Rozdział 18 ,,Nie jestem rzeczą''

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dzień wycieczki rowerowej rozpoczął od pięknego słońca i naszych dobrych nastrojów. Wraz z naszą wychowawczynią oraz całą naszą klasą postanowiliśmy pojechać nad morze. Tam mieliśmy urządzić sobie piknik. Dziś też do naszej klasy wracał Billy Andrews. Miał on pojawić się dopiero na plaży podczas trwania pikniku. Dużo o nim słyszałam i nie były to pochlebne komentarze. Diana, Cole i Gilbert radzili mi, żebym trzymała się od tego chłopaka z daleka. Oprócz tego wiedziałam też, że jest on bratem Janki oraz Józia Pye zakochała się w nim. Z słów moich przyjaciół był on bezwzględnym dupkiem. Nie mam zamiaru mieć z nim do czynienia.

Jednak szybko odgoniłam o nim myśli. Uświadomiłam sobie, że ostatnio bardzo dużo czasu spędzałam na rozmowach z Gilbertem. Nie żałowałam tego czasu, ponieważ bardzo dobrze spędza mi się czas w jego towarzystwie. Przez ten krótki okres zdążyłam go bardzo polubić i się do niego przywiązać.

-Ania dawaj jedziemy!-krzyknął Cole, który wraz z Dianą czekał na mnie na rowerach.

-Już jadę!-odkrzyknęłam do moich przyjaciół.

Nasza trójka jechała bardziej z tyłu, ponieważ mieliśmy dużo wolniejsze tempo niż reszta. Ja i Diana jeździmy dość sprawnie i zarazem szybko, ale jest taki duży, blondwłosy problem-Cole.

Nie ujechaliśmy nawet metra, a chłopak już się wywrócił. Jechałyśmy wraz z nim z Dianą, ponieważ jest on naszym przyjacielem, a przyjaciół się nie porzuca i nie wystawia w biedzie. Cały czas śmialiśmy się i jechaliśmy wzdłuż drogi, która prowadziła do naszego celu. Jechaliśmy przez 20 minut i Cole jechał prosto. Już byliśmy bardzo blisko plaży. Nagle blondyn stracił panowanie nad rowerem.

-Uważaj!-pisnęła zestresowana cała tą sytuacją Diana.

-Nie w krzaki!-krzyknęłam.

Chłopak na szczęście nie tracił na krzaki. Zaś resztę drogi do plaży spędziliśmy na pieszej wędrówce. Tak dla bezpieczeństwa.

Gdy dotarliśmy na miejsce Panna Stacy ucieszyła się na nasz widok.

-O mój boże! Jak dobrze, że jesteście cali. Już myślałam, że wylądowaliście w krzakach.

-Niektórzy prawie tak-szepnęłam do Diany i Cola.

Cała nasza trójka starała się stłumić śmiech, żeby nasza nauczycielka nie zauważyła tego.

Po naszej rozmowie z wychowawczynią oddaliłam się kawałek w celu wyobrażania sobie jak cudownie jest być mewą oraz pozachwycać powalającymi krajobrazami i uchwycić je na zdjęciach. Mój aparat jak zawsze był przy mnie. Usłyszałam szelest liści zza krzaków. Przybyszem okazał się nieznajomym okazał się być wysoki blondyn, który na mój widok skrzywił się nieznacznie.

-Kim jesteś-zapytałam z delikatnym przerażeniem, ale nie dałam tego poznać w mojej wypowiedzi.

-Billy Andrews-patrzył na mnie z wyższością i pogardą

-Ania Shirley-Cuthbert-wyciągnęłam w kierunku blondyna ręka w celu zawarcia nowej znajomości on jednak zaśmiał mi się w prosto w twarz.

-To, że twój chłopaczek kazał mi się odczepić od ciebie nie oznacza, że tym pakiecie jest zawieranie znajomości z taką paskudną sierotą jak ty. To, że jesteś Gilberta nie ozna-

-Nie jestem czyjąś własnością! Nie jestem rzeczą. Twoja opinia na temat zawierania znajomości mnie nie obchodzi. Chciałam być uprzejma, ale jak widać dla takiego dupka jak ty się nie da. Ja i Blythe nie jesteśmy razem. Odczep się ode mnie i od niego.-odwróciłam się z zamiarem powrotu na piknik do moich przyjaciół. Gdy poczułam uścisk na ręce. Nie był on taki delikatny, gdy robił to Blythe. Ten był przepełniony nienawiścią i chęcią skrzywdzenia mnie. Wyrwałam się z jego uchwytu. I przyłożyłam mu z całej mojej siły z pięści w nos.

-Jeżeli jeszcze raz mnie tkniesz to nie gwarantuje ci, że skończy się to tylko i wyłącznie na złamanym nosie. I nie mów o tym co się stało nikomu-zagroziłam mu

-Dobrze-odparł chłopak, z w jego oczach widziałam cos na wzór przerażenia i podziwu.

-A teraz wrócimy na piknik. Ja wracam od strony morza, a ty idź inną drogą-powiedziałam chłodno w kierunku chłopaka.

Na moje słowa szybko pokiwał głową i dosłownie skoczył on w krzaki. Widziałam po jego twarzy spływa dużo krwi i widziałam, że go to boli .Szczerze? Czułam ogromną satysfakcję z mojego czynu i nie żałuję mojego ruchu. Podeszłam w kierunku morza w celu zmycia krwi z mojej ręki. Było warto. Na jego fałszywej twarzy zobaczyć te wszystkie emocje. Choć mam nadzieje, że taka sytuacja się już nie powtórzy.

Po moim powrocie na piknik zaważyłam ja Andrews tłumaczył się nauczycielce,że rozwalił sobie on nos poprzez wpadnięcie w dziurę na drodze i przywaleniem twarz w ziemięna ,na której akurat znajdował się kamień. Panna Stacy chyba jednak zbytnio nie uwierzyła w jego słowa.

-Dziś było super-powiedziała Diana

-Tak musimy kiedyś jeszcze spędzić tak czas w trójkę-odpowiedział Mackenzie

-Co powiecie na nocowanie?!-krzyknęłam do moich przyjaciół

Potem już tylko omawialiśmy szczegóły naszego spotkania.

Żałuję, że cię tu nie było Gilbercie...


-------------------------------
Witajcie! Proszę was o dawanie gwiazdek jeżeli rozdział wam się spodobał.Myślicie ,że ta historia skończy się dobrze czy nie? Może Blythe będzie z Ruby? Przecież nie zawsze na końcu jest szczęśliwe zakończenie...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro