28

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

rozdział niesprawdzony

Był zwykły, letni dzień. Słońce trochę świeciło, jednak poza tym było dość wietrznie. Obecnie były wakacje, dzięki czemu nieletni z rodziny mieli więcej wolnego czasu. Czas ten szczególnie sprzyjał lichtenstein'owi, który ponownie wybrał się na swoją "nielegalną" wyprawkę do swojego specjalnego miejsca. Nielegalną, gdyż teoretycznie nie wolno mu samemu opuszczać terenów należących do Rzeszy, czyli podwórza. Jednak na szczęście Niemca to nie obchodziło, więc w czasach gdy reszty rodziny nie było i on był sam z Niemcem, mógł się wymknąć na trochę czasu.

Lichtenstein uważa to miejsce za niezwykle, gdyż jest tam wiele fajnych rzeczy. Właściwie to są to ruiny paru budynków położone niedaleko jego domu w bocznej uliczce, o których prawie nikt nie wie oprócz jego, jego najlepszego przyjaciela i losowych osób, które kamieniem wydrapały jakieś wiadomości na ścianie w jednym z małych pomieszczeń, a w niektórych na ścianach narysowali coś sprayem. Niby ruiny jak każde inne, jednak wokół było trochę opuszczonych rzeczy. Poza tym jeden budynek miał piwnicę, jednak niestety wydawała się być całkowicie zasypana piachem. Tak jak i tego dnia dzieciak postanowił umówić się w tamtym miejscu z swoim najlepszym przyjacielem z klasy, Luxemburg'iem.

-Hej, jestem! - jego znajomy zjawił się na miejscu przed pierwszym budynkiem w kształcie kwadratu z dużymi drewnianymi drzwiami (a raczej jego resztkami).

Lichtenstein spojrzał się na niego i się uśmiechnął.

-Super! Wiesz, co robimy?

-Jasne. Pożyczyłem od taty wykrywacz metalu tak, jak obiecałem, więc może uda nam się znaleźć coś fajnego!

Choć większość rzeczy, które znajdowali były bezwartościowe w stylu kapsel, kawałek losowego metalu czy pusta puszka, to niektóre były wartościowe lub po prostu fajne - stara moneta, czyjś list, dziesięć zł. Dwójka dzieciaków liczyła na to, że kiedyś znajdą tam coś bardziej wartościowego, na przykład coś po starych właścicielach co po latach może mieć większą wartość. Albo coś w ziemi, np. Kolejna stara moneta, czy może nawet jakiś skarb?

-Dawaj do małego budynku z piwnicą, może tam coś w ziemi jest - zasugerował lichtenstein

-Okej! - odpowiedział jego znajomy.

-Tylko ciszej jak możesz... - lichtenstein rozejrzał się dookoła - lepiej, by w razie czego nikt nas nie słyszał.

Znajomy przytaknął i dwójka zaczęła iść w stronę wspomnianego budynku. Był mały. Na tyle mały, że nie był to normalny dom w którym się żyje, tylko raczej służył do czegoś innego. Gdy dwójka dzieciaków znalazła się na miejscu, lichtenstein wziął swoją łopatę do ręki w razie czego, a jego znajomy, Luxemburg, próbował jakoś zająć się tym wykrywaczem metalu.

-Wiesz, jak się tego używa? - spytał się lichtenstein - chyba po prostu przykłada się do ziemi i będzie piszczeć w razie czego.

-No w sumie to możliwe. - odpowiedział Luxemburg i przyłożył wykrywacz do ziemi. Przez chwilę zaczął powoli przesuwać urządzenie na prawo i lewo, aż nagle zaczęło piszczeć.

-JEST!! - krzyknął, ignorując wcześniejszą prośbę lichtenstein'a - dawaj, kop!

Lichtenstein z równie wielką ekscytacją zaczął kopać średniej wielkości łopatą Rzeszy zabraną z garażu, aż wykopał coś. Było to plastikowe opakowanie soku "Jupik", których już nie sprzedają w sklepach. Jednak to nie metal, więc musi być coś jeszcze, nie?

Kopiąc, natrafił na dziwnie wyglądającą monetę (prawdopodobnie należącą do jakiegoś nieznanego im kraju), oraz średni kawałek najprostszego, zardzewiałego metalu.

-To jest fajne - Luxemburg wskazał na monetę - a to wyrzuć. - wskazał na metal.

Lichtenstein'a przytaknął i wyrzucił metal w randomowe miejsce za siebie, a monetę schował do kieszeni. Luxemburg zaczął ponownie machać wykrywaczem, lecz nic.

-Daj mi to, źle to robisz - lichtenstein wyrwał mu wykrywacz z rąk i zaczął przesuwać wolniej. Nic. Może nie ma nic na wierzchu, w końcu ten wykrywacz nie wykryje niczego 2 metry pod ziemią.

-Chodźmy gdzieś indziej, tu nic nie ma - stwierdził lichtenstein.

Potem dwójka chodziła losowo po terenach opuszczonych budynków, wraz z wykrywaczem. Lichtenstein uważnie przesuwał wykrywacz po ziemi, co jakiś czas natrafiając na coś. W większości było to jakieś 'gówno', jak to określił, jednak czasem było coś, co można było nazwać fajnym. Jednak na razie nic wartościowego.

-Dawaj tutaj!! - lichtenstein krzyknął - patrz, jak głośno piszczy!!

Luxemburg szybko podbiegł do niego i zaczął kopać. Był to dość spory kawałek, jakiegoś metalu. Wydobycie go wymagało wykopania większej dziury, niż kiedykolwiek. Już niedługo robiło się ciemno, a więc musieli jeszcze bardziej przyspieszyć pracę.

Po dość długim wysiłku Luxemburg stanął na nogi i westchnął, ręką wycierając pot z czoła.

-Weź teraz ty - podał łopatę swojemu koledze, po czym lichtenstein zaczął kopać. Już prawie to mieli. Wydawało się to być jakimś pudełkiem czy coś. Kto wie, może w środku będą jakieś skarby?

Gdy udało się, dwójka wyciągnęła niedużą, jednak też niemałą skrzynkę. Przez parę dobrych minut próbowali to otworzyć, aż w końcu się udało. W środku była kartka, i... Okulary?

-Męczyłem się tyle tylko po jakieś gówniane okulary?? - Luxemburg odwrócił się do lichtenstein'a - to chyba jakiś żart!

-Mi się podobają - lichtenstein wzruszył ramionami, trzymając czarne okulary z jakimiś dziwnymi symbolami po bokach - poza tym, mamy jeszcze to - spojrzał na kartkę - jak myślisz, co tu pisze?

Kartka ta była w języku angielskim, którego jeszcze dobrze nie znali. Wydawało się to być jakimś listem czy coś.

-Nie mam pojęcia, choć... Wydaje mi się, że to jakaś mapa skarbów. Taka pisemna. Znam trochę angielski ale nie bardzo, lecz na tyle, by wiedzieć, że to jest mapa skarbów. - stwierdził Luxemburg.

-Nie wydaje mi się, że to mapa skarbów.

-To dlaczego tutaj pisze "A box is hidden"?

-Yyy... Nie wiem nawet co to znaczy.

Luxemburg zmarszczył czoło, próbując wysilić się bardziej i przynajmniej z kontekstu zgadnąć, o czym to może być. Jednak nic.

-Może spytasz się kogoś, by ci przetłumaczył? - spytał się Lichtenstein

-Ty się spytaj, ja nie mogę bo w razie czego jak tam będą jakieś przekleństwa czy co to będę miał przesrane. A ty możesz spytać się swojego brata i nic ci nie będzie.

-No w sumie.

-Dobra, może spadamy bo już się robi ciemno - Luxemburg spojrzał się w górę - zasyp tak na szybkiego ten dół by nie było nic podejrzanego, połóż skrzynkę w tamtym budynku i weź te okulary z listem. Jak następnym razem się spotkamy, to powiesz mi o czym to jest. Albo przez telefon. Nie wiem.

-Okej - lichtenstein zasypał nogą dziurę, a następnie w miarę możliwości uklepał ziemię. Potem wziął już pustą skrzynkę z metalu i zaniósł ją do wspomnianego małego, pustego budynku. Gdy wrócił, wziął łopatę i dwójka zaczęła wracać w stronę własnych domów. Łupem podzielili się wcześniej po równo, a więc nie musieli już tego ustalać.

W pewnym momencie ich drogi rozeszły się, gdyż poszli w inne strony.

-Pa! Widzimy się niedługo! - krzyknął Luxemburg - nie zapomnij spytać się Niemca, co pisze na tej kartce!

-Okej! - lichtenstein krzyknął w odpowiedzi i pomachał ręką, a następnie wrócił do swojego domu.

Jednak tam nie zastał Niemca.

-Zapewne gdzieś wyjechał z resztą... - lichtenstein westchnął, zmęczony dzisiejszym dniem i położył się na łóżku, uprzednio wkładając kartkę i okulary do szuflady na biurku. Zamierzał zająć się tym później.

Kartka? Może było tak coś ciekawego, w końcu według Luxemburg'a jest tam coś o skarbie. A okulary? Po prostu wyglądają fajnie.

Nie wiedział jednak, że to nie są zwykle okulary.

21.03.2024

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro