22

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Zdesperowany dzieciak wszedł do salonu, gdzie zastał swojego ojca i spojrzał się na niego blagalnymi oczami. Rzesza odwrócił wzrok od swojej grubej krzyżówki, po czym westchnął i spojrzał się na swojego syna.

-Co tym razem chcesz? - spytał się, spodziewając się prośby o pieniądze na jakąś Pawlette czy jakieś inne rzeczy, o których nie miał zielonego pojęcia.

Lichtenstein próbował ukryć swoje podekscytowanie.

-Pójdziemy w niedzielę nad stawy? Jest święto kolorów!!!!

Rzesza ponownie westchnął.

-Ja nie zamierzam tam iść.

Podekscytowanie Lichtenstein'a w mig zniknęło, po czym mały spojrzał się na niego zawiedziony.

-dlaczego??

-Możesz spytać się jednego z swoich braci, aby z tobą poszli.

Lichtenstein już nawet nie próbując ukryć swojego smutku opuścił salon i ponuro wszedł po schodach na górę. Na Austrię nie było nawet co liczyć, raczej by się nie zgodził. Może.. Niemcy? Lichtenstein niepewnie zapukał do pokoju Niemca, starając się ukryć swój smutek i resztkami nadziei spojrzał się na drzwi.

Słuchający w tym czasie kawałka "Two moons" od Boywithuke, Niemcy na początku nie usłyszał nic, lecz gdy lichtenstein walnął w drzwi mocniej to usłyszał to i ściągnął słuchawki z uszu, zatrzymując muzykę na telefonie. Wstał a krzesła i podszedł do drzwi, otwierając je.

-Hm? - spojrzał się na swojego brata - jeśli chcesz, bym grał w brał star-

-Nie, nie - Lichtenstein zaprzeczył, przerywając mu i wymachując przed nim rękoma - chciałbym się spytać, czy może poszedłbyś ze mną w najbliższą niedzielę nad stawy na festiwal proszków holi?

***

<Time skip; At the festival>

-Lichtenstein, nie!!! - tak brzmiały ostatnie słowa Niemca, zanim dostał kolorowym (a dokładnie różowym) proszkiem prosto w twarz.

Dookoła było trochę zielonego terenu oraz dwa stawy należące do gminy. Tutaj często były jakieś imprezy, tak jak i teraz impreza kolorowych proszków Holi. Było tutaj dużo osób, małych i dużych. Mimo, że "sypanie" jeszcze się nie zaczęło, to część osób (w tym lichtenstein) już rozpakowało kolorowe proszki. Niemcy był tutaj z swoim młodszym bratem, oraz z Polską którego nikt poza Niemcem nie mógł zobaczyć.

Dzieciak się zaśmiał, widząc swojego brata tak różowego. Niemcy zdenerwowany próbował wytrzeć swoją twarz, ale tylko bardziej rozmazał mieszaninę mąki, talk'u (chyba tak się to odmienia?) i barwniku, pogarszając robotę.

-Mówiłem ci, byś nie sypał w twarz!!!

Polska zaśmiał się, jednak jego uśmiech szybko znikł gdy zdał sobie sprawę, że jest niewidoczny i nie będzie mógł zbytnio brać udziału w zabawie...

Około trzy minuty później, przez które lichtenstein resztkami swojej woli powstrzymywał się od tykania proszku, gościu od muzyki wszedł za głośniki i wiele osób skupiło na nim swoją uwagę.

-Jesteście gotowi?!?!

-Tak!! - krzyknęła grupa osób, w tym lichtenstein w stronę gościa.

-Dziesięć, dziewięć, osiem...

I tak odliczał, czekając na godzinę 14:00. Wiele osób, w tym lichtenstein i Niemcy wzięli garść proszku czekając przygotowani. Gdy ta godzina nastała, gościu z pomalowanymi włosami przy głośnikach podniósł jedną rękę do góry i krzyknął, drugą ręką włączając znany kawałek muzyczny:

-ZACZYNAMY!!!

W mig prawie wszyscy zebrani tutaj rzucili po garści proszku do góry, tworząc kolorowe chmury. Lichtenstein uśmiechnął się zafascynowany tym widokiem, a następnie wykorzystał nieuwagę Niemca by znów rzucić mu proszkiem... W twarz.

-EJ!!! - Niemcy krzyknął i zaczął go gonić z czarnym proszkiem. Dzieciak uciekał ile sił w nogach, nieraz po drodze obsypując jakieś kompletnie randomowe osoby. I tak się bawił, aż w końcu jeden obsypany przez niego dzieciak, akurat w twarz, postanowił połączyć siły z Niemcem i zemścić się na nim.

Tymczasem Polska obserwował to całe zajście z boku pilnując, by nikt go nie obsypał. W końcu proszek jest normalny, a więc mógłby na niego wlecieć i tym samym wyjawić jego obecność. A nikt na pewno nie wziąłby lewitującego, "zatrzymanego w czasie" proszku za coś normalnego. Chłopak westchnął i wlepił swój wzrok w swoich.

Lichtenstein krzyknął i zaczął biec dalej, aż wpadł na jakiegoś dorosłego w tłumie ludzi. Potem odwrócił się w stronę swoich 'oprawców', którzy uśmiechnęli się do siebie i sypnęli proszkiem w lichtenstein'a.

Jednak dzieciak się nie poddał. Schylił się na dół i przeszedł pomiędzy nimi, sypiąc w nich drobną ilością proszku. Potem jednak ten drugi dzieciak został zawołany przez rodzica lub kogoś innego, z kim tu przyszedł więc musiał zrezygnować z dalszego ścigania lichtenstein'a. Niemcy kontynuował.

W ciągu tego dnia dwójka zdążyła stać się jeszcze bardziej kolorowa, i z pewnością dobrze się przy tym bawili. Gdy impreza się skończyła, dwójka odeszła gdzieś z dala od niewielkiej pozostałości osób i Niemcy spojrzał się na Polskę.  Był w dobrym humorze, czego czego nie można było jednak pomyśleć o jego przyjacielu.

Polska westchnął i spojrzał się na niego.

-Jak było...? - spytał się, obojętnie.

-Naprawdę fajnie, dobrze się bawiłem. - odpowiedział Niemcy uśmiechnięty.

Lekko zdezorientowany lichtenstein spojrzał się na swojego brata, jednak niedługo po tym zrozumiał o co chodzi i postanowił iść dalej, po drodze przysłuchując się ich konwersacji.

-Aha. To super... - Polska wlepił wzrok w ziemię.

-Wszystko okej? - Niemcy spojrzał się na niego zmartwiony.

-Tak, po prostu.. - chłopak westchnął - też chciałbym wziąć udział w tej zabawie. Jeszcze nigdy nie byłem na czymś takim... Chciałbym, by inni mogli mnie zauważyć...

Niemcy odwrócił wzrok nie wiedząc, co powiedzieć. Trójka powoli wracała do domu na pieszo. Podczas wyprawy Polska nie odezwał się ani razu, podczas gdy Niemcy dużo rozmawiał z swoim bratem.

-Ja dostałem dziś skina do Leona ze starr dropa - lichtenstein kontynuował rozmowę, która jakimś cudem stoczyła się na brawl stars

-To super. - stwierdził Niemcy - Ja dostałem znów jakieś gówno, a dokładniej podwajacze żetonów. Z legendarnego.

-No... To jest gówniane. - stwierdził lichtenstein - przypomniało mi się, gdy z mojego pierwszego legendarnego dostałem skin GT max który nie dość, że jest okropny to ja jeszcze nigdy ją nie gram.

W końcu znaleźli się na posesji i zostali powitani przez rodzinnego psa, trochę zmieszanego ich kolorami oraz zapachami. Trójka weszła do domu. Tam zostali powitani przez Rzeszę.

-I jak było? - spojrzał się na nich, wychodząc z kuchni.

-Było suuuuuper!!! - lichtenstein podskoczył z radości - najlepszy dzień w moim życiu!!

-Było fajnie - skomentował Niemcy, z całą różowo-czarno-niebieską twarzą - pójdę się wykąpać.

Rzesza spojrzał się na lichtenstein'a.

-Ty również się wykąpiesz, i nie ma, że nie.

Dzieciak przytaknął, wciąż szczęśliwy. Z Polska westchnął i poszedł do pokoju Niemca, aby porobić coś, co zabiłoby czas.

03.03.2024

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro