoznała ona mnie reszcie dziewczyn.Bardzo miło mi się z nimi rozmawiało.Tylko dwie z nich były do mnie negatywnie nastawione.Były to Ruby i Józia.W oczach obydwu widziałam czystą pogardę do mnie.

-Widzisz tego chłopaka,który na ciebie spogląda?To Gilbert Blythe.On podoba się Ruby od trzech lat!Nie możesz z nim rozmawiać.-wściekłym głosem powiedziała do mnie Józia.

-Dobrze-struchlałam na jej słowa.

Nie chciałam ich do siebie zrazić dopiero co się poznałyśmy i bardzo miło mi się z nimi rozmawiało.Postanowiłam,więc ignorować niejakiego Gilberta.Przerwę spędziłam siedząc z moimi nowymi przyjaciółkami na dworze.Czuję,że ja i Diana zostaniemy bratnimi duszami.Po dzwonku kolejną lekcją była-geometria.
Usiadłam wraz z Dianą w trzeciej ławce,zaś Ruby za nami.Chłopak,który WCIĄŻ mi się przyglądał. Usiadł on w tylnej ławce w drugim rzędzie.

Starałam się skupić na temacie tłumaczonym przez nauczycielkę,gdy nagle poczułam delikatne uderzenie w moje ramię,nie odwracałam się,ponieważ wyczułam,że to Blythe.Kulki z papieru znowu mnie uderzyły.Usłyszałam jak Ruby wstrzymuje oddech.Nauczycielka odwróciła się do tablicy i zaczęła pisać zadanie.Nagle usłyszałam skrzypienie podłogi.Oczy wszystkich,prócz nauczycielki zwróciły się na mnie.Kto mógł do mnie iść?Oczywiście cholerny Gilbert Blythe...
Stał tuż obok mnie i próbował mnie rozproszyć.Usłyszałam cichy szloch Ruby.Moje zirytowanie było coraz większe,gdy nagle...

-Marchewka!-krzyknął Gilbert ciągnąc wystające pasemko z mojego ohydnego koka
-Nie rozmawiam z tobą!-krzyknęłam waląc go z całej siły grubym i ciężkim podręcznikiem od geometrii w twarz.
-Właśnie to zrobiłaś-powiedział ten dureń Blythe.
-Aniu!Gilbercie!Marsz na korytarz i tam sobie porozmawiamy!-Panna Stacy była cała czerwona ze złości.

Ja to mam szczęście...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro