23 marca 2024 - zmyślony

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

23 marca 2024 (sobota)

Uwagi — Powinnam zostać w domu, daruję sobie bieganie. Dlaczego? Patrz poniżej.

Stan rzeczy ― Temperatura plus dwa, zachmurzenie całkowite, ciemno, dżdżysto, beznamiętnie, wieje, pada;

Stan ciała ― Kiepski, boli mnie brzuch. Zaczęło się.

Stan ducha ― Rano masakra, kręci mi się w głowie, najchętniej położyłabym się spać.

Moje miejsce na notatki:

Drogi Pamiętniczku! To ja, twoja prawie trzydziestoletnia autorka. Jak mogę być nadal tak naiwna i liczyć, że wszystko się samo ułoży? Że któregoś dnia Wojtek obudzi mnie całusem, przyniesie kawę do łóżka. Czy kiedyś tak robił? Może raz, czy dwa. Czy mam nadal się łudzić, próbować rozmawiać, kłócić się o byle co, a potem błagać go, żeby zachowywał się normalnie i przestał chodzić nabzdyczony? Nie proszę o wiele, staram się jakoś wszystko godzić, a życie dosłownie przelatuje mi przez palce. Czy wszyscy faceci świata robią się właśnie tacy, czy trzeba specjalnie trafić na takiego, który z dnia na dzień zepchnie cię na margines? Na początku to jeszcze bujało się jakoś siłą rozpędu, ale po kilku latach całkowicie straciło moc. Doceniam jego pracę, żeby nie było. Ja też pracuję, czemu nikt nie oczekuje ode mnie, że będę robiła oszałamiającą karierę, za to kierowniczka nieustannie zadaje mi pytanie, czy jestem dostępna na nocną zmianę i w weekendy? Czemu muszę być dyspozycyjna?

Sobotnia, dziesięciogodzinna zmiana nawet dla młodej osoby była wyczerpująca, miesiączka nie była ułatwieniem. Na szczęście, wspierała ją Pani Bożenka i we dwie jakoś sobie radziły, z ciągle rosnącą kolejką niecierpliwiących się i zakatarzonych klientów. Wraz z nadejściem kalendarzowej wiosny rozpoczął się również sezon alergii, brzozy i topole nic sobie z tego nie robiły, pyląc na lewo i prawo.

― Jedziecie gdzieś na majówkę? ― spytała Pani Bożenka podczas krótkiej przerwy.

― Nie, ale posnujemy się z Wojtkiem po okolicy, może będzie fajnie. Jest jeszcze kilka miejsc, w których nie byłam.

― Nie będzie fajnie, jeśli nic nie załatwisz. Z tego, co słyszałam o twoim Wojtku, nie spodziewałabym się rewelacji. ― Wyszło trochę cierpko, ale kobieta miała rację.

― A jak załatwię, to też będę słuchać tylko narzekania. Znając nasze szczęście, trzeba będzie wszystko odwoływać ― narzekała Edyta.

― W takim razie, zarezerwuj coś i pojedź sama albo wyjedź w odwiedziny do rodziców. ― Wyglądało na to, że naprawdę przejmuje się młodszą koleżanką.

― Nie mam czasu szukać wycieczek. No i nie chcę jechać sama.

― A co ty masz do roboty po pracy? Usiądź na spokojnie i wieczorem poszukaj.

― Pani Bożenko, ale ja nawet nie mam wolnego, w ten cały długi weekend, bo w tym roku to Pani wypisała urlop. Będę miała dyżur sama albo mi kogoś dokooptują z innej apteki.

Bożenka machnęła ręką i obróciła wszystko w żart, a Edyta uśmiechnęła się i wzruszyła ramionami zrezygnowana.

Po pracy znowu utknęła na pół godziny w korku. A potem, zanim się obejrzała, było już ciemno. Wieczorem nie zdążyła usiąść do komputera. Późno skończyła prasować pościel i przed północą westchnęła tylko smętnie w stronę swojego biurka. Położyła się, ale sen nie nadchodził, a jej myśli zaczęły znowu krążyć, potęgując napięcie. Skierowała je od razu do krainy marzeń, gdzie klarowały się już powolutku charaktery bohaterów. Z tą książką to było całkiem serio.

Wymyślenie idealnego faceta nie było dla niej niczym trudnym. Doskonale pamiętała swojego pierwszego bohatera, którego powołała do życia. Był jej rówieśnikiem, z wyglądu podobnym do Wojtka, wysokim brunetem, z brązowymi oczami. Przeszło jej przez myśl, że po kilku latach wydoroślał i zmężniał. W jej głowie powstawała bardzo realistyczna wizja, wyostrzały się jego rysy, włosy układały w niesforne loki, zawadiacko opadające na czoło, ciało nabierało niezbędnej trzydziestolatkowi masy. Te same brązowe oczy patrzyły na nią wesoło i z czułością. Poprawił okulary i przechylił lekko głowę, ściskając w dłoni dwa kieliszki i butelkę zaległego, urodzinowego szampana.

― Cześć Igor ― wyszeptała. — Wywalamy te okulary, bez nich wyglądasz dużo lepiej.

Przecież zmyśleni faceci nie istnieją i zasadniczo nie mogą być groźni. Ten akurat stał w rogu sypialni, w czarnym podkoszulku i pasiastych spodniach od piżamy, z lekko rozchylonymi ustami, jakby chciał coś powiedzieć. Edyta uśmiechnęła się do swoich myśli i zamknęła oczy. Po chwili poczuła, że ktoś kładzie się koło niej. Przytula i opiera brodę na jej ramieniu. Wybudzała się w nocy, ale czując miękki dotyk w talii, znowu zasypiała spokojnie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro